28.07.2020

Od Kangsoo CD Liama

Spojrzał wprost w oczy Liama, lecz wtem odwrócił wzrok. Było mu głupio. Głupio, że tak łatwo się wydał. Chciał sam ogarnąć całą tą sprawę, w najlepszym przypadku zrobiłby to tak, że przyjaciel nawet by tego nie spostrzegł. W końcu to nie jego pierwszy raz, kiedy ktoś przejął nad nim kontrolę. Z różnymi osobami miał do czynienia i jak widać od każdej z nich uciekł. Teraz więc również mogło się udać. I niekonieczne było wsparcie. Z tego właśnie powodu źle się z tym czuł, że wciągnął w to wszystko Liama. Jakby on mało miał problemów. Na pewno było wiele spraw i kwestii, z którymi on się nie chciał dzielić, a tu jeszcze kłopot Koreańczyka.
Nie odpowiadał przez pewien czas, ponieważ na moment zapomniał o pytaniu przyjaciela. Gdy jednak sobie o nim przypomniał, popadł w zamyślenie.
– Cóż, wszystko zależy od tego, jak dokładny będzie rozkaz – powiedział wolno, próbując brzmieć całkiem spokojnie. – Na przykład jeśli właściciel każe mi zdobyć dla niego samochód a nie określi, jakim sposobem to mogę kupić jak i też ukraść.
– Nie możesz wyczarować auta, prawda? – spytał pospiesznie Liam, lecz nagła zmiana wyrazu twarzy wskazała, że tak naprawdę nie chciał tego robić.
Kangsoo zmrużył nieco oczy.
– Ja to sługa, nie dżin. – Oparł się plecami o kanapę. – Jestem od służenia i chronienia, nie spełniania zachcianek. Gdyby ktoś mi kazał sprawić, żeby był zdrowy, to co najwyżej mógłbym go umówić na wizytę u lekarza. – Wzruszył ramionami.
Liam trochę niepewnie pokiwał głową.
– A czy są jakieś rozkazy, których nie można ci dać lub których nie musisz wykonać? – zapytał po chwili.
– Są. – Kangsoo pokiwał głową. – Nie można mi rozkazać niczego, co mogłoby wywołać poważny uszczerbek na moim czy właściciela zdrowiu. Nie możesz mi kazać skoczyć z wieżowca ani żebym cię zabił – podał dwa przykłady, lecz wtem zamilkł.
Splótł ze sobą dłonie, przygryzł dolną wargę, spuszczając wzrok.
Po co ja to wszystko mówię? To tylko bardziej wciągało Liama. Dlaczego nie odmówił? Dlaczego nie powiedział, że sam sobie da radę? Dotychczas wychodziła mu ucieczka to czemu teraz coś miałoby pójść nie tak? Może to chodziło o nowego właściciela. W końcu wydawał się on wiedzieć o Niebiańskim Słudze zdecydowanie za wiele. Zdobył wiedzę od któregoś z poprzednich właścicieli? Dobrał się do jakichś informacji, których Kangsoo nie znalazł? Nie wiedział. Nie miał bladego pojęcia. Mógł tylko się domyślać.
Między dwójką przyjaciół nastała cisza. Trwała ona trochę czasu, Kangsoo w końcu uznał, że nie ma co dalej drążyć ten temat. Chciał odsunąć Liama od tej sprawy. Powinien teraz pożegnać się i wyjść. Ku jednak jego zdziwieniu nie potrafił. Myślał o powrocie do domu a nie mógł nawet wstać z kanapy. Nadal siedział. Czemu? Czyżby coś w głębi jego duszy mówiło, że miał mimo wszystko pozwolić Liamowi się przyłączyć? Ale on miał swoje zmartwienia...
Może tu chodziło o to, że z nim Kangsoo wreszcie nie musiałby tylko na siebie liczyć.
– Ja... – zaczął. – Ja myślę, że mógłbym sam sobie z tym poradzić. Cóż, choć żyję stosunkowo krótko na tym świecie to trochę doświadczenia nazbierałem i poprzednim właścicielom jakoś uciekłem. Więc tym razem raczej też dam sobie radę. – Na chwilę zamilkł. – Pierścienia nie da się nosić w nieskończoność, w końcu trzeba go zdjąć na trochę. A wtedy mam okazję go zabrać i uciec... więc moja sytuacja nie jest taka tragiczna.
Zebrał w sobie siły, by unieść kąciki ust w delikatnym uśmiechu, który posłał Liamowi.

Liam?

19.07.2020

Od Jaerima CD Elizabeth

  Jaerim nie wiedział tak naprawdę, co się zaczęło dziać. Wszystko przeleciało mu przed oczami. A on zaczynał się obawiać, czy na pewno jego życie zaraz się nie skończy. Nim jednak do tego doszło, został zabrany przez swojego szofera (a jednocześnie opiekuna) z miejsca, w którym przebywali. Czyli z domu. Został siłą wsadzony do auta, ponieważ chciał zobaczyć, co tam się działo. Do czego doszło? Dlaczego został stamtąd zabrany? Jak do tego wszystkiego doszło? Co tam dokładnie się wydarzyło? Będąc w szoku, do końca wszystkiego nie zakodował. Wzdychając dość głośno, spoglądał na swojego szofera, który postanowił go stad zabrać. Zapewne udadzą się do drugiego apartamentu, który s wodował się zaledwie kilka minut stąd.
- A co z tą dziewczyną? - spytał, spoglądając na swojego towarzysza. 
- To teraz nieważne. Później wszystko wyjaśnię. Najważniejsze, żebyś był bezpieczny. - odpowiedź nie była zadowalająca, lecz nie protestował. - Miała rację do tego twojego zwierzątka. Tyle Ci mogę na ten moment powiedzieć. 
  Trasa do kolejnego apartamentu zajęło zaledwie osiem minut. Niestety, lecz Jaerim został sam w wielkim budynku. Jego szofer postanowił wrócić po dziewczynę. Koreańczyk nie mógł mu towarzyszyć. A kłótnia o to nie miała sensu. I tak by z nim nie wygrał. Dlatego też postanowił pójść do sypialni, gdzie tuż po położeniu się na łóżku - zasnął niczym małe dziecko. 

***

  Z rana obudził się dość wcześnie, niemalże ze wschodem słońca. Było to dość niecodzienne, lecz nie miał zamiaru z tego nie skorzystać. Trzeba było wstać i zabrać się za wszystko, co miał dzisiaj do zrobienia. Może i nie było tego za wiele, lecz sam fakt, iż coś było - na samą myśl o tym było mu niedobrze. Nie chciało mu się wykonywać żadnych zadań. No ale, nie miał wyjścia. Po wyjściu z pokoju, pierwsze co zrobił, to udał się do łazienki, gdzie załatwił potrzeby fizjologiczne, a następnie wziął szybki, orzeźwiajacy prysznic. Zaledwie po kilku minutach, wracał do sypialni z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Musiał się już tylko ubrać, a potem już miał do zrobienia to, co sobie zaplanował. Oczywiście, wciąż myślał o tym, co się wydarzyło wczorajszego wieczoru. Zastanawiał się, co się stało z dziewczyną, która go ostrzegała i upierała przy swoim, a Jaerim i tak nie posłuchał. No cóż, jego błąd, prawda? Prawda. Podśpiewując cicho pod nosem piosenkę, która mu się przypomniała, przebrał się w czyste ubrania i udał do kuchni, gdzie zastal Chae stojącego przy lodówce. Zapewne chciał przygotować jakiś posiłek, ale niezbyt mu się to udało. Nie było za wiele rzeczy do zjedzenia. W owym apartamencie nikt nie przebywał. A jak już - to bardzo rzadko i częściej sprzątaczki można było tutaj spotkać niż samych właścicieli. No chyba, że mowa o imprezach firmowych, to właśnie tutaj to się najczęściej odbywało przez lokalizacje i wielkość. 
- Widzę, że już wstałeś. - słowa wyższego zaskoczyły Songa, który stał ukryty za jedną ze ścian, aby ukryć swoją obecność. - Dziewczyna śpi w sypialni obok, a tamto... coś, co próbowało Cię zabić, trafiło w odpowiednie ręce. Gdyby nie nasz gość, mogłoby Ci się coś stać. Powinieneś jej chociaż podziękować. 
Koreańczyk stęknął na samo słowo „przeprosić”. Nigdy tego nie robił i nie odczuwał takowej potrzeby, aby coś takiego robić. Jednak w kwestii swojego szofera... było mu trudno dojść do porozumienia. Obaj mieli trudne charaktery, a przez swój wiek, to Song czuł respekt i ustępował. No chyba, że naprawdę nie miał na coś ochoty, to wcale tego nie zrobił. Choćby się paliło i waliło - nie odpuści.   
- No dobra... ale to później! Teraz mam dużo ważniejsze rzeczy na głowie. - burknął niezadowolony, wychodząc za ściany, a jego mina wykazywała, iż nie podobało mu się to, że musiał komuś podziękować. 
- Nie wiedziałem, że liczy się dla Ciebie szkoła. - parsknięcie ze strony Chae jeszcze bardziej obudziło nastolatka, który odwrócił się z prychnięciem i udał się do swojego pokoju po telefon, jak i torbę, w której trzymał laptopa. Nic więcej mu nie było potrzebne. To właśnie po zabraniu wszystkiego, zadzwonił po taksówkę, wytykając język starszemu. Tak, dokładnie, nie miał zamiaru skorzystać z tego, żeby zawiózł go do szkoły. Wolał dotrzeć tam na własną rękę. Ubrał buty i luźniejszą bluzę, a następnie opuścił apartament. Może jak wróci, to dziewczyny nie będzie? A co za tym by szło? Nie musiałby jej dziękować! Tak, to jest myśl... o ile się uda. Nieważne. Trzeba spróbować. Wszystkie sposoby się liczą. 

Elizabeth?   

Od Minho CD Silasa

 Cała sytuacja musiała zostać wyjaśniona na kartce. Było to dość trudne, dlatego też Koreańczyk streścił wszystko w kilku zdaniach, na sam koniec wyjaśniając sytuację z głosem. Na tym najbardziej się skupił. Do końca nie pamiętał, co musiało się wydarzyć, że stracił głos, lecz zapamiętał jedno - tylko jedna ampułka była w stanie przywrócić możliwość mówienia. Podając kartkę Silasowi, spoglądał na niego przez dłuższą chwile, co później spowodowało kolejną serie pytań. Najbardziej skupiony był na tym, kto to powiedział, że wiedział w jaki sposób mogą zwrócić mu głos. Jednak chłopak nie pamiętał wyglądu ów mężczyzny. Nie znał go. Nie potrafił opisać wyglądu. Nie wiedział jak się nazywał. Tylko był osobą, która zajmuje się handlem. Tyle był pewny. Jednak to wszystko... było tyle warte, co nic. Dlatego na każde pytanie wyższego kręcił głową. Domyślał się, iż jemu to nie przeszkadzało. Nie można ukryć tej niechęci pomiędzy dwójką. Chcąc nie chcąc - nie zaczęli za dobrze znajomosci i pewnie taki stan wzajemnej niechęci będzie się długo utrzymywać. Pomimo całej tej sytuacji, Lee zdecydował się wykorzystać chwilowe zniknięcie mężczyzny, żeby udać się do wyjścia z mieszkania. Chciał wrócić do swojego mieszkania. Jego współlokator mógł mieć wiele domysłów na temat tak nagłego zniknięcia... a nie chciał, by ten tyle się przejmował, więc wolał go upewnić w tym, że żyje. No ale, byłoby za pięknie, gdyby zdołał wyjść przed powrotem gospodarza. Nie udało się. No cóż. Odszedł od drzwi wejściowych, przy których zdjął buty i skierował się na powrót na kanapę. Silas zaczął tłumaczyć kwestie tego, co mogło zostać użyte na Minho, lecz Azjata nie był w pełni skupiony na jego wypowiedziach. Wciąż skupiał się na współlokatorze, jak i ukochanych kotach. Ah... i praca. Właśnie. Praca. Powinien jak najszybciej to wyjaśnić i wrócić do swojej rutyny. To, że nie mówi... trzeba dać radę. Nie powinien się poddawać. Zdecydowanie nie. Nikt nie każe ciagle mu rozmawiać z klientami, wystarczy, że ich obsłuży, prawda? Prawda. Z migowego za wiele nie potrafi, najwiecej nauczył się podstaw w komunikowaniu się... i ewentualnym wyzywaniu kogoś. To nieistotne... lecz coś takiego nie jest wystarczające do pełnej komunikacji z innymi osobami. Musi nauczyć się więcej, bo na dłuższą metę nie da rady wszystkiego pisać, czy pokazywać cięższych rzeczy, których jeszcze się nie nauczył. Odczuwając w pewnej chwili ból na prawym ranieniu, zmarszczył niezadowolony brwi, łapiąc się za bolące miejsce. Jego spojrzenie od razu wyładowało na Silasie, na którego wyzywał w swoich myślach. Co prawda w oczach Minho łatwo było dostrzec złość i niezadowolenie, iż została naruszona jego strefa prywatna... no ale cóż, inaczej tego nie wyrazi, a nie chce pokazywać na migi, gdyż domyślał się, iż starszy mężczyzna je znał. Skąd? Kiedy na migi pokazał Blackowi, że chciałby kartkę i długopis, zauważył jak ten sam mu odpowiadał, lecz szybko się powstrzymał. W końcu rudowłosy aż tak dobrze nie potrafił się porozumiewać, więc trudno mu byłoby określić, co chciałby odpowiedzieć mu drugi. Tak też - nie wyzywał go w owym języku, całkowicie odsuwając od siebie tę myśl. Zamiast tego, wciąż wyzywał na towarzysza w myślach. 
- Słuchasz mnie? - pytanie ze strony Silasa przywróciło Minho do życia, na co wzruszył cierpko ramionami. Na ten ruch starszy westchnął głośno, zabierając się do powtórzenia. - Nie wiem, kto jest tym, który sprawił, że przestałeś mówić. Pewnie to ktoś z zewnątrz, niekoniecznie siedzących w ich szeregach... a raczej osoba, która zarządza wszystkimi aukcjami, a sam w nich nie uczestniczy, rozkazy wydaje z zewnątrz. A przynajmniej tak mi się wydaje, to tylko domniemanie. Za wiele przy Tobie pewnie nie mówili ze względu na swoje bezpieczeństwo. Szczególnie w takiej sytuacji, że ktoś może im ukraść towar. Nieważne. Jest taka opcja, iż zaczną Cię szukać. Musisz być dla nich wartościowy skoro w klubie już zaczęli działać, a na aukcji chcieli sprzedać jako ostatniego. Coś jest na rzeczy, pytanie brzmi co. Można się tego tylko dowiedzieć przez twoje pojawianie się w pracy, jak i w tym klubie, co ostatnio byliśmy. Pewnie nie znasz migowego dość dobrze, więc nauczę Cię najważniejszych, ale i podstawowych migów, żebyś, w razie czego, mógł się porozumieć z innymi. Odnalezienie osoby, która ma ampułkę, czy cokolwiek podobnego przywracającego głos, zajmie pewnie trochę czasu, więc migowy będzie Tobie potrzebny. A raczej wątpię, żebyś chciał ciągle pisać na kartkach. Poszukam informacji w kwestii odebrania głosu, bo zawsze można szukać pomocy gdzieś indziej niż z samego źródła, które Ci je odebrało. - na tym skończył swoje tłumaczenie, na co Lee pokiwał jedynie głową, słabo się uśmiechając. 
  Chłopak był zmęczony, dlatego jak tylko wygodniej się ułożył na kanapie, spoglądając na gospodarza, ziewnięcie opuściło jego usta, a niedługo po tym udało mu się zasnąć. 

