29.06.2020

Od Kangsoo CD Liama

Milczał. Z komórką przyłożoną do ucha rozglądał się uważnie po swoim mieszkaniu jakby nie był u siebie lub coś miało zaraz wyskoczyć z cienia i go zaatakować. Spojrzał na Geuma, który jak gdyby nigdy nic bawił się w zrzucanie patyczka z samej góry klatki, by zaraz potem po niego zlecieć. Cóż, on to nie miał czym się przejmować – był ptakiem, który miał wszystko, czego potrzebował, a nawet więcej, do tego nie musiał się martwić, że ktoś na niego nieustannie czyha, czekając na dobrą okazję, by go złapać i wykorzystać do swoich własnych celów. Jeśli Kangsoo miał być szczery, to momentami pojawiała się w jego głowie myśl, że chciałby być na miejscu Geuma.
– Em... – popadł w zamyślenie, skupiając się z powrotem na rozmowie z przyjacielem.
Liam zaprosił go do siebie. Trochę niecodzienna pora, bo był już nie taki wczesny wieczór, ale Kangsoo to nie przeszkadzało. Czemu więc tak zwlekał? Co go powstrzymywało?
Spuścił wzrok na wolną dłoń. Popatrzył na każdy palec po kolei jakby czegoś szukał, ale tego nie znalazł. Uniósł rękę, przejechał nią po drugiej, która trzymała komórkę. Powinien przywyknąć. Parę dni. A on nadal czuł, że jego ręce były takie gołe. Brakowało im czegoś. Próbował czymś innym to zastąpić. Ale niewiele dawało. Uczucie podobne, lecz oczu oraz tak zwanego szóstego zmysłu już nie potrafił oszukać.
– Kangsoo?
Zamrugał parę razy, gwałtownie się wyprostował. Wyczuł pewne zmartwienie w głosie przyjaciela, dlatego czym prędzej rzucił na szybko wymyśloną wymówką:
– Ach, wybacz, musiałem sprawdzić co u Geuma.
Chwila ciszy.
– Rozumiem – odparł Liam całkiem spokojnie. – To jak?
– Em, mogę wpaść.
Obawiał się, że jeśli się nie zgodzi, to Liam zacznie coś podejrzewać. Chociaż może lepiej byłoby odmówić?
Pokręcił delikatnie głową. Tak czy siak teraz już było za późno.
– To przyjadę po ciebie, co? – usłyszał.
– Nie no, nie musisz – zaprzeczył. – Sam mogę się udać. Może akurat trafię na autobus...
– A tam! Przyjadę, tak będzie znacznie szybciej. Serio, dla mnie to żaden problem. Ciągnę cię do siebie to chociaż daj mi się w zamian zawieść – dodał szybko.
Na te słowa Kangsoo cicho westchnął. Miał wrażenie, że za każdym razem dokonywał złej decyzji i wpadał coraz głębiej do bagna. Aż poczuł pewne widmo ukłucia, jak ostatecznie przystał na propozycję.
– Niech ci będzie. – Na moment zamilkł. – Będę czekał pod blokiem.
– Okej! – odparł dosyć żywiołowo Liam. – Przyjadę najszybciej jak mogę.
Normalnie Kangsoo skomentowałby jego wypowiedź i kazałby mimo wszystko zachować ostrożność, by znowu nie wpaść w kłopoty z policją. Ale tym razem nie odezwał się ani słowem. Gdzieś tam w głębi duszy żałował, że się zgodził na to spotkanie. Mógł odmówić, podać jakiś w miarę realny powód. Wystarczyłoby rzucić coś o jakimś obowiązku, który miał do wykonania. Cokolwiek.
Tak jak wcześniej nie chciał, by się obaj omijali z powodu tamtych gliniarzy, tak teraz nie potrafił myśleć, że miał zaraz się znaleźć w domu Liama. Bogowie, żeś się musiał zgodzić!
Pocieszał się tym, że gdyby odmówił, Liam mógłby zacząć coś podejrzewać, zwłaszcza po tych pauzach i milczeniach, jakie Kangsoo zrobił podczas ich rozmowy. A tak to przyjdzie, pokaże, że wcale nic z nim nie jest. W najlepszym przypadku przyjaciel niczego nie zauważy.
Odczekał trochę, po czym zaczął się zbierać. Ubrał na siebie bluzę z długim rękawem, zabrał potrzebne rzeczy i założył buty, a następnie wyszedł z mieszkania. Zamknął za sobą drzwi, gdy nagle coś sobie przypomniał. Szybko przeleciał wzrokiem po dłoniach sprawdzając czy miał ze sobą pierścień, lecz wtem prychnął. Chciałbym go teraz mieć. Skrzywił się mocno, spoglądając na najzwyklejszy srebrny pierścionek znajdujący się na środkowym palcu. Po chwili naciągnął na dłonie rękawy, niemal całkiem je zakrywając.
Oby tylko mnie nie wzywał! Proszę, niech mnie nie wzywa! Niech dzisiaj da mi spokój!
Zszedłszy na sam dół stanął kawałek od wejścia. Po paru minutach zjawił się znajomy Mercedes.
– Hej! – zawołał wesoło Liam, gdy Koreańczyk wsiadał do środka.
– Hej – odparł Kangsoo, starając się zachować spokój.
Zamknąwszy drzwi zapiął pasy. Poprawił szybko rękawy, bardziej je naciągając.
– Po zmroku jest zimniej jak za dnia – mruknął, próbował zachowywać się naturalnie.
Liam pokiwał głową. Przekręcił kierownicę, zmienił bieg i ruszył w kierunku głównej drogi. Przez chwilę jechali w milczeniu, ciszę zagłuszały jedynie dźwięki z zewnątrz i cicho grające radio. Kangsoo przyjrzał się dokładnie Liamowi, który akurat skupiony był na kierowaniu. Mężczyzna jednak poczuł na sobie jego spojrzenie, bowiem rzucił mu szybkie spojrzenie, unosząc nieco brew.
Koreańczyk powstrzymał się przed odwróceniem głowy.
– No pochwal się, co to za nowy zwierzak? – odezwał się w końcu, posyłając mu lekki uśmiech.
Pamiętał, że Liam raz (a może i więcej) wspominał coś, że zamierza kupić nowego pupila. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, o co mu dokładnie chodziło. Jakaś jaszczurka? Pająk? Kameleon? Miał nadzieję, że Liam pociągnie temat. Nie wyobrażał sobie w tym momencie jazdy w ciszy. Nerwy, zmartwienia i obawy wyżarłyby go do tego stopnia, że przyjaciel musiałby być ślepy, by tego nie zauważyć.
A w sumie nawet jakby zauważył, to Kangsoo i tak nie mógł o tym powiedzieć.
Po prostu nie mógł.

Liam?

