30.11.2019

Od Minho CD Silasa

  Czas uciekał szybciej, niż można było się spodziewać. Rudowłosy nie zdołał się zorientować, a już nadszedł wieczór, przez co zmuszony był wrócić do domu. A właściwie - zrobił to z nawyku. Nie wiedział, gdzie mógłby jeszcze się udać. W dodatku, to kolejnego dnia miał się spotkać z Nullahem. Nie mógł się doczekać się takowego spotkania, gdyby wiedział, na co się pisał, wcale by się nie zdecydował. No ale, taki był los człowieka. Nigdy nie wiadomo, co może go spotkać kolejnego dnia.

_____________________________

  Kolejny dzień nadszedł niesamowicie szybko. Lee nie myślał o niczym szczególnym, jak tylko o dzisiejszym spotkaniu. Tyle czasu nie widział znajomego, że zdołał się stęsknić. Był ciekaw tego, co wydarzyło się w jego życiu, do jakich sytuacji doszło, co w ogóle skłoniło go do wyjazdu. Tak. To go chyba najbardziej zastanawiało. Jednak domyślał się, że i tak się nie dowie, a przynajmniej nie podczas tego spotkania. 
 Cały dzień spędził w domu, bawiąc się ze swoimi kotami, ewentualnie rozmawiając ze współlokatorem, który dość niedawno się wprowadził, zajmując jeden z pokoi. Chłopak miał kręcone, czarno-niebieskie włosy. Był młodszy od Lee o trzy lata, jednak dobrze się dogadywali, szczególnie w kwestii pupili, ponieważ młodszy również posiadał jednego kociaka. 
- Hej, Minho. Potrzebuję pomocy z historią. Nic z tego nie rozumiem. - słowa Noena zaskoczyły Koreańczyka, jednak nie chciał mu odmawiać, szczególnie kiedy mógł chociaż mu w tej kwestii udzielić pomocy. 
 I nim mógł się zorientować, musiał się zbierać do wyjścia, informując o tym, iż wróci nieco później niż zwykle. Po opuszczeniu mieszkania, zdecydował się pojechać komunikacją miejską, choć nie było to daleko, to jednak nie widziało mu się podróżowanie swoim pojazdem. A przynajmniej nie teraz. W międzyczasie pisał z Nullahem, który poinformował go, że już czeka, na co Minho odpisał, że sam niedługo dotrze na miejsce.
  Jednakże, nim do tego doszło, na drodze, jak można było się spodziewać, o takiej godzinie ludzie zaczynali odżywać, więc musiał być korek na drodze. To spowodowało, iż Azjata nieco się spóźnił na spotkanie z chłopakiem. Przepraszając za to, zajął miejsce naprzeciw niego, delikatnie się uśmiechając. To właśnie wtedy zaczęli rozmawiać, o wszystkim, i o niczym. Tematów było bezliku, szczególnie przy kubku gorącej czekolady. Rudowłosy nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak miło spędzał czas w cudzym towarzystwie. 
  Podczas rozmowy, Nullah zapytał się, czy Lee nie chciałby się przypadkiem zamienić ubraniami. Jaki był konkretny powód? Sam Koreańczyk nie poznał, ale zgodził się na takową propozycję, udając się z towarzyszem do łazienki. To tam zamienili się ubraniami, szczególnie górną garderobą. Co prawda, nie rozumiał po co to wszystko, aczkolwiek chyba nie miał co pytać. Kiedy wrócili do stolika, starszy oznajmił, iż musi już wychodzić, bo dochodzi dość późna godzina, a mianowicie - dwudziesta druga. Chłopak nie chciał go zatrzymywać, więc pożegnali się, umawiając się na jeszcze jedno spotkanie w niedługim czasie. 
Zostając samemu w kawiarni, założył kaptur na głowę, aby swobodnie oprzeć się o oparcie fotela, na którym siedział. Jednak nie spodziewał się, że ktoś złapie za kaptur, łącznie z włosami, podciągając go do góry, tym samym wyrywając z jego ust kilka przekleństw. 

Silas?

29.11.2019

Od Nathaniela CD Hime

   Pożary, zawalenia oraz zalane mieszkania - wszystko to było spowodowane przez piromanitów, którzy zawitali do spokojnego Seattle. Wszelkie służby ratunkowe miały ręce pełne roboty, do takiego stopnia, że brakowało wszelkich wozów. Chaos ten trwał dobre dwa tygodnie, po tym nastała cisza przed burzą. Mieszkańcy oraz ratownicy mieli tydzień odpoczynku od wszystkiego, niektórzy nawet zapomnieli, co się działo ledwo kilka dni temu. Jednak Nathaniel pamiętał wszystko i wszystko to analizował w swoim biurze, które zapełnione było licznymi rysunkami oraz notatkami. W tym wszystkim pomagał mu Adiel, który z chęcią chłonął wiedzę nowych istot, których wcześniej nie znał. Choć elf jest zwykłym strażakiem, bardzo przejął się sprawą piromanitów i za wszelką cenę chce dopaść podpalacza, który wyrządza tyle szkód w mieście. Do tego nadarzyła się okazja, gdy zmiana Harrisona dostała wezwanie do znanej mu kamienicy - wybuch gazu, a za tym, wielki pożar. Do tego zdarzenia zjechało kilka zastępów straży pożarnej oraz pogotowie ratunkowe z policją, w tym ludzie od gazu, którzy wyłączyli źródło ognia w całej okolicy. To pomogło ogniomistrzom w działaniach, którzy od razu wkroczyli do akcji gaśniczej, a gdy ogień zmalał, weszli do środka budynku. Rozdzielili się na dwie grupy - jedna poszła na piętra, druga natomiast do piwnicy, która była źródłem wybuchu ognia.
— Tam ktoś jest! — krzyknął nagle jeden ze strażaków, wskazując na drugi koniec pomieszczenia.
Harrison odruchowo spojrzał we wskazane miejsce i choć w pomieszczeniu unosił się spory dym, dostrzegł sylwetki dwóch postaci, a raczej człowieka oraz psa. Poszkodowani byli przytomni, lecz ich droga ucieczki była pokryta resztkami ognia oraz stropu, który spadł pod wpływem wybuchu.
— Pomogę im się wydostać. — stwierdził elf, po czym spojrzał na resztę grupy — Sprawdźcie resztę pomieszczeń. — dodał, na co reszta przytaknęła.
Reszta strażaków wiedziała o zdolnościach maga, więc pozwolili mu na samodzielne działanie. W tym momencie liczy się czas, więc bez zwlekania, mężczyzna krótkim zaklęciem oczyścił wąskie ścieżkę i zbliżył się do poszkodowanych. Gdy dym znacznie się rozrzedził, dostrzegł znaną postać, a dokładnie Hime ze swoim psem, którzy, o dziwo, wyglądali dobrze. Od razu ich wyprowadził na zewnątrz, a następnie do karetki, gdzie musieli zostać przebadani pod względem zatrucia lub ewentualnych poparzeń. Tym razem Harrison nie miał czas na rozmowę ze znajomą, gdyż został od razu wezwany z powrotem do budynku.
Cała akcja trwała blisko godzinę i choć nie jest to długo, zdążyło to zmęczyć wszystkie służby ratunkowe, szczególnie strażaków, którzy biegali po schodach z ciężkim sprzętem na sobie. Gdy jednak nastał ten spokój, kapitan wygłosił krótkie przemówienie na temat stanu kamienicy.
— (...) Wybuch spowodował osłabienie konstrukcji budynku, przez co nie można w nim mieszkać. Jednak potrwa to kilka dni, gdy skończy się jego remont. Mieszkańcy proszeni są o zamieszkanie u swoich rodzin lub znajomych, a jeśli ktoś nie ma takiej możliwości, niech zgłosi się do mnie. (...)
W tym czasie Harrison odstawił ciężki sprzęt do wozu bojowego i ściągnął z siebie ciemną kurtkę, by móc założyć lżejszą bluzę. Odruchowo rozejrzał się po mieszkańcach, a gdy dostrzegł Hime z psem, postanowił do niej podejść, bo choć tylko znajomymi, to tylko ich dwójka wie coś na temat piromanitów.
— Będziesz miała u kogo mieszkać na czas remontu? — zapytał spokojnie, dopinając zamek bluzy, po czym zerknął na kobietę.

Hime?

28.11.2019

Od Michaela CD Any

   Gdy regeneracja Corsona dobiegła końca, Erge mógł opuścić posiadłość jasnowłosej, choć cała ich trójka zaczęła powoli się dogadywać. Pomimo tego, Harvey wolał wrócić w swoje strony i także odpocząć od we własnym zaciszu. Natomiast dwójka przyjaciół nie marnowała czasu i zaczęła zbierać informację na temat zleceniodawcy.
— Blondyn o obcym akcencie.. — mruknęła kobieta, siedząc wygodnie w fotelu — W sumie nic nam to nie mówi. Dużo jest takich obcokrajowców.
— Musi być to osoba, którą znam.. — westchnął w zamyśle — Zostaje nam zwiedzić okolicę i przyjrzeć się tamtejszym mieszkańcom.
— Praca na cały dzień. — powiedziała Ana, wstając z fotelu — Najlepiej będzie, jak pojedziemy na dwa auta.
— Dobry pomysł. — przyznał brunet — Więc będziemy w kontakcie. — dodał z delikatnym uśmiechem.
Przyjaciele opuścili posiadłość drakonida i wsiedli do swoich aut. Jako, ze Ana posiada auto terenowe, szybciej opuściła zalesiony teren, natomiast Mike musiał ślimaczyć się po drodze, żeby nie uszkodzić podwozia bawarki. Gdy w końcu wyjechał na prostą drogę, sięgnął po telefon i wybrał numer Any, żeby dowiedzieć się, w którym kierunku pojechała.
— Skierowałam się na prawą stronę. — odpowiedziała po chwili — Jedź lewą. Powinniśmy spotkać się przy głównej krzyżówce. — dodała.
— Dobrze. Jeśli coś znajdziesz, informuj. — powiedział spokojnie brunet.
— Się rozumie, kapitanie. — mruknęła z nutką rozbawienia, co spowodowało u mężczyzny lekki uśmiech.
   Po blisko dwóch godzinach krążenia, para przyjaciół spotkała się we wcześniej wspomnianym miejscu. Zatrzymali pojazdy na poboczu i podeszli do siebie w celu wymiany informacji. Okazało się jednak, że to nic nie dało i choć bardzo by chcieli znaleźć zleceniodawce, to jest to prawie niewykonalne.
— Pomyśl Crowley, czyją siostrę zabiłeś tamtego wieczoru.. — usłyszał nagle głos Corsona — Rysopis oraz akcent się zgadza. Rodzina Iryn nie pochodzi stąd.
— Mam pewien trop. — powiedział brunet — Jedź za mną. — dodał i wsiadł do bawarki.
Kobieta bez zbędnych pytań wsiadła do swojego wozu i skierowała się na mężczyzną, który poprowadził kilka kilometrów dalej od skrzyżowania, lecz nadal po za granicą Seattle. Wzrokowo rejestrował wszystkie budynki i próbował sobie przypomnieć dom Iryn, rodziców zamordowanej Maru, siostry Helryka, prawdopodobnego zleceniodawcy. Gdy znalazł tą konkretną posiadłość, zatrzymał się na poboczu i wysiadł z bawarki, lecz i tak coś mu nie pasowało.
— Wygląda na opuszczony. — stwierdziła Ana, która zaraz dorównała kroku brunetowi.
— Bo jest opuszczony. — stwierdził krótko — Po śmierci ich córki, wyprowadzili się z miasta. — dodał, choć tak naprawdę nie znał tych informacji.
— Skąd to wiesz? — spojrzała na przyjaciela.
— Nie wiem. — odpowiedział pół szeptem.
Gdy oby dwoje podeszli bliżej bramy, zauważyli taśmę policyjną, która świadczyła o jakimś morderstwie w owym domu. Pomimo tego, brunet chciał sprawdzić wnętrze domostwa, więc podszedł do drzwi i choć był pewny, że te będą zamknięte, pociągnął za klamkę, a drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. Mężczyzna zerknął na towarzyszkę, która cały czas pilnowała jego zgrabnego tyłu, żeby nie znaleźć się z nożem w plecach. Gdy ich kroki rozniosły się po pustym, drewnianym, salonie, dało się wyczuć Śmierć, która nadal tutaj przebywała. Chłód oraz nieprzyjemny zapach były tego znakiem.
— Co my tutaj właściwie robimy? — zapytała Ana, która przyglądała się zdjęciom na podłodze.
— Szukamy zleceniodawcy. — odpowiedział spokojnie.
— Przecież tutaj nikogo nie ma. — westchnęła wracając wzrokiem na przyjaciela.
— Jesteś tego pewna?
Owe pytanie padło w innym akcencie, które idealnie pasowało do zeznań czarownika. Wtem spojrzenie przyjaciół wylądowało na wysokim, szczupłym, blondynie, którego cera była tak blada, że łatwo było dostrzec zmęczone oczy. Był to sam Helryk Iryn, brat zamordowanej Maru, którą życia pozbawił sam Crowley. Choć było to bardzo dawno, blondyn dobrze pamiętał bruneta, przez co doszło do walki wręcz bez użycia jakiejkolwiek magii, przez co jasnowłosy poniósł dosyć głupią śmierć — uderzył głową o drewnianą półkę i doszło do pęknięcia czaszki.
— Cóż. Umarło mu się. — mruknął Mike, przecierając dłoń o dłoń. — Lepiej stąd chodźmy.
— W domu mi wyjaśnisz, o co mu chodziło. — rzekła Ana.
      Po pozbyciu się czarownika oraz zleceniodawcy, Michael mógł w spokoju odpocząć w swoim mieszkaniu i choć należy do ludzi aktywnych, tak teraz wolał cały dzień leniuchować. Wrócił także do pracy w szkole oraz kawiarni, a mówiąc krótko, wrócił do codzienności. Od czasu do czasu spotykał się z Aną, głównie w kawiarni lub na jej łodzi. Tak też było dzisiejszego wieczoru.
— Jak tam praca? — spytała kobieta, która siadła naprzeciw przyjaciela.
— Jest dobrze. Interesy kwitną i nie zapowiada się na bankrut. — odpowiedział z udawaną powagą, przez co zaraz oby dwoje wybuchli śmiechem — A tak serio, jest po prostu dobrze. — uśmiechnął się delikatnie — A jak mają się sprawy u Ciebie? — spytał poprawiając się na siedzisku łodzi.

Ana?

Od Liama CD Larissy

Uśmiechnąłem się jednym tylko kącikiem ust, podążając wzrokiem za blondynką. Luna nadal wyglądała na mocno zestresowaną, patrzyła z uporem i niezadowoleniem w jedno miejsce, gdzieś przed sobą. Jakby widziała coś, czego ja nie mogłem dostrzec.
Ciekawe.
- Jeśli to nie problem, napiłbym się herbaty - zwróciłem się do dziewczyny, która zniknęła w kuchni. Nie widziałem jej, ale słyszałem otwierające i zamykające się szafki oraz stukot przesuwanych naczyń. Po chwili dopiero oderwałem wzrok od miejsca, na które patrzyła suczka i, potrząsnąwszy głową, jakbym sam siebie chciał przekonać, że tam naprawdę nic nie ma, odpiąłem smycz od szelek owczarka i ruszyłem do kuchni, by tam dołączyć do blondynki. Pies posłusznie podreptał za mną, choć nadal mową ciała dawała mi znać, że jej się tu nie podoba.
No cóż, mnie też przepełniał irracjonalny niepokój, ale chwilowo nie mieliśmy alternatywy. Musieliśmy tu przeczekać, aż na pewno pozbędziemy się ogona.
- A co do tłumaczenia... - podszedłem do dziewczyny, która właśnie, stojąc przy zlewie, nalewała wodę do czajnika elektrycznego, żeby ją zagotować. Przez moment przypomniałem sobie, jak Ana, gdy jeszcze mieszkaliśmy razem w naszym rodzinnym domu, zawsze gotowała wodę na herbatę bezpośrednio w kubku. Przy użyciu własnych dłoni. Niejednokrotnie źle oceniwszy temperaturę rozsadzała naczynie... Zamrugałem szybko, żeby odgonić sprzed oczu widmo wybuchającego kubka. Westchnąłszy, oparłem się biodrem i wyspę kuchenną i założyłem ręce na piersi. - Od czego mam zacząć...? - zapytałem, w zasadzie nie oczekując odpowiedzi. Jednak otrzymałem ją w znaczącym spojrzeniu. Uśmiechnąłem się lekko na widok furii w oczach dziewczyny. No tak, mogłem się tego spodziewać. - Już już, nie krzycz na mnie - zaśmiałem się. Przekrzywiłem lekko głowę, zakotwiczając wzrok na pełnych ustach Larissy.
Szybko spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok, a kąciki moich ust uniosły się w triumfalnym uśmiechu.
Specjalnie zacząłem więc nie od tej części wyjaśnień, niż widocznie dziewczyna oczekiwała.
- Zwojem zajmiemy się, jak już się napijemy - zaproponowałem. - Prawdopodobnie nie będę potrafił ci pomóc osobiście, bo znam raczej tylko języki nowożytne. Ale mam znajomości, dzięki którym na pewno znajdę kogoś, kto będzie potrafił ci pomóc.
Dziewczyna skinęła powoli głową, wbijając wzrok w czajnik, z którego zaczęła się już wydobywać para. Gdy nie podniosła wzroku, dodałem:
- Zważywszy na sytuację najlepiej by było, gdyby o całej sprawie wiedziało jak najmniej osób. Porozmawiam z przyjacielem, może będzie w stanie skierować nas do odpowiedniej osoby bez włączania w to innych pośredników.
Między nami zapadła krępująca cisza. Nie chciałem jej przerywać, wolałem dać blondynce czas na przetrawienie sytuwacji. W końcu byłem dla niej w zasadzie obcy. A wychodziło na to, że będzie musiała zawieżyć mi ważną dla siebie rzecz... czy nawet życie, wnioskując po wydarzeniach mających miejsce raptem kilkadziesiąt minut temu.
- Ktoś za nami szedł - odezwałem się jednak w końcu. Żeby w końcu wytłumaczyć jej moje średnio dżentelmeńskie zachowanie. - Jednak, jak się okazało, nie do końca wiedział, kogo śledzi. Nie mogliśmy okazać zaniepokojenia, bo wzbudzilibyśmy jego podejrzenia. A musiałem zobaczyć, kto to jest, żeby być w stanie go później zidentyfikować albo przynajmniej wiedzieć, czy mam szansę w bezpośredniej walce z nim, czy lepiej od razu uciekać - usłyszałem, jak Luna cicho warczy, ale tym razem ją zignorowałem. Wypowiadając następne słowa, złapałem z Larissą kontakt wzrokowy. Uśmiechnąłem się lekko. - Udawanie zakochanej pary było najłatwiejszym sposobem osiągnięcia mojego celu. Przepraszam - dodałem z grzeczności, ale w głosie nie było słychać skruchy.

Larissa?

26.11.2019

Od Liama CD. Kangsoo

- Lepiej bym tego nie ujął - zaśmiałem się cicho. - Naprawdę, aż trudno uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj... - włączyłem kierunkowskaz, gdy samochód przed nami ruszył po tym, jak światło zmieniło się na zielone. Mozolnie potoczyliśmy się naprzód. Korki dużego miasta... każdy mieszkaniec Seattle musiał się z nimi zmagać. No chyba, że wybierał bardziej ekonomiczny sposób przemieszczania się, mianowicie spacer.
Kilkanaście minut później zajechaliśmy pod mój blok. Tym razem szczęście postanowiło się do nas uśmiechnąć, bo niemal od razu znalazłem wolne miejsce i to prawie pod samymi drzwiami na moją klatkę.
Wchodząc już po schodach, zrównałem się z Kangsoo i zagaiłem:
- A więc będziesz miał okazję zobaczyć mój zwierzyniec w pełnej okazałości - zaśmiałem się, kręcąc kluczami na placu. - Mógłbyś nakarmić Tokkę? Ona jest chyba najmniej problemowa, poza tym widziałem, jak radzisz sobie z Geumem, więc i z nią nie powinieneś mieć problemu. Jest od niego bardziej przyjacielska. Tylko... tego. Nie zdziw się, jak zacznie jakieś dziwne rzeczy wykrzykiwać - przewróciłem oczami, już wyobrażając sobie taką sytuację. Amazonka potrafiła wykazać się prawdziwą elokwencją w dziedzinie wyszukanych przekleństw lub zbereźności.
W międzyczasie dotarliśmy na moje piętro. Krótko wytłumaczyłem Koreańczykowi, że będę musiał wejść pierwszy, żeby złapać Lunę. Mężczyzna skinął głową na znak, że rozumie, a ja przystąpiłem do akcji.
Tak jak podejrzewałem, suczka już usłyszała, że nie jestem sam. Dlatego zamiast jak zwykle grzecznie czekać na swoim posłaniu, aż się ogarnę po powrocie, ledwo otworzyłem drzwi, jej łeb z wyszczerzonymi kłami pojawił się w wejściu. W ostatniej chwili zdążyłem ją złapać za obrożę.
- Wybacz - rzuciłem przez ramię do przyjaciela. - Już ją ogarniam. Nie mam pojęcia, co w nią wstąpiło... - wbiłem karcący wzrok w suczkę, ale ona całą swoją uwagę skupiała na mężczyźnie. Kobiece chumorki... - Wejdź. I poczekaj chwilę, zamknę ją w sypialni.
- Wczoraj się aż tak źle nie zachowywała - w głosie mężczyzny słychać było wyraźnie zaniepokojenie.
- Ma gorszy dzień - wytłumaczyłem szybko, kierując się już w stronę schodów prowadzących do sypialni na piętrze. - I jeszcze nie byłem z nią na porządnym spacerze - mniej więcej w tym momencie Luna warknęła i, nim zdążyłem cofnąć rękę, wywinęła głowę i zacisnęła zęby na ręce, którą przytrzymywałem ją za obrożę. Skrzywiłem się lekko, ale nie puściłem. - No i pachnę innymi psami. Jest zazdrosna.
Na szczęście Luna w końcu się zreflektowała i puściła moją rękę. Inaczej mógłbym mieć problem. Zaprowadziłem ją po schodach na górę i, gdy tylko zamknąłem za nią drzwi, zawołałem do Kangsoo, który został na dole:
- Sytuacja opanowana!
Po czym przeskoczyłem balustradę przy schodach.
Wylądowałem na ugiętych nogach tuż przed zaskoczonym Kangsoo.
- Czy ty... co...? - mężczyzna aż cofnął się o krok. A ja wyprostowałem się ze śmiechem, otrzepałem dłonie i skierowałem się do szafki z jedzeniem dla zwierząt.
- Czy ja właśnie zeskoczyłem z piętra? Tak, właśnie - zaśmiałem się, schylając się i rozpoczynając przeszukiwanie opakowań, żeby znaleźć karmę dla Tokki.
- Z twojego swobodnego tonu wnioskuję, że nie jest to nic niezwykłego... - sądząc po tonie, Azjata nie wiedział, czy powinien już uciekać, czy jeszcze to przemyśleć. No tak, zwykły człowiek by na coś tak "genialnego" nie wpadł i zszedłby po ludzku po schodach.
Ale gdzie w tym zabawa?
Nie odpowiedziałem jednak na pytanie, zamiast tego wyciągnąłem w końcu odpowiednie opakowanie, wyprostowałem się i, odwróciwszy się do kolegi, wręczyłem mu je.
- Proszę. Sypnij jej trochę, myślę, że nie je więcej niż Geum - gdy mężczyzna, skinąłszy głową, przejął ode mnie pudełko, skierowałem się do lodówki. Czułem na sobie wzrok Kangsoo, gdy pokonywałem tę krótką drogę. Do spojrzenia dołączyło zaskoczone sapnięcie, gdy po chwili wyciągnąłem z niej... myszy. Już martwe, ale fakt - widok na pewno, mimo wszystko, niecodzienny.
- To dla tymczasowego lokatora - wyjaśniłem, uśmiechając się krzywo. Wskazałem stojące nieopodal, stare terrarium Puszka, chwilowo przerobione na dom dla kobry. Leżała na nim penseta długa jak moje przedramię. - Kobra królewska. Jeszcze nie ma imienia. Z resztą, zostaje u mnie tylko do końca tygodnia.
- Czy ona jest... jadowita? - miałem wrażenie, jakby przyjaciel lekko zbladł. Ale mogło mi się wydawać.
- Mhm - przytaknąłem, z sercem w gardle ruszając do terrarium, którego lokatorka już prześlizgiwała się bliżej szyby. - Idź do Tokki. A jakby się na mnie rzuciła, będziesz mnie ratował. W lodówce jest surowica - mrugnąłem do chłopaka, żeby rozładować nagromadzone napięcie. Ale, fakt faktem, sam miałem niezłego stracha. Nie na co dzień zajmowałem się tak niebezpiecznymi zwierzętami. Ale cóż... w mojej branży każdy kiedyś zaczyna.

Kangsoo?

24.11.2019

Od Taigi CD Nathaniela

Nie spodziewałam się tego, że miał żonę. Chociaż z drugiej strony, miał pełnoletniego syna, a sam już przeżył całkiem sporo, więc nie mogłam oczekiwać, że nigdy nie próbował sobie ułożyć życia. Poczułam się przy nim trochę jak dziecko. Brak większego doświadczenia sercowego, brak bliższej rodziny. Współczułam i zazdrościłam mu jednocześnie. Spojrzałam na las, który nas otaczał. Godzina nie była jeszcze najpóźniejsza, więc zawsze fajnie będzie zrobić sobie jeszcze spokojny spacer po okolicy.
- W sumie, ja bym się jeszcze przeszła. Już na spokojnie po ścieżce - Wzruszyłam ramionami, odpychając się od głazu, aby zacząć powoli iść w kierunku drzew, za którymi po chwili oboje zniknęliśmy.
- Wydawałaś się zaskoczona, jak powiedziałem, że mam żonę - Przerwał ciszę, która towarzyszyła nam podczas spacerowania.
- Czasami zapominam, że dzieli nas spory kawał czasu - Przyznałam z lekkim uśmiechem - Staruszku- Pokazałam mu koniuszek języka.
- Tak w sumie to nic nie wiem o Tobie - Spojrzał na mnie, unosząc kącik ust. Zastanowiłam się chwilę, czy powinnam mu mówić wszystko o sobie, w końcu moja historia nie jest do końca wesoła.
- No to, co chcesz wiedzieć - Rozłożyłam ręce, jakby w geście poddania, na co zaśmiał się delikatnie.
- Może takie podstawy, pochodzisz z tego miasta?
- Nie - Pokiwałam od razu głową - Mieszkam tutaj od jakiś 3 lat. Wcześniej byłam w niewielkim mieście pod miastem, ale tak ciężko było stworzyć coś własnego, jednak za mało ludzi. A ogólnie pochodzę... wręcz ze wsi - Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie o wczesnym dzieciństwie.
- O, a więc też od małego byłaś bliską z naturą - Uśmiechnął się, na co odpowiedziałam mu tym samym.
- Miałam nawet własnego królika.
- A co z Twoją rodziną? Nigdy o niej nie wspominałaś, masz rodzeństwo? - Przechylił głowę, na co tylko westchnęłam.
- Jestem jedynaczką. Raczej nie mam za wiele cioć, czy jakiegoś kuzynostwa, zresztą nie pamiętam, kiedy ich ostatnio widziałam - Zaśmiałam się - Moja mama nie żyje, była znaną czarownicą, były to jeszcze czasy, kiedy polowania na nas były normą, zginęła na polu walki, a tata był zwykłym człowiekiem. Zabraniał mi używać swoich zdolności, jednak ja nie chciałam z tego rezygnować i udawać, że jestem kimś innym, więc mnie wyrzucił z domu - Wzruszyłam ramionami.
- Przykro mi. Niepotrzebnie pytałem - Nathaniel ułożył dłoń na karku, wyraźnie zmieszany. Dla mnie przeszłość, była już tylko przeszłością, nie rozdrapywałam ran. Nie myślał o tym, po prostu żyłam tym, co jest tu i teraz. Szturchnęłam go lekko łokciem, a gdy na mnie spojrzał, to posłałam mu delikatny uśmiech.
- Ze spokojem, to tylko przeszłość. Każdy jakąś posiada - Zapewniłam - Ale za to miałam ciekawe związki - Zaczęłam już ze śmiechem.
- Aż boje się teraz pytać - Spojrzał na mnie, udając strach, czym mnie rozbawił.
- Chociaż związki to za dużo powiedziane, bardzo często kończyło się na jednej kolacji, tylko kolacji, żeby nie było jakiś brudnych myśli - Zaznaczyłam, grożąc mu palcem.
- No dawaj najgorszą randkę.
- Gościu dał mi kawałek swojej skóry, która mu zeszła podczas opalania. W takim czerwonym pudełeczku. Uważał, że w ten sposób, okazuje mi swoją miłość, bo zawsze będę go nosić przy sobie - Okazałam swoje obrzydzenie, pokazując język.