*** 

  Mężczyzna średniego wzrostu stał na środku pomieszczenia,, na krześle. Wpatrując się w ścianę przed sobą. Nie było widać jego twarzy, ponieważ Lee stał za nim. Jednak w momencie, kiedy odwrócił się w jego kierunku, chłopakiem coś wstrząsnęło. Poczuł ścisk żołądka, gdy ich spojrzenia się spotkały na ułamek sekundy. Niepokój, strach, to odczuwał najbardziej. Kim był ów nieznajomy? Nie miał pewności, czy go znał... a może go spotkał? Może to ten, który odebrał mu głos? A może to ktoś całkiem inny? Nie wiedział, gdyż w momencie, kiedy się nad tym wszystkim zastanawiał, w jego kierunku została wyciągnięta broń, a na sam dźwięk przeładowania jego ciało nie chciało się ruszyć. Stał jak wryty w ziemie. Najmniejszy ruch, a raczej próba ruchu, nawet palcem u dłoni, sprawiał mu niemiłosierny i dziwny ból, którego nie potrafił wyjaśnić. Strzał i ciemność. 

 Wybudzony ze snu ostatnią, zapamiętaną sceną, poderwał się do siadu. Był zlany potem. Serce biło tak szybko, jakby zaraz miało się zatrzymać bądź wyskoczyć z klatki piersiowej. Jedno z dwóch. Dość niepewnie rozejrzał się po pomieszczeniu, dopiero wtedy spostrzegając, iż nie znajdował się już w salonie. Zaczesując włosy do tylu, które były spocone ze strachu przez sen, pokręcił w niedowierzaniu głową. Zszedł z łóżka i podążył do wyjścia z pokoju. Nigdzie nie było Silasa. W żadnym z pomieszczeń, do których zajrzał. Nawet w łazience, którą udało mu się znaleźć, więc też z tego skorzystał i załatwił potrzebę fizjologiczną. To po tym wrócił do punktu wyjścia, jakim była sypialnia, w której się obudził. Rozglądając się w ciemnościach, obawiał się, że zaraz się o coś potknie, co jednak nie miało miejsca na całe szczęście. Chciał sobie pośpiewać, ale nie miał możliwości. Telefonu także nie posiadał, został mu odebrany. Dlatego też usiadł na łóżku, przed tym pozbywając się ubrań, pozostając w samej bieliźnie. Chowając się pod pościelą, zasłonił się nią od góry do dołu, kuląc się na środku materacu, jakby miało mu to pomóc. Oczywiście, nie pomogło. Czuł się zmęczony i przerażony tym, co się działo w ostatnich dniach. A sam sen był gwoździem do trumny. Co miał o tym wszystkim myśleć? Dlaczego mu się to wszystko przydarzyło, czemu to mu się śniło? Dlaczego? 
  Rozmyślając o tym wszystkim, niespodziewanie poczuł dłoń na swoich plecach, przez pościel. Gdyby nie stracił głosu, zapewne by krzyknął z przerażenia... ale jedynie zasłonił twarz dłońmi, zamykając oczy, kiedy tylko pościel została z niego zdjęta. Dość niepewnie rozsunął palce, otwierając jedno oko, zerkając w kierunku, jak się okazało, Silasa, na co odczuł ulgę. Słabo się uśmiechnął, dopiero wtedy się rozluźniając. W końcu nie wiedział, kto i kiedy może go szukać, żeby zabrać do miejsca, z którego dopiero co został zabrany. Czuł się jak małe dziecko, które potrzebuje cudzej opieki, przez co jedynie sprowadzał problemy. I pewnie był obciążeniem. 

Silas?   

Od Natalie CD Any

   Przebywanie w kuchni sprawiało białowłosej wiele radości, szczególnie od pewnego czasu. Niegdyś nienawidziła gotować, często żerując na różnych knajpach w okolicy swojego miejsca zamieszkania, bądź w pracy. Uciekała od takiej odpowiedzialności, jak przyrządzanie posiłków. Dlaczego? Sama nie rozumiała siebie, szczególnie teraz, kiedy to sprawia jej frajdę. Była pochłonięta tym zadaniem, iż nawet nie skupiła się na świecie zewnętrznym, na tym, co ją otaczało. Wpadła w wir zwany fantazją, a w połączeniu ze skupieniem - przestawała skupiać się na wszystkim innym, co nie znajdowało się w pomieszczeniu. Dlatego też wzdrygnęła się, kiedy tylko usłyszała swoją przyjaciółkę, lecz zaraz po zwróceniu się w jej stronę, uśmiech automatycznie ujawnił się na ustach dziewczyny.
- Burito! - odpowiedziała niemalże entuzjastycznie, z tego wszystkiego zapominając o fakcie, iż wcześniej mieszała składniki do posiłku, i cóż... gdyby nie uwaga Any, zapewne wylądowałoby wszystko z łyżki na podłodze. 
  Białowłosa wróciła do poprzedniej czynności, z ciepłym uśmiechem sprawdzając, czy na pewno składniki są ciepłe, a nie zimne. Nie chciała tego podać w złej formie. Nie pragnęła dla swojej przyjaciółki jakichś problemów z żołądkiem, czy czegokolwiek podobnego. 

***

  Zjedzony posiłek zakończył się, jak zwykle, wylegiwaniem się na kanapie i mizianiu przez Ane zwierzaków, jak i Miller po głowie. To była rutyna, która nigdy się nie nudziła. Zawsze coś się wydarzyło, nie byłoby sytuacji, żeby coś się nie odwaliło. I chyba zdołały się do tego przyzwyczaić. Tylko tym razem raczej żadna nie spodziewała się tego, iż ktoś pozostawi po sobie... upominek w butach w postaci moczu. A przekonano się o tym w momencie, gdy obie dziewczyny chciały przejść się na spacer, jednakże plany zostały zniszczone tuż po założeniu swoich butów. Spoglądając na siebie nawzajem, ogarniając, że jedna i druga została potraktowana w taki sam sposób, wybuchły śmiechem, pozbywając się obuwia ze stóp. Zamiast tego, musiały zdjąć swoje skarpetki i odnieść je do prania, wraz z samymi butami. Mimo wszystko, dobry humor wciąż im dopisywał. Śmiały się, próbując odgadnąć, który ze zwierzaków postanowił zrobić im tak cudowną niespodziankę. Aczkolwiek, prawdopodobnie, to nie był żaden z nich. Dlaczego? Zwierzęta dziewczyny rzadko kiedy stwarzały takie sytuacje... choć nowy pupil... Miller nie miała pewności, a nie chciała też wyciągać zbyt pochopnych wniosków. Wzruszając cierpko ramionami, ruszyła za właścicielką mieszkania, żeby wrzucić swoje ubrudzone (a raczej obsikane) rzeczy do pralki. Po tym białowłosa miała wracać do domu, jednak w takiej sytuacji - zostanie pewnie trochę dłużej, w towarzystwie Any, zwierząt i wina. I wcale się nie pomyliła. Spędziła czas z przyjaciółką do samej nocy, pijąc wino i odprężając się przy tym. To jednak kolidowało z jej powrotem do domu autem, zamiast tego będzie musiała wrócić z buta, w postaci wilka. Nie miała tak blisko do mieszkania, lecz nie miała co narzekać. Pożegnała się z każdym pupilem, a na sam koniec pozostawiła jasnowłosą, którą wytuliła, całując ją w czoło. 
- Nie denerwuj się już tyle i odpocznij w końcu. W razie czego, to masz mój numer i wiesz gdzie mnie szukać. - oznajmiła z delikatnym uśmiechem. Widząc jak wyższa dziewczyna  rozchyla wargi, uprzedziła ją, dodając: - Tak, zadzwonię, jak tylko dotrę do domu. 
  I po tym już Miller skierowała się w kierunku drogi, przybierają formę wilka. Spoglądając w stronę wejścia domu swojej przyjaciółki, a następnie udała się do swojego mieszkania.
  Dotarcie na miejsce zajęło dziewczynie ponad godzinę ze względu na jej orientacje w terenie w nocy. Zwykle nie miała z tym problemów, aczkolwiek należy pamiętać, że trochę wypiła i może mieć niemałe problemy. No ale, czy to ważne? Ważniejsze jest chyba to, iż udało jej się dotrzeć do domu w jednym kawałku. I wszystko wydawałoby się piękne, gdyby nie zrozumiała, że jest obserwowana. Nie wyczuła cudzej obecności wcześniej. To tylko wzbudziło jej niepokój, dokładniej rozglądając się po okolicy. Nikogo nie było. Czyżby wyobraźnia płatała jej figle? Kto wie. Kręcąc w niedowierzaniu głową, powróciła do ludzkiej postaci, przebiegając po schodach wprost pod drzwi mieszkania, które... były uchylone. 
„Co tu się dzieje...”
  Niepewnie zajrzała do własnego domu, lecz jedyne, co zapamiętała, to silne uderzenie w tył głowy czymś metalowym, przez co straciła przytomność.

