11.11.2019

Od Liama CD Kangsoo

Wyprowadziliśmy jeszcze razem na spacer cztery psy, nim nadeszła pora powrotu do domu. W końcu tam też czekała na mnie zgraja, teraz pewnie już głodnych, zwierzaków. I musiałem jeszcze podać leki kobrze, którą po wczorajszej zmianie zgodziłem się zabrać do siebie na kilka dni, żebyśmy nie musieli się wszyscy fatygować do sklepu specjalnie dla niej.
Coś czułem, że czekała mnie z tą złośniącą niezła zabawa w "kto ma lepszy refleks"...
Odłożyliśmy z Kangsoo cały używany przez nas sprzęt na miejsce, po czym opóściliśmy teren schroniska i ruszyliśmy w drogę powrotną pod blok, w którym mieszkał Azjata. Chwilę szliśmy w ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu skrzeczeniem Geuma i sporadycznymi odpowiedziami ze strony mężczyzny. Włożyłem ręce w kieszenie kurtki, by ochronić się przed zimnym wiatrem, wsłuchując się w wypowiadane w którymś z azjatyckich języków słowa. W końcu nie wytrzymałem, spojrzałem kątem oka na Kangsoo i zapytałem:
- Tak w ogóle... nie miałem chyba okazji zapytać cię, skąd pochodzisz - zacząłem swobodnym tonem.
Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Przystanął, wykonał zapewne tradycyjny dla jego kultury ukłon (muszę przyznać, że w tej kwestii byłem nieco ignorantem), i rzucił:
- Przed tobą stoi obywatel Korei. Południowej, żeby nie było.
Uśmiechnąłem się na te słowa. I podjąłem wstrzymany na chwilę spacer.
- A ty? - zapytał zaraz Koreańczyk. - Pochodzisz stąd?
- Z USA, owszem. Ale z przeciwnego ich krańca - z tylnej kieszeni moich jeansów wydobył się sygnał informujący o przyjściu wiadomości. Sięgnąłem po telefon by sprawdzić, o co chodzi, jednocześnie kontynuując odpowiedź na pytanie... znajomego? Nie. Mimo, że znaliśmy się raptem dwa dni, nie raz przyłapałem się już, że myślę o nim jak o przyjacielu. - Stosunkowo niedawno przeprowadziłem się do Seattle, żeby pilnować siostry, bo od zawsze ewidentnie brakuje jej zdrowego rozsądku - natychmiast pomyślałem o facecie, z którym się zaprzyjaźniła i odruchowo zazgrzytałem zębami z irytacji. Miał na nią zły wpływ... I to wcale nie tak, że on przynajmniej nie próbuje wciągać jej w sprawy mafii (z tego co się orientowałem), w przeciwieństwie do mnie... - A wcześniej mieszkałem w niewielkiej miejscowości w Północnej Karolinie. Nad oceanem... urokliwe miejsce - uśmiechnąłem się, odblokowując telefon. Wiadomość była od siostry. Krótkie:
A: Dziecko ogarnięte. Wróciłam do domu.
Już miałem chować telefon bez odpowiedzi, ale wtedy przyszła kolejna wiadomość. Brzmiała:
A: Mike jest ze mną, więc nie przychodź.
Zgrzytnąłem zębami, nim odpisałem:
Ja: Gdyby z tobą był, to byś mi o tym nie pisała.
- Co się stało? - zapytał Kangsoo, patrząc na mnie kątem oka.
- Ana załatwiła sprawę tego chłopaka - odpowiedziałem. - A teraz za punkt honoru wzięła sobie mnie zirytować. Szlag...
A: Nie możesz tego wiedzieć.
- O co chodzi? - Kangsoo wyglądał już na pożądnie zaniepokojonego.
- Właśnie zacząłem się zastanawiać, czy powinienem jej wiadomości brać na poważnie. Bo jeśli tak, powinienem już być w drodze do niej - mruknąłem, z furią uderzając w ekran.
Ja: Jeśli chciałaś wymóc na mnie odpowiedź na twojego SMS'a, to ci się udało.
A: Jednak potrafisz czasami myśleć. Nic tylko pogratulować.
Cholerna złośnica.
- Przypomnij mi, żebym zabił Anę przy naszym następnym spotkaniu - mruknąłem. Kangsoo spojrzał na mnie z szokiem wypisanym na twarzy.
- Co ci zrobiła?
- Uraziła moją dumę - mruknąłem, chowając telefon z powrotem do tylnej kieszeni jeansów. - Ale nieważne. Przyzwyczaiłem się - uśmiechnąłem się krzywo.
W międzyczasie dotatliśmy pod blok Kangsoo. Już mieliśmy się rozdzielić, kiedy wpadłem na pewnien pomysł.
- A tak w sumie... - spojrzałem na mojego trucka stojącego nieopodal na parkingu. - Nie chciałbyś może wpaść na chwilę do mnie? Mam dodatkowego lokatora w domu, a wszystkich trzeba nakarmić. I wyprowadzić na spacer. Byłoby szybciej, jakby ktoś mi pomógł - uśmiechnąłem się do przyjaciela promiennie.

Kangsoo?
Znowu dupne zakończenie, przepraaaaaszaaaam :c

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics