25.09.2020

Od Any CD Kiery

Wiecie, co jest zabawnego w zbiegach okoliczności i niespodziewanych spotkaniach? Zwykle wcale aż tak przypadkowe, jak mogłoby się zdawać, nie są.
Nie wiedziałam, co powinnam sądzić o tym zbiegu okoliczności. Dziewczynie, która weszła do mojej kawiarni akurat w momencie, gdy na moment zmieniłam Mię przy kasie. Akurat w dzień, kiedy poza Archerem zabrałam ze sobą do pracy Finna, który od początku uskuteczniał tu generalną demolkę (a może chciał urządzić przemeblowanie, bo coś mu w obecnym wystroju wnętrza nie pasowało, generalnie ciężko stwierdzić). A także wtedy, gdy miałam wyjątkowo, mimo wszystkich okoliczności przyrody, całkiem dobry humor. Tak, ostatnio, od dziwnej akcji z Joey'em nie zdarza mi się to zaczęto. Zbyt dużo problemów spadło mi na głowę, bym potrafiła cieszyć się chwilą.
Jednak tego dnia to nie ja byłam tą markotną, spędzającą raczej więcej czasu w kuchni na zapleczu, niż na sali, by nie dołować swoją miną i postawą klientów. W końcu nie o to chodziło, nie po do dbałam o to, by osoby obsługujące klientów były jak najbardziej życzliwe i tak dalej... Zadowolony klient z większym prawdopodobieństwem wróci w miejsce, które mu się spodobało, nie tylko wizualnie czy pod względem jakości. Również atmosfery. Lepiej więc było, żebym schodziła im z widoku.
Oczywiście zasada "wiecznie promienni" nie odnosiła się do klientów a czasami by mogła. Dziewczyna, która zagościła w mojej kawiarni na tyle długo, by Archer się nią zainteresował, wyglądała na właśnie taką - markotną. Nie wnikam, czy miała ku temu powody. Pewnie tak. Mało kto jest markotny dla zasady. Jednak nie to się liczyło. Prawdę mówiąc, gdyby nie to zainteresowanie Archera jej osobą, nawet bym na nią nie zwróciła większej uwagi niż podczas składania przez nią zamówienia. Jednak mój pies wyraźnie coś w niej wyczuł...
I cokolwiek to było, postanowiłam, że do niej podejdę. A co mi tam, raz kozie śmierć. Co mogłam stracić? Nie widziałam jej tu wcześniej, więc raczej nie stałego klienta. Już się nawet zbierałam, by opuścić swoje obecne stanowisko przy kasie. Ubiegła mnie jednak, wstając od swojego stolika i podchodząc do mnie. Kątem oka zobaczyłam, jak mój wilczak porusza się nieznacznie, kierując jedno z uszu na dziewczynę, drugie stale skupione było na lisie, który akurat dla odmiany zamiast latać jak powalony, leżał grzecznie zwinięty w kłębek przy moich rzeczach. Ufałam Archerowi pod względem wyczuwania nietypowych osób, szczególnie, że sama często wyczuwałam w woni ludzi jakieś dziwne nuty, które kazały mi przypuszczać, że całkiem ludzcy nie są. Czasami któreś z nas się myliło w swojej ocenie. Jednak gdy obydwoje coś wyczuliśmy... Niemal na pewno coś było na rzeczy. W przypadku tej dziewczyny nie wiedziałam tylko, co dokładnie.
Gdy zamawiała kolejne słodkości, zagaiłam z nią rozmowę. I tak zamierzałam to zrobić zaledwie chwilę temu, więc... Odpowiadała może nieco chłodno, ale z drugiej strony - jak miała odpowiadać komuś, kogo nie znała? Zupełnie zrozumiałe było, że nie rzuci mi się od razu na szyję i nie zacznie trajkotać wesoło, opowiadając historię swojego życia, tym bardziej, jak od początku widziałam, że miała raczej kiepski humor. Niemniej, nie wiem dlaczego, nie zamierzałam jej tak łatwo odpuścić.
- Pierwszy raz tu jesteś? - zapytałam z ciepłym uśmiechem na ustach, dopakowując do zamówienia zdobiony na kształt żółwia makaronik. Jednocześnie nie nabiłam go na kasę, żeby nie było, że coś komuś wciskam na siłę i każę za to płacić, bez przesady. To w formie takiego prezentu ode mnie. I tak ja się męczyłam, żeby je tak udekorować, więc... - Nie kojarzę, żebym cię wcześniej widziała.