28.06.2020

Od Liama CD Niny

Nie pierwszy raz uznałem, że niczego sobie pomysłem będzie dorobienie sobie nieco na pracy popołudniami jako ratownik wodny. Zwykle zatrudniałem się do pilnowania plaży, jednak tym razem, z uwagi na porę roku, jaką mieliśmy, zdecydowałem się na pracę na basenie. Zwykle przynosiła ona z resztą mniej stresu, w grę nie wchodziły żadne prądy morskie, które mogły kogoś porwać, a mnie zmusić do skakania za nim, by pomóc mu się wydostać, żadne fale, za którymi ludzie znikali, często umyślnie zanurzając się pod wodę, mając chyba za cel przyprawić ratownika na plaży o zawał. To niezdecydowanie - skakać za nimi, czy nie skakać - było chyba najgorsze w takiej codziennej pracy. Chyba, że trafiła się jakaś niebezpieczna sytuacja, podtopienie... Taka sytuacja plasowała się mimo wszystko o wiele wyżej w kategorii "Sytuacje z życia ratownika, których raczej nikt nie chce uświadczyć, a i tak większości się zdarzają".
Na basenie było zwykle spokojniej. Szczególnie takim, jak ten, na który zatrudniłem się z Aną na jakiś czas, gdzie był w sumie tylko duży basen olimpijski i kilka mniejszych, plus pojedyncza zjeżdżalnia. Niewiele miejsc do popisywania się przed kumplami i robienia głupot. Większość osób przychodziła tu po prostu popływać, w ramach uprawiania jakiejś dyscypliny sportowej czy rehabilitacji. Więc albo uważali, albo potrafili pływać, zatem rzadko kiedy była potrzeba, żebym musiał wskakiwać do wody. Jak już, upomnienie z brzegu zwykle działało.
Tym razem wyszło jednak tak, że było, o dziwo, inaczej.
To znaczy, nie zrozumcie mnie źle. Do wody wskakiwać i tak nie musiałem. Siostra mnie wyręczyła, bo ona pierwsza zobaczyła, że dziewczyna, która dopiero co przyszła na basen, coś długo nie wypływa na powierzchnię...
Ja bym pewnie poczekał chwilę dłużej. Ale Ana to Ana. W gorącej wodzie kąpana. Zanim zdążyłem jej powiedzieć, że może nie ma potrzeby od razu rzucać się na ratunek, że może ma pojemne płuca i tak sobie tylko siedzi pod wodą, rozkoszuje się czasem wolnym... Siostra w kilku susach dopadła do basenu, wyuczonym przez wiele lat ćwiczeń skokiem wskoczyła z nóg na główkę do wody... Dla porządku poszedłem za nią, resztę basenu obserwował jeszcze jeden ratownik, który skinął mi głową, że mogę iść. Pokręciłem lekko głową, idąc w kierunku siostry, która już wyciągnęła topiącą się dziewczynę ponad powierzchnię wody i właśnie holowała ją ku brzegowi.
Schyliłem się, by pomóc jej wyciągnąć niedoszłą denatkę z wody. Natychmiast ułożyłem ją płasko na ziemi, zanim jednak zdążyłem sprawdzić funkcje życiowe, z wody wygrzebała się Ana. Dopadła dziewczyny, niemal odpychając mnie od niej, i sama przyłożyła ucho do nosa dziewczyny, z twarzą zwróconą ku jej klatce piersiowej. Westchnąłem, prostując się i zakładając ręce na piersi. Zaczynałem współczuć Mike'owi, który od kilku miesięcy (z tego, co się orientowałem) niemal codziennie musiał znosić zmienne nastroje mojej siostry. W sumie... w ostatnim czasie za każdym razem, gdy żartem pytałem jej, czy jest w ciąży, że ma takie humorki, próbowała zabić mnie wzrokiem, więc może coś było na rzeczy...
Nie był to jednak czas na tego typu rozważania. Mieliśmy potencjalną topielicę na głowie.
- Nie musisz mi jej wyrywać. Też mógłbym jej pomóc - zauważyłem, lekko rozbawionym tonem. Tak, tak, sytuacja może niezbyt dogodna do żartów. Co nie zmieniało faktu, że podejście mojej siostry w kwestii ratowania innych niezmiennie mnie bawiło.
- No to dawaj, bohaterze - wysyczała, przez zaciśnięte zęby, obdarzając mnie morderczym spojrzeniem. - Wykonaj oddechy ratownicze, skoro tak wszystko wiesz najlepiej.
Prychnąłem, machnąłem od niechcenia ręką, jednocześnie sięgając po żywioł, którym się posługiwałem. Pchnąłem powietrze w płuca nieprzytomnej dziewczyny, zastępując nim zalegającą tam wodę... Niedoszła topielica otworzyła gwałtownie oczy, a Ana w ostatniej chwili przechyliła ją na bok, tak, by woda, którą zwróciła zaraz potem, nie wpłynęła jej z powrotem do gardła. Ruda - choć teraz jej włosy, przez wodę, były ciemniejsze, niż gdy widziałem ją, jak wchodziła na pływalnię - rozkaszlała się po tym spazmatycznie. Ana poklepała ją posuwistym ruchem w górę po plecach, ja nadal tylko stałem i patrzyłem, jak się sprawy dalej potoczą...
I nagle, gdy adrenalina spowodowana dość niebezpieczną sytuacją, opadła, a ja zacząłem zwracać uwagę na inne bodźce, niż to, czy dziewczyna jeszcze żyje, w moje nozdrza uderzył dziwny zapach.
Cuchnie zmokłą kurą, usłyszałem w głowie głos siostry. Spojrzałem na nią. Patrzyła na dziewczynę krzywo. Niemal widziałem, jak impulsy nerwowe w jej mózgu przemieszczają się z zabójczą prędkością, próbując połączyć szczątkowe informacje w całość... I chyba coś wykminiły, bo dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, mruknęła pod nosem "idiotka" i wstała z klęczek. Klepnęła mnie w ramię, przechodząc obok, i rzuciła krótkie:
- Zajmij się nią, bo ja jej przyłożę za głupotę.
I, nie dodając nic więcej, wróciła na swoje stanowisko obserwacyjne przy basenie. Patrzyłam za nią chwilę, mrugając z niedowierzaniem. Dopiero po chwili przypomniałem sobie o, przed chwilą jeszcze półmartwej, dziewczynie, która dalej leżała na kafelkach. Westchnąłem ciężko, przykucając przy niej i pomagając jej się podnieść do pozycji siedzącej.
- Czyli co, wygląda na to, że zostaliśmy sami - rzuciłem swobodnym tonem. - Nie wiem, skąd u niej taka reakcja, ale chyba musisz jej wybaczyć. Ma ostatnio gorszy okres w życiu - zaśmiałem się, wskazując ruchem głowy moją siostrę, która już jak gdyby nigdy nic rozsiadła się na swoim krześle, patrząc wszędzie, tylko nie na nas. Westchnąłem ciężko i spojrzałem ponownie na Rudą. - Nic ci nie jest?

Nina?

25.06.2020

Od Liama CD Kangsoo

Minęło kilka tygodni od tego szalonego dnia, kiedy goniła mnie z Kangsoo policja. Jak mnie zatrzymano i poddano obserwacji... Osobiście starałem się raczej unikać zbyt częstych spotkań z Kangsoo, choć zapytany, zawsze odpowiadałem, że nie, że mu się wydaje. Tak tak, potrafił się bronić, mógł zadbać o siebie. Mimo to czułem się w pewien sposób za niego odpowiedzialny. I za to wszystko, co się wydarzyło. Może gdybym inaczej to rozegrał, to by nie zwrócili na nas w ogóle uwagi...
Dobra, tak, tak, wcale w to nie wierzyłem. Przysraliby się do mnie jak nie o to, że zacząłem uciekać, to o coś innego. A tak mogłem chociaż próbować uciec.
Tymczasem, jednak... Przyszła zamówiona przeze mnie przesyłka.
- Zamawiałeś pytona? - usłyszałem lekko zdziwiony głos Cole'a, który wyłonił się zza jednego z regałów w sklepie, wskazując ruchem głowy paczkę termiczną, oznaczoną znakiem "uwaga, szkło". - Kurier właśnie przywiózł.
Uśmiechnąłem się odruchowo, wstając gwałtownie z zajmowanego do tej pory przeze mnie krzesła, przy komputerze przy kasie. Prawie się przy tym przewróciło, w ostatniej chwili przytrzymałem je mocą i, powiewem powietrza wróciłem je do prawidłowego położenia, czyli tak, by stało na wszystkich czterech nogach. Podszedłem podekscytowany do współpracownika, odbierając od niego paczkę.
- Puszek ci nie wystarczy? - zapytał rozbawiony mężczyzna, patrząc, jak sięgam po nóż, którym zwykle odpakowywaliśmy paczki. Był poręczny i ostry, doskonale się więc sprawował w tej roli. Zacząłem wprawnymi ruchami przecinać zamykającą paczkę taśmę.
- Zawsze chciałem mieć węża - odpowiedziałem. Kolejna ścianka kartonu została uwolniona od krępującej je taśmy.
- Twój ci nie wystarczy? Niewystarczająco długi?
Prychnąłem tylko w odpowiedzi, patrząc na niego z politowaniem. A gdy taśma sklejająca ostatnią ściankę została w końcu rozcięta... Otworzyłem pudełko i zacząłem wyjmować z niego gazety, folię bąbelkową, hitpacki... I w końcu.
Właściwy, styropianowy pojemnik z moim nowym pupilkiem.
- Hej, Ciapek... - zagruchałem, uchylając wieko pojemnika, by zajrzeć do środka. Zwinięty wewnątrz gad poruszył się, widziałem, jak zwoje jego ciała zaczynają się prześlizgiwać po sobie, gdy wąż zmieniał położenie... Zamknąłem pokrywkę, postanawiając, że wypuszczę go dopiero w mieszkaniu. Żeby na pewni nie uciekł ani żeby nic mu się nie stało.

***

- Hejka, Kangsoo - rzuciłem do słuchawki, gdy usłyszałem po drugiej stronie znajomy głos. - Mam dla ciebie propozycję.
Chwila ciszy. A potem:
- Tak?
- Zdecydowanie - zaśmiałem się. Spojrzałem na Ciapka, który właśnie zwiedzał mieszkanie. Wpełzł na kanapę, rzucając spojrzenia Anie, która siedziała tuż obok, przeglądając coś w komórce. Koło niej leżał brulion ze szkicami projektów na torty, na który po chwili wpełzł wąż, by znaleźć się jeszcze bliżej dziewczyny. Która jak na razie całkowicie go ignorowała. - Przyszedł dzisiaj do mnie nowy zwierzak. Pomyślałem, że może chciałbyś go poznać.
Kolejna chwila ciszy, przerywanej od czasu do czasu skrzeczeniem Geuma w tle. Spojrzałem pytająco na Anę, gdy ta na moment podniosła wzrok znad urządzenia, by spojrzeć na mnie, jak nie usłyszała natychmiastowej odpowiedzi z ust mojego przyjaciela. Siostra wzruszyła ramionami, rzuciła krótkie spojrzenie na pytona i wróciła do klikania w ekran telefonu.
- Mogę po ciebie przyjechać - zaproponowałem, gdy cisza się przedłużała. Było już późno, szukanie transportu o tej godzinie mogło być w istocie dość kłopotliwe. A dla mnie nie było to większym problemem. - Dla mnie to żaden problem.

Kangsoo?
Plasiam, że takie meh ;-;

23.06.2020

Od Eliotta CD Ashtona

       Nasza misja? Powiodła się chociaż rzecz jasna nie obyło się bez licznych obrażeń i chwil zwątpienia. Ashowi póki co chyba odpuścili, w każdym razie dokonał tego, czego tak bardzo chciał, a ja wspierałem go w tym aż do końca. Dzięki temu zrozumiałem, że bez niego moje życie byłoby o wiele gorsze, a gdybym go stracił to moje serce nieodwracalnie rozpadłoby się na miliony kawałków. Na całe szczęście wszystko wróciło do normy, on wrócił do szkoły, ja do pracy, z której o mało mnie nie wylali i życie jakoś toczyło się dalej. Niestety w głowie nadal widniała ta jedna myśl, która nocami nie dawała mi spać, a dniami odwracała moją uwagę od wszystkiego co istotne. Kim byłem, jaki miałem cel w życiu i co miało nastąpić po nim? Dzięki Ashtonowi udało mi się porozumieć z matką, która powiedziała mi o wujku Lucjanie, który ponoć miał rozwiać moje wątpliwości, ale jakoś nie było czasu żeby go odwiedzić. Zdobyłem jego numer już dawno temu, ale nie odważyłem się zadzwonić. Pewnie nie odbierze, nie wiadomo w końcu jak skończył. Nie wiedziałem o nim zupełnie niczego, ale jeżeli matka mnie do niego pokierowała, to chyba można mu zaufać. O, zwłaszcza, że po ostatniej misji z Ashem moje moce magicznie się wyłączyły. No, może nie tak zupełnie. Nadal gdzieś głęboko w sobie czułem moc i siłę, ale nie potrafiłem ponownie wywołać tak wielkiego ognia jak udało mi się to zrobić tamtego dnia. Tym bardziej przyda mi się wizyta u rodzinki, bo przyznam, że zaczynało mnie to niepokoić. Może w końcu przyszedł na to czas?
    Stałem oparty o ścianę budynku, w którym przesiadywał Ash i wgapiałem się w ekran z wyświetlonym numerem. Mój palec niepokojąco drżał nie będąc pewnym, czy powinien to naciskać czy nie. Biłem się tak z myślami przez kilka długich minut, gdy z transu wyrwał mnie odgłos dzwonka wprawionego w drzwi przez otwarte drzwi, a z kawiarni kolejno zaczęli wychodzić ludzie. Mijali mnie obojętnie wpatrzeni w telefony lub zajęci rozmową ze znajomymi. Sam nie bardzo przejmowałem się ich obecnością, gdyż obchodziła mnie tu tylko jedna osoba, której czuprynę ujrzałem już niedługo. Brunet szedł spokojnym krokiem wgapiony w jakąś grubą i zapewne ciężką książkę nie zwracając uwagi na to, w którą stronę idzie. Mimo wszystko bezpiecznie dotarł do wyjścia, gdzie zbliżyłem się do niego i położyłem dłoń na stronach księgi, aby odciągnąć od nich Asha. Chłopak lekko zmarszczył brwi, ale nie dałem mu dojść do słowa, gdyż złączyłem nasze usta w czułym pocałunku. Uwielbiałem witać go tak przy wszystkich, a muszę przyznać, że przyciągaliśmy wiele ciekawskich spojrzeń. Mimowolnie uniosłem kąciki ust w końcu się od niego odrywając. Jego rozmarzona mina i rumieniec doprowadziły mnie do śmiechu.
- Co ciekawego tam czytasz, że nie możesz normalnie chodzić? - rozczochrałem jego ładnie ułożone włosy, chociaż jak dla mnie w każdej postaci były cudowne. Zwłaszcza w wersji od razu po przebudzeniu.
- Omawialiśmy głupią książkę o czarodziejach na spotkaniu stowarzyszenia. Nawet nie wiesz jakie głupoty potrafią pisać o czarownikach! Kociołki i spiczaste czapki, też mi coś… - prychnął zamykając książkę i schował ją do torby, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Och rozumiem, to straszne - pokiwałem entuzjastycznie głową powstrzymując śmiech przez co dostałem lekkiego kopniaka w łydkę - No już buntowniku. Jedziemy do mnie? - dodałem obejmując go ramieniem i ruszyłem w stronę mojego auta.
- Jasne. Tyle, że dzisiaj będę musiał wcześniej wrócić, bo muszę się załatwić parę spraw - odparł idąc tak blisko, że ocierał się o mnie bokiem.
- Więc nie zostaniesz na noc? - spojrzałem na niego tym swoim specjalnym spojrzeniem, któremu wiedziałem, że nie będzie potrafił się oprzeć.
- Elly, nawet nie próbuj! - westchnął zrezygnowany odwracając głowę w przeciwną stronę żeby uniknąć kontaktu wzrokowego.
- Zobaczymy jak będziesz musiał wychodzić - wzruszyłem ramionami i odsunąłem się od czarownika, po czym otworzyłem auto.
Wsiedliśmy do środka, a zanim zdążyłem odpalić silnik, z tylnych siedzeń wyskoczył na nas Rhino. Skierował się wpierw oczywiście do Asha, gdyż ten ostatnimi czasy stał się jego ulubieńcem i zaczął lizać go po twarzy chcąc skraść mu kilka mokrych całusów. Brunet rozpaczliwie starał się go odepchnąć, ale było to chwilowo niemożliwe. Dopiero gdy to ja skończyłem się śmiać i zawołałem psa, odwrócił się w moją stronę i wrócił na tył wielce obrażony. Przewróciłem oczami wyciągając rękę, aby móc go pogłaskać i ruszyłem ku wyjazdowy z parkingu. Mój ukochany towarzysz zmazał ślinę ze swojej twarzy i wyprostował się na siedzeniu. Uśmiechnięty kierowałem pojazd w stronę swojego mieszkania. Nie miałem okazji widywać się z Ashem codziennie. Od naszej akcji był bardziej zajęty i miał więcej spraw do załatwienia w tym swoim świecie magii, do którego niestety nie miałem wstępu. Dlatego też każda chwila, w której mogłem go widzieć czy z nim porozmawiać i pocałować, była dla mnie wszystkim. Pogrążony we własnych myślach zerknąłem na swoją dłoń usiłując wydusić z niej chociaż iskrę. Miałem nadzieję, że obecność Asha doda mi sił, ale nic się nie stało. Zrezygnowany zmarszczyłem brwi spoglądając ponownie na drogę.
- Nadal nic? - usłyszałem zaniepokojony głos bruneta, który wskazywał na to, że dostrzegł moje bezsilne próby.
- Tia, to nic. Muszę dłużej poczekać i odzyskać siły. - stwierdziłem kiwając powoli głową, gdy to przypomniałem sobie i wujku - Wiesz, przypomniał mi się wujek, o którym mówiła moja matka. Chciałem do niego zadzwonić i ostatecznie go odwiedzić, ale nie miałem odwagi wybrać numeru - dodałem po chwili zerkając na niego.
- Jeżeli twoja matka chciała, żebyś go zobaczył to powinieneś to zrobić. Jak posiada te moce co ty, to pewnie pomoże ci je odzyskać - odparł kładąc dłoń na moim kolanie.
- Może i masz rację - zmrużyłem oczy skupiając się na drodze.
    Po kilku minutach byliśmy już w moim mieszkaniu. Rhino od razu pognał do swojej miski, bo chyba nieźle zgłodniał podczas tej jakże długiej wycieczki. Ash zaś rzucił się na kanapę odkładając swoje rzeczy na bok. Widząc jego bezwładną i zachęcającą pozę, nie mogłem się oprzeć i opadłem na niego. Swoim ciężarem wydusiłem z niego ciche sapnięcie, ale gdy zacząłem masować jego plecy, szybko mi to wybaczył. Uwielbiałem wdychać zapach jego ciała i czuć jego ciepło przy sobie. Zawsze niecierpliwie czekałem na te momenty, ale niestety nic nie trwało wiecznie. Ash pokierował swoją dłoń w stronę mojego biodra na co posłałem mu zadowolone spojrzenie, ale on tylko wyciągnął z mojej tylnej kieszeni telefon i podstawił mi go pod nos.
- Dzwoń - odparł stanowczo.
Wiedziałem, że się o mnie martwił i chciał mi pomóc, ale nie musiał tego robić w takim momencie. Wywróciłem oczami i zabrałem mu telefon, żeby wybrać numer wujka Lucjana. Wtulony w Asha dopiero gdy usłyszałem pierwszy sygnał zacząłem panikować. Co ja w ogóle miałem mu powiedzieć?! Zerwałem się do siadu i łapiąc się za głowę miałem nadzieję, że w kilka sekund uda mi się ułożyć kilka sensownych zdań. Niestety, osoba po drugiej stronie odebrała, a ja momentalnie wyprostowałem się jakby ktoś kopnął mnie w plecy.
- Pan Lucjan? - zapytałem niepewnie starając się opanować stres w moim głosie.
- Tak, kto mówi? - usłyszałem męski, spokojny głos.
- Tutaj Eliott. Syn Eweline, twojej siostry?... - zrobiłem dziwną minę czekając na jego reakcję.
- Elly! Całe wieki ciebie nie widziałem! Pewnie wyrosłeś na przystojnego gościa. To ode mnie zawsze dostawałeś najlepsze prezenty, pamiętasz? - ton jego głosu momentalnie zrobił się przyjemniejszy i tak uprzejmy, że miałem ochotę dalej z nim rozmawiać.
- Powaga?! Te świetne auta zdalnie sterowane były od ciebie? - uśmiechnąłem się szeroko na wspomnienie moich ulubionych zabawek z dzieciństwa - Jedno z nich mam chyba gdzieś w mieszkaniu - dodałem, przez co spotkałem się z rozbawionym spojrzeniem Asha.
- Wiedziałem, co dla ciebie najlepsze - zaśmiał się po drugiej stronie słuchawki - Odwiedziłbyś może starego wuja? Słyszałem, że mieszkasz w Seattle, a ja urzęduję raptem parę godzin stamtąd.
- Właściwie to dzwonię w tej sprawie. Wydaje mi się, że będziesz mógł mi pomóc - uznałem zaciskając palce na kanapie.
Po drugiej stronie nastała całkiem długa cisza, przez co musiałem sprawdzić czy mężczyzna się nie rozłączył. Dopiero po chwili uzyskałem odpowiedź.
- Jasne, rozumiem Eliott. Prześlę ci adres i możemy się umówić - odparł tym razem o wiele poważniej niż gdy rozmawialiśmy o zabawkowych autach.
Pokiwałem powoli głową i pożegnałem się z nim po czym rozłączyłem. Od razu wypuściłem z siebie całe wstrzymywane powietrze i spojrzałem na Asha. W końcu dowiem się o sobie czegoś więcej i może przy okazji odzyskam moce. Uśmiechnięty schowałem głowę pod jego koszulką przyciągając go do siebie.

Ash? c:

19.06.2020

Od Niny do Liama

Odkąd moje zdolności się ujawniły, unikałam dużych zbiorników wody tak, jak zwykła osoba unika ognia. Stały się moim największym wrogiem. Głównym powodem był fakt, że czułam się w nich jak w zamkniętej metalowej klatce, która z minuty na minutę kurczyła się coraz bardziej. Gdy otaczała mnie woda, moje płuca z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu przestawały normalnie funkcjonować, podobnie jak ręce i nogi, które miały utrzymać mnie na powierzchni. Ale pewnego dnia mój tata postanowił to zmienić.
I to właśnie jego działania były powodem, przez który w tamten zimowy dzień postanowiłam wybrać się na basen. Jak zwykle, w mojej torbie znajdował się jednoczęściowy strój kąpielowy, klapki i ręcznik. Nie planowałam wyczynowo uprawiać tego sportu w najbliższej, ani jakiejkolwiek przyszłości, więc czepek i okulary do pływania nie były mi potrzebne. Jedynym, co chciałam zrobić w wodzie, to wyciszyć i ochłodzić moje moce, które ostatnio dawały się we znaki.
Po wejściu do szatni szybko przebrałam się w strój kąpielowy i weszłam pod prysznic, chcąc mentalnie przygotować się na kontakt z dużą ilością wody. Gdy tylko poczułam pierwsze krople na skórze, moje ciało przeszedł dreszcz. Za każdym kolejnym razem miałam coraz mniejsze obawy, ale nadal coś próbowało zatrzymać mnie przed wejściem do basenu. Pokonując resztki strachu, weszłam do głównego pomieszczenia, gdzie od razu uderzył mnie zapach chloru i widok uśmiechniętych ludzi. Zajęłam jeden z leżaków ułożonych z dala od wody i skierowałam się w stronę basenu.
Moje serce chciało wyskoczyć z piersi, gdy od razu wskoczyłam do wody, nie siląc się na wolne przyzwyczajanie się do jej temperatury. Ale wraz z wypłynięciem na powierzchnię, cały mój organizm ogarnął spokój. Nie przejmowałam się już ilością wody, która mogłaby mnie skrzywdzić, ani odległością między taflą a dnem basenu – te wszystkie myśli, które kontrolował feniks momentalnie ucichły, a ich miejsce zastąpiła moja świadomość. 
Zaczęłam powoli płynąć wzdłuż brzegu, chcąc przyzwyczaić moje ciało do pracy w wodzie. O dziwo bardzo łatwo udało mi się przystosować do temperatury wody i do ciągłej pracy by utrzymać się na powierzchni. Wiedziałam, że jakiekolwiek rozproszenie mogłoby prowadzić do złych skutków, przed którymi nic by mnie w tym momencie nie uratowało. Wzięłam głęboki wdech i zanurzyłam się pod wodą. Płynęłam tak przez kilka sekund, w tym czasie myśląc o moich rodzicach, którzy dołożyli wszelkich starań, abym umiała uratować się przed możliwym utonięciem. Przypomniały mi się pierwsze lekcje z moim tatą jako instruktorem, który próbował nauczyć siedmioletnie dziecko w różowym czepku, jak poprawnie ustawiać nogi i ręce w danych stylach pływackich. Te cenne chwile dały mi siłę, żebym mogła przezwyciężyć przeciwności, jakie los stawiał na mojej drodze.
Odepchnęłam się lekko od dna z zamiarem wypłynięcia na powierzchnię – czas spędzony pod wodą powodował, że moje płuca były zmęczone zdecydowanie bardziej niż u normalnych ludzi. Na kilkadziesiąt centymetrów przed taflę wody poczułam mocne uderzenie w plecy, które spowodowało, że mimowolnie wzięłam wdech, a moje płuca wypełniły się wodą.

Liam? ^^

16.06.2020

Od Estery CD Anzaia

Dziewczyna poczuła się zobowiązana do wyjawienia powodów, przez które wolała unikać niechcianych przemian. Na szczęście Anzai zostawił butelkę z whisky i szklankę, wzięła alkohol i uzupełniła naczynie do połowy. Wzięła łyk, szukając najciekawszych aromatów.
- Zacznę od tego, że mogę kontrolować przemianę, oczywiście o ile jej chcę. Wtedy jest wszystko w porządku, włażę w swoją drugą skórę i tyle. Niestety, gdy pojawia się jakaś nieciekawa sytuacja na przykład taka jak dziś i nie zapanuje nad przemianą... Przedstawię może to może na przykładzie sprzed kilku lat. Był sobie jeden chłopak, który mi się bardzo podobał, kilka razy się spotkaliśmy, otworzyłam się przed nim i pewnego dnia nastąpił rozłam. Uczyliśmy się w tej samej szkole, więc wieści o jego zaginięciu bardzo szybko się rozniosły. - Estera poczuła, jak wodnista ślina napływa jej do ust, ponownie wzięła łyk whisky i opowiadała dalej. - Mój brat bliźniak był w tym czasie na treningu szkolnej drużyny, a ja odpoczywałam w ogrodzie. Od razu po otrzymaniu wiadomości dałam się ponieść emocjom i zaczęła się przemiana. Po kilku dniach obudziłam się nad jeziorem, jak się później okazało, trzysta kilometrów na północ od Seattle. Chcąc wrócić do domu, ponownie się przemieniłam w wilka i szłam swoim śladem. Drugiego dnia szłam przez jakąś dziką plażę, był tam nie tylko mój zapach, znalazłam rozszarpany namiot i dwie martwe dziewczyny, miały może po osiemnaście lat. Były całe we krwi, wszędzie miały rany, rozszarpane gardła... - Wypiła końcówkę alkoholu ze szklanki i spojrzała na bruneta. Nie wiedziała, czy jest jej wstyd, czy szukała u niego zrozumienia. Mężczyzna tylko patrzył na nią, popijając zawartość swojej szklanki. Opuściła wzrok, wpatrując się w szklane naczynie, w swojej dłoni zaczęła mówić dalej. - Wszędzie były moje ślady, mój zapach, ich i moja krew. Nie wiedziałam co zrobić, więc uciekłam dalej po swoich śladach, na trzeci dzień trafiłam do domu. Oczywiście musiałam się wytłumaczyć, czemu tak nagle zaginęłam, ojciec z policją wiedzą, że byłam u swojej przyjaciółki w domku letniskowym. Prawdę zna tylko mój brat i przyjaciółka... I teraz też ty. Często myślę o tych dziewczynach, o tym, że nie zapanowałam nad sobą i przez to straciły życie. Nie znam ich imion, nie wiem kim były i tak właściwie to wolę nie wiedzieć. Jakoś się po tym pozbierałam i teraz na wszelki wypadek zawsze z sobą noszę zastrzyki. Niestety resztę mam w domu, ale na kilka dni już mam z głowy przemiany. Oczywiście, gdybym teraz zechciała się zmienić, mogłabym to wymusić, ale ból byłby sto razy gorszy niż zwykle. W sumie to nieważne. - Powiedziała, uśmiechając się od niechcenia i ponownie wlała sobie pół szklanki whisky. - Mam nadzieję, że się nie gniewasz, brunet przecząco pokręcił głową i uśmiechnął się przyjaźnie. - Często tak zapraszasz do siebie obcych? - Spytała, rozglądając się ciekawie po otoczeniu, willa była urządzona w bardzo dobrym guście. Chociaż nie widziała reszty pomieszczeń, obstawiała, że nie wyglądają na pewno gorzej od barku i widocznej części salonu.
- Czasem się zdarza i... - Chciał powiedzieć coś więcej, ale Estera zeszła z barowego stołka ze szklanką w dłoni i skierowała się do salonu. Nie było to w ogóle kulturalne, lecz w porównaniu z tym, do czego się przyznała, stwierdziła, że nie nie będzie to aż takie złe.
- Nie myliłam się, masz dobry gust. W moim domu też jest przestronnie i nowocześnie, ale chyba trochę bardziej przytulnie. - Rozglądała się i usłyszała burczenie w brzuchu. Spojrzała na Anzaia i uśmiechnęła się przepraszająco. - Mój żołądek stwierdził, że jednak nie wystarczy mu whisky, a kolację miałam zaplanowaną po powrocie z miasta. Dostanę może jakąś bułkę albo owoc? W sumie to może być cokolwiek. - Spojrzała na Anzaia, który spokojnie stał i wypijał resztki alkoholu ze szklanki. - Przepraszam, pewnie przeszkadzam, ale naprawdę zależy mi na tym, by coś zrobić. Myślę, że gdybym zaczęła drążyć sprawę sama lub z moimi znajomościami to moje przeżycie wahałoby się zapewne w granicach pięćdziesięciu procent. - Powiedziała, lekko marszcząc brwi i zaczęła wracać w stronę barku.
Lekki szum w głowie pozwolił jej się rozluźnić, jednak wiedziała ile może wypić i aby nie zagadać bruneta na śmierć oraz żeby nie stracić na równowadze stwierdziła, że na dziś wystarczy jej szklanka whisky. Dopiła resztkę i zatrzymała się przed mężczyzną.
- To jak będzie? - Spytała, unosząc jedną brew do góry, jakby miało dać jej to kilka punktów przewagi, chociaż wiedziała, że nie będzie łatwo wygrać to starcie.