Nathaniel?

Od Kangsoo CD Hime

Choć niezwykłe zdolności i nadnaturalni w tym świecie i w tych czasach nie były już niczym szczególnie nadzwyczajnym - wręcz praktycznie normalnym, Kangsoo okazał niemałe zdziwienie, gdy dowiedział się, że Hime rozumie mowę zwierząt. Można powiedzieć, że poniekąd się interesował nadnaturalnością, dlatego też na jego twarzy pojawiło się pewne zafascynowanie. Ciekawe, jak to jest rozumieć zwierzęta... Chyba dobrze. Gdybym miał taką zdolność, mógłbym bez problemu się porozumieć z Geumem.
- Naprawdę? - zapytał z błyskiem w oczach.
- Tak. - Hime przytaknęła.
- Wow, czyli nie słyszysz szczekania czy miauczenia tylko jak mówią normalnie?
- Tak. Do tego mają swoje głosy. Te większych zwierząt są z reguły niższe od tych mniejszych.
Do stolika podeszła kelnerka z tacą. Położyła na blacie koło Hime filiżankę z łyżeczką oraz niewielki dzbanek z herbatą, zaś koło Kangsoo filiżankę z caffè macchiato. Hime nalała sobie herbaty, Koreańczyk zaś od razu upił pierwszy łyk swojego napoju. Myślami cały czas był przy zdolności kobiety. Skoro nie słyszała nigdy typowego szczekania, to znaczy, że od zawsze je rozumiała. Czyli każde zwierzę dla niej coś mówiło.
Każde...
Wtem otworzył szeroko oczy, uniósł brwi. Przypomniał sobie wczorajszy dzień, kiedy podczas spaceru z Sally i Alexem spotkał Hime. Wtedy był jeszcze Geum. O nie, mam nadzieję, że nie nagadał jej nie-wiadomo-czego! Jeśli coś mówił o Niebiańskim Słudze, to będą problemy!
Spojrzał na Hime, która w tym momencie ostrożnie pociągała łyk herbaty. Zwilżył językiem usta, przełknął głośno ślinę. Jakiś czas się wahał, w końcu jednak postanowił zapytać:
- Czy... - na chwilę zamilkł - Geum... to znaczy moja papuga mówiła coś?
Hime podniosła na niego wzrok. Oddaliła filiżankę od ust, spojrzała w bok, jakby sobie coś próbowała przypomnieć. Po pewnym czasie odparła:
- Głównie narzekał, że jest głodny i chce do domu. Nazywał cię raz szefem, raz sługą - dodała.
- Sługą? - W oczach Koreańczyka dało się dojrzeć coś przypominające obawę.
No, szczerze mówiąc, to naprawdę się obawiał. Mógł jakoś mówić o swoich mocach, ale nie chciał od razu zdradzać, kim dokładnie był. Już nie raz się przekonał, że ludzie (i inne istoty humanoidalne) potrafią być na tyle zachłanne, by próbować przywłaszczyć sobie jego pierścień. Nie chciał mieć żadnych problemów. Nie z tym.
- A co? - zapytała Hime, przyglądając mu się uważnie.
- Nic - odparł Kangsoo najszybciej jak mógł. - Po prostu... Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale czasem zwierzam mu się z różnych rzeczy.
- Ach, to nic złego. - Kobieta się uśmiechnęła. - Ja robię to samo. Kazu to mój taki chodzący włochaty pamiętnik.
Kangsoo na te słowa w duchu odetchnął z ulgą. Oparł się o siedzenie, uśmiechnął się, mówiąc:
- Ta, zwierzęta mają w sobie coś, co sprawia, że się dużo do nich mówi. Nawet jeśli części nie rozumieją.
Chwilę obydwoje siedzieli w ciszy, zajmując się swoimi napojami, gdy nagle Hime skrzywiła się nieco. Odłożyła filiżankę, dotknęła palcami skroni. Kangsoo spojrzał na nią, unosząc brwi. Wyczuł, że coś się działo. Jako on, a nie kto inny, nie potrafił tego zignorować. Od razu na jego twarz wstąpiło zmartwienie.
- Wszystko w porządku? - zapytał, kładąc filiżankę na spodeczek.
- Tak, to nic wielkiego - odpowiedziała Hime, prostując się.
Zabrała dłoń z czoła. Miała spokojniejszy wyraz twarzy, jakby już się przyzwyczaiła do bólu. Mimo to Koreańczyk cały ten czas mierzył ją wzrokiem.
Rozejrzał się po kawiarni, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. W pobliżu było całkiem sporo zwierząt, szczególnie psów. Niektóre sporo szczekały, to na ludzi, to na inne zwierzęta. Kangsoo połączył kilka faktów i doszedł do wniosku, że źle zrobił, proponując tę kawiarnię jako miejsce spotkania. Aish, gdybym tylko wiedział wcześniej...
- Ach, przepraszam - rzekł smutnym głosem.
Słysząc to, Hime posłała mu pytające spojrzenie.
- Za co?
- Jesteśmy w kawiarni, gdzie można przyprowadzać zwierzęta. Pewnie cię boli głowa od tylu głosów.
- Skąd o tym wiesz? - zdziwiła się nieco.
- Ja... czytałem kiedyś taki wywiad z osobą słyszącą myśli z czasów, kiedy nadnaturalni byli czymś w miarę nowym. Opowiadała ona o tym, że jej zdolność jest z jednej strony dobra, ponieważ, na przykład, wie, co kto o niej naprawdę sądzi albo czy ktoś kłamie, ale z drugiej musiała unikać zatłoczonych miejsc, ponieważ taka ilość głosów przyprawiała ją o ostre bóle głowy. Myślę, że może to być spowodowane tym, że jej ciało... jakby to powiedzieć... jest zbyt zwyczajne jak na jej moc. Są specyficzne rasy, dla których czytanie w myślach nie przynosi negatywnych skutków - zamilkł, zdając sobie sprawę, że się rozgadał. - Porównałem zdolność tamtego człowieka do twojej - dodał po chwili.
Hime kiwnęła głową, jakby go rozumiejąc. Siedziała jakiś czas w milczeniu, spoglądając na najprawdopodobniej swoje odbicie w herbacie.
- Całkiem sporo wiesz - rzekła w końcu. - Interesujesz się nadnaturalnymi?
- W zasadzie dużo czytam, lubię artykuły popularnonaukowe i podobne do tego teksty. Akurat trafiam na sporo informacji o nieludziach. Czy się nimi interesuję, tego nie wiem. Sam jestem nadnaturalnym, więc no...
- Nadnaturalnym? - Hime otworzyła szerzej oczy. - Masz jakieś moce?
Oj, za daleko, za daleko jak na takie spotkanie. Nie wiedział, czy przemilczeć, czy odpowiedzieć. Poprawił swoją pozycję, upił kolejny łyk kawy, mocno się nad tym zastanawiając. W sumie co mu szkodzi - ona powiedziała bez problemu o swojej zdolności, więc czemu on miał tego nie zrobić? Zresztą, nie było dużego prawdopodobieństwa, że Hime od razu pomyśli sobie, że jego moce mogą być powiązane z Niebiańskim Sługą. Zwłaszcza, że jego rasa nie była jakoś za bardzo znana.
- Em, nic szczególnego - odparł po chwili, odkładając filiżankę. - Po prostu tworzę barierę ochronną... mogę przywołać taki jakby bicz... i skrzydła, ale nie są moim faworytem.
- Dlaczego? - zapytała Hime. - Skrzydła są fajne. Można na nich bez problemu dostać się na przykład do miejsca po drugiej stronie miasta. Ani korki nie przeszkadzają, ani kręte ulice.
- Dalej nie są czymś, co szczególnie lubię. Jakoś tak. - Wzruszył ramionami.
Znowu zapadła między nimi cisza. Kangsoo cicho odetchnął, gdy wtem przypomniał sobie o wcześniejszym temacie. Zmierzył wzrokiem Hime.
- Właśnie, może stąd chodźmy - powiedział. - Nie chcę, byś z mojej winy cierpiała.
- Nie jest źle... - zaczęła kobieta.
- Ale wolałbym, żebyś czuła się lepiej. Może się przejdziemy? Dzisiaj na zewnątrz jest wyjątkowo przyjemnie.

Hime?

Od Nathaniela CD Taigi

   Gdy obydwoje dotarli nad wodospad, o którym wcześniej była mowa, lekko zmęczeni usiedli na powalonej kłodzie, w celu chwilowego odpoczynku.
— Droga powrotna już bez czarów. — powiedział elf z delikatnym uśmiechem.
— Zastanowię się. — odparła spoglądając na mężczyznę, odwzajemniając przy tym gest.
Po krótkiej wymianie zdań, między parą przyjaciół zapadła luźna cisza, która przerywana była przez leśne zwierzyny, jak śpiew ptaków czy odgłosy saren oraz lisów. Widać było, że oby dwoje są odprężeni i zrelaksowani, szczególnie elf, który czuł się jak w domu.
— Gdy tutaj przychodzę, czuję się jak w rodzinnym świecie. — zaczął mężczyzna, otwierając przy tym oczy — Tam elfy żyły w zgodzie ze wszystkimi zwierzętami. — dodał, spoglądając na łanie zbliżającą się do wodopoju.
— Musi być tam ładnie. — mruknęła z zamkniętymi oczami.
— Było ładnie. — poprawił brunetkę, przez co ta znacznie spojrzała na mężczyznę, żeby ten kontynuował — Wojna wszystko zniszczyła, harmonia została zaburzona, a elfy przeniosły się na obce tereny.
— To przez to masz tą klątwę? — spytała, uważnie przyglądając się brunetowi. Cicho westchnął.
— Gdy wojna zabrała mi żonę, nie chciałem stracić całej rodziny. Zaklęcie, które wtedy użyłem, uratowało życie wielu elfom, a w nagrodę zyskałem klątwę oraz zostałem skazany na śmierć. — wyjaśnił, spoglądając na zaciekawioną przyjaciółkę.
— Co za niewdzięczne elfy. — prychnęła — Żeby za ratunek zabijać. — dodała, spoglądając przed siebie.
— Takie wtedy było panowanie. — westchnął w odpowiedzi — Wiele zaklęć oraz czarów było zakazane, lecz żyliśmy w takim spokoju, że nikt nie zwracał na to uwagi.
— Myślałeś może nad powrotem do rodziny? — zapytała spokojnie.
— Na początku sam próbowałem ponownie otworzyć portal, ale bez nawigatora nie ma opcji powrotu. — odpowiedział — Później odpuściłem. Postanowiłem żyć tutaj i póki co, jest dobrze. — uśmiechnął się delikatnie, kończąc tym swój temat.
Między przyjaciółmi rozwinęła się kolejna rozmowa, tym razem przyjemniejsza, niż rozdrapywanie starych ran. Wspominali o swoich pracach, opowiadali śmieszne sytuacje z nimi związane, czuli się po prostu dobrze w swoim towarzystwie, a tak bardzo byli pochłonięci rozmową, że nie zauważyli godziny mijających godzin.
— Kiedy ten czas zleciał. — zaśmiał się cicho — Wracamy czy chcesz jeszcze coś zwiedzić? — spytał, wstając z kłody.

Taiga? 