Kiera?

10.09.2020

Od Michaela CD Any

    Crowley był pewny, że jego przyjaciółka poradzi sobie z ewentualnymi problemami w klubie, lecz z drugiej strony martwił się o nią, że ktoś ją rozpozna i skrzywdzi. Przez taki natłok myśli mężczyzna nie mógł nawet zmrużyć oka, przez co większość czasu spędził na kanapie przed telewizorem lub medytując, z czego to drugie było dla niego korzystniejsze.
W godzinach nocnych, gdy brunet nadal delektował się ciszą i wewnętrzną harmonią, usłyszał dzwonek swojego telefonu. Cicho odetchnął, następnie wstał i skierował się do urządzenia, które ostrożnie podniósł, a gdy ujrzał przychodzące połączenie od Any, od razu się zaniepokoił.
— Tak? — rzekł do słuchawki, czekając na odpowiedź kobiety. 
— Przyjedź po mnie.. — powiedziała krótko po chwili ciszy, po czym przerwało połączenie. 
W głowie bruneta pojawiło się pełno złych myśli, że coś faktycznie się stało, że może być ranna lub ledwo trzyma się przy życiu. Przymknął oczy i głęboko odetchnął, żeby pozbyć się złej energii, po czym chwycił klucze od swojego auta i opuścił posiadłość. 
Dojazd do miasta zajął mu zaledwie kilka minut, a gdy znalazł się na ulicy klubu, rozglądał się za swoją przyjaciółką. Po chwili dostrzegł ją siedzącą na chodniku i już z daleka widział, że nie jest z nią za dobrze. Wjechał na przeciwległy pas i zatrzymał się po części na chodniku, wysiadł z wozu i od razu podbiegł do swojej przyjaciółki.
— Ana, coś się stało? — spytał, kucając przy niej.
Gdy brunet dotknął jej ciała, poczuł nieprzyjemny gorąc, co dało mu do myślenia, że coś faktycznie się stało. 
— Nigdy więcej.. — mruknęła pod nosem i cicho westchnęła. 
— Już spokojnie, Ana. — rzekł, patrząc na jasnowłosą — Chodź może do samochodu. — dodał po chwili, powoli się podnosząc na równe nogi. 
Crowley pomógł wstać przyjaciółce, której temperatura ciała zdecydowanie spadła, po czym zaprowadził ją na miejsce pasażera, a następnie sam wsiadł za kierownicę. Ostrożnie zjechał z krawężnika i wjechał na swój pas, powoli tocząc się ulicą niedaleko baru. Widział, w jakim stanie jest jasnowłosa — była zmęczona, przez co brunet nie zalewał jej pytaniami, nie chciał dodatkowo jej męczyć. 
Gdy zbliżali się do klubu, Michael dostrzegł kilka wozów przed lokalem oraz wielu uzbrojonych ludzi, którzy nie wyglądali na ochronę, policję czy imprezowiczów. Nagle rozległy się strzały w środku budynku, a zaraz strzelanina wyszła na zewnątrz, co brunetowi się nie spodobało. Zatrzymał wóz kilka metrów od zamieszania i wpatrzył się w tłum ludzi, którzy wyprowadzali przyjaciela Any.
— To Joey.. — powiedziała bardziej pobudzona — Kurwa, Jo..
— Nie mieszajmy się w to teraz, Ana. Jest za dużo ludzi, ja siebie nie kontroluje, a Ty nie jesteś w najlepszym stanie.. — powiedział jednym tchem, patrząc jak zgraja pakuje bruneta do jednego z wozów. 
Nagle jeden z gangsterów dostrzegł samochód Crowleya, co poskutkowało tym, że w ich stronę padło kilka strzałów, żeby przepędzić dwójkę przyjaciół z miejsca porwania. 
— Skurwiele.. — syknął pod nosem, od razu zawracając spod klubu.
Przejechał kilka ulic dalej, po czym zrobił niewielkie koło i wjechał w poprzednią uliczkę, gdzie nie było już samochodów ani nawet policji czy karetki. 
— Jedźmy stąd, dopóki policji nie ma. — rzekła Ana, na co Mike tylko przytaknął i skierował się do domu. 
Droga do posiadłości nie sprawiła im żadnych problemów, a gdy byli już na miejscu, weszli do środka domku i oby dwoje jakby odetchnęli. Brunet podszedł do przyjaciółki i delikatnie ją do siebie przytulił, gładząc ją po plecach opuszkami palców. 
— Pójść z Tobą do łazienki czy wolisz samotny prysznic? — spytał spokojnie, bez podtekstów. 

