28.11.2020

Od Michaela CD Any

— Co, kurwa? — wydusiła jasnowłosa.
Brunet cicho westchnął uważnie przyglądając się ludziom mafii, którzy nie wyglądali na żartownisiów i to, co mówili, było prawdą.
— Lepiej wejdźmy do środka. — rzekł brunet, czując, jak Ana podpiera się o jego bok. — Ona tak długo nie ustoi, a na pewno ma wam do przekazania jakieś rozkazy. — dodał po chwili i dopiero po tych słowach, dzieci mafii ruszyły do wnętrza domu.
Cała piątka skierowała się do salonu, z czego trójka mężczyzn zajęła miejsce na kanapie, a przyjaciele zasiedli na wygodnych fotelach. Gdy Mike widział nadal oszołomioną Ane, postanowił przynieść jej szklankę wody, której nawet nie odkładał na stolik, a od razu została zabrała z dłoni bruneta. Kobieta upiła kilka łyków i nerwowo westchnęła.
— Tak więc co mamy robić? — spytał jeden z mężczyzn, lecz nie uzyskał żadnej odpowiedzi, tak więc Michael postanowił obudzić z sobie cechy przywódcze i wspomóc przyjaciółkę.
— Na pewno nie macie się zbliżać do miejsca, w którym został porwany Joey. — powiedział przyglądając się mężczyzną — Lepiej, żebyście się tam nie kręcili - raz, że może zgarnąć was policja, dwa, że zatrzecie ślady. — dodał wyjaśniając.
— A kim Ty jesteś, żeby nam mówić, co mamy robić? — burknął wcześniej pytający — Jakiś obrońca sądowy czy pies tropiący? — zaśmiał się wraz z dwójką mężczyzn.
— Nie, ale kimś, kto w mgnieniu oka jest w stanie wysłać Cię do czeluści piekieł, gdzie cierpiałbyś do końca istnienia wszechświata. — odpowiedział na tyle spokojnie, że gdyby Siwa miała sierść, ta najeżyłaby się od samego tonu głosu bruneta. — Tak więc raz jeszcze mówię, żebyście się tam nie zbliżali. — dodał nadal trzymając kontakt wzrokowy z mężczyznami — A teraz możecie wyjść i po prostu nie rzucajcie się w oczy. Gdy Ana będzie miała do was sprawę, na pewno się do was zgłosi. — wyjaśnił, wstał z fotela i odprowadził "gości" do wyjścia.
— Co za kretyni.. — mruknął pod nosem, gdy tylko główne drzwi zamknęły się za ich plecami.
Mężczyzna wrócił do salonu, usiadł na kanapie i oparł ręce o oparcie mebla, kierując wzrok na kobietę, która nadal trzymała w dłoni szklankę z wodą. Nadal wyglądała na oszołomioną.
— Ale dlaczego akurat ja? — mruknęła wbijając wzrok w stolik po środku.
— Najwidoczniej Joey Tobie ufa i wierzy w to, że sobie poradzisz z tymi melepetami. — rzekł brunet — Sama widzisz, że wydawanie im rozkazów nie należy do trudnych czynności. Powiesz im, że mają kręcić się za własnym ogonem, a to uczynią. — dodał, uważnie przyglądając się przyjaciółce.
— Niby tak, ale...
— Ana.. — przerwał, wstał z kanapy i spokojniej podszedł do kobiety, chwycił ją za dłonie i delikatnie pomógł jej wstać, żeby móc objąć ją w pasie. — Przechodziliśmy przez większe piekło, w sumie to zawsze wychodzimy cało z każdej akcji i tym razem damy radę. — chwycił delikatnie za jej podbródek, by nawiązać z nią kontakt wzrokowy — Pomogę Ci, Ana. Zawsze możesz na mnie liczyć. — wyszeptał czule i delikatnie uniósł kącik ust, po czy lekko pocałował kobietę w czoło.
— Dziękuję. — szepnęła tuląc się do torsu bruneta.
W takim uścisku trwali dosyć długo, lecz najwidoczniej im to nie przeszkadzało. Mężczyzna delikatnie gładził jej plecy, a druga ręką mierzwił jej włosy, przy okazji delektując się jej zapachem. Gdy jednak nadszedł ten czas, para przyjaciół "odkleiła" się od siebie, by znów spojrzeć sobie w oczy.
— Jak się czujesz? — spytał ciemnowłosy — Gotowa na zabawę w detektywa? — dopytał spokojnie.


Ana? c:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics