Coś czułem, że czekała mnie z tą złośniącą niezła zabawa w "kto ma lepszy refleks"...
Odłożyliśmy z Kangsoo cały używany przez nas sprzęt na miejsce, po czym opóściliśmy teren schroniska i ruszyliśmy w drogę powrotną pod blok, w którym mieszkał Azjata. Chwilę szliśmy w ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu skrzeczeniem Geuma i sporadycznymi odpowiedziami ze strony mężczyzny. Włożyłem ręce w kieszenie kurtki, by ochronić się przed zimnym wiatrem, wsłuchując się w wypowiadane w którymś z azjatyckich języków słowa. W końcu nie wytrzymałem, spojrzałem kątem oka na Kangsoo i zapytałem:
- Tak w ogóle... nie miałem chyba okazji zapytać cię, skąd pochodzisz - zacząłem swobodnym tonem.
Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Przystanął, wykonał zapewne tradycyjny dla jego kultury ukłon (muszę przyznać, że w tej kwestii byłem nieco ignorantem), i rzucił:
- Przed tobą stoi obywatel Korei. Południowej, żeby nie było.
Uśmiechnąłem się na te słowa. I podjąłem wstrzymany na chwilę spacer.
- A ty? - zapytał zaraz Koreańczyk. - Pochodzisz stąd?
- Z USA, owszem. Ale z przeciwnego ich krańca - z tylnej kieszeni moich jeansów wydobył się sygnał informujący o przyjściu wiadomości. Sięgnąłem po telefon by sprawdzić, o co chodzi, jednocześnie kontynuując odpowiedź na pytanie... znajomego? Nie. Mimo, że znaliśmy się raptem dwa dni, nie raz przyłapałem się już, że myślę o nim jak o przyjacielu. - Stosunkowo niedawno przeprowadziłem się do Seattle, żeby pilnować siostry, bo od zawsze ewidentnie brakuje jej zdrowego rozsądku - natychmiast pomyślałem o facecie, z którym się zaprzyjaźniła i odruchowo zazgrzytałem zębami z irytacji. Miał na nią zły wpływ... I to wcale nie tak, że on przynajmniej nie próbuje wciągać jej w sprawy mafii (z tego co się orientowałem), w przeciwieństwie do mnie... - A wcześniej mieszkałem w niewielkiej miejscowości w Północnej Karolinie. Nad oceanem... urokliwe miejsce - uśmiechnąłem się, odblokowując telefon. Wiadomość była od siostry. Krótkie:
A: Dziecko ogarnięte. Wróciłam do domu.Już miałem chować telefon bez odpowiedzi, ale wtedy przyszła kolejna wiadomość. Brzmiała:
A: Mike jest ze mną, więc nie przychodź.Zgrzytnąłem zębami, nim odpisałem:
Ja: Gdyby z tobą był, to byś mi o tym nie pisała.- Co się stało? - zapytał Kangsoo, patrząc na mnie kątem oka.
- Ana załatwiła sprawę tego chłopaka - odpowiedziałem. - A teraz za punkt honoru wzięła sobie mnie zirytować. Szlag...
A: Nie możesz tego wiedzieć.- O co chodzi? - Kangsoo wyglądał już na pożądnie zaniepokojonego.
- Właśnie zacząłem się zastanawiać, czy powinienem jej wiadomości brać na poważnie. Bo jeśli tak, powinienem już być w drodze do niej - mruknąłem, z furią uderzając w ekran.
Ja: Jeśli chciałaś wymóc na mnie odpowiedź na twojego SMS'a, to ci się udało.
A: Jednak potrafisz czasami myśleć. Nic tylko pogratulować.Cholerna złośnica.
- Przypomnij mi, żebym zabił Anę przy naszym następnym spotkaniu - mruknąłem. Kangsoo spojrzał na mnie z szokiem wypisanym na twarzy.
- Co ci zrobiła?
- Uraziła moją dumę - mruknąłem, chowając telefon z powrotem do tylnej kieszeni jeansów. - Ale nieważne. Przyzwyczaiłem się - uśmiechnąłem się krzywo.
W międzyczasie dotatliśmy pod blok Kangsoo. Już mieliśmy się rozdzielić, kiedy wpadłem na pewnien pomysł.
- A tak w sumie... - spojrzałem na mojego trucka stojącego nieopodal na parkingu. - Nie chciałbyś może wpaść na chwilę do mnie? Mam dodatkowego lokatora w domu, a wszystkich trzeba nakarmić. I wyprowadzić na spacer. Byłoby szybciej, jakby ktoś mi pomógł - uśmiechnąłem się do przyjaciela promiennie.
Kangsoo?
Znowu dupne zakończenie, przepraaaaaszaaaam :c
Brak komentarzy
Prześlij komentarz