Ana? : D

17.07.2020

Od Niny CD Liama

     – Trzeba cię odwieźć? – zapytała dziewczyna, która weszła przed chwilą do kantorka ratowników.
     Mężczyzna siedzący obok mnie wzniósł oczy ku niebu i pokręcił głową, a ja momentalnie się uśmiechnęłam. Od razu było widać, że to rodzeństwo. Jednocześnie chcieli rzucić się sobie do gardeł i ochronić drugiego przed jakimkolwiek cierpieniem. Przypominali mnie i Ricka, gdy byliśmy młodsi. 
     – Nie, dziękuję. Jestem samochodem i muszę załatwić jeszcze parę spraw na mieście. – odpowiedziałam na pytanie i napiłam się herbaty.
     – Chyba sobie żartujesz – usłyszałam. Podniosłam wzrok, a moje oczy napotkały surowe spojrzenie Liama. – O mało co nie utonęłaś, a teraz chcesz jeszcze kierować autem? – Prawda, nie byłam w najlepszej formie, jednak nie chciałam być nachalna. – Odwiozę cię i nie chcę słyszeć nawet słowa sprzeciwu, nie jesteś w stanie prowadzić samochodu w takim stanie, oczywiście bez urazy. – zerknął na mnie wymownie, chcąc jeszcze bardziej podkreślić swoje słowa.
     – W porządku – zgodziłam się. Czułam, że dalsze próby postawienia na swoim skończą się niepowodzeniem. Przekonywujące spojrzenie mężczyzny również dało mi do zrozumienia, że nie wygram tego starcia nawet jeśli bardzo bym tego chciała. – Bardzo dziękuję za herbatę – zwróciłam się do Liama – i za ratunek. – odwróciłam się do dziewczyny stojącej przy wejściu i posłałam jej najbardziej szczery uśmiech, na jaki było mnie stać – Pójdę do szatni się przebrać. – Odstawiłam kubek na stole i skierowałam się w stronę wyjścia. 
     Kiedy mijałam ratowniczkę stojącą w drzwiach, miałam wrażenie, jakby chciała zaoferować mi swoją pomoc, jednak nie zrobiła tego. I może nawet lepiej, bo i tak miałam wrażenie, jakby wszyscy dookoła obchodzili się ze mną jak z jajkiem. Mieli swoje powody – gdyby nie oni, utonęłabym w tym nieszczęsnym basenie. Skarciłam się na samą myśl o tamtym zdarzeniu. Mogłam bardziej się wysilić, kiedy dziękowałam kobiecie za ratunek.
     Zabrałam swoje rzeczy z basenu i udałam się do szatni. Szybko umyłam ciało i włosy, które wręcz domagały się szamponu, po czym przebrałam się w jeansy i bluzkę na ramiączkach. Narzuciłam jeszcze na siebie zimowy sweter i zaczęłam suszyć włosy, które już po kilkunastu minutach wyglądały wystarczająco znośnie, żeby nie ukrywać ich pod czapką. Po ich rozczesaniu związałam je w wysoki kucyk, ubrałam kurtkę i buty, a następnie założyłam torbę na ramię i skierowałam się w stronę wyjścia.
     Potajemnie miałam nadzieję, że na drodze, która dzieliła mnie i mój samochód, nie spotkam Liama. Zdecydowanie bardziej na rękę byłby samodzielny powrót do mieszkania we własnym aucie, którego nie musiałabym zostawić na basenowym parkingu. Sam pomysł jutrzejszego odbioru samochodu z tego miejsca powodował u mnie całkowite zniechęcenie, któremu zaczęła towarzyszyć desperacja, gdy tylko zobaczyłam mężczyznę opartego o ścianę budynku. Przeglądał coś w telefonie pogrążony we własnych myślach, jednak jego wzrok poszybował w górę, gdy tylko pojawiłam się na horyzoncie.
     – Gotowa? – zapytał, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni. Pokiwałam energicznie głową, nie chcąc dać mu do zrozumienia, że ani trochę nie pasuje mi to, na co się zgodziłam. Bo nie pasowało. Ale wiedziałam, że gdyby role były odwrócone i to ja miałabym na sumieniu bardzo prawdopodobny wypadek na drodze, postąpiłabym dokładnie tak samo. Z tym przekonaniem podążyłam za Liamem w stronę jego samochodu, nadal bijąc się z własnymi myślami.

Liam?
miało być dłuższe, ale jakoś tak wyszło że nie jest :c

14.07.2020

Od Liama CD Kangsoo

Zabrali mu pierścień.
Myśl ta odbijała się echem w mojej głowie, raz za razem wracając, coraz bardziej docierając do mnie, a w raz z tą świadomością - co to oznacza. I nie było to nic pozytywnego. Choćbym nie wiem, jak bardzo się starał, nie widziałem w tej cholernej sytuacji żadnego pozytywizmu, żadnej drogi wyjścia z sytuacji... Byliśmy w dupie.
Tak, byliśmy. Nie miałem zamiaru zostawiać w tym przyjaciela samego.
Nie mógł powiedzieć mi, co się stało z pierścieniem. Nie mógł zdradzić mi, kto go zabrał, a zatem teraz posiada. Nie wiedziałem nic, nie miałem żadnego punktu zaczepienia, by próbować jakoś zareagować, zrobić coś, by wyciągnąć Kangsoo z tego bagna.
Z resztą, nawet jeśli w jakiś sposób dowiedziałbym się, kto jest teraz w posiadaniu pierścienia mężczyzny, nie mogłem wydać mu bezpośrednio wojny czy, nie wiem, zaatakować go w jego domu i zażądać zwrotu przedmiotu. Nie byłem głupi, to nie wyglądałoby tak, że wpadłbym do jego domu czy miejsca, w którym by aktualnie przebywał, zrobił rozpierdol i sobie po prostu ten pierścień zabrał, by oddać go przyjacielowi. Prawdopodobnie nawet nie stanąłbym przeciwko niemu, nie dopuściłby do tego, by coś mu się przypadkiem stało. Wysłałby na pierwszy ogień swojego Niebiańskiego Sługę. A z Kangsoo nie miałem zamiaru walczyć.
Trzeba było to rozegrać inaczej. Problem polegał na tym, że nie do końca miałem pomysł, jak. Tego typu akcje były skomplikowane, wiedziałem to po przeżyciach z moją byłą znajomą, która była dżinem. Opowiadałem już o niej kiedyś Kangsoo. Tylko ona była wredna, potrafiła się postawić i gotowa była zrobić wszystko, żeby spełnić życzenie tego, kto znalazł jej lampę, w taki sposób, by jeszcze pożałował, że zapragnął wykorzystać jej zdolności wbrew jej woli. Kangsoo taki nie był. Z resztą, jego zdolności nie pozwalały na aż takie naginanie wydanych mu rozkazów... A przynajmniej tak wynikało z wiedzy, którą na ten temat posiadałem. A była ona, prawdę mówiąc, dość szczątkowa.
Mimo wszystko, tego, że niewiele wiedziałem na temat sytuacji i prawdopodobnie niewiele więcej się dowiem, jeśli Kangsoo dostał zakaz mówienia o tym. Patowa sytuacja. Jednak wierzyłem, że z tej sytuacji na pewno znajdzie się jakieś wyjście. Musi się znaleźć.
- Jak bardzo możesz naginać rozkazy, które zostały ci wydane? - zapytałem cicho, spokojnie, nie odrywając wzroku od ręki mężczyzny, na której nie spoczywał znajomy pierścień z kamieniem. Ten widok przejmował mnie nieopisanym wręcz lękiem. To nie był zwyczajny problem, kabała jak te, w które często sam się wpakowywałem. Obawiałem się, że szczęśliwy koniec tej historii może być o wiele trudniej osiągalny, niż mogło by się zdawać.
Mimo to byłem gotowy poruszyć niebo i ziemię, żeby się udało. Żeby Kangsoo znowu był wolny. A w osiągnięciu tego... Mogła nam pomóc moja stara znajoma. Co prawda dotarcie do niej może okazać się kłopotliwe, mimo to... z pomocą Joeay'a... mogło się udać.
Może dżin nie był tym samym, co Niebiański Sługa, jednak w pewnych kwestiach byli podobni. Tak mi się przynajmniej wydawało. Może dziewczyna mogła nam pomóc, podpowiedzieć, co zrobić.
Żeby Kangsoo znowu był niezależny.

Kangsoo?

Od Angeline CD Jugheada

Moje serce nie chciało się uspokoić. Waliło mi w piersi jak po jakimś maratonie. A przecież Jughead tylko mnie pocałował…
Pisnęłam w duszy, nie chcąc budzić całego budynku.
Może i był to tylko delikatny całus, ale jednak sprawił, że moje ciało płonęło. I w pewien sposób nie chciałam, żeby tylko na tym się skończyło. Czułam się dziwnie. Tak, jak kiedyś, kilka dobrych lat temu. Zanim miałam swojego pierwszego chłopaka.
Nie mówcie, że się zakochałam.
Po pocałunku może i spojrzałam się na niego jak na idiotę. Może i nastała między nami niezręczna cisza. Ale nie chciałam, żeby się ode mnie odsuwał. Od razu zrobiło mi się zimniej.
Oddał mi telefon, mówiąc, że znowu mogę z niego korzystać. Darowałam sobie zaglądanie w wiadomości, bo nie chciałam wiedzieć, co Podglądacz wypisywał do mnie… lub do Jugheada.
Delikatnie przeskanowałam ekran główny, dopatrując jakichś zmian, ale żadnej nie zauważyłam.
Za to zmartwiła mnie inna rzecz. Już pomijając moje wcześniejsze zbliżenie z brunetem.
- Jughead… nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna. Ale nie musisz tego robić. To za dużo…
- A wolisz, żeby dalej podglądał cię przy rozbieraniu?
- No… nie… Ale nawet nie wiem, jak mogłabym ci się odwdzięczyć – Czułam się bezsilna i zadłużona.
- Nie musisz. Ty również wiele dla mnie zrobiłaś. Jutro będzie po wszystkim.
- A moje zdjęcia, które miał wrzucić do internetu? - zmartwiłam się. Przecież groził, że je udostępni, jak tylko zniszczą kamerkę.
- Nie ma takiej odwagi – powiedział. Usiadłam na łóżku i głęboko odetchnęłam. Czułam wewnętrzną ulgę. Bardzo się ucieszyłam, że miałam takiego znajomego, jak Jug. No i nie żałowałam, że mu powiedziałam o tym podglądaczu.
Wtedy drzwi do mojego pokoju się uchyliły, a do środka weszła Judy. Przez tę sprawę kompletnie o niej zapomniałam. Sunia podeszła do mnie i cicho zaskomlała, siadając pod moimi nogami. Schyliłam się i wzięłam ją na kolana. Szczęśliwa zamerdała ogonkiem, podnosząc się i chcąc mnie polizać po twarzy. Czule ją gładziłam, a ona się cieszyła. Tego mi było trzeba, nie ukrywam.
- Jug, idziesz ze mną na spacer? Wypadałoby wyprowadzić Judy – zapytałam chłopaka. Głównie dlatego, żeby jeszcze nie wracał do siebie. Chciałam spędzić z nim jeszcze trochę czasu.
- Jasne, czemu nie.
- A więc wyjdź na chwilę, muszę się przebrać – zaśmiałam się, szeroko uśmiechając.

Jughead?

11.07.2020

Od Anzaia CD Estery

Wszystkie kobiety to uparte babki, po prostu, można im mówić tłumaczyć, a one i tak zawrze stawiają na swoim. Jak widać Estera nie widziała problemu, który dla mnie był oczywisty. Nie podlegał dyskusji, to moja praca, ona ma swoją. Nie powinna mieszać się w nie swoje sprawy.
To nieprofesjonalne pozwalać mieszać się osobą z zewnątrz w swoją pracę. Chociaż z całych sił starła się być, ona przekonująca musiałem wybić jej to z głowy.
- Przykro.. nie możesz mieszać się w sprawy policji i wydziału. Od tego są wykwalifikowani ludzie. Ja nie mógłbym naciskać aby nagle robić operacje zwierzętom bo to nie jest moja profesja. Wiem, że czujesz się bezsilna, ale pozostaw to profesjonalistom.
Chyba dotarło chociaż widziałem jak bardzo jest rozczarowana, że nie udało się jej nic ugrać. Nie mogłem ryzykować. Każdy w tym mieście ma swoje zadania i obowiązki i powinien się ich trzymać. To sprawia, że cała społeczność funkcjonuje poprawnie. Dolałem sobie jeszcze odrobinę whisky.
-No dobra ...  odpowiedziała mało zachwycona obrotem sprawy.
Rozglądając się po willi zasiadła do pianina.
- Grasz czy to tylko ozdoba ?
- Gram...
- Może byś coś zaprezentował, bo dość ciężko mi w to uwierzyć. - spojrzała na mnie z uśmieszkiem.
- Chcesz tego słuchać ? jesteś pewna ?
- Tak jestem.
Usiadłem więc do instrumentu otworzyłem klapę i zacząłem grać a po chwili cicho śpiewać.
gdy skończyłem zerknąłem na dziewczynę.
- Prosze bardzo możesz mnie teraz zlinczować - uśmiechnąłem się przekornie w jej stronę.

Estera ?

Od Jugheada CD Angeline

Angeline nie wyglądała najlepiej była przerażona. Przytuliłem ją i zacząłem głaskać po głowie aby ją uspokoić. Co chwila przychodziły wiadomości od podglądacza. Czułem się bezradny w tej sytuacji. Nie mogłem jej jednak tego okazać, potrzebowała mojego oparcia, a ja byłem gotów zrobić wszystko by czuła się bezpiecznie. Zdziwiła mnie jej propozycja, uśmiechnąłem się tylko i delikatnie pocałowałem ją w czoło.
- Śpij, o mnie się nie martw wszystko ogarnę.
Dziewczyna położyła się na łózko a ja zasłoniłem okna. Wziąłem jej telefon do reki i poprosiłem by podała mi hasło. Zrobiła to bez wahania, sięgnąłem kartkę i długopis usiadłem przy biurku zapalając lampkę i spisałem numer. Odpaliłem laptopa dziewczyny i podłączyłem do niego telefon. Tak jak się spodziewałem, podglądać miał do niego dostęp. Wyciszyłem go aby Angeliny nie budziły kolejne przychodzące wiadomości. Przeszukałem dokładnie jej pokój a następnie całe mieszkanie. Starając się nie obudzić jej współlokatorów. Przez niemal całą noc usiłowałem odciąć dostęp podglądaczowi. Nad ranem powiadomiłem o tym Filipa był on znacznie lepszy w tych informatycznych sprawach niż ja. Piliśmy razem kawę i pracowaliśmy nad złamaniem kodu. Około dziewiątej rano wszyscy wstali i zebrali się na śniadanie które przygotowała Mia dość mocno zaskoczeni moją obecnością. jednak nikt nie miał zamiaru tego komentować. nagle Filip krzyknął.
-Mamy to Jug !
Spojrzałem na niego posyłając mu uśmiech, teraz pozostało mi tylko odnaleźć podglądacza. Jedno było pewne telefon, i komputer Angeline były czyste a kamery ukryte w mieszkaniu zniszczone.
Po śniadaniu wraz z Angeline udałem się do jej pokoju, odsłoniłem zasłony i uchyliłem okno aby nieco wywietrzyć pokój.
- Jest dobrze - oznajmiłem i posłałem je ciepły uśmiech.
Dziewczyna podeszła do mnie objęła mnie i przyłożyła głowę do mojej klatki.
- Dziękuje Jug. - szepnęła i spojrzała mi w oczy.
Poprawiłem kosmyk włosów z jej twarzy i zobaczyłem jak jej policzki lekko się rumienią.
Nie wiele myśląc lekko podniosłem jej podbródek i przybliżyłem swoją twarz poczułem jak serce zaczyna mi walić jak szalone. Delikatne musnąłem ustami jej usta, składając na nich lekki pocałunek. Ponownie spojrzałem w jej oczy.
- Nie musisz dziękować. - szepnąłem a między nami nastała niezręczna cisza.
Odsunąłem się od niej usiadłem przy biurku i oddałem jej telefon.
- Możesz śmiało już korzystać, znajdę tego kolesia, i wybije mu z głowy takie zabawy.

Angeline?

Od Anzaia CD Elizabeth

Łowcy wilkołaków, jeszcze tego mi brakowało. Akurat dzisiaj musieli zrobić sobie polowanie. Zdziwiło mnie, że mieli tupet zaatakować Elizabeth w moim domu. Nieopatrznie wyskoczyłem na zewnątrz aby się rozejrzeć. Czułem w powietrzu smród zdradzający ich obecność. Mój wzrok momentalnie się wyostrzył a gdy tylko ujrzałem poruszające się sylwetki natychmiast ruszyłem za nimi. Chociaż mój zmysł mówił mi, że pozostawienie dziewczyny samej to nie był najlepszy pomysł w duchu powtarzałem sobie, że ma przy sobie swoje psy. usprawiedliwiałem się, że nie mogę być w kilku miejscach na raz i musi sobie dać radę sama. Mężczyźni wycelowali broń prosto w moją stronę. Adrenalina i złość sprawiły, że przemiana nastała gwałtownie. W ułamku sekundy byłem przed nimi wyrywając broń z ich rąk. Wbiłem szpony w tors jednego z mężczyzn. Z cała trysnęła krew a moje kły zatopiły się w jego szyję. Miałem gdzieś, to co dalej się stanie. Nie interesowało mnie czy stracę kontrolę, pracę,albo zostanę zabity. Ten smak ten zapach...poczułem głód. Byłem tak zajęty posiłkiem, że nie ogarnąłem jak drugi napastnik sięga po broń. Najpierw usłyszałem huk a potem ból z tyłu głowy. Rzuciłem martwe ciało na ziemię, spojrzałem z wściekłością i bólem na kolesia z bronią.Wydałem z siebie ryk padły kolejne strzały trafiające mnie w ciało. Szybki ruchem dobrałem się do kolesia i wbiłem kły w jego szyję. Dzięki temu udało mi się zregenerować na tyle, że po postrzałach nie został ślad. Wróciłem do domu gdzie zastałem Elizabeth broniąca się przed napastnikiem. Poradziła sobie sama, ale szybko uciekła do łazienki. W pomieszczeniu unosił się zapach krwi i alkoholu, spojrzałem na mój zdewastowany barek. W pierwszej chwili pomyślałem sobie " Kto to będzie sprzątał" sięgnąłem do szuflady po zastrzyk uspokajający dla siebie. Wbiłem igłę w udo i oparłem się o ścianę. W końcu wróciłem do ludzkiej postaci a widok trupa był mi całkiem obojętny, zacząłem czuć ostry zapach a raczej za przeproszeniem smród wilkołaka. Wtedy się ocknąłem poderwałem się z ziemi gdy kierowałem kroki w stronę łazianki, Link skoczyła na mnie, wbiła kły w rękę i zaczęła szarpać. Ghost zaś ujadał dopingująco. Nie chciałem jej robić krzywdy, Elizabeth nie wybaczyłaby mi tego nigdy zapewne. usiałem znaleźć rozwiązanie. Moja sytuacja była beznadziejna, bałagan w domu, trup na ziemi, Link rozszarpująca mi rękę, Ghost gotowy jej pomóc a no i Elizabeth zamieniona w bestię w mojej łazience. Sięgnąłem do kieszeni i wbiłem suczce strzykawkę w kark ten środek zadziałał na nią usypiająco. Gdy Link była obezwładniona Ghost stracił pewność siebie i schował się pod stół. Ja zaś otworzyłem drzwi łazienki i ujrzałem tam Wilkołaka. Elizabeth nawet podczas przemiany była piękna zimne spojrzenie bestii niemal mroziło krew w żyłach. jej jasne futro wydawało się być miękkie i aksamitne. Wściekła wilczyca obnażała swoje wielkie białe ostre jak wytwarza kły powoli kierując się w moją stronę.
Nie chciałem jej skrzywdzić, nie chciałem walczyć. Nie mogłem jej pozwolić opuścić swojego domu. Gdyby wyszła na ulicę zaczęli by polować na nią. Gdyby ona skrzywdziła niewinnych ludzi musiałbym osobiście ją powstrzymać. Przed moimi oczami zatańczył obraz z przeszłości, pozbawiłem tak życia najbliższą mi osobę, nie chciałem aby historia ta powtórzyła się.
- Elizabeth.. proszę uspokój się.. to ja Anzi nie chce zrobić Ci krzywdy, nie chcę z tobą walczyć, błagam nie zmuszaj mnie do tego. - Powiedziałem spokojnie unosząc obie ręce w górę na znak swojej bezbronności.

Elizabeth ?

Od Kangsoo CD Liama

Odetchnął w duchu. Pytanie Liama nie dotyczyło jego tylko Any. Mimo to zbyt gwałtownie zareagował. Powinien zachować spokój. Wiedział, że raczej nie pójdzie mu łatwo, ale musiał jakoś dopilnować, żeby Liam nic nie zauważył. Albo żeby chociaż nie domyślił się, o co może chodzić.
Odwrócił głowę, rzucił szybkie spojrzenie Anie, która odbierała właśnie pizzę od dostawcy, po czym powrócił wzrokiem na przyjaciela.
– Nie wiem – odparł wolno, wzruszając ramionami. – Może to praca? Albo z kimś ma problem lub coś do załatwienia?
Na te słowa Liam uniósł brwi.
– Z kimś? – zapytał cicho pod nosem, mrużąc oczy.
Zaraz potem wróciła Ana z pizzą, przez co rozmowa została przerwana. Kobieta położyła na stoliku pudełko i sosy, a następnie je otworzyła. Liam pierwszy sięgnął po kawałek, zrobił to na tyle szybko, że Kangsoo aż poczuł delikatny powiew wiatru. Wszyscy zabrali się do jedzenia, rozmawiając ze sobą już na w miarę zwykłe i zupełnie nieważne tematy. Ana niewiele mówiła, więcej czasu zdając się poświęcać komórce niż konwersacji. Liam co chwilę na nią spoglądał, z czasem jego spojrzenie stawało się coraz bardziej zmartwione i podejrzliwe. Gdy siostra to zauważyła, postanowiła skupić się na rozmowie.
Kangsoo powoli żuł jeden kawałek pizzy, będąc na krawędzi delektowania się i zwlekania z jedzeniem. Rękę z pierścionkiem cały czas miał zakrytą rękawem bluzy niemal po koniuszki palców. Starał się udzielać w rozmowie, jednak szło mu to trudniej niż się wydawało. Nie potrafił zapomnieć o swoich problemach; tak bardzo pilnował, by się nie wydać, że wyglądało to aż nienaturalnie.
Gdy wreszcie zjadł ten jeden kawałek, Ana oznajmiła, że powinna już iść. Liam wyprostował się nagle, pytając ją o powód, ona tylko odparła, że już późno, a jutro rano musi jechać do cukierni. Zabrała swoje rzeczy, rzuciła szybkim pożegnaniem, Kangsoo jeszcze pomachała, a następnie wyszła z mieszkania. Tak oto dwójka przyjaciół została sama (no jeszcze ze zwierzyńcem).
Koreańczykowi niezbyt się to podobało. Z Aną to czuł się jakoś bezpieczniej. Z bólem to przyznawał, ale korzystał z faktu, że Liam martwił się o siostrę i bardziej zwracał uwagę na jej zachowanie. Ale za to teraz myślał, że już w ogóle nie chciał niczego mu mówić. Nie dość, że Ana, to jeszcze on. Nie zamierzał ściągać na przyjaciela jeszcze więcej zmartwień. Chyba powinien też się zbierać...
– Ostatni kawałek twój.
Wzdrygnął się lekko, wyrwany z zamyślenia. Spojrzał na Liama, który ruchem głowy wskazał pudełko. Odwrócił głowę, popatrzył na samotnie leżący kawałek pizzy.
– Ach, nie, ty go zjedz – odparł pospiesznie.
– Ja już zjadłem trzy, a ty tylko jeden – bąknął Liam. – Ten jest twój.
– Nie no...
– No weź!
Popędził go ręką, Kangsoo szybko schylił się w stronę pudełka.
– No dobra – jęknął, wyciągając rękę po ostatni kawałek.
Wziął pierwszy gryz, dosyć spory, by mieć już tą pizzę za sobą. Nim jednak zdążył go dobrze przeżuć i połknąć, usłyszał:
– Co to za pierścionek?
W jednej chwili zadławił się, zaczął okropnie kaszleć, uderzając się pięścią w mostek. Odruchowo odłożył kawałek, potrzebował trochę czasu, zanim się uspokoił. Liam przyglądał mu się uważnie z pewnym zdziwieniem, ale też zmartwieniem.
– Co? – zapytał Kangsoo nieco zachrypniętym głosem.
– No ten pierścionek. – Liam ruchem głowy wskazał jego dłoń.
Koreańczyk spuścił na nią wzrok, mimowolnie zakrył ją drugą dłonią, zaraz potem naciągając na palce rękaw. Kaszlnął raz, skrzywił się mocno. Uciekł gdzieś spojrzeniem, jego twarz pobladła. Przygryzł dolną wargę. Świetnie, wspaniale, idealnie. Dokładnie tak, jak chciałem! Nie mógł uwierzyć, że w tak prosty sposób się wydał. Może istniała jeszcze jakaś szansa? Wystarczyło, że coś wymyśli. Coś, w co Liam uwierzy.
– Przeglądałem swoje stare rzeczy i akurat go znalazłem – powiedział wolno, myśląc nad każdym słowem. – Tak o założyłem... i zapomniałem zdjąć.
Liam przyjrzał mu się uważnie, marszcząc brwi. Nie wyglądał, jakby od razu to kupił. Kangsoo spojrzał na niego, uciekł wzrokiem, lecz po chwili powrócił nim. Wziął głęboki wdech. Sekunda wydawała mu się trwać godzinę – miał wrażenie, że siedział tu pół dnia, a przyjaciel przez cały ten czas w milczeniu pochłaniał go wzrokiem. Powstrzymał się przed zamknięciem oczu. Spokój, spokój. Jest jeszcze nadzieja, jest...
– Pokaż dłonie.
Słysząc to otworzył szeroko oczy, posłał Liamowi pytające spojrzenie.
– Hę? – wyrwało mu się z ust.
– No pokaż dłonie – głos Liama stawał się coraz poważniejszy.
Nie ma nadziei, nie ma!
– Po co? – Ściągnął brwi, jeszcze bardziej blednąc.
– Ach, po prostu pokaż.
Nim się Kangsoo obejrzał, Liam szarpnął go za ramię i odkrył dłoń. Przyjrzał się jej dokładnie, później sprawdził drugą. Kangsoo próbował się jakoś wyswobodzić, ale nie dał rady; przyjaciel był od niego znacznie silniejszy. Gdyby nie to, że chodziło o bardzo ważną sprawę, w tym momencie poczułby się wyjątkowo żenująco. Odwrócił głowę, syknął pod nosem, po czym mocniej przygryzł dolną wargę.
Liam szukał pierścienia. To było pewne. Szukał, ale go nie znalazł. Zdając sobie z tego sprawę otworzył szerzej oczy, unosząc brwi w zdziwieniu. Spojrzał na kieszenie bluzy Koreańczyka, wyciągnął w ich stronę wolną rękę, lecz wtem zrezygnował i ją cofnął.
– Gdzie masz pierścień? – zapytał, starał się mieć poważny głos, lecz zdradzał on pewne zaniepokojenie.
Kangsoo zwlekał z odpowiedzią. Jego umysł w jednej chwili stał się pusty. Nie miał pojęcia, co robić. Czuł tylko, że stres i obawy zaczynały go ogarniać. I co teraz? Co miał zrobić? Wątpił, że kłamanie coś da. Ale nie mógł powiedzieć prawdy. Nie wiedział, czy cokolwiek mógł powiedzieć.
Liam od razu dostrzegł stres w oczach Kangsoo. Nie potrzebował długiego namysłu, by nabrać podejrzeń. Puścił jego rękę i nachyliwszy się nieco w jego stronę, niemal zaszokowanym tonem zapytał:
– Zgubiłeś go?
– Nie... – odparł cicho Kangsoo, spuszczając wzrok.
– To co się z nim stało?
– Nie mogę powiedzieć.
Nastała cisza. Liam nieustannie wbijał swój wzrok w Koreańczyka, przy czym wyglądał, jakby zaraz miał wystrzelić z kanapy niczym z procy.
– Jak to, nie możesz? – spytał. – Kangsoo, powiedz, no...!
– Nie mogę! – Kangsoo niemalże krzyknął. – Nie mam takiego prawa.
Naprawdę nie mógł powiedzieć, co dokładnie się stało. Pan mu zabronił mówić komukolwiek czy w inny sposób przekazywać, że zabrano mu pierścień. Nie mógł nawet podać imienia nowego właściciela. Jakim cudem on jest tak przygotowany? Skąd on wiedział? Jak?!
Powstrzymał się przed schowaniem twarzy w dłoniach, za to odchylił głowę lekko do tyłu.
– Ach, jeśli chcesz wiedzieć, to musisz się domyślić! – jęknął. – Spójrz! – Pokazał swoje dłonie. – Nie ma, ale go nie zgubiłem. Co się więc z nim stało?

Liam?

10.07.2020

Od Liama CD Kangsoo

- Luna po prostu nie przepada za gadami - powiodłem spojrzeniem za wzrokiem Kangsoo, który przyglądał się owczarkowi. Po chwili mów wzrok spoczął jednak na Anie, która dalej pisała coś zawzięcie w telefonie. Miałem ochotę zapytać, kto jest tak zajmujący, że nawet nie raczy zwrócić na nas uwagi, ale chyba nie chciałem znać odpowiedzi. Z resztą, po chwili takiego mojego wpatrywania się w nią, skończyła stukać zapamiętale w ekran komórki, zablokowała ją i odłożyła na bok. O dziwo nie podnosząc nawet wtedy, gdy wydała sygnał przychodzącej wiadomości.
- Czuje się z nimi niepewnie - rzuciła, chyba odpowiadając na pytanie Soo, bo to na niego spojrzała. - Niby do mieszkania z Puszkiem jest przyzwyczajona, ale gady nie posługują się taką mową ciała, jaką mają psy. Luna nie wie, czego się po nich spodziewać, nie potrafi odczytać, czy w danym momencie są złe, czy chcą się bawić - spojrzała na owczarka z lekkim, współczującym uśmiechem. - Dopóki jest koło niej Liam wierzy, że w razie czego jej pomoże. O dziwo - teraz zgromiła mnie wzrokiem, a ja skrzywiłem się lekko. - Bo ten dzban nie zawsze reaguje, gdy jego pies czuje się zestresowany w towarzystwie pozostałych zwierząt.
- Muszą się jakoś dogadywać - powiedziałem natychmiast, próbując się wytłumaczyć. Nie wiem dlaczego, ale opinia mojej siostry na temat mojego sposobu dogadywania się z moimi zwierzętami zawsze bardzo mnie obchodziła. Może dlatego, że Ana faktycznie wiedziała, co mówi. A ja nigdy nie chciałem krzywdzić zwierząt. - Zwykle nie ma między nimi większych sprzeczek.
- Bo masz takiego psa, który się wycofa, gdy coś mu nie pasuje, zamiast atakować - mruknęła. - Przynajmniej względem innych zwierząt. Myślałeś kiedyś o tym, że może swoją frustrację, która nagromadza się w niej w domu wyładowuje na obcych ludziach, stąd u niej zachowania agresywne?
- A tak jest? - spytałem zdziwiony, bo pierwszy raz słyszałem o takiej opcji... I pierwszy raz w ogóle o niej pomyślałem.
- Nie, raczej nie - odetchnąłem z ulgą, choć jednocześnie miałem ochotę w coś przywalić. Po co Ana to w ogóle powiedziała? - Ale mogłoby tak być. Gdyby chodziło o innego psa.
- Znają się prawie od zawsze - zauważyłem ostrożnie. - Na pewno do pewnego stopnia nauczyła się rozumieć, co Puszek ma do przekazania.
- Ale Ciapka nie zna - siostra wzruszyła ramionami, by ponownie wrócić uwagą do mojego przyjaciela, ponownie włączając go do rozmowy, z której na moment wypadł ze względu na temat, w jaki na moment odbiegliśmy. - Raczej w końcu się przyzwyczai. Poza tym wątpię, żeby wąż był tak samo chętny do łażenia po mieszkaniu, jak Puszek. Prawdopodobnie nie będzie się jej więc narzucał za bardzo.
Soo skinął powoli głową. I dokładnie w tej chwili zadzwonił domofon.
- Pewnie pizza - Ana wstała z kanapy, łapiąc porzucony do tej pory telefon i momentalnie się do niego przyklejając, gdy ruszała w kierunku korytarza i drzwi wejściowych. Westchnąłem cicho i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Naprawdę nie wiedziałem, o co chodziło z tymi wiadomościami, co było takie pilne, że koniecznie musiała poświęcać temu niemal całą swoją uwagę. Niemniej starałem się tym za bardzo nie przejmować. Może chodziło po prostu o pracę? Mieli w cukierni spory ruch ostatnio, całkiem możliwe, że szukała nowego pracownika albo w końcu zdecydowała się zlecać robienie tortów innym pracownikom, a teraz czuła się w obowiązku ciągłego trzymania ręki na pulsie... Z resztą, kto tam Anę wiedział. - Pójdę odebrać - zaoferowała i nie czekając na reakcję moją czy Kangsoo, zniknęła nam z pola widzenia.
- Wydaje mi się, czy ona się jakoś dziwnie zachowuje? - zapytałem cicho, by siostra na pewno nas nie usłyszała. Nie oczekiwałem nawet jakiejś konkretnej odpowiedzi od przyjaciela, nie znał jej w końcu za bardzo. Musiałem po prostu komuś zadać to pytanie.
Przy okazji zauważyłem również, że nie tylko ona dziwnie się zachowywała... Mężczyzna drgnął nerwowo, słysząc moje pytanie, dopiero po chwili uspokoił się, jakby ucieszony, że nie pytam o niego. Zmarszczyłem lekko brwi.
Co jest, do cholery?

Kangsoo?

9.07.2020

Od Liama CD Niny

- Gdzie moje maniery? – odezwałem się po chwili, gdy już siedziałem z dziewczyną w naszym "kantorku", a ona ostrożnie popijała herbatę. – Jestem Liam.
Uśmiechnęła się lekko, również się przedstawiła. Nina... Ładne imię. Przyglądałem się jej, próbując ocenić, w jak dużym jest szoku. Podejrzewałem, że nie będzie w stanie sama wrócić do domu. Za kierownicą mogła stanowić niebezpieczeństwo nie tylko dla siebie, ale również dla postronnych osób. Spojrzałem na zegarek wiszący na jednej ze ścian. Za kilka minut kończyła się moja zmiana, w zasadzie... mogłem ją podwieźć, jeśli nie będzie miał kto po nią przyjechać. Szczególnie, jeśli przyjechała swoim samochodem i teraz trzeba go będzie odstawić pod jej dom. Mogłem poprosić Anę o pomoc, powinna się zgodzić.
- Masz jak wrócić? - zapytałem dziewczyny, jednak nim zdążyła odpowiedzieć, dostrzegłem ruch za oknem "kantorka" ratowników. Spojrzałem w tamtym kierunku. Ana szła do nas i wyglądała na... dość wściekłą. Nie bardzo wiedziałem, dlaczego, ale jeśli o nią chodzi, naprawdę niewiele było trzeba, żeby ją wkurwić. Miałem tylko nadzieję, że cały jej wkurw nie skumuluje się na mnie...
No tak, myliłem się.
- Liam! - wrzasnęła, ledwo otworzyła drzwi... i zamarła w pół kroku, gdy zobaczyła siedzącą koło mnie dziewczynę. Zamrugała powoli, następnie przenosząc wzrok z Rudej na mnie. Prychnęła, choć nie wiem, co wywołało w niej taką reakcję. Przecież nic nie próbowałem. Siedzieliśmy od siebie w dość sporej odległości, a poza tym przed chwilą dopiero co się topiła. Jeszcze mnie aż tak nie powaliło. - Trzeba cię odwieźć? - zapytała Niny, może nieświadomie dublując moje pytanie. Korzystając z tego, że uwaga siostry skupiona była w tamtej chwili na dziewczynie, a dziewczyna patrzyła na mnie, pokręciłem głową i wzniosłem oczy do nieba, w reakcji na zachowanie mojej siostry. Na ustach Rudej pojawił się lekki uśmiech.

Nina?
Plasiam, że krótko i beznadziejnie, ale wena uciekła chyba na wakacje ;-;

8.07.2020

Od Any CD Michaela

Gdy Mike zniknął w łazience, ja postanowiłam poświęcić chwilę na przetrawienie emocji. Byś może wzięcie się w garść. Bo kiedyś trzeba. Nie mogłam się wiecznie wściekać na Mike'a... Z perspektywy czasu, dając sobie możliwość pomyślenia nad tym, co się wydarzyło, mogłam spokojnie dojść do wniosku, że w zasadzie... Gdybym była na miejscu Mike'a, prawdopodobnie zrobiłabym to samo. Nie było sensu... Nie mogłam go winić za to, że chciał mnie w pewien sposób pomścić.
Czas, jaki spędziłam na kanapie w salonie, czekając, aż mężczyzna wyjdzie w końcu z łazienki, poświęciłam na ostateczne zakończenie w swojej głowie tej kwestii. Postanowieniu, że już więcej nie poruszę tego tematu, pozbędę się wszystkich negatywnych uczuć, jakie mną targały. Nie było czego roztrząsać.
Do końca dnia już nie wychodziliśmy. Spędziliśmy spokojny dzień w moim domu, na pomoście na jeziorze, spacerując ze zwierzyńcem po lesie... Chciałoby się powiedzieć, że dzień jak co dzień, jednak prawda była taka, że zwykle w naszych życiach o wiele więcej się działo. Ta chwila beztroski dzisiaj... To było coś wręcz niespotykanego. Ale chyba obydwoje tego potrzebowaliśmy.

***

- Mia pisze, czy chcę z nią wyjść do klubu - powiedziałam na głos, sama nie wiem, dlaczego, gdy odczytałam wiadomość od przyjaciółki. Wygasiłam telefon i zaczęłam nim kręcić w palcach, opierając go co każde pół obrotu o blat stołu, przy którym siedziałam, a następnie przesuwając po nim palce w dół, by po podniesieniu go za moment w górę, siła grawitacji znowu obróciła go o sto osiemdziesiąt stopni.
- Mmm... I? - podniosłam wzrok na Mike'a, gdy usłyszałam jego głos tuż za sobą. Wyprostowałam się na krześle, opuściłam podciągniętą do tej pory pod brodę nogę i już chciałam się do niego obrócić, ale uniemożliwiły mi to jego ramiona, które objęły mnie od tyłu, przytrzymując na miejscu. Poczułam na karku jego ciepły oddech, pod którego wpływem całe moje ciało przeszedł dreszcz. Odchyliłam głowę w tył, mrużąc lekko oczy, ciesząc się bliskością bruneta. Zaraz też poczułam, jak muska ustami moje włosy w miejscu, gdzie zaczynało się czoło. Uśmiechnęłam się lekko.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym poszła - zmusiłam się do otworzenia oczu. Choć najchętniej zostałabym w tej pozycji, w jakiej teraz trwaliśmy, nie mogłam za bardzo sobie na to pozwolić. Nie teraz.
Mike zamyślił się, przez chwilę milcząco patrzył mi w oczy. Widziałam w jego spojrzeniu troskę. Nie miałam wątpliwości, że chciał dla mnie jak najlepiej... I że z nim nic mi nie grozi.
Z drugiej jednak strony, nie mogłam wiecznie na nim polegać. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które potrzebowały, żeby ciągle je ratować. Ja potrzebowałam wolności, poczucia, że nie zależę od nikogo... Że potrafię sobie sama radzić. A ostatnio to poczucie bardzo zatraciłam. Coś mnie ciągnęło, by je odzyskać. Nie można przecież pozwolić sobie na wieczny strach przed zostawaniem samym. Musiałam żyć dalej.
- Zrobisz, jak zechcesz, Ana - powiedział w końcu mężczyzna, przyciskając usta do mojej skroni. - Cokolwiek to będzie, możesz na mnie liczyć.
Tak. Wiedziałam to. Już wielokrotnie mi to pokazał... i  to w sytuacjach zdecydowanie mniej trywialnych, niż to, czy iść na imprezę z przyjaciółką, czy nie.
Być może dlatego w końcu zdecydowałam, że pojadę. Mike miał mnie zawieźć i odebrać spod klubu, który wybrała Mia, mówiąc, że "To jeden z najlepszych lokali w mieście". Żebym nie musiała łapać potem taryfy w środku nocy, bo, nie było co ukrywać - jeśli już zdecydowałam się iść do klubu, zamierzałam się urżnąć. A z kolei prowadzenie samochodu po pijaku było naprawdę nierozważne.
Gdy podwiózł mnie pod wejście do klubu, przed którym czekała już na mnie Mia, zanim wysiadłam, złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego z pytaniem w oczach, a on tylko uśmiechnął się lekko i ścisnął moją dłoń.
- Uważaj tam na siebie - uśmiechnął się lekko, przesuwając chyba trochę bezwiednie kciukiem po wierzchu mojej dłoni.
- Zawsze uważam - odpowiedziałam promiennym uśmiechem i nachyliłam się, by obdarzyć go szybkim pocałunkiem w policzek. Nie czekając na jego reakcję, wyswobodziłam dłoń z jego uścisku i wysiadłam z samochodu, kierując się od razu do przyjaciółki.
Zabawę czas zacząć.
Nie mogę powiedzieć, że nasza popijawa nie była udana... Przynajmniej początkowo. Bawiłam się całkiem dobrze, na przemian pijąc i tańcząc z przyjaciółką. Zwracałyśmy uwagę, w końcu byłyśmy dwiema samotnymi dziewczynami. Jednak mało kto pokusił się o coś więcej, niż postawienie nam drinków albo poproszenie którejś z nas o taniec (który niewiele z tańcem miał wspólnego, ale w zasadzie kto by zwracał na to uwagę). W którymś momencie dołączył do nas jakiś znajomy Mii, który mimo panującego w klubie hałasu próbował z czarnowłosą rozmawiać, przez co siedzieli dość blisko siebie... Ja zajęłam miejsce na drugim końcu kanapy, z drinkiem w dłoni przyglądając się parze z zainteresowaniem. Byłam już dość mocno wstawiona, miałam problem z zachowaniem równowagi przy gwałtownych ruchach. Spojrzałam krytycznie na trzymaną przeze mnie szklankę z kolorowym płynem. To ostatni, więcej nie piję.
I właśnie wtedy cały wieczór miał szlag trafić.
Gdy para siedząca przede mną była pogrążona w rozmowie, do mnie dosiadł się jakiś facet. Nie znałam go, jednak mimo ilości wypitego przeze mnie alkoholu kontaktowałam na tyle, by dostrzec jego zamiary, gdy usiadł tak, że jego udo dość mocno przyciskało się do mojego, do tego zarzucił ramię na oparcie kanapy za mną. Zaczął coś do mnie mówić, jedną spoconą łapę położył na moim odkrytym ramieniu, druga spoczęła na kolanie. Nie na długo. Niemal natychmiast zaczęła wędrować w górę, podciągając moją i tak krótką czarną sukienkę, którą dzisiaj założyłam...
Chciałam się zerwać na równe nogi, ale ilości wypitego alkoholu mi to uniemożliwiły. Odpychając faceta od siebie i wstając gwałtownie z kanapy, straciłam równowagę, niemal znowu lądując na kanapie... a raczej na kolanach tego gościa. Chyba tylko cudem udało mi się nie upaść. I uniknąć kontaktu, którego za wszelką cenę chciałam uniknąć.
Szybko złapałam moją kopertówkę, w której miałam telefon. Zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu go, jednocześnie chcąc rzucić błagające o pomoc spojrzenie Mii... Ale nie było jej na jej miejscu. Ani jej, ani jej kolegi. Zmarszczyłam brwi i jak przez mgłę przypomniałam sobie, że mówiła coś o tym, że idą potańczyć i zaraz przyjdą... Pewnie ten obleśny gościu tylko na to czekał.
Kurwa, nigdy więcej nie doprowadzę się do takiego stanu. Przysięgam.
Z braku lepszego rozwiązania, zaczęłam kierować się do wyjścia. Facet nie należał jednak do tych szybko się poddających, pobiegł za mną, złapał od tyłu w pasie, przyciskając do siebie i kładąc ponownie rękę na moim udzie, podsuwając materiał w górę... Żołądek podszedł mi do gardła, a ja zadziałałam instynktownie, podnosząc temperaturę swojego ciała. Do zdecydowanie nienormalnej i definitywnie nie do zniesienia przez zwykłego człowieka.
Odskoczył przestraszony. Odruchowo. Popatrzył z przerażeniem na swoją dłoń, którą prawdopodobnie zdobiły już szybko tworzące się pęcherze po poparzeniu. Nim minął mu szok, wywołany tak niespodziewanym obrotem spraw, zdążyłam mu zniknąć w tłumie. Chwiejąc się mocno, tym bardziej, że byłam w szpilkach, wyszłam z klubu na ulicę, natychmiast zaciągając się zachłannie chłodnym, nocnym powietrzem, próbując nieco ugasić tym ogień, który we mnie zapłonął w reakcji obronnej... Szybko przypomniałam sobie o komórce, którą nadal trzymałam w dłoni. Można powiedzieć, że wręcz rzuciłam się, by wybrać numer przyjaciela... Usłyszawszy pierwszy sygnał wybieranego połączenia, ruszyłam chwiejnie przed siebie, by choć trochę oddalić się od przerażającego faceta, na wypadek gdyby jednak postanowił nadal mnie napastować, jednak nie zaszłam daleko. Kumulacja alkoholu i ciągle świeżego wspomnienia łap tego faceta na moim ciele... to było za dużo dla mojego żołądka. Postanowił się dość gwałtownie zbuntować, wypuszczając swoją zawartość na zewnątrz... Mike odebrał akurat w momencie, gdy torsje wstrząsające moim ciałem jako tako ustąpiły.
- Tak? - rozległo się po drugiej stronie słuchawki, a z mojego gardła momentalnie wydobył się zbolały jęk ulgi. Oparłam się o ścianę pobliskiego budynku i osunęłam się po niej na ziemię, nie zważając na to, że chodnik był lodowato zimny. Moja skóra płonęła.
- Przyjedź po mnie - wyszeptałam. Tylko tyle zdążyłam, bo padł mi telefon. Zaklęłam cicho, patrząc na urządzenie i czym prędzej odkładając je do leżącej obok torebki. Przegrzał się, mam tylko nadzieję, że nie usmażyłam go na stałe. Przyłożyłam dłonie płasko do chodnika, po czym niemal natychmiast usłyszałam syk towarzyszący parującej z chodnika wodzie... Byłam rozpalona. I naprawdę nie wiedziałam, co zrobić, żeby to uspokoić. Choć chłodne powietrze nieco pomagało w moim napadzie paniki.
W takim stanie w każdej chwili równie dobrze mogłam stanąć w płomieniach. Mi nic by się nie stało... Ale o zdrowie i życie innych nie mogłam być tak pewna.
Miałam nadzieję, że Mike się pospieszy.

Mike?

Od Michaela CD Any

    Crowley w skupieniu słuchał swojej przyjaciółki, nie miał nawet zamiaru wejść w jej słowo, lecz gdy usłyszał, że ma porozmawiać z ojcem mafii, delikatnie nim wzdrygnęło.
— Wybacz Ana, ale nie mam zamiaru rozmawiać z tym bezmyślnym dzieciakiem. — powiedział, przenosząc wzrok na bruneta — Szczególnie, że prawie doprowadził do Twojej śmierci. — spojrzał ponownie na kobietę — On prawie Cię zabił. — mówił spokojnym tonem, patrząc prosto w oczy blondynki. — I myślę, że sprawę można uznać za zakończoną. — dodał, powoli wstając od stołu. — Będę czekać w aucie. — po czym wyszedł z willi. 
Spokój, którym emanował brunet, był momentami przerażający, a głos, który z siebie wydobywał podczas rozmowy, przyprawiał o dreszcze nie jednego słuchacza. Jedni by powiedzieli, że to cisza przed burzą, inni, że zwykła próba perswazji.
Po kilku minutach zjawiała się Ana, która bez słowa wsiadła na miejsce pasażera i czekała, aż Michael odjedzie spod willi Joey'a. Nie myśląc długo, ruszył w kierunku domu przez leśne ścieżki, a że było sucho, droga nie sprawiała większych problemów. 
Gdy oby dwoje znaleźli się w domku kobiety, na przywitanie przybiegł cały zwierzynie, no oprócz kruka, który siedział na najwyższej szafce i obserwował całe zgromadzenie. Jednak między dwójką przyjaciół panowała cisza, trochę nieprzyjemna cisza, czego Michael za bardzo nie lubił. Podszedł więc do blondynki, mocno ją przytulił i choć stawiała opór, nie odpuścił. 
— Przepraszam. — szepnął do jej ucha ciepłym tonem, przez co jasnowłosa zaprzestała wyrywania się — Naprawdę przepraszam. — dodał, biorąc głęboki wdech, żeby zaciągnąć jej zapach. To go uspokajało. 
— Nie rób tego więcej. — szepnęła delikatnie przy tym wzdychając — Rozumiesz? — oderwała się spokojnie od przyjaciela — Masz tego więcej nie robić! — podniosła ton i uderzyła bruneta w tors — Wiesza, jak się bałam?! — krzyczała smutno, choć nie uroniła ani łzy. Chyba się jej skończyły. 
— Wiem, przepraszam.. — mówił Crowley. 
— Masz mi obiecać, że już nigdy mi czegoś takiego nie zrobisz.. — powiedziała już spokojniej. 
— Obiecuję. — rzekł krótko, ponownie przytulając do siebie jasnowłosą. 
W uścisku trwali dłuższą chwilę, a gdy kobieta była znacznie spokojniejsza, odstąpiła na krok od przyjaciela i spojrzała na jego twarz, przez co mężczyzna delikatnie się uśmiechnął, co Ana zaraz odwzajemniła. 
— Głupek.. — mruknęła pod nosem i odeszła do salonu. 
— Tak, wiem, jestem głupkiem, pajacem i idiotom. Nie musisz mi tego powtarzać. — powiedział spokojnie z nutką żartu dla rozluźnienia atmosfery. 
Gdy Ana przesiadywała w salonie, Michael poszedł zająć łazienkę na dłuższą chwilę, żeby zmyć z siebie ślady walki i wspomóc swoją regenerację, która przez zabrudzenia skóry, nie była w stanie zagoić kilku ran.

Ana?
Jeszcze pamiętam jak się pisze. xD

Od Kangsoo CD Liama

Spojrzał na wijącego się na ręce Liama węża, powoli opuszczając dłoń, którą wcześniej przybił z Aną piątkę. Normalnie zaraz skomentowałby jego imię, jednak w obecnym stanie jakoś tak nie zwrócił na nie uwagi. Obecne problemy, jakie miał na głowie sprawiały, że zapominał o wielu rzeczach i kwestiach. Ale co tu się dziwić – na jego miejscu niejedna osoba czułaby się podobnie.
Zmierzył wzrokiem Ciapka. Jedynym tego typu gadem, z którym miał wcześniej do czynienia była tamta kobra, przygarnięta przez przyjaciela na parę dni. Niemiło wspomina tamte czasy, najchętniej to by o nich całkiem zapomniał. Z tego powodu niezbyt pozytywnie zareagował na nowego lokatora w domu Liama. Co jak znowu coś się stanie? Co jak tym razem Kangsoo nie będzie mógł pomóc? Cóż, w obecnej sytuacji za bardzo nie miał jak.
– On nie ma jadu, prawda? – zapytał trochę niepewnie, wciąż lustrując zwierzę wzrokiem.
– Nie, to pyton – odparł wesoło Liam, głaszcząc delikatnie węża po grzbiecie.
Ciapek popatrzył na Koreańczyka, podniósł nieco głowę, gdy wtem zaczął się wyciągać jakby chciał na niego wpełznąć. Kangsoo zwilżył językiem usta, wziął nieco głębszy wdech. Spokojnie, raczej nie masz się czym stresować. Wąż mały, nie ma jadu, nic ci nie zrobi.
Liam spostrzegł od razu ruch węża. Uniósł brew, lecz zaraz potem zbliżył się do przyjaciela, ułatwiając zwierzakowi zadanie.
– Patrz, chce do ciebie – stwierdził z szerokim uśmiechem. – Może go weźmiesz na ręce?
To pytanie niezbyt spodobało się Kangsoo. Potrzebował trochę czasu na przyzwyczajenie się do nowego towarzysza Liama, zwłaszcza, że węże jakoś go do siebie nie przekonywały. Mimo to z nieznanych dokładnie sobie przyczyn postanowił wziąć go na ręce. Powoli nastawił dłoń, by Ciapek mógł bez większego problemu wpełznąć na nią i owinąć się wokół jak gdyby to była gałąź. Kangsoo skorzystał z okazji, że miał go bardzo blisko, przyglądając mu się dokładnie. Musiał przyznać, że wąż był całkiem ładny. I uroczy. Nie wyglądał na takiego, co by z chęcią go pozbawił życia. Robił wrażenie przyjaznego. Tylko...
– Nie urośnie duży, nie? – zapytał, podnosząc wzrok na Liama.
Mężczyzna stał i patrzył na niego, gdy nagle na jego twarz wskoczył pewien niecodzienny uśmieszek. Koreańczyk zmierzył go wzrokiem, na moment wstrzymał oddech.
– Nie? – Kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu, jednak oczy zdradzały pewne zmartwienie.
– No to pyton, do tego królewski – odparł Liam, krzyżując ręce na piersi. – Oczywiście, że urośnie duży. Z jakieś półtora metra będzie miał...
Te słowa sprawiły, że Kangsoo otworzył szeroko oczy.
– Liam, serio? Nie było większego?
– Zawsze mogłem kupić anakondę.
W tym momencie Kangsoo podparłby czoło ręką, ale powstrzymał się, bowiem na jednej miał węża, a na palcu drugiej tanie i marne zastępstwo swojego pierścienia. Patrząc na Liama, który był cały w skowronkach, podjarany zakupem nowego okazu do swego zwierzyńca, uznał, że nie będzie ściągał na niego swoich kłopotów. Sam to załatwi. Nie wiedział jeszcze jak, ale coś wymyśli. W końcu niejeden raz udało mu się wydostać z tej niewoli.
Gdy wróciła z kuchni Ana, która skończyła zamawianie pizzy, Kangsoo oddał Liamowi Ciapka. Siostra przyjaciela, przechodząc obok, spojrzała na węża, po czym ruchem głowy wskazała przygotowany dla gada nowy dom. Liam bez słowa poszedł schować zwierzaka.
Po chwili cała trójka siedziała na kanapie, czekając, aż przyjedzie dostawca pizzy. Ciszę, która pojawiła się na moment, przerwał Kangsoo poprzez zadawanie Liamowi różnorakich pytań dotyczących Ciapka. Nie chciał, by przyjaciel zauważył jego niecodzienne zachowanie, próbował więc rozmową na wszelkie tematy niezwiązane z nim samym odwrócić od tego jego uwagę. I tak nie mogę mu nic powiedzieć.
– A reszta twojego zwierzęcego towarzystwa akceptuje Ciapka? – zapytał, naciągając rękawy na palce w celu ich zakrycia. – Jak tak patrzę na Lunę, to widzę, że ona chyba jeszcze nie przywykła.
Posłał krótkie spojrzenie siedzącej dalej suczki, która co pewien czas spoglądała w kierunku terrarium węża.

Liam?

7.07.2020

Od Any CD Natalie

Było ciężko. Dla mnie, moich możliwości, by poradzić sobie z natłokiem pracy, który się na mnie zwalił. Cóż jednak można było poradzić? Pozostawało mi w zasadzie tylko pogodzenie się z tym, że ta praca, bądź co bądź, była w pewien sposób sezonowa. W sezonie, w którym często urządzano wesela, miałam o wiele więcej roboty, niż poza nim... Musiałam przebrnąć tylko przez ten okres, a potem powinno być łatwiej.
Albo ten nawał pracy był pierwszym znakiem, że może warto byłoby pomyśleć nad zatrudnieniem do cukierni pracownika, który choć trochę odciąży mnie z robieniem tych tortów. Bo naprawdę, w takim tempie szybko się zajadę.
- Pośpiesz się, jedzenie niedługo będzie gotowe! - usłyszałam nagle głos Nat, gdy stałam przed szafą w mojej sypialni, tępo wpatrując się w poukładane w niej ubrania. Nie miałam jakoś natchnienia. Nie mogłam się na nic zdecydować, choć, prawdę mówiąc, to, co w tym momencie założę, nie miało większego znaczenia. Nat i tak nie zwróci na to uwagi...
W końcu, chcąc nie chcąc, wyciągnęłam losowy t-shirt i jeansowe shorty, które szybko na siebie założyłam i w końcu wyszłam z pokoju. Kierując się w stronę kuchni, zatrzymałam się na moment w salonie, żeby zobaczyć, co robi zgraja wariatów, jaka tu teraz mieszkała. Na moje usta wypłynął lekki uśmiech, gdy zobaczyłam, że Ciri, jak gdyby nigdy nic, bawi się z Archerem... do momentu, jak mnie zobaczyła. Wtedy zatrzymała się jak wryta, mocno stając na wszystkich czterech łapach i powoli opuszczając ogon w dół. Chociaż tyle, że go już nie podkulała co chwilę. Czuła się już pewniej, zrozumiała, że to jest jej dom i może czuć się w nim bezpiecznie, otoczona przez swoją, nieco dziwną i zdecydowanie nietypową, sforą.
Nie chciałam jej niepotrzebnie stresować swoją obecnością. Przeniosłam spojrzenie z niej na Finna, który, gdy tylko dostrzegł, że na niego patrzę, rozpoczął swoją kakofonię pisków. Podbiegł do mnie, machając ogonem i przy moich nogach położył się, odwracając na grzbiet, nadstawiając mi brzuch do głaskania. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok, schyliłam się powoli, smyrnęłam jego miękką sierść. Dopiero potem wstałam i ostatecznie skierowałam się do kuchni, rzucając jeszcze wzrokiem na śpiącą na regale Siwę. Naszło mnie przy tym pytanie, czy Nat ją zauważyła. A jeśli zauważyła, czemu jeszcze nie zapytała. Ostatecznie jednak wzruszyłam ramionami, uznając, że to w sumie bez znaczenia.
- Jestem - mruknęłam cicho, gdy już stanęłam w wejściu do kuchni. Nat wzdrygnęła się lekko, chyba wystraszona (całkiem prawdopodobne, że zapomniałam wydawać jakieś dźwięki podczas chodzenia), ale szybko odwróciła się do mnie z uśmiechem, wymachując szpatułką... Odpowiedziałam na jej uśmiech uśmiechem. - Uważaj z tym, bo chlapiesz - wskazałam ruchem głowy na przedmiot w dłoni dziewczyny. - Co gotujesz?

Nat?

6.07.2020

Od Angeline CD Jugheada

Kiedy spojrzałam na wyświetlacz komórki, żeby przeczytać kolejną wiadomość od Podglądacza, łzy stanęły mi w oczach. Zasłoniłam usta dłonią, żeby tylko nie wydobyć z siebie szlochu. Głos ledwo wydobywał się z mojego gardła.
- „Jeśli zniszczysz tę kamerę lub zawiadomisz policję, wstawię do internetu twoje zdjęcia w bieliźnie. Przecież wiesz, że takie mam, Kiciu”…
Po moim ciele przeszły dreszcze. Nie wiem, czy to ze strachu, czy stresu, było mi wszystko jedno. Miałam tylko nadzieję, że to jakiś mój sen i po chwili się obudzę w łóżku z Chudym obok.
- Ma takie zdjęcia? - padło pytanie ze strony Jugheada. Po screenach rozmowy z nim, które wcześniej mu wysyłałam, powinien wiedzieć, że tak. Chociaż sama teraz nie byłam pewna. Po chwili znowu poczułam wibracje w moim telefonie, a do mnie przyszła kolejna wiadomość od Podglądacza. A raczej zdjęcie. Moje zdjęcie…
- Cholera! - krzyknęłam i rzuciłam telefon na łóżko. Natychmiastowo zakryłam dłońmi swoje usta, w nadziei, że nie obudziłam swoich współlokatorów. A potem rozpłakałam się na dobre. Poczułam, jak ktoś mnie obejmuje i mocno do siebie przytula. To musiał być Jughead, nikogo innego ze mną nie było. Wzięłam dłonie z twarzy i objęłam nimi jego ciało. Pozwoliłam łzom wsiąkać w koszulkę chłopaka. Czułam, jak kładzie swoją rękę na mojej głowie i delikatnie ją gładzi. W ten sposób pewnie chciał mnie uspokoić. Dobrze mu szło. Po kilku minutach już nie płakałam, ale nie miałam najmniejszej ochoty odklejać się od szatyna, żeby potem spojrzeć w telefon i po raz kolejny się rozpłakać. Czułam się z tym fatalnie i nie wiedziałam, co zrobić.
- To, co zrobimy? - zapytałam. Miałam nadzieję, że mój głos dał radę przebić się do uszu motocyklisty.
- Coś na pewno. Nie może przecież to tak zostać.
- Mhm…
Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze.
- Nie zostawiaj mnie dzisiaj samej… - szepnęłam, ale bardziej do siebie, niżeli Jugheada. Gdyby to usłyszał, nie tylko bym się zawstydziła, ale również nie mogłabym spojrzeć mu w oczy.
Czułam się słaba. Bardzo słaba, a na dodatek mała. Niczym muszka, która wpadła w pajęczynę pająka. Nie mogę się ruszyć ani odlecieć, a za chwilę pojawi się pajęczak, żeby mnie zjeść. I mnie nie będzie. Zniknę z tego świata i nikt się nie przejmie, bo byłam zwykłą muchą.
Robiło mi się coraz goręcej, więc powoli zaczęłam się odklejać od ciała chłopaka. Z drącą ręką sięgnęłam po telefon leżący na łóżku i sprawdziłam godzinę. Było bardzo późno. Zaczęło robić mi się głupio, że ściągnęłam go o tak późnej – lub teraz „wczesnej” - porze.
- Chcesz zostać u mnie i się trochę zdrzemnąć? - zapytałam, podnosząc nieśmiało głowę, żeby spojrzeć na motocyklistę.

Jughead?

4.07.2020

Od Liama CD Kangsoo

Na pytanie o zwierzaka, uśmiechnąłem się ciepło.
- Pyton - rzuciłem wesoło. Kątem oka dostrzegłem, jak Kangsoo obraca się nieznacznie w moją stronę, patrząc na mnie z lekko wytrzeszczonymi oczami.
- Proszę...? - wydawał się nie dowierzać temu, co usłyszał. Zaśmiałem się. Jego reakcja była urocza.
- Pytona królewskiego - powtórzyłem, włączając kierunkowskaz, by zasygnalizować skręt w parking przed moim blokiem. O dziwo dość szybko udało mi się znaleźć wolne miejsce, co o tej porze dnia było raczej niespotykane. Wysiedliśmy z przyjacielem z samochodu i ruszyliśmy w kierunku wejścia do mojej klatki. - Przyszedł dzisiaj pocztą, Ana go mniej więcej udomawia. Mniej więcej, bo węże nigdy nie będą grzecznymi zwierzątkami domowymi.
Kangsoo skinął lekko głową, jednak nic nie powiedział. Może gdybym nie był aż tak podekscytowany nowym zwierzakiem, zauważyłbym wcześniej, że coś jest nie tak. Że mój przyjaciel zachowuje się inaczej, niż zwykle, jakby coś go trapiło. Być może szybciej zapytałbym o powód takiego układu rzeczy. Jednak tego nie zrobiłem. Zamiast tego, cały w skowronkach, wbiegłem przed nim po schodach, przeskakując co drugi stopień, i pierwszy znalazłem się pod drzwiami mieszkania. Ledwo je otworzyłem, przywitała mnie merdająca ogonem Luna, która co jakiś czas oglądała się za siebie. Jak na razie kolejny gadzi lokator również średnio przypadł jej do gustu. Podejrzewałem, że Ciapek razem z Puszkiem wprowadzą terror w domu. Dwa wielkie gady kontra duży pies... I papuga. Ale Tokka zawsze była przyjaźnie nastawiona do wszystkich.
- Jesteśmy! - rzuciłem od progu, na co odpowiedziało mi posępne burknięcie siostry. Naprawdę nie wiedziałem, jaki był powód takiego samopoczucia u niej, ale sądząc po jej minie, jak pytałem jej o cokolwiek, nawet jakbym zapytał, co się stało, raczej by mi przywaliła, niż odpowiedziała.
Czasami naprawdę miałem problem ze zrozumieniem jej. A przecież wychowywaliśmy się razem.
Od razu po zamknięciu za Kangsoo drzwi, skierowałem się do salonu, zobaczyć, co z Ciapkiem. Ku mojemu zaskoczeniu, zwinął się na brzuchu Any i tak sobie leżał, gdy dziewczyna przerzucała kartki zeszytu ze szkicami. Zastanawiałem się, czy nie odłożyć go do terrarium, ale skoro Ana jeszcze tego nie zrobiła... To znaczy, że prawdopodobnie tak było mu dobrze. Akurat w kwestii zwierząt siostrze ufałem jak nikomu innemu.
- Możemy zamówić pizzę, co wy na to? - zaproponowałem, patrząc przez ramię na Kangsoo, który jakoś dziwnie wolno zdejmował buty. Zmarszczyłem lekko brwi, ale szybko zapomniałem o jakichkolwiek wątpliwościach. Spojrzałem na Anę, która wzruszyła ramionami, odłożyła zeszyt i sięgnęła zamiast niego po telefon, na którym zaczęła coś szybko pisać.
- Jaką chcecie? - zapytała, odklejając na moment plecy od kanapy, by wygiąć się tak, żeby zobaczyć Koreańczyka. Nie wiem, czy jej się to udało, ale dość szybko wróciła do poprzedniej pozycji.
- Obojętnie - odpowiedzieliśmy z przyjacielem niemal równocześnie. Uśmiechnąłem się na to, a siostra prychnęła, znowu zaczynając klikać w telefon. Wybrała numer, pewnie do pizzerii, zdjęła sobie Ciapka z brzucha, dając mi na ręce i polecając, bym go schował, a sama wstała i poszła do kuchni. Gdy mijali się z Kangsoo w przejściu, wyciągnęła do mężczyzny rękę do przybicia piątki. Ich dłonie na moment się spotkały, Ana mruknęła szybkie "Cześć", po czym całą uwagę skupiła na osobie mówiącej po drugiej stronie słuchawki, która w tamtym momencie akurat odebrała.
- Dzień dobry, chciałabym zamówić... - usłyszałem jeszcze jej głos, zanim przestałem zwracać na nią uwagę. Spojrzałem za to na Kangsoo, posyłając mu promienny uśmiech i wyciągając zwisającego mi z rąk pytona nieco w przód.
- No, Kangsoo - spojrzałem na przyjaciela. - Poznaj Ciapka.