Ana? c:

8.09.2020

Od Kiery cd. Bianci


Wiadomo jak to jest w okresie jesienno-zimowym. Uciążliwe przeziębienia, anginy i inne grypy. Większość klasy zadowolił fakt z przełożonego egzaminu ze sprawności fizycznej i początku zajęć koło jedenastej. Również mi to nie przeszkadzało. Większość nauczycieli, czemu się nie dziwie postanowiło pozostać z katarem pod pierzyną. Jako iż byłam w pełni zdrowa - jak na razie, zaraz po powrocie wczoraj do domu zadzwoniłam do szefa. Każdy pieniądz jest ważny oraz istotny dla mnie, a dodatkowe godziny pracy szczególnie z dość niezdarną i spóźnialską Biancą szła mu na rękę. Nie zalicza się do osób posiadających mój większy szacunek i jakiekolwiek pozytywne relacje, ale jej towarzystwo nie było najgorsze. Dość znośne, chociaż zależy kiedy miała nastrój, dama.
Wstałam rano, wpół do siódmej i wprost wyruszyłam do kuchni. Zjadłyśmy z Madd śniadanie, przeglądając jakieś magazyny na różne tematy, począwszy od mody na motoryzacji skończywszy. Pośmiałyśmy się z paru głupich obrazków zamieszczonych w środku i idiotycznych, zmyślonych plotek, po czym nastała pora na wychodzenie z domu.
Przebrałam się, wykonałam rutynę, spięłam włosy w niechlujnego koka i nieco podkreśliłam rzęsy. Wzięłam najpotrzebniejsze przedmioty i wyruszyłam do auta Maddison. Zazwyczaj, gdy obie mamy więcej czasu ona mnie podwozi przed pracą, za co jestem wdzięczna. Szczególnie dziś - pełne ulice, ludzie praktycznie na sobie na chodniku. Nie wyobrażam sobie przejechać tędy rowerem. Oczywiście mówię o głównych ulicach miasta - na poboczu jak to zwykle bywa jest dość spokojnie i nie tłoczno. Uwielbiam to.
Jak można było przewidzieć, w pracy byłam pierwsza. Moja współpracowniczka jak zwykle się spóźniła. Powinna być zaskoczona, że kawiarnia jest otwarta. Szczególnie, że nie bywam tutaj we wczesnych godzinach w ciągu tygodnia. Zaśmiałam się nieznacznie ze swoich przemyśleń i od razu skierowałam się na zaplecze.
Przebrałam się w odzież roboczą. W między czasie słyszałam, że ktoś przyszedł, więc postanowiłam wyjść za ladę, w razie gdyby odwiedził nas pierwszy zainteresowany. Za drzwiami czekała na mnie Bianca, o dziwo z jednym ze szklanych wazonów w rękach z pozycją do samoobrony. Chciało mi się śmiać, nie powiem, ale dusiłam to w sobie. Starałam się przynajmniej. Spojrzałam na nią dopiero, gdy zaczęła głęboko wzdychać.
- Trzeba było być punktualnie - pomyślałam, przewracając oczami.
- Ty jesteś niepoważna - odparła brunetka wyraźnie podirytowana.
- Niby dlaczego? Nie mogę już przyjść z rana do pracy marzeń, jaką jest ta kawiarnia? - odpowiedziałam.
- Nie powinno być cię teraz w szkole dziewczynko? - widziałam po niej, że czuje się być na wygranej pozycji. Nie tym razem słońce.
- Może powinnam tam być, ale jestem tu. Przeszkadza Ci to? - nie zamierzałam się tłumaczyć.
- Tak - odpowiedziała krótko i wyminęła mnie kierując się na zaplecze. Ja w tym czasie wzięłam dla siebie jeden kubek i go wymyłam, aby jak najszybciej nalać sobie kawy. Potrzebuje tej dawki energii, w sytuacji kiedy nie korzystam z wolnego w czasie intensywnej nauki, a pracuje na 'lepsze życie'. Dlatego też kofeina to najlepsze rozwiązanie z możliwych. 
Wzięłam ręcznik papierowy z półki, w trakcie kiedy Bianca rozpoczęła myć stoliki. Nie powiem, zdziwiłam się. Zazwyczaj jest to ogarnięte już wieczorem, po zamknięciu. Więc szczególnie w sytuacji kiedy zawsze może pojawić się klient, kawiarnia powinna być w stu procentach czysta. Szef raczej nie chce zaniżać sobie opinii wśród miejscowych.
- Dopiero teraz się za to bierzesz? - zapytałam. W tej z góry się coś zagotowało, rzuciła ścierką i podeszła bliżej mnie, krzyżując ręce. Ten gest nie czyni jej bardziej poważną czy zdenerwowaną, ale to tylko moje zdanie. Bardziej jak małe, rozwydrzone dziecko któremu matka nie chciała kupić drogiej zabawki z najwyższej półki.
- Też tu wczoraj byłaś, więc jeśli nie podoba Ci się, że sprzątam dopiero teraz, trzeba było zrobić to samemu wczoraj - odparła, bardzo wkurzonym głosem. Ja tylko podniosłam brew, patrząc na nią pytająco.
- Ja w przeciwieństwie do... - zaczęłam mruczeć pod nosem, gdy do lady podszedł średniego wieku mężczyzna. Staram się zawsze pałać pomocą z daleka do nieznajomych, więc moja twarz rozpromieniła się w ciągu sekundy. Bianca musiała wracać do poprzedniej czynności, rezygnując z dogryzania mojej osobie. 
- Tak słucham, co mogę panu podać? - powiedziałam uprzejmie, czekając na zamówienie.