23.11.2019

Od Connora CD Manon

   Brunet w spokoju słuchał przemówienia Artura, który choć wyglądał na pewnego siebie, w jego głowie było słychać strach lub też niepokój. Dla tego właśnie Connor nie reagował agresją, tylko czekał na odpowiedni moment, na który długo czekać nie musiał. Gdy dzieciak chwycił blondynkę za dłoń i dość mocno nią szarpnął, ciemnowłosy uśmiechnął się z ironią.
— Puść ją Artur. — powiedział spokojnym tonem — Widać przecież, że się boisz. Do tego sam prowokujesz tych.. "mutantów". — dodał z uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy głównie przez fakt, że czuł strach mężczyzny.
— Ja się boję? — zaśmiał się głośno — Słyszeliście? — rozłożył ręce na bok i spojrzał na innych ludzi — Mutant twierdzi, że się boję. — dodał udając głos ducha, co rozbawiło część zebranych.
— Boisz się. — odparł zaraz Con — Szukasz teraz wsparcia, bo dobrze wiesz, że sam nie dasz sobie rady. — mruknął zbliżając się do Artura, który nerwowo przełknął ślinę.
— Jesteś taki cwany? — szepnął, stojąc dosyć blisko ciemnowłosego — Zapraszam na tyły. Tam się sprawdzimy. — dodał z uśmiechem.
— Z chęcią. — przytaknął.
Artur cicho prychnął i wrócił do swojej przemowy, w której życzył wszystkim miłej zabawy. Nie wspomniał już o parze przyjaciół, która od czasu do czasu czuła na sobie dziwne spojrzenia innych ludzi.
— Jesteś pewny, że chcesz zmierzyć się z Arturem? — spytała cicho blondynka, która stała naprzeciw gada.
— Oczywiście. — odpowiedział krótko — Skoro ojciec nie potrafi go wychować, najwidoczniej potrzeba będzie lekcja życia. — dodał delikatnie się uśmiechając.
— Więc pójdę z Tobą. — stwierdziła zaraz.
— Lepiej nie. Może być niebezpiecznie.
Po krótkiej rozmowie z przyjaciółką, mężczyzna poszedł śladami chłopaka, który zaprowadził na tyły domu. Choć była tylko ich dwójka, Connor widział dookoła pełno polterów, które tylko czekały na rozkaz bruneta. Niektóre z nich zaczepiały młodocianego buntownika, przez co ten nerwowo zerkał na boki.
— Tylko bez żadnych sztuczek, Connor. — powiedział Art, wracając wzrokiem na mężczyznę.
— Nie ma problemu. Zapraszam.
Walka wręcz zaczęła się dosyć szybko i jak można było się domyślić, gad miał większe szansę ze względu na nadludzką siłę, której starał się nie używać. Oczywiście on sam także dostał kilka ciosów, część z nich otworzyła drobne rany, lecz nie stwarzały większego zagrożenia. W pewnym momencie brunet odepchnął od siebie Artura, żeby zaprzestać szczeniackiej bijatyki, lecz młodociany miał całkiem inny plan. Wyjął z kieszeni długi nóż i podbiegł do Connora, od razu wbijając ostrze pod jego żebra. Nie spodziewał się tego ataku, gdyż był z lekka zamroczony ciosami, natomiast teraz, jego gadzi gen aż wrzał.
— Dobranoc, Connorku. — mruknął do jego ucha.
Ból, który czuł, jeszcze bardziej go nakręcił, przez co popadł w lekką furię. Odstąpił na dwa kroki od Artura, po czym wymierzył mu mocny sierpowy prosto w twarz, przez co młodociany osunął się nieprzytomny na ziemię. Natomiast Connor walczył ze swoim genem, aby się nie przemienić, co było jego największym wyzwaniem. Skierował się więc w stronę lasu, gdzie światło z domowych lamp nie dochodziło, gdzie mógł swobodnie opaść na wilgotną trawę. Wtem odpuścił sobie walkę i przemienił się dla własnego dobra, lecz nie było to żadne z leśnych zwierzyn, a dobrze mu znana jaszczura postać. W takiej też formie opuścił teren willi i skrył się między drzewami, obserwując jednocześnie tłumy wokół nieprzytomnego Artura. W tym też tłumie była Manon, która nerwowo szukała wzrokiem swojego przyjaciela, a żeby jej ułatwić poszukiwania, gad cicho zamruczał, co od razu zwróciło uwagę blondynki. Niezauważona skierowała się w stronę płotu, który bez problemu pokonała, po czym spojrzała w jasne ślipia gada.
— Co on Ci zrobił? — mruknęła cicho i zbliżyła się do przyjaciela. — Nie zabiłeś go, prawda? — szepnęła niepewnie, co ten od razu zaprzeczył ruchem pyska.
Gad podszedł do kobiety i głęboko odetchnął, zerkając na tłumy, które zaraz zostały rozproszone przez pogotowie. Spojrzał w oczy przyjaciółki i kiwnął łbem w stronę głębi lasu, żeby oddalić się od tego przeklętego miejsca.
— Tam jest ciemno. — rzekła niepewnie, na co Con wskazał swój grzbiet — Mam wejść? — spytała. Gad przytaknął łbem.
Blondynka zajęła miejsce na grzbiecie przyjaciela, natomiast z kurtki zrobiła dla siebie trzymak, którą owinęła wokół jego szyi. Tak też oby dwoje opuścili leśne zacisze, udając się na klify za miastem, skąd widoki na miasto zapierają dech w piersi. W tym też miejscu Connor mógł dojść do siebie i wrócić do ludzkiej postaci, co zajęło mu blisko godzinę. Nóż, który był wbity w jego brzuch, opadł na ziemię, natomiast rana była okryta łuską w celu regeneracji.
— Arturek taki honorowy, że zabawił się nożem. — mruknął ciemnowłosy — Ważne jednak, że Ty wyszła z tego cało. — dodał, przytulając się do blondynki. Tego obecnie pragnął najbardziej.
— Ale on Cię dźgnął, Connor. Mogło Ci się coś stać.. — zaczęła, gdy spojrzała na mężczyznę. — Przecież..
Kobieta nie dokończyła swojej zmartwionej wypowiedzi, gdyż brunet skutecznie ją uciszył delikatnym pocałunkiem, który złożył na jej ustach.
— Spokojnie Manon, przecież nic mi nie jest. — mruknął z zawadiackim uśmiechem.

Manon? c: 

22.11.2019

Od Larissy cd Liama

   Czułam się całkowicie zagubiona w sytuacji. Przez dłuższą chwilę mogłam tylko oniemiała patrzeć na Liama. Czekając na jakieś wyjaśnienie z jego strony. Targało mną wiele wykluczających się emocji. Byłam zła, nie na chłopaka, bo przywykłam, że ludzie robią dziwne rzeczy. Byłam zła na siebie, bo w jakiś głupi sposób mi się to spodobało. Dlatego właśnie wolę unikać kontaktów z żyjącym ludźmi. Zawsze potrafią mnie zadziwić i sprawić, że z jakiegoś powodu czuje się bardzo nieswojo.
Spuściłam wzrok oblewając się gorącym rumieńcem.
- chodzimy - w to jedno słowo włożyłam wiele wysiłku, aby zabrzmiało swobodnie i naturalnie. Przecież musiał mieć jakiś powód. A w domu wszystko mi wyjaśni. Obym tylko się nie przeliczyłem. Chociaż moja intuicja nigdy jeszcze nie wyprowadziła mnie w pole.
Szliśmy w milczeniu, a cisza stawała się coraz bardziej niezręczna. Przynajmniej ja tak odczuwałam. Bo Liam wydawał się rozluźniony i chyba zadowolony z siebie.
Dupek tak powiedziałabym, gdybym była wredną, pewną siebie jedzą, ale nie byłam. Więc mogłam obrażać go tylko w myślach, ale i to poprawiało mi jakoś humor.
Po kolejnej przecznicy Liam zaczął nucić pod nosem jakoś wesołą melodię.
Wywróciłam oczami, tak ja naprawdę wywróciłam oczami.
- ale ci wesoło - skomentowałam
- bo to bardzo wesoły wieczór - odparł z łobuzerskim uśmiechem.
Pozostawiłam to bez komentarza. I otworzyłam drzwi do klatki bloku, w którym mieszkałam. Chłopak posłusznie podążył za mną na piętro i poczekał na zaproszenie do środka mieszkania. Mały niepokój znów odezwał się w mojej głowie. Czy robię dobrze? Ale uciszyłam ten głosik nim zaczął być zbyt głośny.
I już w progu powstał mały problem, bo Luna za nic nie chciała wejść do środka. Nawet prośby i namowy chłopaka nie przekonały psiny.
- nigdy się tak nie zachowuje - powiedział chłopak uspokajająco głaszcząc psinę po głowie.
No tak, bo biedaczysko nigdy nie było zmuszanie, by wejść do nawiedzonego domu.
Luna ustąpił, dopiero kiedy Liam puścił smycz i sam wszedł do środka. Przywiązanie do Pana zrobiło swoje i Luna weszła do środka.
Patrzyłam na to wszystko zafascynowana. Nigdy nie pomyślałabym, że tak silna więź może połączyć dwie istoty innego gatunku.
Zostawiłam ich samych i sama skierowała się do salonu. Z radia leciała jakiś dziwna, stara melodia, a w pomieszczeniu znajdowały się aż cztery istoty.
No pięknie wyjdź na chwilę a Vaness sprowadzi znajome duchy z okolicy. Jak tak dalej pójdzie niebawem będziemy miały kłopoty z łowcami dusz.
Spojrzałam za siebie upewniając się, że Liam mnie nie usłyszy. Już zapewne uważa mnie za wariatkę co dopiero kiedy zacznę gadać sama ze sobą. To chyba nie jest pozytywnie rozpatrywane nawet w nadnaturalnym świecie.
- Vaness co to ma być - szepnęłam do duszki - co oni tu robią. Wyproś ich w tej chwili.
- tak jak mówiłam - wypaliła dziewczynka kompletnie nie zwracając na mnie uwagę. - widzimy się o północy na strychu
Dom zaczął szybko pustoszeć, gdy znikali jeden po drugim. Dokładnie w tym momencie, kiedy Liam wszedł do salonu.
- nie mówiłaś, że mamy gości - zaćwierkała duszka podchodząc bliżej chłopaka - i przyprowadził pieska - pisnęła klaszcząc w dłonie
Zostawia chłopaka i cało uwagę poświęciła biednej Lunie, która wściekłe zaczęła szczękać.
- Luna cicho, naprawdę nie wiem co w nią wstąpiło
Ja za to dokładnie wiedziałam, i szczerze współczułam psinie mimo to, że początek naszej znajomości był trochę mało przyjemny. Vaness potrafi być uciążliwa.
- napijesz się czegoś? - spytałam chłopaka i nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam do kuchni przechodząc obok Luny i ręką odgoniłam Vaness. - albo może od razu powiedz mi co to wszystko miało znaczyć?

<Liam? >

Od Michaela CD Natalie

   Pobyt w Australii był częściowym oderwaniem się od zatłoczonego Seattle, które stopniowo przytłaczało ciemnowłosego. Obecność Natalie sprawiła, że ich więź znacznie się umocniła i choć wcześniej było wiadome, co się szykuję, teraz było to pewne, że przyjaciele skoczą na poziom wyżej. Czas jednak było zakończyć zabawę w bohaterów i wrócić co słonecznego Seattle, gdzie oby dwoje mogli odpocząć i wrócić do życia codziennego. Jednak długo nie cieszyli się spokojem, a przynajmniej Michael, który już po dwóch dniach napotkał problem prawny.
Pięknego poranka, gdy to Crowley przebywał w swojej kawiarni, poczuł się dosyć nieswojo, będąc obserwowany przez dwóch, obcych mu, mężczyzn. Pomimo tego, wykonywał swoją pracę i starał się nie zwracać na nich uwagi. Gdy mężczyźni nagle opuścili lokal, do jego środka weszła większa grupa mundurowych z Sopportare, która zatrzymała się na wysokości ciemnowłosego.
— Pan Crowley? — spytał jeden z miśków, młodszy kapitan.
— Zgadza się. — odpowiedział spokojnie i zerknął na resztę grupy — Coś się stało? — zapytał, wracając wzrokiem na mówcę.
— Mamy nakaz Pana aresztować. — rzekł i położył na blat pismo — Może Pan zabrać swoje rzeczy i wyjdziemy bez użycia przemocy. — dodał dosyć spokojnie.
— Jasne. — mruknął krótko brunet.
Demon przyjrzał się piśmie i gdy doszedł do samego dołu kartki, zauważył podpis Harrisa i już wtedy się domyślił, o co chodzi. Nie marnując czasu, mężczyzna chwycił na kurtkę i opuścił lokal wraz z mundurowymi, którzy zaprowadzili go do wozu. W spokoju dojechali pod główny budynek policji, gdzie dwóch strażników zaprowadziło Crowley do biura Harrisa.
— To dla wspólnego dobra. — rzekł jeden ze strażników, który założył kajdanki na nadgarstki bruneta.
Mężczyzna tylko krótko przytaknął, a następnie wkroczył do biura kapitana, który przywitał go rozbawionym uśmiechem.
— Siadaj, Crowley. — powiedział wskazując na fotel przed sobą.
— Cóż to się stało, Harris, że chcecie mnie aresztować? — zapytał demon, zajmując wskazane miejsce.
— Nie wiem, Crowley? — zaśmiał się dumnie — Mówiłem Ci już, że znajdę na Ciebie dowody i wpakuję Cię do więzienia. — dodał opierając się o dębowy stół.
— Brendle wydała pozwolenie na akcję. — zaczął Mike — Po za tym, uratowaliśmy waszych szpiegów.
— Przy okazji zabijając niewinnych ludzi.
— Mafię uważasz za niewinnych ludzi? — powiedział półszeptem — Ty masz coś z głową, Harris.
— To już mało istotne, Crowley. Trzeba było brać przykład z brata, a nie bawić się w bohatera. — uśmiechnął się oschle — Ale nie martw się, załatwię Ci wygodną celę. Przesiedzisz aż do rozprawy sądowej.
— Pożałujesz tego, Harris. — odwzajemnił uśmiech.
— Spokojnie. Twoja kobieta też tutaj będzie, ale przerzucimy ją do kobiecego więzienia. — wyjaśnił wkurzającym spokojem
Po jakże ciekawej rozmowie, Michaela przerzucili do tymczasowej celi, gdzie ma czekać na swoje rzeczy oraz samą Natalie, która zjawiła się po kilku godzinach.
— Co my tutaj robimy, Mike? — rzuciła blondynka, zerkając na swoje kajdany.
— Harris przejął sprawę z Australią, a Brendle nie może nic z tym zrobić. — odpowiedział — Mi też się to nie podoba, Nat. — dodał, wstając z drewnianej ławki.
— Co teraz? — spojrzała na mężczyznę.
— Coś wymyślimy. Jak zawsze.. — delikatnie się uśmiechnął.
Choć brunet nie posiadał żadnego logicznego planu, wiedział, że jako mężczyzna musi działać i zareagować najszybciej, jak będzie to możliwe.
— Wiem — zaczął Mike — Rozumiesz rosyjski? — spytał zaraz.
— Tak, ale w czym ma to pomóc?
— Słuchaj. Skontaktuję się z pewnym zaufanym człowiekiem, który nam pomoże. — powiedział w ruskiej mowie, patrząc uważnie na blondynkę — Uwolni nas podczas przewózki do więzienia. Uciekniemy. — dodał na tyle cicho, żeby nikt inny nie słyszał ich rozmowy.
— I co dalej?
— Schowany się na jakiś czas. Może nawet wyjedziemy. — odpowiedział — Tylko musisz pamiętać, że ucieczka jest bardziej karana. — dodał spokojnie — Piszesz się na to?
— Nie znasz jeszcze wyroku, a planujesz takie rzeczy. 
— Swój wyrok już znam i nie zamierzam wpakować się do więzienia. — rzekł, po czym cicho westchnął — Zawsze można to uczynił po ogłoszeniu wyroku. Też będą wtedy przewozić.. 

Nat?