Kangsoo?

Od Elizabeth CD Anzaia

Dlaczego duża większość mężczyzn, których znałam, zawsze musiała zgrywać bohaterów? Ktoś zbytnio się do mnie zbliżył i już rzucali się na niego jak sfora wściekłych psów... Kiedyś to doceniałam, w końcu pomagali mi, choć wcale o to nie prosiłam, wyręczali mnie w spuszczaniu łomotu, stali za mną murem. Jednak teraz, po serii wydarzeń, które mnie spotkały i z perspektywy czasu, coraz bardziej było mi to nie w smak. No i mój wilk coraz częściej i coraz gwałtowniej na takie akcje reagował, co zdecydowanie nie polepszało sprawy. Niełatwo dominatorowi znosić takie traktowanie go.
Nie ruszyłam się jednak, gdy Anzai kazał mi zostać. Patrzyłam tylko za nim, jak wychodzi, w tle słysząc ciche warczenie Link. Wtedy jednak jeszcze nie zwróciłam na to jakiejś szczególnej uwagi... A może powinnam.
Ledwo mężczyzna opuścił pomieszczenie, poczułam obcy zapach. Zapach człowieka przeżywającego duże emocje... Odwróciłam się gwałtownie na stołku barowym, puszczając smycz Link, którą do tej pory asekuracyjnie trzymałam. Suczka, nie czekając na żaden inny sygnał z mojej strony, szczeknęła ostrzegawczo, zaraz z resztą dołączył się do niej Ghost. Wilk we mnie uniósł wargi, pokazując zęby, a z jego gardła wydobyło się warczenie. Poczułam je gdzieś w gardle, jak chciało wyrwać się na wolność. Nie pozwoliłam mu na to. Utrata kontroli w takiej sytuacji mogła się źle skończyć. Można było walczyć kierując się instynktami, ale nie w przypadku, gdy przeciwnik spodziewa się tego po tobie. Musiałam zachować świadomość, możliwość logicznego myślenia.. jeśli chciałam wyjść z tego cało.
Spojrzenia moje i rosłego faceta, który stał dosłownie naprzeciwko mnie z bronią palną wycelowaną w moją stronę, spotkały się. Czułam, jak wilk we mnie walczy o przejęcie kontroli, jak ciska się, bym pozwoliła mu zrobić z delikwentem porządek.
Ciągle prowadząc wewnętrzną potyczkę z drapieżnikiem, który coraz żywiej protestował, rwał się do walki, podczas gdy ja siedziałam... Śledziłam wzrokiem lufę pistoletu. Widziałam, jak drży. Mężczyzna, mimo, że kilkakrotnie większy, cięższy i na pewno silniejszy ode mnie, prawdopodobnie nigdy wcześniej nie trzymał broni w ręce. A jeśli trzymał, nie celował nią do ludzi. Do tego wcale nie był pewny tego, co zamierza zrobić.
Cóż, widać wybrali złą osobę do tego zadania... Jeśli w istocie chcieli mnie zabić.
Dalej trwałam w bezruchu, czekając na ruch ze strony przeciwnika. Nie uważałam walki za jedyne wyjście z sytuacji. Jeśli zrezygnuje, wycofa się - ja mu nic nie zrobię. Rozejdziemy się i, przynajmniej ja, udam, że nasze spotkanie nie miało miejsca. Tyle że Anzai...
Nie wracał. A broń w dłoni mężczyzny coraz mniej drżała. Dostrzegłam w jego oczach dokładny moment, w którym podjął decyzję. I nie była ona dla mnie przychylna. Dla niego z resztą też, ale nie mógł mieć jeszcze wtedy o tym pojęcia.
Pociągnął za spust. Zareagowałam błyskawicznie, ześlizgując się z dość wysokiego stołka barowego na podłogę, opadając na kolana. Zniknęłam mu na moment z pola widzenia, przesłonięta długim blatem. Kula trafiła natomiast półkę z alkoholami za mną, rozbijając butelki. Szkło posypało mi się na głowę, alkohol się rozlał, zalewając podłogę, tworząc niebezpieczną do poruszania się po niej ślizgawkę. Czułam, jak mikroskopijne odłamki kaleczą mi skórę, słyszałam skamlenie Ghosta i ujadanie Link. Rzucała mi co chwilę spanikowane spojrzenia, szukała we mnie oparcia... Jak zawsze z resztą. Tylko w tym momencie chyba nie byłam jej go w stanie dać.
Nie chciałam ryzykować przemiany w wilka. Mimo, że utrzymanie instynktów na wodzy sprawiało mi z każdą chwilą coraz większy problem. Miałam problemy z widzeniem, obraz zdawał się rozmazany. Czułam się oszołomiona, jakby bodźce z otoczenia docierały do mnie spod powierzchni wody... Jak w zwolnionym tempie widziałam zbliżające się ciężkie buciory przeciwnika, gdy ja próbowałam opanować zawroty głowy na tyle, by móc wstać. Bronić się. Zrobić cokolwiek.
Po prostu pozwól mi przejąć kontrolę. Obydwojgu nam będzie łatwiej.
Chciałam warknąć, że mógłby także z łaski swojej się uspokoić i przestać próbować mi się wyrwać. Wtedy mnie byłoby o wiele łatwiej zrobić coś w ludzkiej postaci.
Nie było jednak czasu na takie przepychanki z wilkiem. Tym bardziej, że widziałam, jak Link rzuca się na przeciwnika. Łapie go zębami za przedramię, to, w którym trzymał broń. Z jego gardła wydobył się mrożący krew w żyłach wrzask bólu. Nie na tym jednak skupiła się moja uwaga.
Tylko na spadającym na ziemię i odbijającym się od niej pistolecie. Do którego zaraz się rzuciłam, dostrzegając w tym swoją jedyną prawdopodobnie szansę...
Pochwyciłam broń i, przewracając się na plecy, leżąc tak u stóp mężczyzny, uniosłam i odbezpieczyłam broń. Celując od dołu w krocze mężczyzny.
Zamarł, z Link nadal memłającą jego rękę. Z jednej strony chciałam kazać jej przestać, bo smród krwi wyciekającej z szarpanej rany stawał się coraz bardziej nieznośny, dodatkowo pobudzając tkwiącego we mnie wilka. Z drugiej strony... Oddychałam zbyt szybko, miałam zbyt ściśnięte gardło, by wydobyło się z niego choć jedno słowo. Całą swoją uwagę i resztki opanowania, jakie jeszcze we mnie tkwiły, skupiłam na mężczyźnie. I na tym, by ręce trzymające pistolet mi nie drżały.
W ostateczności więc trzęsłam się niemal cała, w spazmach, starając się z całych sił powstrzymać przemianę. Tylko ręce zdawały się trwać bez ruchu, z palcem luźno spoczywającym na spuście. Ostrzegając, że najmniejszy ruch ze strony stojącego nade mną mężczyzny wystarczył, bym wypaliła. Kula przebiłaby go od dołu, albo przechodząc od dołu przez sporą część narządów wewnętrznych... Albo przynajmniej pozbawiłaby go męskości. Tak czy tak - lepiej dla niego było pozostawać w bezruchu.
I taka właśnie scena ukazała się Anzaiowi, gdy wszedł do pomieszczenia jakiś czas później. Z tą drobną różnicą, że już ostatkiem sił powstrzymywałam przemianę. Adrenalina, duszący zapach krwi wypełniający pomieszczenie... Zdecydowanie nie wpływały dobrze na utrzymywanie przeze mnie samokontroli.
Dlatego, gdy tylko mężczyzna krzyknął coś do napastnika, wycelował w niego z broni, którą nie wiem, skąd wytrzasnął... Opuściłam tą, którą trzymałam do tej pory ja. Zabezpieczyłam ją, popchnęłam po podłodze w kierunku Anzaia, po czym pozbierałam się z podłogi. Link przestała memłać rękę draba, spojrzała na mnie z zakrwawionym pyskiem. Odwróciłam od niej spojrzenie... I bez słowa wyszłam z pomieszczenia. Nawet nie spojrzałam na znajomego, po prostu wyszłam. Psy zostały. Miałam nadzieję, że po wszystkim nie zagryzą Anzaia.
Po kilku próbach znalazłam w końcu łazienkę. A gdy już znalazłam się w środku... Wilk ostatecznie przejął kontrolę.
Wydałam z siebie cichy jęk bólu, gdy przemiana rozpoczęła się gwałtowniej, niż zwykle, przez to, że powstrzymywałam ją tyle czasu. A potem...
Potem już nie pamiętam. Wilk zepchnął mnie całkowicie na drugi plan. Teraz więc, zamiast uległej, w miarę spokojnej dziewczyny, Anzai miał w swojej łazience wściekłego wilka. Alfę.
Którego naprawdę niełatwo zdominować, więc jeśli mężczyzna się nie dostosuje podczas spotkania z nim... Mogło się to różnie skończyć.

Anzai?

2.07.2020

Od Niny CD Liama

      – Czyli co, wygląda na to, że zostaliśmy sami – usłyszałam jakby z oddali. – Nie wiem, skąd u niej taka reakcja, ale chyba musisz jej wybaczyć. Ma ostatnio gorszy okres w życiu – ten sam mężczyzna zaśmiał się i odwrócił w stronę drugiej ratowniczki, jednocześnie pomagając mi usiąść. – Nic ci nie jest?
     – Nie – odpowiedziałam szybko, chodź nie byłam do końca pewna autentyczności własnych słów. Nadal kręciło mi się w głowie jakbym dopiero co zeszła z kolejki górskiej, a moje skronie pulsowały tępym bólem, który rozsadzał mi czaszkę.
     Podniosłam wzrok na ratownika, któremu z wiadomych powodów nie zdążyłam się wcześniej przyjrzeć. I mówiąc szczerze, to dobrze, że w tamtym momencie siedziałam, bo jego uśmiech chyba zwaliłby mnie z nóg. Mokre włosy przykleiły mu się lekko do czoła, a brązowe oczy patrzyły na mnie z zaciekawieniem. Jego ręce i tors były umięśnione, lecz smukłe.
     – Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej.
     Kiwnęłam twierdząco głową. Mężczyzna pomógł mi się podnieść do pozycji stojącej, dalej podtrzymując mnie za ręce. I bardzo dobrze, bo chwilę później zakręciło mi się w głowie, a jego asekuracja uchroniła mnie przed upadkiem.
     – Chyba potrzebujesz jeszcze kilku minut na dojście do siebie. Zaprowadzę cię do łazienki. – powiedział, po czym oplótł mnie jedną ręką w talii, kierując się w stronę szatni dla ratowników. Nie protestowałam – chwila spokoju była mi potrzebna by zrozumieć wszystko, co się właśnie zdarzyło.
     Przeszliśmy przez duże, szklane drzwi i znaleźliśmy się w pomieszczeniu przypominającym jednocześnie kuchnię i składzik na miotły. Po jednej stronie znajdowała się szafa i wieszaki na koła ratunkowe, a po drugiej mały aneks kuchenny. Na środku znajdował się niewielki stół otoczony kilkoma krzesłami, a na nim puste talerze i niepełne kubki z kawą.
     – Tam jest łazienka – ratownik wskazał na drzwi w rogu – Możesz się trochę ogarnąć i uspokoić zanim wyjdziesz z basenu, bo nie sądzę, że zamierzasz wrócić dzisiaj do pływania? – uśmiechnął się pod nosem.
     – Dziękuję – odpowiedziałam i bezzwłocznie weszłam do łazienki.
     Przemyłam twarz czystą, niechlorowaną wodą i oparłam się o umywalkę. Zamknęłam oczy, starając się wyczuć wewnętrzne ciepło, które zazwyczaj towarzyszyło feniksowi. Na próżno. Wiedziałam, że po takim incydencie może się nie ujawnić przez kilka dni. Każdy – nawet on – potrzebował chwili, żeby dojść do siebie po takim incydencie. Przed wyjściem z łazienki wzięłam jeszcze głęboki oddech, po czym przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi.
     Mężczyzna stał do mnie tyłem, robiąc coś przy kuchence. Gdy tylko usłyszał kroki, odwrócił się w moją stronę z uśmiechem, w dłoniach trzymając dwa kubki z parującym napojem.
     – Herbaty? – zasugerował. – Postawi cię na nogi, obiecuję.
     – Jasne, dzięki – odpowiedziałam.
     Skierował się w stronę stołu i usiadł na jednym z krzeseł, a ja postanowiłam pójść w jego ślady. Miałam nadzieję, że herbata chociaż trochę mnie rozgrzeje, bo byłam na granicy trzęsienia się z zimna. Ilość czasu, jaką spędziłam w wodzie, również nie pomagała mi w zachowaniu ciepła.
     – Gdzie moje maniery? – po chwili jakby oprzytomniał. – Jestem Liam.

Liam? ^^
Szablon
synestezja
panda graphics