- Dzień dobry, poproszę jedną czarną kawę - odpowiedział jednym tchem.
- Oczywiście, to wszystko dla uprzejmego klienta? - irytował mnie powoli już ten zbytni optymizm, ale praca jak praca.
- Owszem, młoda damo - Kiera - harmonia, pamiętaj. Nie zaczynaj bezsensownych sporów, zwłaszcza w pracy.
- Już robię - wyszczerzyłam się aż nad to, spoglądając na współpracowniczkę.
Podeszłam do maszyny i zaczęłam przygotowywać gorący napój, przy okazji szykując się na zrobienie drugiego - dla mnie. Po dłużej chwili sięgnęłam po zamówienie, po czym postawiłam na ladzie.
- Należy się 5,50 – oznajmiłam, podając rachunek.
- Reszty nie trzeba, zachowaj dla siebie panienko - odparł mężczyzna kładąc na specjalnym plastikowym podstawku pieniądze. Wziął napój i odszedł w stronę stolika. Przy okazji zaczerpnęłam już po moją kawę. Niezbyt patrząc przed siebie, wyszłam zza lady. Nie spodziewałam się Bianci zaraz przede mną. Wpadłyśmy na siebie, a zawartość kubka wylądowała na naszych klatkach piersiowych. Spojrzałam się na dziewczynie, po chwili zaczynając się śmiać z jej nieuwagi. Uspokoiłam się, jednakże uśmiech tym razem jak najbardziej szczery nie zszedł mi z twarzy.
Ta natomiast obarczyła mnie piorunującym wzrokiem. Już szykowałam się na niezłą aferę, aż ona z niewiadomych przyczyn dołączyła do mnie. Obie się śmiałyśmy - a to oznacza coś dziwnego i nienormalnego w naszej jako takiej relacji.
- Jesteś pojebana - powiedziała.
- Nie bardziej jak ty - puściłam dziewczynie oczko, kierując się w stronę moich rzeczy. Niestety koszulka z logiem kawiarni doszczętnie się zalała, więc byłam zmuszona chodzić w normalnych ubraniach. Po chwili weszła do tego samego pomieszczenia Bianca. Ja powróciłam za ladę, wykonując powierzoną mi robotę.
- Nie obrażę się za więcej takich śmiesznych wpadek, czy tam akcji z waszej strony dziewczęta - odparł widocznie zadowolony ze swojego tekstu klient i wyszedł z lokalu. Jak można zauważyć poczuł się zbyt pewnie, że nawet nie mam ochoty tego komentować.
- Robisz mi następną kawę i nie ma, że nie - oznajmiłam, wskazując na prawie pusty kubek. Szybko wypiłam resztę odratowanej zawartości.  
- Jeszcze czego, pracuję dla szefa, nie dla ciebie małolato - parsknęła, wracając do mycia stolików. Przed tym jeszcze zmyła z podłogi niewielki rezultat całego incydentu. Zdecydowanie bardziej oberwało się nam.
- Uważaj kogo nazywasz małolatą, jestem tylko rok młodsza od ciebie - uśmiechnęłam się szyderczo, przygotowując znowu taką samą kawę.
- To wystarczy, by udowodnić kto jest dojrzalszy pod każdym względem - odpowiedziała, siadając niedaleko mnie. Prawdopodobnie też chciała sobie coś zaparzyć.
- Szkoda, że gołym okiem można dostrzec kto tutaj jest łamagą i niedorajdą - wzięłam kubek i tym razem ostrożniej trzymałam z daleka od Bianci. - I ciekawe kto rzucił naukę dla alkoholu oraz imprez...
- Skąd ty o tym wiesz? - podniosła się zdziwiona, a ja wpadłam w śmiech. Mina jej pobledniała, a oczy rozszerzyły się na prawdopodobnie maksymalną wielkość.
- Mniejsza o to, chciałam podkreślić sam fakt - wzruszyłam obojętnie ramionami, aż zawitała nasza następna klientka. Ponownie stałam się tą wesołą i kulturalną wobec obcych Kierą.
- To skoro jesteś taka mocna w rozmowie, to udasz się ze mną dziś wieczorem i przekonasz się, że jesteś w błędzie? – powiedziała, biorąc łyka świeżo nalanej herbaty owocowej. Mnie aż zatkało i musiałam odkaszlnąć, bo prawie bym się udusiła. Czy ona chce ze mną spędzić wieczór? Postanowiłam zignorować propozycje i ugościć kobietę.
- Witamy! Czym pani jest zainteresowana, tego jesiennego, wietrznego dnia? – wstałam i skierowałam się w jej stronę, wzbudzając zaciekawienie i uwagę klientki. Właśnie tak to się robi.
- Poproszę ciastko – wskazała palcem na szklanej szybie, którą teraz ktoś będzie musiał umyć. – Na wynos najlepiej.
- Pewnie, już szykuję – sięgnęłam z wystawy po jedno z czekoladowych specjałów i ostrożnie włożyłam do papierowej torebki. Wydrukowałam paragon i podałam całość na ladzie. Kobieta zapłaciła i w szybkim tempie ruszyła w drugą stronę alejki na zewnątrz.
- Do widzenia! – krzyknęłam, choć na marne. Usiadłam z powrotem, licząc że temat się rozwinie.
- To nie jest żart, poświęcę się – odrzekła, obijając paznokciami o porcelanowe ucho kubka. Spojrzałam na jej profil twarzy, wciąż nie dowierzając.
- Dobrze – odpowiedziałam krótko. – Jesteśmy w kontakcie.

Niedługo po tym zbierałam się do domu. Gdy już dotarłam taksówką, szybko się przebrałam, poprawiłam makijaż i wzięłam pod ramie najpotrzebniejsze podręczniki na dzisiejszy dzień.
Dzień w szkole, jak zwykle przeminął dość nudno, aczkolwiek szybko. Tym bardziej dziś, kiedy to miałam zaledwie cztery godziny lekcyjne z dość prostych dziedzin. Dopytywałam różnych osób, czy chcieliby iść ze mną. Niestety, bądź stety większość mnie wyśmiała, twierdząc że nie starcza im doby w czasie szkoły, a jak ja chce zawalić semestr to proszę bardzo. Może Madd mi się uda wyciągnąć. Oby… Szczególnie że Bianca z pewnością zajmie się sobą, a ja będę piątym kołem u wozu, podpierając ściany w najcichszym zakątku. Rzeczywiście, powinnam podciągnąć oceny, bo sama sprawność fizyczna mi nie wystarczy na wzorowe zdanie tej szkoły. Przyjdzie i na to pora, mimo że w moim mniemaniu wiedza jest bardzo istotna. 
Po wyjściu szybkim krokiem weszłam do jakiejś piekarenki. Kupiłam mocno tuczącego pączka na przegryzkę. Nie zdrowo, jednakże smacznie. Pobiegłam na przystanek autobusowy, żeby nie czekać zbytnio. Tutaj rozkład jazdy różni się bardzo, szczególnie w moje rejony. Gdy tylko przeleciałam tabliczkę wzrokiem, dostrzegłam godzinę piętnastą czterdzieści osiem, czyli za dwie minuty. Nim się obejrzałam, podjechał nieduży bus, szokująco pusty jak na zbliżający się szczyt godzinowy.
W głowie cały czas miałam zaproszenie Bianci. Czy to oby na pewno dobry pomysł, żeby tam jechać? Mogłabym zostać w moim domowym zaciszu, pouczyć się, a później może pooglądać jakieś nowo nagrane materiały eksploracyjne. Ale nie.. Doskonale wiem, że ona mnie nie trawi. Co jest nie tak?