Anzai?

Nina Amara Markey

The flame is not out, but it is flickering.
AUTOR|| Karen Gillian
DANE || Nina Amara Markey
WIEK || 24 lata

15.06.2020

Od Anzaia C.D Elizabeth

Nie przejęła się tym co jej powiedziałem. Jakby zlała to kompletni, po czym spytała jak może mi pomóc. Czy ja naprawdę wzbudzam we wszystkich takie emocje, dlaczego tak bardzo wszyscy chcą mi pomagać. Estera, Elizabeth, Hanny. Sięgnąłem o popielniczkę i zapaliłem papierosa.
- Nie musisz mi pomagać, nie jesteś mi nic dłużna ani winna. Poradzę sobie sam, zajmij się swoimi sprawami. - mruknąłem.
Nastała cisza którą przerwało warczenie suczki. Nie to nie było na mnie. Odwróciłem się i podszedłem do okna.
- Co jest ?
- Nie wiesz jeszcze prawda ? - spojrzałem w jej stronę.
- O czym ?
- Wampiry, mają swoich ludzkich sługusów, tak zwani łowcy wilkołaków oraz inaczej jeszcze łowcy na łowców wampirów.
- Serio ?
- Tak ? Jednego niedawno schwytano, ale ilu ich jest nie wiadomo. Jeden najwyraźniej poluje na naszą dwójkę.
Elizabeth w momencie się poderwała.
- Doceniam, ale zostań z psami tutaj ja zaraz wrócę. - otworzyłem okno i wskoczyłem na dach swojego domu, aby dokładnie się rozejrzeć po posesji. To nie jest zbyt fajne kiedy obcy chodzą po twoim podwórku. Zobaczyłem jak ktoś czai się przy ogrodzeniu. Zeskoczyłem z dachu znajdując się twarzą w twarz z człowiekiem. Od razu wyrwałem broń z jego ręki. Ten zaś posłał mi uśmiech i wtedy usłyszałem jazgot z wnętrza domu, oraz mocne kopnięcie paralizatora. Cicho syknąłem tracąc równowagę. Do moich uszu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła szczekanie psów oraz warczenie. Gdy tylko odzyskałem równowagę wróciłem szybko do pomieszczenia gdzie rozmawiałem z Elizabeth.
Tak jak myślałem na ziemi leżało mnóstwo potłuczone go szkła...

Elizabeth ?

Od Anzaia C.D Estery

Estera posiadła podobny problem z jakim borykałem się ja sam. Również brała zastrzyki aby zapobiec przemianie. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że mogłaby mnie zrozumieć.
Patrzyłem na zwłoki, które pakowano do czarnych worków. Nie czułem współczucia wobec zamordowanych, lecz gniew, że nie zjawiłem się na czas. Zajmując się szeregiem innych spraw, nierealne było bym zjawiał się wszędzie na czas. Zacisnąłem pięści i niemal cały w środku się gotowałem gdy, z tego stanu, wyrwał mnie głos dziewczyny stojącej obok mnie.
- Jak mogłabym Ci pomóc ?
Sam nie nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Nie chciałem być oschły wobec niej, ale nie widziałem w tym sensu aby miała się narażać. Jakby niby miała mi pomóc skoro oboje borykamy się z podobnym problemem.
- Nie, pomożesz - oznajmiłem.
- Ale chcę !
- Ja też, wiele bym chciał Estero.
- Mówisz tak bo jestem dziewczyną ?
- To nie ma nic związanego z tym. Jeśli chcesz poznać powód zapraszam do mnie.
Dostrzegłem nadzieję w jej oczach. Widziałem, że jest smutna, przybita tą sytuacją.
Gdy dotarliśmy do mojego lokum, otworzyłem przed nią drzwi.
Dziewczyna rozewrzała się, po czym stwierdziła.
- Musisz chyba sporo zarabiać skoro masz taką wille.
- Nie do końca, ale zaraz wszystkiego się dowiesz... głodna ?
- Po tym widoku nie mam chęci nic jeść.
Skinąłem głową i zająłem miejsce przy barze wyjąłem dwie szklanki i nalałem sobie jak zawsze pełną szklankę whisky.
- Pijesz ?
Pokręciła przecząco głową w odpowiedzi na moje pytanie.
- Dobrze to teraz słuchaj uważnie dlaczego nie powinnaś mieszać się w to wszystko.
- Ludzie i wampiry polują na wilkołaki a ty nim jesteś. Jestem Hybrydą wampira i demona inaczej zwą mnie diabłem. Urodziłem się jako eksperyment, moim przeznaczeniem było zostanie bronią. Jestem gorszy od wampirów. W tej postaci jakiej teraz mnie widzisz wszytko jest w porządku. Ale gdy się przemieniam tracę panowanie nad sobą. Działa na mnie krew niemal każdej istoty, budzi we mnie prawdziwego potwora. Zabijam bez opamiętania, wypijam krew ofiar do ostatniej kropli. Dlatego podawane mi są zastrzyki jeden uspokajający zazwyczaj w momencie kiedy dobieram się do ofiary. Działa tak, że padam na ziemię nie mogę przez kwadrans nic zrobić. Drugi usypiający w momencie gdy już zaczynam pic krew. Usypia mnie na ponad godzinę po to że nie znam umiaru, zaczynam masowo zabijać a gdy przedawkuje mogę umrzeć. Plus jest taki, że ludzka krew pozwala mi się regenerować, dzięki czemu jestem niemal nieśmiertelny. Do mojej przemiany dochodzi gdy, jestem wściekły, czuje krew, lub podniecenie. Kiedyś miałem bliską mi osobę, która kochałem, nie wiedziałem jeszcze wtedy, co do końca powoduje moją przemianę. Zabiłem ją gdy się całowaliśmy wypiłem jej krew, poczułem głód i pozbawiłem życia tej nocy kilkunastu osób. Skoro ty tez bierzesz zastrzyki aby się nie przemieniać, pomyśl co by się stało gdym ja stracił panowanie, potem ty byś się przemieniła, gdybyś uroniła krople krwi z jakiegoś powodu byłby po tobie. Nawet teraz głupie skaleczenie i możesz zostać zjedzona przeze mnie. Mam już partnera do pracy, Hanny ona zawsze trzyma nerwy,wie kiedy podać mi jaki zastrzyk, gdy z nią pracuje zazwyczaj dostarczamy wampiry żywe. zazwyczaj gdy jej nie ma jest to niemożliwe wszystkie zabijam. To teraz odpowiedz mi na pytanie dlaczego ty nie chcesz się przemieniać w wilkołaka ?