19.11.2019

Od Silasa CD Minho

Po wątpliwie przyjemnym spotkaniu z Rudym, zrezygnowałem z dalszych prób znalezienia w bibliotece czegoś dla siebie. Pod nieobecność starszej bibliotekarki nie było mowy, żebym dostał klucz do archiwum. Ech... będę go musiał sobie kiedyś dorobić, będzie spokój na kilkadziesiąt lat, jak nie więcej. Dopóki nie wymienią zamka.
Byłem już prawie przy drzwiach, kiedy do biblioteki wszedł mężczyzna w ciemnym płaszczu. Strząsnął kropleki wody z ramion (w międzyczasie mojego pobytu tutaj, musiało zacząć padać) i rozejrzał się bez zbytniego zainteresowania.
Aż jego wzrok spotkał się z moim.
Obydwoje zatrzymaliśmy się w pół kroku, mrugając powoli i lustrując nawzajem swoje sylwetki wzrokiem. Dzięki temu mogłem dostrzec w jego postawie, że w tym momencie bardzo chce wziąć nogi za pas...
- Witaj, Nullah - odezwałem się, by go zatrzymać. Nie wiem, czy często miał okazję słyszeć mój głos. Jednak po tym, jak się na jego dźwięk wzdrygnął, mogłem wywnioskować, że raczej się tego nie spodziewał. - Kopę lat, co?
- Silas... - mruknął, wpychając ręce do kieszeni. Możliwe, że powinienem się zastanowić, czy nie po to, by sięgnąć po jakąś broń. Ale nawet jeśli, i tak nie mógłby mi wyrządzić większej krzywdy.
Czekałem na jakiś ciąg dalszy, ale się nie doczekałem.
- Mmm... wiesz, Nullah - zagaiłem, również wkładając ręce niedbale do kieszeni. Tyle że ja na pewno nie miałem w nich broni. - Generalnie nie jestem pamiętliwy, ale nie lubię, jak próbuje się mnie oszukać - złapałem z mężczyzną kontakt wzrokowy.
Ten szybko jednak uciekł spojrzeniem, wbijając je w jakiś punkt za moimi plecami. Zignorowałem to, choć może nie powinienem był. Ale wtedy nie przyszło mi do głowy, że może patrzeć na coś, czy też kogoś, konkretnego...
- Oddam wszystko - wyszeptał konspiracyjnie, z lekką, błagalną nutą, zbliżając się do mnie. - Ja po prostu... nie miałem możliwości spłaty długu. Wiesz, ta cała sytuacja... przerosła mnie, sam rozumiesz...
Kręcił. Nie podobało mi się to. Ale byłem już zmęczony i nie miałem ochoty na dyskusje z jakimś facetem, który najpierw poprosił mnie o pomoc z pozbyciem się niewygodnego świadka, a potem ściągnął na głowę policję. I nie zapłacił za wykonane zlecenie - profilaktycznie ulotnił się zaraz po tym, jak zostałem aresztowany. A gdy ledwie kilka godzin później wyperswadowałem dyżurnemu aresztu, że znalazłem się tam przez przypadek... Gdy udałem się do jego domu, Nullaha już nie było.
- Teraz mam już wszystko, oddam ci co do joty... - kontynuował, z doskonale słyszalną w głosie desperacją.
- Nie tylko o pieniądze chodziło - zauważyłem sucho. - Przez ciebie omal nie trafiłem za kratki - a to byłby problem. Dożywocie, będąc nieśmiertelnym, trwa naprawdę długo...
- Przepraszam - niemalże pisnął. - Ja... ja ci to wynagrodzę. Ale... może spotkajmy się gdzieś... jest taka kawiarnia! Balanchine's. Spotkajmy się tam jutro, powiedzmy... o 22:00?
Późno. Podejrzanie późno. Ale nadal nie dostrzegałem w mężczyźnie zagrożenia. Więc założyłem tylko ramiona na piersi, zmierzyłem rozmówcę wzrokiem i wzruszyłem ramionami. Jemu tyle wystarczyło za odpowiedź.
- To dobrze, wspaniale... to do jutra!
I minął mnie, znikając między regałami.
A ja z westchnieniem opóściłem bibliotekę.
Trzeba się będzie przygotować na każdą ewentualność. Jak miałem już okazję przekonać się podczas naszej wyjątkowo krótkiej znajomości, z Nullahem nigdy nic nie wiadomo...

Minho?

17.11.2019

Od Kangsoo CD Liama

Uniósł nieco brew, po czym popadł w głębokie zamyślenie. W sumie nie miał na dzisiaj żadnych szczególnych planów, więc mógł wpaść do Liama i mu trochę pomóc. Chodziło też o zwierzaki, co było kolejnym powodem, by się zgodzić, aczkolwiek... nie miał pewności, czy tak naprawdę w czymś pomoże. Na pewno nie z tamtym waranem... Puszkiem, czy jak on miał na imię (jeśli tak, to Liam otrzymał punkt za pomysłowość). Z Luną chyba też nie. Choć znał się trochę na psach i miał już z różnymi do czynienia, nieco wątpił, że w czasie karmienia i spaceru zdobędzie zaufanie suczki. Być może potrzebowała ona sporo czasu, by przywyknąć do danej osoby. Pozostawała jedynie Tokka. Chociaż...
Powstrzymał się przed pokręceniem głową. Nie powinien tak myśleć. Po prostu zrobi, co może, a jak nie, to trudno. Przynajmniej spędzi więcej czasu z Liamem.
- Jasne, czemu nie? - odparł ostatecznie, delikatnie wzruszając ramionami. - Tylko odniosę Geuma do domu.
- Wiesz, nie musisz - powiedział Liam.
- Nie chcę, by narobił w twoim mieszkaniu problemów. Już i tak masz trzy zwierzaki, w tym papugę. No i tego nowego lokatora, o którym przed chwilą wspomniałeś. Poczekaj, to potrwa chwilę.
Słysząc to, Liam wzruszył ramionami.
- Okej, jak wolisz.
Kangsoo otworzył drzwi na klatkę schodową i czym prędzej wszedł na piętro, na którym mieszkał. Gdy był już w domu, szybkim krokiem podszedł do stojącej pod ścianą sporej klatki. Wpuścił do niej Geuma, który od razu wskoczył na jeden z drążków. Wyciągnął z kieszeni woreczek z ciastkami, dał kilka do miski z jedzeniem, a następnie zamknął drzwiczki. Resztę schował do jednej z szafek kuchennych. Przeleciał wzrokiem po mieszkaniu, a dopiero potem je opuścił.
Prawie błyskawicznie znalazł się na samym dole. Wyszedł na zewnątrz, Liam w tym czasie zdążył pójść po swój samochód i podjechać pod klatkę. Mężczyzna teraz siedział na miejscu kierowcy i sprawdzał coś w komórce. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, podniósł wzrok znad urządzenia i spojrzał na Koreańczyka.
- Już? - zapytał.
- Tak. - Kangsoo przytaknął.
- No, to wsiadaj! - Uśmiechnął się szeroko.
Gdy Kangsoo już siedział obok na miejscu pasażera z zapiętymi pasami, opuścili parking i ruszyli w stronę miasta. Jechali spokojnie do momentu, kiedy stanęli w niezłym korku. Był on, szczerze powiedziawszy, charakterystyczny dla pory dnia oraz ulicy, na której byli. Kangsoo westchnął ciężko, opierając się o siedzenie. Wyjrzał przez okno. Od razu przypomniało mu się to, co zaszło wczoraj. Tamten smok, to znaczy drakonid, szalejący na drodze, potem Liam, również jako drakonid, walczący z nim... Wow, to wszystko było naprawdę dziwne i wspaniałe jednocześnie.
- Aż wracają wspomnienia - powiedział cicho do siebie.
- Też myślałeś o wczorajszym dniu? - zapytał Liam, rzucając mu pytające spojrzenie.
Kangsoo uniósł brwi. Zapomniał, że Liam ma bardziej rozwinięte niż zwykły człowiek zmysły, przez co trochę go zdziwiło, że tamten usłyszał to, co powiedział. Na szczęście szybko sobie przypomniał.
- Tak - odparł. - Wiele się wtedy wydarzyło. - Po krótkiej ciszy znów powiedział: - Są takie wydarzenia, które ludzie wspominają, mówiąc: Wow, to było tak dawno, a wydaje się, jakby było wczoraj. Ja mam zupełnie inaczej. Czuję się, jakby to już było dawno za mną, a to wydarzyło się dopiero wczoraj. Mam wrażenie, że znamy się już z jakieś dwa miesiące, kiedy tak naprawdę poznaliśmy się wczoraj. To... - na chwilę zamilkł. - Wow, to jest strasznie dziwne. I niesamowite w tym samym czasie.

Liam?
takie trochę meh, wybacz

Od Eliotta CD Ashtona

   Chłopak przez cały czas wpatrywał się w jasne oczy czarownika, który objaśniał mu wszystko z wielką determinacją, ale i żalem. Ile ten chłopak musiał już przeżyć i jak trudnych wyborów musiał dokonywać dla dobra swojego, ale i innych mu bliskich czy chociażby niewinnych pobratymców. Eliott nie musiał się długo nad tym zastanawiać, aby wiedzieć, że Ashton chce osiągnąć coś wielkiego i chce pomóc komu się da, a z jego podejściem były na to spore nadzieje. Gdy ręka młodszego spoczęła na dłoni ogara, ten w końcu wyłapał spojrzenie jego oczu i wsłuchał się w ostatnie słowa. Czy nadal jest gotowy go kochać? To może wydać się dziwne, ale Eliott nawet na chwilę się nie zawahał. Był pewien swojej odpowiedzi i swojego wyboru, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Bał się, że przez ich związek Ashtonowi może stać się krzywda i prędzej czy później szczerze tego pożałują. Chociaż, czy to bez ryzyka nie ma zabawy? Takiej najlepszej?
- Ash… Nic ani nikt nie zmieni moich uczuć do ciebie - odparł odwracając dłoń, żeby spleść ich palce razem - Boje się jedynie, że przeze mnie poniesiesz konsekwencje. Nie wybaczę sobie jeżeli to tobie oberwie się za nasze wspólne sprawy.
- To nic, Elly. Nikt mi ciebie nie odbierze i tego będę się trzymał. Ja również nie dam się im tak łatwo dorwać - uśmiechnął się jakby na siłę chcąc po prostu wprowadzić nieco ciepła w ich rozmowę.
- Proste, że nie - odwzajemnił uśmiech i poczuł jak wielka gula w gardle szybko znika, a spoczywała tam przez całą ich konwersację - Chodź tutaj - dodał pociągając chłopaka w swoją stronę.
Ash powoli wstał, żeby zaraz zasiąść blondynowi na kolanach. Eliott nie mógł wytrzymać dystansu pomiędzy nimi jaki trwał od wczorajszego wieczoru. Tyle emocjami targało teraz przede wszystkim Ashtonem, że trzeba było to w końcu odreagować. Ogar mocno objął chłopaka gładząc jego chude plecy i cicho westchnął. Nadal nie mógł pojąć jakim cudem ten chłopak zawładnął jego sercem w tak prosty sposób, bo Elly był zdolny nawet stracić dla niego życie.
- Wiem, że w całej tej twojej sprawie będę miał mały udział, ale chcę cię wspierać. Gdy będziesz czegoś potrzebował, czegokolwiek to proszę, zawsze zwracaj się do mnie - muzyk wydukał cicho tuż obok ucha swojego chłopaka - A teraz wybacz, ale muszę się upewnić czy nadal mam pracę.
- Nieeee - zawył cicho odchylając głowę z rezygnacją.
Eliott zaśmiał się przyciągając do siebie bruneta i złączył ich usta w czułym pocałunku. Bardzo nie chciał go teraz zostawiać, ale bez pracy będzie mu w życiu jeszcze ciężej. Po kilku dobrych minutach czułości musiał z przykrością oderwać się od czarownika i zmusić go do wstania. Udał się do pokoju po ubrania po drodze pakując też potrzebne rzeczy do torby.
- Skończę pewnie pod wieczór o ile nie będę musiał odpracować. Ty lepiej zajedź do siebie i daj bratu jakiś znak życia. Mój SMS mógł nie wystarczyć - odparł rzucając torbę do drzwi i schylił się po buty - Co do treningów, to czuję się już przygotowany i pewny swoich mocy. Może będziemy mogli w końcu zająć się sobą - dodał stając przy drzwiach i niekontrolowanie przygryzł dolną wargę.
- Co z kluczami? - zapytał Ash nieco czerwieniąc się na twarzy.
- Jak się wyszykujesz to zamknij dom i schowaj je pod wycieraczką. Nie ufam tym ludziom, ale są zbyt głupi, żeby wpaść na taki pomysł - zaśmiał się posyłając chłopakowi niewidzialnego buziaka i wyszedł z mieszkania.

   Okropnie nie chciał zostawiać chłopaka i nie był zbytnio przygotowany na dzień w pracy. Wolał go spędzić zupełnie inaczej. Całą drogę słuchał jakiejś rockowej playlisty chcąc nieco się pobudzić, ale i to mało mu dało. Gdy dojechał i zajrzał do sklepu, przy półkach stała jego współpracownica, a jak tylko go zobaczyła od razu niebezpiecznie się do niego zbliżyła.
- Gdzie ty byłeś, co? Przez ciebie podwoili mi godziny pracy, a mimo to twoja wypłata wcale nie przeszła na mnie - warknęła podstawiając blondynowi palec pod sam nos.
- Jeny, kobieto uspokój się już. Przecież to nie koniec świata - Eliott przewrócił oczami i wyminął ją, żeby zostawić swoje rzeczy na zapleczu.
- Może dla ciebie! Ty się sobie zapewne świetnie bawiłeś z jakąś panienką, a ja za ciebie harowałam - burknęła idąc za nim.
- A-a. Z zadziwiająco przystojnym młodzieńcem - uśmiechnął się szeroko poprawiając ją od razu - Oj wybacz mi. Odpracuję swoje, a ty będziesz mogła wziąć sobie wolne. Co ty na to?
- Niestety to nie ty podejmujesz takie decyzje - westchnęła znikając przy półkach z instrumentami - A teraz do roboty!