Prawie przejechałabym mój przystanek, ale na szczęście w porę się opamiętałam. W środku jeszcze nie było mojej współlokatorki, zresztą jak zawsze. W tym czasie jest w pracy, koło dziewiętnastej dopiero wraca. Chociaż różnie bywa z jej rozkładem godzin oraz zmian w kinie.
Zalałam wrzącą wodą sobie coś w rodzaju ekspresowych zupek do zjedzenia na szybko, które są jak wiadomo jedynie chemią. Usiadłam przy biurku i zgodnie z radami rówieśników wzięłam się za notatki. Przynajmniej odciągnę się od wielu zadawanych pytań bez jasnych odpowiedzi w mojej głowie. Skupie się na czymś konkretniejszym i co najważniejsze przydatnym.

Sama nie wiedziałam, że tyle jestem skłonna bez większych przerw przesiedzieć nad książkami. Zorientowałam się dopiero, gdy usłyszałam dźwięk kluczy, otwieranych drzwi. Co zabawniejsze, Madd przyjechała akurat po dwudziestej. Znajomy poprosił ją o zastępstwo, z tego co zrozumiałam. 
Po długich namowach nie zgodziła się iść ze mną. Moja ostatnia nadzieja przepadła. Klęłam chwilę pod nosem, aż wzięłam się w garść. Postanowiłam się wyszykować i jakoś w miarę w porządku wyglądać. Umyłam włosy, które samowolnie rozpuściłam, jedynie poprawiając grzywkę. Umalowałam się dość naturalnie, oprócz paru aspektów, które wyjątkowo mocniej podkreśliłam. Założyłam zwykłe spodnie z dziurami oraz biały t-shirt, dorzucając do tego odzież wierzchnią i eleganckie obuwie. Wrzuciłam parę najkonieczniejszych przedmiotów do małej torebki. Usiadłam, biorąc parę porządnych oddechów na łóżku.
Już tylko wyczekiwałam odzewu Bianci. Na początku rozpoczęcia naszej pracy spisywałyśmy do siebie numery, żeby w razie potrzeby mieć stały kontakt. Wtedy jeszcze w miarę się lubiłyśmy. Przynajmniej ja ją, aż stała się wredna na co dzień i tak popsuła swoją opinię. 
Dostałam wiadomość z adresem. Pozostało mi tylko tam się udać. No i przeżyć, jakoś.
Bianca?

7.09.2020

Od Bianci do Kiery

Niechętnie zgarnęłam klucze ze stołu, spoglądając jednocześnie na okno i wzdychając. Miałam dość szarości za oknem, zdecydowanie bardziej lubię ciepłe i kolorowe pory roku. Jednakże była to dopiero jesień, przede mną jeszcze zima i początek zimy. Nie miałam innego wyjścia niż przebolenie tej porażki pogodowej. Kucnęłam i uderzyłam się dwa razy w udo, czekając, aż Mailo do mnie podbiegnie. Nie trwało to długo, a kiedy już nastąpiło, podrapałam go za uchem, szeroko uśmiechając.
- Wrócę wieczorem. - westchnęłam ponownie i wstałam, podchodząc do drzwi wejściowych. Mój towarzysz jak zwykle pobiegł za mną, ale zatrzymał i położył przed drzwiami. - Kocham cię. - powiedziałam na odchodne i zamknęłam za sobą drzwi na klucz, następnie chowając pęk do kieszeni. Zbiegłam po schodach, wymijając sąsiadkę i rzucając jej pospieszne „dzień dobry”. Przy wyjściu z bloku stał mój piękny, żółty rumak, przypięty do specjalnej barierki. Klucze ponownie zaczęły brzęczeć w mojej dłoni, później stanie się to już tylko w kawiarni i znowu moim domu, wieczorem. Schowałam wszystko do torby i chwyciłam rower za kierownicę, tuż po wyjściu z klatki wsiadając na niego, skręcając w lewo i wyjeżdżając na główną ulicę. Czwartek rano, godzina 07:53, Bianca jak zwykle spóźniona do pracy. Ruch na drodze również nie sprzyjał mi tego dnia, na ulicy było od groma samochodów a na chodnikach tak samo dużo pieszych. Były oczywiście również ścieżki rowerowe, jednak połowę takowych zajmowały matki z wózkami, próbujące przebić się przez tłum okrężną drogą. Ja niestety nie mogłam sobie pozwolić na okrężną drogę, musiałam jechać jak do pożaru. Znaczy, w teorii nie musiałam, ale szef nie był zadowolony, kiedy przyjeżdżałam dziesięć minut później. Zresztą, reakcja mojej „koleżanki z pracy” też była niczego sobie. Oczywiście przeszkadzało jej to, że musi postać ten niecały kwadrans sama za ladą, mimo że i tak ruch był wtedy znikomy. Nie przepadałam za nią. Mało tego. Wręcz jej nie trawiłam. Młodsza ode mnie o rok ciemnowłosa, ze stałym uśmiechem na ustach. Ja rozumiem, że w naszej pracy mamy stały kontakt z ludźmi, ale żeby aż tak? Jedynym plusem całej sytuacji był fakt, że przychodziła do pracy dopiero po południu, koło 15 czy 16, po lekcjach. Wtedy też ponownie zaczynał się większy ruch, co nie było mi na rękę. Jednak nie miałam wyboru. Z zamyśleń wyrwała mnie klnąca obok kobieta, ewidentnie niezadowolona z powodu mojej egzystencji tuż obok wózka z jej dzieckiem. Spojrzałam tylko na nią i zaśmiałam się, mamrocząc coś pod nosem w jej stronę. Zdenerwowałam się, bo nie robiłam nic złego, jedynie prowadziłam rower powoli do przodu, szukając okazji do przeciśnięcia się przez tłum. W końcu wytworzyło się swego rodzaju przejście, które szybko wykorzystałam i czym prędzej przejechałam rowerem, w obawie, że za chwilę ponownie nie będę miała takiej możliwości. Po fali przechodniów zrobiło się trochę luźniej. Starałam się jechać na tyle szybko, żeby być jak najmniej spóźnioną, i na tyle wolno, żeby się nie zabić, o co z moimi zdolnościami nie trudno. W końcu mogłam się zatrzymać przed budynkiem, w którym mam spędzić swój cały następny dzień. Sięgnęłam po klucze do kieszeni i włożyłam w zamek, jednak nie chciał się on przekręcić. Użyłam więcej siły i dalej nic to nie dało, więc wyjęłam klucz i pchnęłam drzwi. Spanikowałam, widząc, że kawiarnia jest otwarta, bez nikogo za ladą ani w środku. Cicho i powoli weszłam do środka, sięgając po jakiś szklany wazon ze stołu, w razie konieczności samoobrony. Po chwili znalazłam się przy drzwiach na zaplecze, słysząc czyjeś kroki. Mocniej chwyciłam wazon, wyczekując intruza. W końcu zza drzwi wyparowała czarnowłosa, zadowolona z życia. Gdybym rozpoznała ją sekundę później, miałaby roztrzaskane szkło na tych kręconych włosach. Wzięłam głęboki wdech i odstawiłam narzędzie zbrodni na tyle głośno, że dziewczyna raczyła zaszczycić mnie swoim spojrzeniem.
- Ty jesteś niepoważna. - powiedziałam zirytowana. Skoro ja miałam dziś otwierać, to ja miałam dziś otwierać.
- Niby dlaczego? Nie mogę już przyjść z rana do pracy marzeń, jaką jest ta kawiarnia? - zadrwiła, śmiejąc się pod nosem.
- Nie powinno być Cię teraz w szkole dziewczynko? - odgryzłam, na co dziewczyna przez chwilę nie odpowiedziała. Nie miała co powiedzieć, bo właśnie tam powinna teraz być.
- Może powinnam tam być, ale jestem tu. Przeszkadza Ci to?
- Tak. - odpowiedziałam krótko i wywróciłam oczami, wchodząc na zaplecze, aby odłożyć swoje rzeczy i trochę ogarnąć. Kiera miała niewątpliwie silny charakter, ale kolidował z moim, więc, niestety, nie polubiłyśmy się, takie życie. Po chwili wyszłam, już uspokojona, ze ścierką w ręce, aby przetrzeć stoliki po wczorajszym dniu, póki nikogo nie ma. W teorii nie były brudne, ale nie były też umyte.
- Dopiero teraz się za to bierzesz? - zapytała Kiera, wycierając mokre kubki. Jej ton głosu był zdecydowanie spokojny, jednakże we mnie się gotowało, kiedy słyszałam wypowiedziane tymi ustami zdanie. Jakiekolwiek. Westchnęłam i rzuciłam ścierkę na stół, na pięcie odwracając się w stronę dziewczyny i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Też tu wczoraj byłaś, więc jeśli nie podoba Ci się, że sprzątam dopiero teraz, trzeba było zrobić to samemu wczoraj. - burknęłam. Miałam jeszcze coś dodać, ale ktoś wszedł do środka. Powróciłam do swojego zajęcia, a Kiera odbyła standardową rozmowę z klientem. Czasem wywracałam oczami, słysząc aż nadto przesłodzone zwroty do mężczyzny zamawiającego kawę. Temu jednak najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo po sekundzie usiadł zadowolony przy jednym z - na szczęście - czystych stolików. Cała robota poszło sprawnie zarówno mi, jak i dziewczynie. Kręciłam się po całym lokalu, jednakże nie robiłam tego z zawrotną prędkością, można było mnie zauważyć. W końcu nadszedł moment kulminacyjny, w którym dziewczyna wyszła z kawą zza lady szybko, za szybko. Niestety, źle obliczyłam odległość, co właściwie nie jest żadną nowością, przez co na siebie wpadłyśmy. Obie zostałyśmy oblane gorącym naparem, a ja tylko czułam na sobie i Kierze wzrok tego faceta, wlepiającego wzrok w mokre dekolty. Szybko odbiłam się od dziewczyny i spojrzałam na nią morderczym wzrokiem. Widziałam na jej twarzy cień uśmiechu. Normalnie dostałaby w pysk za śmiech w takiej sytuacji, ale z niewiadomych przyczyn również ja się uśmiechnęłam i chwilę później parsknęłam śmiechem.
- Jesteś pojebana. - powiedziałam, pół żartem, pół serio. 