Estera?

14.06.2020

Od Estery CD Anzaia

Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę, jak Anzai wyskoczył przez okno. Trochę zszokowana całą sytuacją spojrzała w sufit i zmarszczyła brwi.
- Czemu takie sytuacje spotykają właśnie mnie? - Spytała na głos i westchnęła, miała ochotę wrócić do domu. Po kilku minutach przyszedł lekarz wyjaśnić jej, w jakim jest stanie. Dowiedziała się, że wypuszczą ją następnego dnia, ale po wyjściu ma siebie oszczędzać i po kilku dniach się zgłosić na kontrolę. Musiała się pogodzić, że będzie siedzieć w domu sama przez kilka dni.

***Trzy dni później po przesłuchaniu niedoszłego zabójcy***

- Dziękuję. - Wyszła przez drzwi komisariatu i wzięła głęboki wdech zimnego powietrza. - Za wszystko, gdyby nie twoja szybka pomoc mogłabym źle skończyć, na przykład z paraliżem. A dziś prawdopodobnie bym zginęła.
- Taką już mam pracę. - Odpowiedział, rozglądając się po parkingu. - Gdzie mieszkasz?
- Pod miastem, ale wezmę taksówkę, chciałam przyjechać swoim samochodem, ale stwierdziłam, że po wstrząsie mogłoby to być nieodpowiedzialne... Przyjechałam tylko po leki. - Patrzyła, jak Anzai wybiera paczkę papierosów z kieszeni.
- Palisz? - Spytał, biorąc papierosa, a dziewczyna pokręciła tylko przecząco głową. Przesunęła się jedynie tak, aby dym nie leciał na nią. - Przyjechałaś tak późno tylko po leki? - Spytał i spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem.
- Tak, jest już lepiej, ale nie potrafię znieść bólu, który czasami się pojawia. Do tego zbliża się pełnia, więc łeb mi będzie pękać, jeśli nie zamierzam się przemieniać. - Powiedziała, wyjmując z torebki pudełeczko z tabletkami przeciwbólowymi. Była na nim przyklejona naklejka z jej imieniem i nazwiskiem. - Mam też gdzieś paragon, jeśli potrzebujesz dowodów. 
- Nie, dzięki. Czym się zajmujesz? - Spytał, spoglądając na dziewczynę. 
- Jestem lekarzem weterynarii, prowadzę gabinet z bratem kilka przecznic dalej. - Odpowiedziała, sprawdzając wiadomości w telefonie. Rozmawiała z bratem zaledwie kilka godzin temu i nie wiedziała, czy mówić mu co się wydarzyło. Po chwili namysłu doszła do wniosku, że nie będzie bratu psuć wyjazdu, opowie mu o tym, jak wróci już do Seattle. - Co cię skłoniło do pracy w policji? 
Anzai zaczął odpowiadać, ale coś rozproszyło myśli Estery. Wzięła kilka głębokich wdechów, szukając zapachu, który zaabsorbował wszystkie jej zmysły.
- Czujesz to? - Spytała, idąc niewidzialnym tropem, wśród zapachów miasta, zapach krwi przebijał się nadzwyczaj mocno. Dziewczyna szła coraz szybciej, a Anzai zgasił papierosa i ruszył za nią. Przeszli może trzysta metrów, gdy trafili do ciemnej uliczki. Widok, który tam zastali wzburzył Esterę, poczuła ukłucie w klatce. Nie mogła pozwolić sobie teraz na przemianę. Ruszyła w alejkę, ale towarzysz chwycił ją za ramię. - Puść mnie. - Powiedziała głośno i stanowczo, wyrywając się i podchodząc do martwych ciał, a mężczyzna w tym czasie wezwał służby. - Starsze rany są od walki, te świeże są od tortur, a strzały w głowę są może sprzed godziny, ale byli też czymś faszerowani, Czujesz też ten dziwny zapach? Coś takiego mógł zrobić tylko jakiś psychol. - Estera poczuła, jak zaczyna się dusić, a kości zaczynają boleć, upadła na czworaka.
- Ej, spokojnie. - Anzai szybko podszedł do dziewczyny.
- W torebce jest zastrzyk, w zewnętrznej kieszeni. - Mężczyzna chyba zrozumiał co ma zrobić, ponieważ szybko znalazł zastrzyk w metalowym pudełeczku i podał zawartość, wbijając w ramię dziewczyny. Estera po kilku sekundach poczuła ulgę, skurcze mięśni ustały, serce zwolniło, a kości przestały boleć. - Dzięki.
- Coś takiego można kupić w aptece? - Spytał, obserwując pustą strzykawkę.
- Nie, sama to zrobiłam tak na wszelki wypadek, ale to jest tylko dla wilkołaków. Powstrzymuje niechcianą przemianę właśnie w takich przypadkach. - Powiedziała, zabierając strzykawkę i schowała ją do torebki. - Anzai, to mogłabym być ja i mój brat. Czemu ktoś to robi? - Spytała, chociaż nie oczekiwała odpowiedzi, było jej żal tych dwóch wilkołaków, którzy zostali wyrzuceni w pustej i ciemnej uliczce. 
Po chwili zjawiła się policja, zagrodzono miejsce zbrodni, chociaż było to tylko miejsce porzucenia ciał. Jakaż policjantka robiła zdjęcia ciał i rzeczy które zwróciły jej uwagę. Anzai rozmawiał z drugim policjantem, a ona stała i wszystko obserwowała. Jej myśli zajmował tajemniczy zapach. "Co oni im podawali?'' Nie potrafiła skojarzyć tego zapachu z niczym co kiedykolwiek czuła. Po kilku minutach podszedł do niej znajomy brunet. 
- Jak mogłabym pomóc? - Spojrzała na mężczyznę i przeniosła swój wzrok na martwe wilkołaki. Nie chciała być w niebezpieczeństwie z powodu swojej rasy. Nie lubiła też być komuś dłużna, a Anzai uratował jej życie prawie dwukrotnie. Czekała na jego odpowiedź, podczas gdy przechodzili obok nich inni policjanci.

Anzai?

13.06.2020

Od Elizabeth CD Anzaia

- Nie jestem bezbronną kaczuszką - burknęłam, upijając kolejny łyk trunku. Miałam wrażenie, że już mu to kiedyś mówiłam. Widziałam, jak Link rzuca mi zaniepokojone spojrzenie. Czuła się nieswojo. Jeśli mężczyzna wykonałby teraz jakiś nieautoryzowany ruch, mogłaby zaatakować. Widząc to, powinnam założyć suczce kaganiec... Nadal się jednak obawiałam, że Anzai faktycznie mógłby mi coś zrobić. Szczególnie po słowach, które wypowiedział na końcu...
Nie bez powodu to zignorowałam. Pomijając fakt, że wyskakiwanie z tym jak Filip z konopi było cokolwiek nietypowe. Czułam się po prostu niekomfortowo, słysząc takie słowa, szczególnie z ust mężczyzny, którego w zasadzie nie znałam. Przyzwyczaiłam się do tego, że faceci nie zwracali na mnie uwagi, a nawet jeśli któremuś się zdarzyło, Aaron albo Thommy szybko takiego delikwenta pacyfikowali. Teraz jednak... Nie wiedzieli o Anzaiu. Zaczynałam się zastanawiać, czy to lepiej, czy wręcz przeciwnie.
- Elizabeth... Jeśli stracę kontrolę, nie masz ze mną szans. Widziałaś z resztą - mężczyzna nie dawał za wygraną. Zastanawiałam się, jak bardzo musieli go zniszczyć w tym... Dziale badań, eksperymentów? Cokolwiek to było, dokąd zabrali go ludzie, którzy odciągnęli go ode mnie kilka dni temu. Co mu robili? Jakie bzdury wmawiali? Co sprawiło, że zachowywał się teraz przy mnie jak wrak człowieka...?
Mimo, że sama nie narzekałam na brak problemów w życiu, chciałam mu pomóc. Zrobić coś dla niego, co pomogłoby mu się wyrwać z tego stanu samonienawiści... Bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak parszywe to jest uczucie i nikomu nie życzyłam przeżywania niczego podobnego. A już na pewno nie mężczyźnie, któremu, mimo wszystko, sporo zawdzięczałam.
- Potrafię ugryźć - uśmiechnęłam się krzywo, zachowując całkowity sposób, choć wiedziałam, jak to mogło zabrzmieć. Nie miało to jednak znaczenia. Nie w tej chwili, w tej sytuacji. - Nie tak łatwo mnie zabić, a, uwierz mi, wielu już próbowało.
Patrzył na mnie bez wyrazu, chyba niezbyt zadowolony tym, że średnio się przejęłam tym, co mi powiedział. Ale... co miałam powiedzieć? Przywykłam do podobnych tekstów rzucanych w moją stronę. Fakt, on mógł mnie zabić, większość pozostałych adoratorów, jakich do tej pory spotykałam, raczej nie. Nie skutecznie. Bo próbować oczywiście mogli. Jednak zwykły chłopek roztropek nie był w stanie zrobić mi znaczącej krzywdy. Wilkołaka nie tak łatwo zabić.
- Nie boisz się mnie - nie byłam pewna, czy to było pytanie. Nie byłam pewna, czy mam na to coś odpowiadać. Ale zrobiłam to, rzuciwszy uprzednio ukradkowe spojrzenie na Link, która właśnie próbowała ugryźć siedzącego obok Ghosta w ucho. Warknęłam cicho i natychmiast przestała.
- Tego nie powiedziałam - uspokoiwszy psy, zwróciłam się do mężczyzny. Złapał ze mną kontakt wzrokowy, który wilk we mnie za wszelką cenę chciał utrzymać, pokazać, że nie z nim takie numery, jednak zmusiłam się do odwrócenia wzroku. Dla jego i swojego dobra, żeby go nie prowokować. Bądź co bądź byłam u niego w domu. Nikt z moich bliskich o tym nie wiedział. Nieroztropnie byłoby ryzykować irytowanie go w ten czy inny sposób. - Niemniej, chcę ci pomóc. Powiedz mi tylko, jak.