    Godziny pracy dłużyły się potwornie, chociaż trzeba przyznać, że jego koleżanka nieco umiliła mu ten czas. Mieli okazję porozmawiać, razem pograć na instrumentach i powygłupiać się jak małe dzieciaki. Eliott pochwalił się jej nawet gorącymi szczegółami z Ashtonem oczywiście zachowując najważniejsze informacje dla siebie, jako ich mały sekret. Gdy zbliżał się wieczór, ogar miał zostać w sklepie sam jeszcze na dwie godziny i nie bardzo wiedział co wtedy miał ze sobą począć. Pożegnawszy już ciemnowłosą, dorwał się do telefonu w celu odezwania się do Asha, ale zauważył, że nie wpadł na to pierwszy. Chłopak próbował się do niego dodzwonić jakieś 5 razy, co szczerze go zaniepokoiło. Od razu oddzwonił, a gdy ktoś po drugiej stronie odebrał, Elliot od razu się odezwał.
- Ash? Coś się stało? - zapytał z troską czekając na odpowiedź.
W końcu co mogło się stać? Eliott powinien odwieźć go do domu zanim udał się do pracy. Idiota… Idiota!


Ashton? W końcuu!

16.11.2019

Od Matthiasa CD Claudii

Cóż miał innego zrobić? Nie mógł przecież dopuścić, aby Claudia doznała poważniejszych obrażeń przy upadnięciu na chodnik czy co to było, nie miał teraz głowy do zastanawiania się na takie tematy. To było najlogiczniejsze rozwiązanie. Najlepsze.
A tak przynajmniej próbował to sobie tłumaczyć, ponieważ w chwili, gdy mdlejąca kobieta znalazła się w jego objęciach miał wrażenie, jakby całe jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Z tego samego powodu przesunął się z Claudią w głąb uliczki, aby później przyklęknąć z dziewczyną na ziemi. Może i dla przeciętnego mężczyzny taka sytuacja nie byłaby niczym dziwnym, ba, dla niektórych wydarzenie to byłoby nawet pożądane, lecz nie dla Matthiasa. Co można powiedzieć, nie miał zbyt dużego kontaktu z płcią przeciwną. Widział tylko inne członkinie zakonu podczas wspólnych spotkań raz na kilka miesięcy, czasami na rok, a wtedy i tak wszelkie kontakty między trenowanymi uczniami były zakazane. Dlatego nie zdobył żadnego doświadczenia w tych wszystkich sprawach damsko - męskich. Teraz to odbijało się na nim, całkiem mocno, gdyż siedział tak w bezruchu, kilkukrotnie zabierając się do pogłaskania włosów... To znaczy, obejrzenia rany Niemki, nie będąc pewnym, co ma począć.
Istniała spora możliwość, że siedziałby tak do momentu, aż Treskow się nie przebudzi i znowu nie przejmie kontroli nad całą tą sytuacją. Widocznie w tym świecie nadawała się do tego lepiej, a Montroce, pomimo swych tendencji, musiał jej w tym wypadku ustąpić pola i schować dumę w kieszeń. Na pomoc przybyła jednak osoba, której sylwetkę, wraz z koszykiem na ramieniu, ujrzał przy wejściu do uliczki. Odruchowo sięgnął po broń, lecz kiedy nie rozpoznał typowego dla ryboludzi kształtu, wyprostował się i powstrzymał przed strzałem. Bowiem mimo innego wyglądu, nadal nie ufał temu stworzeniu. Widział dwa długie wyrostki wystające z całkiem ludzkiej głowy, długie kończyny, a także ogon, wijący się w powietrzu. Spiął się na całym ciele, gdy stworzenie, poruszając się najpewniej na palcach, zgrabnie zbliżyło się do młodzieńca oraz kobiety.
— Nie obawiaj się — powiedziało naznaczoną ostrym akcentem angielszczyzną, jednak nie na tyle mocnym, aby nie dało się wyczuć w głosie nutki troski — Chcę ci pomóc. Tobie i twojej towarzyszce. Proszę. Wiem, co się wydarzyło. Tutaj nie jest bezpiecznie..
Matthias spojrzał na pazurzastą dłoń, która została wyciągnięta w ich stronę. Ciężki oddech poruszał cienkim rękawem szaty nieznajomego przybysza, jaki to stał po prostu, wpatrując się parą skośnych, złotych oczu w młodzieńca. Po długim namyśle kamaelita złapał ją, jedną ręką dalej obejmując Claudię. Stworzenie przy pomocy całkiem sporej siły podniosło ich, po czym chwyciło Matthiasa za łokieć.
— Zaprowadzę was do slumsów — wyjaśnił dobroczyńca, od razu ruszając przed siebie sprężystym krokiem. Łowca miał niemałe problemy z dogonieniem go, zwłaszcza, że miał przy sobie dziewczynę, lecz ta ku jego zadowoleniu zaczęła się budzić po pewnym czasie, od razu, jakby odruchowo, próbując ustać na nogach.
— Co się dzieje? — spytała, ściągając brwi i unosząc wzrok na ich dwójkę. Widząc nieznaną istotę, spięła się momentalnie — Montroce? 
— Shh — Brunet szybko pomógł towarzyszce wyrównać krok, po czym zerknął na obserwującego ich w ciszy mieszkańca tego miasta jakby znacząco — Mówi, że chce nam pomóc. Nie miałem jak odmówić.
Claudia westchnęła cicho, po czym rozejrzała się wokół. Kiedy kamienice zmieniły się w niskie, rozpadające się domki, pokiwała lekko głową do myśliwego, chcąc mu przekazać, że powinni być już na miejscu.

Claudia?

15.11.2019

Od Manon CD Connora

    Stojąc pod domem, a raczej sporą willą ich znienawiedzonego kolegi z klasy Manon przejechała wzrokiem jej towarzysza. Dobrze wiedziała, że nie był on chętny do wstąpienia na tą małą imprezę i zaczynała czuć się z tym źle. Co jeżeli coś się stanie i chłopak wpakuje się w niepotrzebne kłopoty? Blondynka cicho przełknęła ślinę i postanowiła objąć jedną ręką ramię Connora, jak gdyby chciała upewnić się, że ten jest spokojny i nie planuje nic złego. W końcu ruszyli do środka po drodze wymijając pojedyncze osoby, które już haftowały w krzaki albo póki co kulturalnie pili coś z plastikowych kubeczków.
- Ale będzie super. W końcu się rozerwiemy - zagadała, gdy stanęli pod drzwiami, a Connor nacisnął na dzwonek.
Nie musieli długo czekać, aż drzwi otworzył im wysoki chłopak, ale nie wyższy od Conna. Gdy zauważył kogo miał zaprosić do środka, głośno prychnął.
- A wy co? Myślisz, że zaproszę do domu takiego dziwoląga jak ty? - zaśmiał się chamsko, po czym zwrócił spojrzenie na dziewczynę - A ty się trzymasz z czymś takim? Rozejrzałabyś się, jest wiele lepszych.
- Ja lepszych nie widzę - uśmiechnęła się sztucznie, po czym mocniej ścisnęła ramię chłopaka w obawie, że ten zaraz się odwdzięczy - A teraz daj nam się pobawić z innymi, dziękuję - dodała i wyminęła właściciela posiadłości ciągnąc za sobą Connora.
- No, nieźle sobie poradziłaś - brunet odetchnął cicho zwracając się do blondynki przodem - Skoro chcesz się bawić, to ja pójdę po coś do picia. To będzie długa noc - dodał pod nosem oddalając się.
Manon została sama, ale nie czuła się przez to wielce samotna. Miała chwilę na rozejrzenie się po sporym domu, o którym mogła tylko pomarzyć. Było tutaj tyle miejsca, Suzzie na pewno by się spodobała ilość pokoi i mebli w tym mieszkaniu. Dziewczyna poprawiła swoją czarną torebkę i udała się do salonu, gdzie rozsiadła się większość nastolatków. To stąd dochodziła muzyka, która dudniła w uszach i zmuszała do przynajmniej kiwania głową w jej rytm. Oparła się o ścianę czekając na Connora i ze zdziwieniem stwierdziła, że kilka dziewczyn ze szkoły się do niej uśmiechnęło, a nawet przywitało, gdy przechodziły. Manon nie sądziła, że ma w tej akademii jakieś koleżanki albo chociaż znajome, ale jak widać może być lepiej niż wygląda. Odmachała grupie dziewczyn, które krzyczały do niej z daleka, aż pole widzenia zasłonił jej jakiś chłopak, którego widziała pierwszy raz na oczy. Zmarszczyła lekko brwi wyczuwając jego bliskość i wysunęła się spod ściany, żeby móc utworzyć pomiędzy nimi odpowiedni dystans.
- Manon prawda? - uśmiechnął się blondyn opierając się o framugę drzwi.
- Tak, ale wybacz, bo cię nawet nie kojarzę - uniosła lekko brew rozglądając się w poszukiwaniu swojego towarzysza.
- To nic, możemy to zmienić. Jesteś tutaj sama? - zbliżył się, a wraz z wydechem, dziewczynę uderzył w twarz odór alkoholu.
- Tak się składa, że nie - usłyszała zza siebie donośny głos Connora, który już wrócił z dwiema butelkami piwa w ręce.
Blondyn tylko uśmiechnął się głupio z zakłopotaniem opuścił miejsce zdarzenia. Manon cicho parsknęła śmiechem i odwróciła się do chłopaka odbierając od niego zimną butelkę. Przez śmiech podziękowała mu za ratunek, po czym razem napili się chłodnego trunku. Przez dłuższą chwilę stali tak rozmawiając i po wypiciu całej butelki udało im się już nieco wyluzować. Po chwili zaczęli nawet ruszać się lekko w rytm muzyki, która jednak została ściszona przez właściciela posiadłości. Widocznie miał wszystkim coś ważnego do powiedzenia, ale Manon nie spodziewała się, że będzie to coś takiego.
- Mam nadzieję, że wszyscy bawią się świetnie! To super - dodał po głośnym krzyku większości zgromadzonych - Nie wiem czy wiecie, ale na naszej zajebistej imprezie znajduje się jeden mutant - na te słowa wszyscy zaczęli niepewnie się rozglądać.
Manon zerknęła na Connora, który o dziwo spokojnie stał i obserwował poczynania Arthura.
- Chyba wszyscy powinniśmy czuć się zagrożeni. Skąd wiemy jak zachowują się potwory po alkoholu? Pewnie są w stanie kogoś skrzywdzić, a nawet zabić! Co powiesz Connor? Ty chyba coś o tym powinieneś wiedzieć? - złośliwy chłopak uniósł wysoko brwi zwracając się do Conna.
Blondynka poczuła dziwne ukłucie w brzuchu jakby złego przeczucia i złapała bruneta za rękę. Miała ogromną nadzieję, żeby ten nie dał się sprowokować.
- Widzicie? Nic nie powie, bo tak naprawdę ma plan jak nas skrzywdzić w odpowiedniej chwili - udał przerażenie, przez co osoby stojące blisko już dwójki mutantów zaczęły odsuwać się jak najdalej.
Jeżeli dzieciaki tak traktują osoby nadprzyrodzone, to chyba dobrze, że nie są świadomi zdolności Manon. Chociaż…
- Ja też jestem mutantem i co z tego? Naprawdę myślicie, że moglibyśmy kogoś tutaj skrzywdzić? - nimfa wystąpiła przed siebie zaciskając mocno pięści.
- Nieee… Ty też? To on cię przemienił co? - Arthur niebezpiecznie zbliżył się do Manon i niespodziewanie złapał ją za nadgarstek i potrząsnął nią - Taka ładna buźka, a jednak w środku przeklęty potwór.
Manon w ułamku sekundy poczuła się bezsilna i nie mogła nawet wyrwać się z uścisku chłopaka. Te słowa jakoś zbyt mocno ją trafiły. A więc teraz była potworem?

Connor?

12.11.2019

Od Hime cd. Kangsoo

Byłam zmęczona po porannej pracy w kawiarni. A jeszcze czekała mnie próba. O której zapomniałam umawiając się z Kangsoo do kawiarni. Obyśmy nie skończyli zbyt późno, bo się spóźnię.
Weszłam do domu Bena jak do siebie. Drzwi wejściowe zawsze były otwarte, gdy mieliśmy przyjść na próbę. Zeszłam do garażu, tym razem nie towarzyszył mi nawet Kazu. Do pracy nie mogłam go zabierać, a gdybym miała specjalnie zajść po niego do domu, to z kolei spóźniłabym się na autobus do domu Bena. W końcu miałam się zjawić jak najszybciej, więc spacer nie wchodził w grę. Szczerze, i tak się spóźniłam.
- Cześć wam – rzuciłam do reszty członków Copycat, na co chórem odpowiedzieli mi tym samy. Od razu podeszłam do półek za perkusją, zgarniając swój mikrofon, żeby następnie go podłączyć. Zapomniałam wczoraj go zwinąć, ale najwidoczniej lider zajął się tym za mnie. Gdy ogarniałam swoje kable, postanowiłam się zapytać.
- Do której dzisiaj ćwiczymy? - rzuciłam jakby od niechcenia. Oby do siedemnastej. Było koło piętnastej.
- Zależy. Trochę ćwiczyliśmy sami, więc nie jest tak źle. Siedemnasta. Może przed – odpowiedział mi Benjamin. Skinęłam głową, prostując się. Otrzepałam tylko jeszcze moją czarną bluzę z jakimś napisem i odwróciłam się do zespołu, żeby ich widzieć. Pora zacząć próbę.