Kiera?

Od Anzai'a C.D Elizabeth

Może powoli zaczynałem rozumieć, dlaczego wampiry nie przepadają za wilkołakami. Jak się okazywało wilk miał mało wspólnego z człowiekiem. Chyba, że to wyjątek bo przecież znam takich którzy w ciele wilka są po prostu sobą. czego ja wymagam od innych, skoro na widok krwi, dzieje się ze mną to samo. Niby tylko modyfikuje się lekko moje ciało ale wnętrze przejmuje prawdziwa bestia. Miałem teraz inny problem na głowie, mianowicie Elizabeth w ciele wilka. Tylko spokój może mnie ocalić. Wilk podszedł do link ja zaś spojrzałem na zegarek.
-Nie musisz się martwić za chwilę dojdzie do siebie. - Zwróciłem się spokojnie, nie wiedziałem ile z tego zrozumie. 
Usiadłem wygodnie w fotelu, pozostało mi tylko czekać. Po zaledwie kilku minutach Link odzyskała przytomność, powoli wstała i rozejrzała się. Ghost podszedł do niej i polizał ją po pyszczku. Spojrzałem na wilka i resztę. 
- Mówiłem. - wzruszyłem ramionami. 
Wstałem z fotela z momencie w którym cala trójka chciała opuścić salon. Szybko przeskoczyłem i stanąłem w progu drzwi. 
- Przykro mi do póki Elizabeth nie wróci nie wypuszczę was. - Powiedziałem stanowczo 
Wilk znowu obnażył kły a w jego ślady poszła otumaniona Link. 
- Nie chce walczyć, ale jeśli będziesz stawiać opór nie będę miał wyjścia. 
Niestety w tym przypadku nie mogłem odpuścić, mimo wszystko starałem się rozwiązać to mocno dyplomatycznie. 
- Oddałem Link ty mi oddaj Elizabeth i będziemy kwita, nikomu nic się nie stanie. To czysty i sprawiedliwy układ. 
Nie sądziłem, że się dogadamy, ale już po chwili zamiast wilka miałem przed sobą znowu dziewczynę. 
Podszedłem do niej i przytuliłem ją lekko. 
- Wszystko dobrze ? Jak się czujesz ? 

Elizabeth ?


Szablon
synestezja
panda graphics