Anzai?

10.06.2020

Od Anzaia CD Estery

Wstałem z łózka zegarek, pokazywał czwartą rano. Za oknem nadal było ciemno. Zszedłem na dół do kuchni i zaparzyłem sobie kawę. Sięgnąłem po patelnie, wyjąłem z lodówki jajka oraz masło. Pokroiłem paprykę,kiełbasę oraz posiekałem sałatę. Rozgrzałem patelnie wrzuciłem masło, potem mięso  i warzywa, następnie rozbiłem cztery jajka i wyszedł mi z tego całkiem spory pożywny omlet.
Wróciłem na górę sięgnąłem po szare dresy i ciepła bluzę po czym zabrałem wszytko na werandę. Patrzyłem jak ziemie powoli otula biały puch. Spokojnie zjadłem śniadanie popijając kawą a na koniec rytuału, sięgnąłem do kieszeni po paczkę fajek. Wyjąłem jednego i zapaliłem, powoli zaciągając dym do płuc i wypuszczając. Nic nie działało na mnie aż tak odprężająco. Pozbierałem naczynia ze stolika i wstawiłem wszystko do zmywarki. Skierowałem kroki do swojego domowego biura, odpaliłem wszystkie komputery i zacząłem przeglądać nagrania z całego miasta. Na jednej ze ścian wisiał jego plan, przypinałem pinezkę w miejscach gdzie dochodziło do ataków. Wampiry nie wiedzą kiedy należy zaprzestać. Pomimo, że ta zabawa trwała od dwóch miesięcy nie zapowiadało się aby miała prędko się zakończyć. Zegar pokazywał siódmą rano, był to najwyższy czas aby zbierać się do pracy. Niksa temperatura nie robiła na mnie wrażenia, nie musiałem zakładać wielu warstw jak zwykli śmiertelnicy. Jeansy, zimowe buty, czarna koszulka na krótki rękaw i z skórzana kurtka podszyta futerkiem z materiałowym kapturem w zupełności wystarczały. Włożyłem do ucha słuchawkę bluetooth i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi. Skierowałem swoje kroki na posterunek. Przed wejściem zatrzymałem się aby zapalić papierosa. Wszedłem do środka gdy usiadłem za biurkiem na zegarze wybiła równa ósma rano. Nie zdążyłem nawet odpalić komputera gdy Hal już stał nad moją głową.
- Anzai jak nagrania z kamer miejskich ?
- Wykluczam zaplanowane ataki...zjawiają się w przypadkowych miejscach, nie są zorganizowani.
- Starają się nas zaskoczyć.- Stwierdził, czekając na moją reakcje.
Skinąłem głową po czym dodałem.
- Wyłapie ich wszystkich, martwi mnie jednam morderstwo z przed dwóch dni.
- Tak, nasi ludzie są przekonani, że to człowiek, nie ma związku z wampirami.
Ponownie przytaknąłem.
- Mam go schwytać ? - spojrzałem na niego przymrużając oczy.
- Zostawmy to innemu gliniarzowi.
Hal opuścił moje biuro i pozwolił mi spokojnie zająć się papierkową robotą. Po południu udałem się na patrol jak zawsze. W międzyczasie schwytałem dwóch złodziei i zabrałem ich na komisariat. Około czternastej miałem już wolne, polowanie na wampiry zwykle zaczynam około dwudziestej. Spacerowałem po ulicy paląc papierosa gdy nagle zobaczyłem jak jakaś dziewczyna upada na zimie.
Podszedłem do niej nachyliłem się.
- Ile palców widzisz- pokazałem jej trzy palce.
W odpowiedzi dostałem tylko jakieś bełkotanie.
- Nic Ci nie jest.
Znowu odpowiedzią był bełkot.
Wziąłem głęboki wdech i podniosłem dziewczynę. W powietrzu uniósł się zapach. Tak to był wilkołak. Pozostawienie jej na ulicy nieprzytomnej sprowadziłoby tylko bandę wampirów.
Trzymając ją na rekach wskoczyłem na dach budynku i ruszyłem biegiem skacząc po dachach. Gdy byłem na dachu szpitala zeskoczyłem i wszedłem do środka oddając dziewczynę lekarzom. Zastanawiałem się czy ja zawsze muszę, zjawiać się w miejscach gdzie dochodzi do jakichś wypadków. Może to właśnie ja przyciągałem te złe zdarzenia. Zasiadłem na fotelu obok jej łóżka. Lekarze ją zbadali i podali kroplówkę. Po zaledwie chwili pacjentka odzyskała przytomność. Wzrok dziewczyny padł na mnie a z jej ust już nie wybrzmiewał bełkot a normalne pytanie.
- Kim.. jesteś ?
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Anzai, widzę, że już Ci lepiej, przewróciłaś się i straciłaś przytomność, przyniosłem Cię tutaj, ale skoro już odzyskałaś świadomość pora abym wrócił do pracy.
Po tych słowach otworzyłem okno i wyskoczyłem.
W słuchawce co chwila rozbrzmiewały alarmy. To była pracowita noc, miałem ponad sześć wezwań. Wraz z moją wspólniczką Hanny udało nam się schwytać kilku osobników, ale nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Około czwartej rano wróciłem do domu, wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać.
Dobrze że miałem tego dnia dopiero na siedemnastą.