~*~

Byłam już spóźniona dziesięć minut, a nawet nie wysiadłam jeszcze z autobusu. Do tego nieźle zaludnionego jak na godzinę siedemnastą. Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie jechało do centrum. Dobrze, że stałam przy oknie. Dzięki temu cały czas orientowałam się, gdzie znajdował się autobus i mogłam kontrolować przystanki. Właśnie dostrzegłam miejsce, gdzie musiałam wysiąść. Zaczęłam przepychać się do wyjścia, powtarzając „Przepraszam”.
Gdy wyszłam z pojazdu, potknęłam się i o mało co nie upadłam na ziemię. Odgarnęłam włosy z twarzy, poprawiłam torebkę i ruszyłam szybszym krokiem do kawiarni Clare’s Home, gdzie byłam umówiona z Kangsoo. Ciekawe, jak długo już czeka.
Wypatrzyłam lokal już z daleka i z głośniej bijącym sercem otworzyłam drzwi, tym samym wchodząc do środka. W moich uszach rozległ się dzwonek przymocowany do wejścia. Nie zdążyłam dobrze się rozejrzeć, gdy dostrzegłam machającego do mnie szatyna. Zaraz po tym się uśmiechnął, co odwzajemniłam. Od razu przeleciałam wzrokiem po jego ubraniu. Koszula, marynarka i płaszcz. Okey, tego się nie spodziewałam. Cicho zaklęłam w duchu moją nieco za dużą czarną bluzę z napisem „Zimno mi” i stare zniszczone Nike’i. Gdybym wiedziała, że tak będzie ubrany, to również może bym się postarała. Hime, o czym ty myślisz.
- Hej, długo już czekasz? - zagadałam, zajmując miejsce naprzeciwko.
- Nie… - odpowiedział, przesuwając w moją stronę menu. A, no tak.
- Zamówiłeś już coś? - kolejne pytanie padło z moich ust. Zaraz po tym niemiło odchrząknęłam i automatycznie złapałam się za gardło. Struny głosowe, tylko nie dzisiaj, proszę.
- Czekałem na ciebie.
- Ej, a widziałaś ten serial wczoraj, co leciał?
Podniosłam głowę na chłopaka. Jaki serial? Zaraz, to nie był jego głos.
- Niestety nie widziałam, Jessy wyszła ze mną na spacer.
Odwróciłam się za siebie. Dostrzegłam dwie panie ze swoimi pieskami obok. Od razu nie zwróciłam na to uwagi, ale do moich uszu docierało naprawdę wiele głosów. I to wszystkie naraz, w zdecydowanie większości przypadkach. Oby nie zaatakowała mnie migrena.
Wtem do stolika mojego i Kangsoo podeszła jedna z kelnerek z pytaniem, co zamawiamy. Szatyn ruchem głowy wskazał, żebym była pierwsza. Wzięłam jedną z herbat z miodem, głównie ze względu na gardło. Chłopak wziął jakąś kawę. Kobieta zabrała od nas menu, po czym sobie poszła.
- Nie jesteś dzisiaj ze swoim psem? - zapytał Kangsoo. Odgarnęłam włosy za ucho, delikatnie się uśmiechając.
- Rano szłam do pracy i nie mogłam go wziąć. Potem miałam od razu próbę zespołu, więc nie miałam, nawet kiedy zajść po niego – odpowiedziałam. Oby nie był mocno na mnie zły. Wczoraj, kiedy wracaliśmy do domu, namawiał mnie, żebym zrezygnowała z tego spotkania. Głupi Kazu. Chłopak wydał się jakby zmartwiony.
- To może jednak powinniśmy to przełożyć…
- Spokojnie, nic się nie stało – zaśmiałam się tylko. - Kazu jest przyzwyczajony do zostawania długo w domu. Najwyżej tylko będzie na mnie krzyczał, nic nowego – dopowiedziałam, przenosząc wzrok na jedną z klientek, która trzymała fretkę na kolanach. Miała słodkie szelki ze skrzydełkami. Może bym znalazła coś podobnego dla mojego owczarka? Obraziłby się na mnie na jakiś tydzień.
- Krzyczeć? W sensie szczekać - Kangsoo jakby mnie nie zrozumiał. A, nie mówiłam mu… Znowu się zaśmiałam, poprawiając swoje włosy za uchem.
- Wiesz… Ja rozumiem mowę zwierząt. Nie pamiętam, żebym słyszała, jak pies typowo szczeka.

Kangsoo?

Jaerim Song

 I tak udławisz się własną głupotą.

AUTOR||  Kim Byeongkwan
DANE || Jaerim Song.
WIEK || 18 lat.

11.11.2019

Od Liama CD Larissy

Patrzyłem na dziewczynę w bezruchu, podczas gdy ona wyrzucała z siebie wyjaśnienia. Cała ta sytuacja zdawała się surrealistyczna. Cholera, przecież ja tylko wyszedłem na spacer z psem... A tu takie akcje. Najpierw walka z tymi opętańcami, potem ucieczka przed policją... teraz jeszcze jakiś zwój zapisany w jakimś nieznanym dziewczynie języku.
Wszystko składało się na konkluzję, że możesz próbować odgrodzić się od przeszłości, ale ona zawsze się o siebie upomni. Najczęściej gdy najmniej się tego spodziewasz.
- Nie tutaj - odpowiedziałem szybko. Odruchowo chciałem się rozejrzeć i upewnić, że nikt nas nie podsłuchuje, ale dostatecznie szybko zreflektowałem się, że to mogłoby tylko zwrócić na nad uwagę. A u boku miałem Lunę. Gdyby ktoś się do nas zbytnio zbliżył, ona pierwsza by to zobaczyła i mnie ostrzegła, w ten czy inny sposób. - Nie teraz, kiedy mogą deptać nam po piętach.
Dziewczyna skinęła powoli głową na znak, że rozumie. I już chciała odwrócić głowę, pewnie by się rozejrzeć, gdy wydarzyły się dwie rzeczy na raz.
Luna szarpnęła się, warcząc i kierując wzrok gdzieś w ciemność za nami. A moich uszu dobiegł odgłos potkniecia i stłumione, zaskoczone sapnięcie.
Kurwa.
- Przestań Luna, co tam zobaczyłaś? - rzuciłem nazbyt głośno, udając swobodny, nieco rozbawiony ton. - Daj spokój, tam nic nie ma - położyłem dłoń na głowie suczki, przejeżdżając po niej powoli palcami, by ją uspokoić. Drugą dłonią natopiast złapałem Larissę za rękę, przyciągając ją nieco bliżej siebie. Dziewczyna popatrzyła na mnie zaskoczona. Już chciała coś powiedzieć, ale byłem szybszy.
Pochyliłem się do niej i zamknąłem jej usta pocałunkiem.
Dziewczyna osłupiała, zatrzymała się w pół kroku. I w tym momencie przestałem zwracać na nią uwagę, wykonując automatycznie ruchy ustami i językiem, a wzrokiem, korzystając z sytuacji, zacząłem badać ciemność za nami. Musiałem wiedzieć, z kim mamy do czynienia, żeby ocenić nasze szanse. Czy ryzykować konfrontację, czy lepiej się ulotnić.
Typ, który za nami szedł, sam rozwiał moje wątpliwości. Zobaczyłem, jak się zatrzymuje w cieniu pobliskiego budynku. Patrzył chwilę na nas, po czym odwrócił się i odszedł spokojnym krokiem.
Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia, odsunąłem się od blondynki, postępując dodatkowo krok w tył, żeby móc uniknąć ewentualnego ataku z jej strony. Który nie nadszedł. Dziewczyna wyglądała na całkowicie osłupiałą.
- Możemy iść do ciebie - rzuciłem. Może i widziałem, jak gościu odchodzi, ale nie mogłem mieć pewności, czy nadal nas nie słyszy. Musiałem więc dalej grać. - Pokażesz mi to, o czym mówiłaś - uśmiechnąłem się lubieżnie, ale spojrzenie pozostało poważne. Wpatrywałem się nim w oczy dziewczyny, próbując przekazać jej "graj ze mną, potem ci wytłumaczę".

Larissa?

Od Minho CD Silasa

  Cisza trwająca między dwójką była dość niezręczna, wręcz obijając się o uszy. Jednak została przerwana, i to nie ze strony niższego. Czy był zaskoczony? Oczywiście, że tak. Mężczyzna wydawał się nie być w żadnym stopniu zainteresowanym rozmową, tak było. Przekonał się po jego zachowaniu w barze, a Minho nie miał zamiaru się niepotrzebnie denerwować. Dlatego przyglądał się przez dłuższą chwilę mężczyźnie, ostatecznie wzruszając ramionami na jego słowa.
- Pan niemowa jednak potrafi mówić? Niesamowite. – mruknął, spoglądając na wszystko, co udało mu się upuścić, w krótkiej chwili przystępując do pozbierania tego. Nie chciał o niczym zapomnieć. Zresztą, dlaczego miał to odpuścić i pójść dalej? Wpadł na osobę, która nie należała do kogoś, kogo chciałby widzieć. W ogóle spotkać. Och, jak bardzo wyprowadził go z równowagi.
Nieznajomy nie miał okazji mu odpowiedź, a przynajmniej nie w bezpośredni sposób, ponieważ Lee zdecydował się całkowicie zignorować jego osobę poprzez udanie się do głównej sali, w której na spokojnie będzie mógł przejrzeć książki, jakie chciałby wypożyczyć na pewien czas. Chociaż w taki sposób mógł zabić swój czas przed pracą, a czasami i po niej, gdy miewał bezsenne noce.
Zajmując jedno z wielu wolnych miejsc, niemalże od razu zajął się tym, co miał w planach. Nie siedział sam przez długi czas, gdyż niedługo po tym ktoś usiadł obok niego. Podniósł głowę do góry, zerkając na osobę, która zdecydowała się zająć akurat to miejsce, a nie jakieś inne… i Lee nie potrafił powstrzymać się od cisnącego się uśmiechu na usta. Spowodowane to było faktem, że ów osobą był jego znajomy. Nie spodziewał się go tutaj zobaczyć, zważywszy na nagły wyjazd spowodowany sprawami prywatnymi. Rozmawiali ze sobą przez dobre kilka minut, ale na tyle cicho, by nie przeszkadzać pozostałym osobom, przebywającym na sali. Umówili się na spotkanie wieczorem, niedaleko pracy rudowłosego. Jak mógłbym odmówić? Spotkanie z kimś, z kim nie widział się dłuższy czas… no nie potrafił odmówić. Miał okazję wyrwać się ze swojej rutyny. Trochę zdziwiło go, że tak późno, a nie teraz, ale nie zastanawiał się nad tym szczególnie długo, pochopnie zgadzając się na spotkanie. Tylko pytanie brzmi, czy wyjdzie mu to na dobre.
W momencie, kiedy Minho został sam, w końcu zaczął czytać dokładnie opisy książek, które chciał wypożyczyć. I to zajęło mu znacznie mniej czasu, bo nie potrafił się skupić ze względu na możliwość spotkania po dłuższym czasie ze znajomym, za którym zdołał się stęsknić.

Silas?

Od Liama CD Kangsoo

Wyprowadziliśmy jeszcze razem na spacer cztery psy, nim nadeszła pora powrotu do domu. W końcu tam też czekała na mnie zgraja, teraz pewnie już głodnych, zwierzaków. I musiałem jeszcze podać leki kobrze, którą po wczorajszej zmianie zgodziłem się zabrać do siebie na kilka dni, żebyśmy nie musieli się wszyscy fatygować do sklepu specjalnie dla niej.
Coś czułem, że czekała mnie z tą złośniącą niezła zabawa w "kto ma lepszy refleks"...
Odłożyliśmy z Kangsoo cały używany przez nas sprzęt na miejsce, po czym opóściliśmy teren schroniska i ruszyliśmy w drogę powrotną pod blok, w którym mieszkał Azjata. Chwilę szliśmy w ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu skrzeczeniem Geuma i sporadycznymi odpowiedziami ze strony mężczyzny. Włożyłem ręce w kieszenie kurtki, by ochronić się przed zimnym wiatrem, wsłuchując się w wypowiadane w którymś z azjatyckich języków słowa. W końcu nie wytrzymałem, spojrzałem kątem oka na Kangsoo i zapytałem:
- Tak w ogóle... nie miałem chyba okazji zapytać cię, skąd pochodzisz - zacząłem swobodnym tonem.
Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Przystanął, wykonał zapewne tradycyjny dla jego kultury ukłon (muszę przyznać, że w tej kwestii byłem nieco ignorantem), i rzucił:
- Przed tobą stoi obywatel Korei. Południowej, żeby nie było.
Uśmiechnąłem się na te słowa. I podjąłem wstrzymany na chwilę spacer.
- A ty? - zapytał zaraz Koreańczyk. - Pochodzisz stąd?
- Z USA, owszem. Ale z przeciwnego ich krańca - z tylnej kieszeni moich jeansów wydobył się sygnał informujący o przyjściu wiadomości. Sięgnąłem po telefon by sprawdzić, o co chodzi, jednocześnie kontynuując odpowiedź na pytanie... znajomego? Nie. Mimo, że znaliśmy się raptem dwa dni, nie raz przyłapałem się już, że myślę o nim jak o przyjacielu. - Stosunkowo niedawno przeprowadziłem się do Seattle, żeby pilnować siostry, bo od zawsze ewidentnie brakuje jej zdrowego rozsądku - natychmiast pomyślałem o facecie, z którym się zaprzyjaźniła i odruchowo zazgrzytałem zębami z irytacji. Miał na nią zły wpływ... I to wcale nie tak, że on przynajmniej nie próbuje wciągać jej w sprawy mafii (z tego co się orientowałem), w przeciwieństwie do mnie... - A wcześniej mieszkałem w niewielkiej miejscowości w Północnej Karolinie. Nad oceanem... urokliwe miejsce - uśmiechnąłem się, odblokowując telefon. Wiadomość była od siostry. Krótkie:
A: Dziecko ogarnięte. Wróciłam do domu.
Już miałem chować telefon bez odpowiedzi, ale wtedy przyszła kolejna wiadomość. Brzmiała:
A: Mike jest ze mną, więc nie przychodź.
Zgrzytnąłem zębami, nim odpisałem:
Ja: Gdyby z tobą był, to byś mi o tym nie pisała.
- Co się stało? - zapytał Kangsoo, patrząc na mnie kątem oka.
- Ana załatwiła sprawę tego chłopaka - odpowiedziałem. - A teraz za punkt honoru wzięła sobie mnie zirytować. Szlag...
A: Nie możesz tego wiedzieć.
- O co chodzi? - Kangsoo wyglądał już na pożądnie zaniepokojonego.
- Właśnie zacząłem się zastanawiać, czy powinienem jej wiadomości brać na poważnie. Bo jeśli tak, powinienem już być w drodze do niej - mruknąłem, z furią uderzając w ekran.
Ja: Jeśli chciałaś wymóc na mnie odpowiedź na twojego SMS'a, to ci się udało.
A: Jednak potrafisz czasami myśleć. Nic tylko pogratulować.
Cholerna złośnica.
- Przypomnij mi, żebym zabił Anę przy naszym następnym spotkaniu - mruknąłem. Kangsoo spojrzał na mnie z szokiem wypisanym na twarzy.
- Co ci zrobiła?
- Uraziła moją dumę - mruknąłem, chowając telefon z powrotem do tylnej kieszeni jeansów. - Ale nieważne. Przyzwyczaiłem się - uśmiechnąłem się krzywo.
W międzyczasie dotatliśmy pod blok Kangsoo. Już mieliśmy się rozdzielić, kiedy wpadłem na pewnien pomysł.
- A tak w sumie... - spojrzałem na mojego trucka stojącego nieopodal na parkingu. - Nie chciałbyś może wpaść na chwilę do mnie? Mam dodatkowego lokatora w domu, a wszystkich trzeba nakarmić. I wyprowadzić na spacer. Byłoby szybciej, jakby ktoś mi pomógł - uśmiechnąłem się do przyjaciela promiennie.

Kangsoo?
Znowu dupne zakończenie, przepraaaaaszaaaam :c

10.11.2019

Od Hime cd. Nathaniela

- Skończone! Jak sytuacja wygląda u ciebie, Hime?
Wstałam z zakurzonej podłogi i otarłam czoło z potu. Uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam do Rene za mną.
- U mnie też! - odpowiedziałam jej. Następnie odłożyłam wałek na podłogę i otrzepałam spodnie.
Byłam znowu w kawiarni i pomagałam Rene w odmalowywaniu. A raczej to ona pomagała mi. W każdym razie lokal miał niedługo znowu ruszyć z działalnością. Nowe meble były już zamówione. To tylko kwestia tygodnia, gdy klienci zaczną schodzić się na nowo. Od pożaru minęły już cztery dni.
- Na dzisiaj koniec – rzekła brunetka, podchodząc do mnie. Zaśmiałam się na widok plamy niebieskiej farby na jej policzku. Dziewczyna długo się nie zastanawiała, domyślając się powodu mojego śmiechu i próbowała zetrzeć kleksa rękawem bluzy. Nie poszło jej, ale nawet o tym nie wiedziała.
- Idziesz do domu? - zagadała do mnie, gdy kierowałyśmy się do szatni dla pracowników. Skinęłam jej głową, na co odpowiedziała tylko „Dobrze”. Obie przebrałyśmy się z zakurzonych i poplamionych dresów w nasze codziennie ciuchy, którymi były dżinsy i zwykłe koszulki. Wyszłyśmy razem przed kawiarnię, aby następnie się pożegnać i rozstać w dwie przeciwne strony. Gdyby nie to, że basistka musiała zajść do sklepu muzycznego po nowe struny, pewnie by mnie odprowadziła i nawet posiedziała ze mną w domu. No ale miała inne plany. Mnie zresztą też było to na rękę, miałam ochotę pobyć trochę sama z pupilami. Teoretycznie miałam tak codziennie, no ale...
Spokojnie szłam przy ulicy, wdychając samochodowe spaliny, żeby z głównej drogi wejść w jedną z bocznych, ale nie mniej ruchliwych uliczek. Znajdował się tu jeden z popularniejszych sklepów, a także budka z dobrym kebabem.
Następnie weszłam przez drzwi do kamienicy, w której mieszkałam. Pokonałam schody na pierwsze piętro i zaczęłam szukać klucza od mieszkania. Przy okazji od razu wyjdę z Kazu na dwór, trochę mnie nie było.
- No w reszcie! - samiec od razu wyszedł mi na przywitanie, obchodząc mnie wkoło z ogonem w ruchu.
- Tak, jestem już, jestem – odpowiedziałam, tarmosząc go po głowie. Zdążyłam jeszcze chwycić jego smycz z wieszaka przy drzwiach, zamknęłam je i wyszliśmy na chwilę się przejść.
Wróciliśmy już po piętnastu minutach. I od razu wyłapałam na klatce dziwny zapach.
- Czujesz to? - odezwałam się do samca, robiąc pierwszy krok na piętro. Wtem budynkiem coś wstrząsnęło. Upadłam na schody, a z sufitu posypał się kurz.
- Gaz – rzucił owczarek, po czym zawrócił, kierując się do piwnicy pod schodami.
- Kazu, czekaj! - zawołałam, idąc za nim. O dziwo drzwi, zamykane na specjalny klucz, stały szeroko otwarte, a z dołu dochodziło jakieś światło. Następne, co usłyszałam, był czyjś krzyk. Nie czekałam ani chwili dłużej i zeszłam do piwnicy. Gdy skręciłam za drzwi z całą instalacją elektryczną, przywitał mnie ogień, a także Kazu szczerzący kły do jakiegoś człowieka w środku. Z postury wydawał mi się być mężczyzną, w całości ubranym na czarny. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Kim pan jest? - zapytałam. Nie odzyskałam odpowiedzi. Zamiast tego coś gruchnęło i pojawiło się więcej ognia. Zasłoniłam oczy rękoma, a gdy je zabrałam, mężczyzny już nie było. Chwilę stałam osłupiała, gdy do moich myśli doszło jedno – ogień. Pożar! Szybko rozejrzałam się na boki. Przecież kiedyś tu to widziałam! Wyszłam z jednego pomieszczenia do drugiego i zauważyłam to, czego szukałam. Mała, czerwona gaśnica w kącie pomieszczenia. Chwyciłam ją, odblokowałam i skierowałam w stronę buchających płomieni. W ciągu tego wszystkiego zapomniałam o Kazu, który na szczęście odsunął się na bezpieczną odległość od ognia. Mam nadzieję, że któryś z sąsiadów zaciekawił wybuch i postanowił po kogoś zadzwonić. Przy okazji mogę stwierdzić, że cała sytuacja bardzo przypominała mi tą z kawiarni.

Nathaniel?

Odejście

W dniu dzisiejszym żegnamy Gwynneth Hope Shelby.
Jest to decyzja właściciela.


Pamiętaj, że zawsze możesz do nas wrócić. ♥

Wyrzucenie

W dniu dzisiejszym żegnamy: 
Harry Hudson

Powodem jest brak opowiadań i/lub ignorowanie wiadomości administracji.

Znalezione obrazy dla zapytania goodbye gif

Od Taigi CD Nathaniela

Słysząc jego propozycję, a raczej stwierdzenie o wspólnym bieganiu, aż parsknęłam śmiechem. Mówiąc to, był na tyle uroczy, że nawet jeśli nie miałabym kompletnie na nic ochoty jutro rano to i tak bym wstała, żeby przebiec te dwa kilometry.
- Sugerujesz, że mogę przytyć po jednej pizzy? - Podniosłam rozbawiona jedną brew.
- Nic takiego nie powiedziałem - Spojrzał na mnie, opierając głowę o zagłówek. Ręce wciąż trzymał na kierownicy, tak jakby chciał być pewien, że mu nigdzie nie uciekną, a może to tylko moje myśli i moje ego, które zaczyna być coraz większe?
- Mhmm, oczywiście - Zaśmiałam się, po czym złapałam swoją torebkę gotowa do wyjścia - Oprócz ostatniego incydentu wieczór był bardzo miły, chociaż wiesz, z łatwością bym sobie poradziła - Dodałam pewnie, może nawet zbyt pewnie. Niestety mam to do siebie, że czasami po prostu zapominam wszystkiego, co umiem, właśnie w takich sytuacjach bywa, że zamieniam się w zwykłą dziewczynę, która zapomina o latach treningów. Pomimo pracy nad sobą i tak nie opanowałam tego jeszcze do końca.
- Różnie bywa, poza tym nie lubię takiego zachowania - Wzruszył ramionami - To co, jutro o 8 w parku? - Z uśmiechem zmienił temat, na co przytaknęłam.
- Jasne, do jutra i dzięki za pizzę, była pyszna - Korzystając z okazji, że patrzył prosto na ulicę, zbliżyłam się nieco, żeby delikatnie złożyć pocałunek na jego policzku. Nie było to nic wielkiego, jednak sama poczułam, miłe mrowienie na wargach. - Cześć - Dodałam półszeptem, mając usta na wysokości jego ucha i wyszłam z samochodu, kierując się w stronę kamienicy. Już po 30 minutach leżałam w łóżku, analizując całe to spotkanie. Przypominając sobie jego uśmiech, przygryzałam wargę. Wcześniej nawet nie zwracałam uwagi na to, że ma bardzo kojący głos, może taka natura elfów? Po godzinie może dwóch, zapadłam w sen, który przerwał budzik w telefonie. Na ekranie widniała już godzina 7 rano. Usiadłam na łóżku, przeciągając się niczym kot i wydając podobne dźwięki. Szybkie śniadanie, znalezienie krótkich spodenek i topu do biegania i byłam praktycznie gotowa do wyjścia. Spojrzałam jeszcze na termometr, ale wskazywał on już ponad 10 stopni, więc nawet nie wzięłam bluzy. Za dwie godziny zrobi się o wiele cieplej, a nie lubię biegać, trzymając coś w dłoni. Punktualnie o 8 byłam w umówionym miejscu. Nathaniel robił już małą rozgrzewkę.
- Hej, zaraz pomyślę, że się spóźniłam - Podeszłam do niego, poprawiając włosy, które były spięte w kucyka.
- Cześć, lubię być trochę wcześniej - Wyjaśnił, uśmiechając się do mnie. - Masz jakieś konkretne ścieżki do biegania? - Zapytał od razu, na co wzruszyłam ramionami.
- Zazwyczaj biegam po lesie albo do wodospadu i z powrotem, albo trochę dalej, zależy od humoru i pogody - Wyjaśniłam.
- Wodospad brzmi dobrze, możemy tak sobie zrobić przerwę - Ułożył dłonie na biodrach, na co przytaknęłam.
Biegliśmy spokojnym truchtem, rozmawiając trochę o jego synu i tym, jak się czuje, a także o rzeczach mniej istotnych.
- To co kto pierwszy ten lepszy - Zaśmiałam się i nieco przyspieszyłam, odwracając się jeszcze, żeby pokazać mu język.
- Chcesz się gonić? - Zaśmiał się i słyszałam tylko, jak przyśpiesza.
- A czemu nie? - Zrobiłam to samo, jednak niespodziewanie zostałam klepnięta w ramie, a sam elf wyprzedził mnie. Nie powiem, moja dusza zwyciężczyni ucierpiała i chociaż nie lubię oszukiwać, to w takim przypadku wręcz nie miałam wyjścia. Zaczęłam tworzyć niewidzialne dla oka stopnie, po których wchodziłam, szybko będąc nad elfem, kiedy widziałam, jak się ogląda, wykorzystałam sytuację i zeskoczyłam, lądując przed nim.
- To już jest oszustwo - Zawołał, jednak dało się wyczuć w jego głosie śmiech.
- Biegasz z czarownicą, czego się spodziewałeś? - Również się zaśmiałam.

Nath? kto śpi, ten śpi xD

Od Nathaniela CD Taigi

   Gdy na twarzy mężczyzny ukazał się szeroki uśmiech, jego serce zabiło mocniej, jakby wielki głaz życia spadł w odmęty przeszłości. Odetchnął głęboko i spojrzał na kobietę siedzącą obok niego, po czym pomyślał nad jej pytaniem.
— Jakie ja mam myśli? — uniósł jedną brew — Myślę, że to nie jest odpowiednie miejsce na taki temat. — mruknął i mrugnął do brunetki, która zaraz odwróciła wzrok od mężczyzny.
— No tak. Ludzie mogliby pomyśleć, że uciekłeś z pobliskiego szpitala psychiatrycznego. — rzekła po przełknięciu kawałkami ciasta.
Zamówiona przez nich pizza zniknęła szybciej, niż została przyniesiona przez kelnera, lecz oby dwoje nie żałowali takiego jedzenia. Oparli się wygodnie o oparcie kanapy i popijali kolejne napoje, które zamówili w trakcie posiłku. W międzyczasie kelner zabrał drewnianą tacę i podał rachunek, na którym nadal widniała dwucyfrowa suma, co znaczy, że pizza nie należała do drogich, a bardzo smakowała oby magom.
— Skoczę tylko do łazienki. — powiedziała spokojnie Tai i skierowała się we wspomniane miejsce.
Mężczyzna krótko przytaknął i postanowił zaczekać w obecnym miejscu na powrót przyjaciółki, która zaraz zniknęła za rogiem wąskiego korytarza. Oczywiście nie mógł powstrzymać się od trzymania wzroku na jej ciele, które od tyłu wygląda.. zachęcająco. Ta myśl wywołała u bruneta lekki uśmiech, który dosyć szybko zniknął. Otóż słyszał głos kobiety oraz jakiegoś mężczyzny, który dobiegał z łazienki i nie interesowałby się tym za bardzo, gdyby nie fakt, że głos należał do Taigi. Nathaniel postanowił od razu zareagować i ukradkiem wszedł do damskiej toalety, gdzie zastał obcego faceta, który niebezpiecznie zbliżał się do czarownicy. Mag nie czekał na wyjaśnienia, chwycił oprycha za bluzę i wymierzył mu lewy sierpowy, co skutecznie go ogłuszyło.
— Nic Ci nie zrobił? — spytał elf, patrząc uważnie na przyjaciółkę.
— Nie. Nie zdążył nawet do mnie podejść.. — odpowiedziała i zaraz się uspokoiła — Sama bym go powaliła, Nath.
Ciemnowłosy w odpowiedzi cicho westchnął i spojrzał na oprycha, który ledwo tamował krew z nosa. Wzrostem dorównywał samemu elfowi, lecz był znacznie od niego szerszy, niczym typowy bramkarz w klubach nocnych. Mimo iż obcy chciał skrzywdzić brunetkę, Nath jako strażak musiał udzielić pomocy. Wyrwał kilka listków ręczników papierowych i podał obcemu, który nawet nie spojrzał na elfa.
— A teraz wypad. — powiedział mag — Albo wzywamy policję. — dodał, obserwując mężczyznę.
— Pierdol się. — mruknął przez papier i uczynił rozkaz bruneta.
Po tym zdarzeniu, Nathaniel był zmuszony poinformować kierownica lokalu o zaistniałej sytuacji i żeby uważniej przyglądali się ludziom odwiedzających ich restaurację. Chwilę po tym, para przyjaciół opuściła pizzerie i choć mieli udać się na spacer, woleli wrócić do auta.
— To co. Jutro widzimy się na porannym bieganiu. — spojrzał na kobietę — Pizza sama się nie spali. — dodał, gdy poczuł na sobie spojrzenie ciemnowłosej.

Taiga? Biegamy, nie śpimy. 
Szablon
synestezja
panda graphics