***** Trzy dni później *****

Była godzina dwudziesta trzecia kolejne wezwanie, tym razem jakiś facet z bronią napadał na przechodniów. Ruszyłem więc aby go schwytać. Moja wspólniczka Hanny miała wolne tego wieczoru, więc byłem sam i miałem pełne ręce roboty. Biegłem, przeskakując z dachu na dach. W końcu znalazłem podejrzanego. Zeskoczyłem prosto przed dziewczynę do której mierzył bronią. Padł strzał kula przedziurawiła moje prawe płuca. Wyplułem krew z ust i zakryłem ręką ranę z której ciekła czarna krew. Spojrzałem prosto w oczy faceta. Poczułem jak adrenalina zaczyna buzować w moich żyłach. Już po zaledwie sekundzie z moich pleców wyrosły skrzydła,paznokcie i kły wydłużyły się, oczy zmieniły barwę na krwistą czerwień. Ruszyłem w jego stronę, mężczyzna wykonał dwa kolejne strzały trafiając mnie w bark i brzuch. Tego było za wiele, rzuciłem się na niego wytrącając broń z jego ręki. Szybkim ruchem zakułem go w kajdanki, choć potrzebowałem krwi aby się zregenerować i już miałem zatapiać je w jego szyi, poczułem ukłucie w plecach.
- W samą porę- uśmiechnąłem się.
Jerry szybko przechwycił ode mnie niedoszłego mordercę. Ja zaś upadłem na ziemię. Po dostaniu leków na uspokojenie moja przemiana ustąpiła, Facet zniknął w jednym z radiowozów. Zaś mną i dziewczyną zajęła się nasza służba zdrowia. W karetce wyjęto ze mnie kule i podano mi kilka mililitrów ludzkiej krwi. Dzięki temu szybko odzyskałem siły a moje rany zniknęły.
Dziewczynie którą zasłoniłem własnym ciałem, na szczęście nic się nie stało. Wyszedłem z karetki i ruszyłem spokojnym krokiem w stronę komisariatu, trzeba było jak najszybciej przesłuchać tego kolesia.
- Anzai...dziękuje - usłyszałem za sobą kobiecy głos.
Odwróciłem się dopiero teraz zobaczyłem, że to była ta sama dziewczyna którą kilka dni temu zabrałem do szpitala.
- Jesteś wilkołakiem prawda ?
- Czemu pytasz ?
- To ważne, ten facet może nie jest wampirem ale kto wie, dla kog pracuje, to dziwne czemu z pośród tylu ludzi zaatakował akurat Ciebie... Jak Ci na imię ?
- Estera.
- Choć na komisariat, będę go przesłuchiwał, może czegoś się dowiemy.
Dziewczyna skinęła głową i ruszyła za mną. Po drodze wyjąłem papierosa i zapaliłem, gdyż ta cała sytuacja mocno mnie irytowała.
Po dotarciu na miejsce nasz podejrzany siedział za przeszklonymi drzwiami. Wszedłem do środka i usiadłem na przeciwko niego.
- To dla kogo pracujesz ? - poniosłem jedną brew.
- Bez adwokata nie odpowiem na żadne pytanie.
- Spytam ostatni raz dla kogo pracujesz - Mój ton już nie był taki spokojny i miły.
- Nic nie powiem.
- Okey, sam się o to prosisz.
Wstałem podniosłem go za szyje lekko podduszając
- Polujesz na wilkołaki ! - Druga ręką uderzyłem go z pięści w brzuch. Ponownie zadałem pytanie i dostał kolejny cios za milczenie. Moja cierpliwość dobiegła końca rzuciłem nim o ścianę.
- Odpowiadaj ! - zacisnąłem rękę w pięść i wymierzyłem mu dwa ciosy w głowę. w końcu facet pękł i zaczął mi wszystko mówić.
- Tak pracuje dla grupy wampirów, nie pamiętam imion mam im pomóc pozabijać wilkołaki.
- Ty czy ktoś jeszcze ?
- Jest nas ośmiu - jego głos drżał.
- Imiona i nazwiska już !!
- Nie znam, pracujemy osobno !!
- Imię szefa !
- Jared J. Mówimy na niego JJ przysięgam nic więcej nie wiem.
Zostawiłem go i wyszedłem, dziewczyna bacznie mnie obserwowała, jednak nie obchodziło mnie co sobie pomyśli. Wszystkie informacje podałem Halowi. Resztą mieli się zająć pozostali członkowie policji. Wróciłem do Estery.
- Chodź odprowadzę Cię, facet poluje na wilkołaki, pozostała siódemka jego kolegów jest na wolności do tego jeszcze te wampiry. Będziesz bezpieczniejsza w moim towarzystwie. - oznajmiłem otwierając przed nią drzwi.

Estera?
(1180 słów)

9.06.2020

Od Estery do Anzaia

Płatki śniegu przykrywały coraz większe powierzchnie, ale wyjątkiem była ulica, na której robiła się brzydka i szara breja. Estera popatrzyła jeszcze chwilę przez okno z biura na piętrze, wiedziała, że na dole czekają klienci ze swoimi zwierzętami. Wzięła klucze i wyszła z pomieszczenia, natychmiast zrobiło się głośno. Dziewczyna podejrzewała, że w poczekalni pojawił się pies małej rasy, który postanowił zapanować nad resztą. Nie myliła się, kudłaty stworek podskakiwał nerwowo w każdą stronę, ujadając niemożliwie głośno. Najbardziej nie podobał mu się królik, tupiący w dno transportera. Wzięła wdech i poszła do sali zabiegowej, w której była już pani z młodym, ale nie małym kundelkiem. 
- Jak się trzyma nasza młoda pacjentka? - Spytała, przeglądając kartę suczki, znaleziona pod miastem, wychudzona i poraniona. Jej brat na poprzedniej wizycie zlecił badania, a ich wyniki były w karcie. - Widzę, że Holly ma się już lepiej, ponownie pobierzemy krew i zostajemy przy ustalonej diecie. Czy zaobserwowała pani coś niepokojącego?
- Nie, Holly jest bardzo radosna i ciągle głodna. - Właścicielka suczki poprawiła torbę na ramieniu i przyglądała się każdemu ruchowi Estery.
- W takim razie drugi lekarz przyjdzie i pobierze krew, proszę zostawić Holly jeszcze tydzień na diecie, myślę, że za kilka dni będziemy mogli zwiększyć dawkę. - Powiedziała z uśmiechem i opuściła pomieszczenie, poklepała mężczyznę w kilcie po ramieniu. - Liczę, że pójdziesz do tamtej pacjentki i pobierzesz krew, a ja będę mogła już się zebrać. 
- Nie ma problemu, już idę. Miłych zakupów. - Eliot posłał jej szelmowski uśmieszek, wiedział, jak nie lubiła gdy czytał w myślach. 
- Dostaniesz dyżur w sobotni wieczór, zobaczysz jeszcze. - Dziewczyna posłała mu oczko i wzięła swoje rzeczy, nałożyła płaszczyk oraz wzięła torebkę. Miała zamiar kupić już prezent dla brata, nie chciała zostawiać tego na ostatnią chwilę, chociaż do świąt miała jeszcze trochę czasu. Była to jednak dobra okazja, ponieważ Estevan wyjechał na kilka dni ze znajomymi.
Minęło pół godziny od momentu jak wyszła z gabinetu, było jeszcze wczesne popołudnie, a na ulicach było dużo ludzi. Była w kilku pobliskich sklepach, ale nic tam nie znalazła, co mogłoby się spodobać Estevanowi. Pojechała do galerii, gdzie nie brakowało sklepów, ubrania, książki, gry... Rzeczy na przyszłe prezenty nie brakowało, ostatecznie wybrała książkę z gatunku fantasy. Schowała ją do reklamówki i poszła na parking, siedząc w samochodzie, przypomniała sobie, że jej brat zgubił latem zegarek. 
Była w kilku sklepach jednak żaden nie przyciągnął jej uwagi. Zatrzymała się na kolejnym parkingu i włączyła lokalizację w telefonie, po drugiej stronie ulicy zobaczyła szyld z nazwą sklepu. Ruszyła w tamtą stronę, śnieg padał coraz mocniej, a ludzi na ulicy zrobiło się zdecydowanie mniej. Była już kilkanaście metrów od sklepu, gdy poczuła, jak leci do tyłu i jej głowa spotyka się z twardym chodnikiem. Ostry ból w głowie nie pozwolił, skupić się na tym, co właśnie się wydarzyło. Usłyszała czyjś głos, ale nic nie zrozumiała, otworzyła oczy i jedyne co zobaczyła to rozmazany obraz, który ciągle się kręcił. Zamknęła oczy, próbując zebrać siły, ale jedynie słyszała jak, ktoś dalej coś mówił. Głos ucichł, a Estera poczuła, jak ktoś ją podnosi, chciała się ruszyć, ale ciało odmawiało posłuszeństwa, a gdy spróbowała coś powiedzieć, to z jej ust wydobył się niezrozumiały bełkot. Ból w głowie nasilił się jeszcze bardziej, a ona zaczęła odpływać.
***
Esterę obudził ból głowy i dziwny zapach, otworzyła oczy, potrzebowała minuty, żeby zrozumieć gdzie jest. W domu nie miała tylu białych ścian i przy łóżku nigdy nie znajdowała się kroplówka. Ktoś siedział na fotelu przy oknie, dziewczyna nie mogła skojarzyć kim jest mężczyzna.
- Kim... Jesteś? - Powiedziała z znacznym trudem, mówienie sprawiało ból i mdłości, których wolałaby unikać. Mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na Esterę.

Anzai?

2.06.2020

Od Anzaia CD Elizabeth

Byłem na siebie wściekły, miałem dość. Chciałem zrezygnować z pracy, wynieść się z tego miasta. Jednak to nie zależało ode mnie Według Kiriko, stawałem się coraz lepszą bronią. Nie patrzono na mnie jak na istotę, żywą, czującą i myślącą. Byłem tylko narzędziem, nie mogłem tego zmienić.
W pewnej chwili usłyszałem dzwonek do drzwi nie spodziewałem się gości. Nie miałem chęci się z nikim widywać. Zaciągnąłem nosem powietrze znałem ten zapach. To była Elizabeth, nie była sama. Zastygłem nieruchomo, bałem się otworzyć drzwi, a z drugiej strony tak bardzo chciałem ją zobaczyć. Przez myśl przeszło mi, jak się na nią rzucam, zamknąłem oczy o zobaczyłem obraz swojej martwej miłości. Drżałem cały, poszedłem do łazienki, opłukałem twarz zimną wodą. Serce biło mi jak szalone, wahałem się. Podszedłem do drzwi oparłem się o nie plecami.
- Kto tam ? - spytałem.
- Anzai to ja... otwórz.
Wziąłem głęboki wdech, otworzyłem zamki i złapałem za klamkę. Ujrzałem dziewczynę a obok niej dwa psy. Suczka stała bez kagańca, miała najeżoną sierść i obserwowała każdy mój ruch. Pies był spokojniejszy po prostu stał.
- Wejdź, widzę, że masz obstawę. - uśmiechnąłem się.
Elizabeth weszła a wraz nią jej czworonogi.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć Anzai, dziękuje. - szepnęła.
- Nie powinnaś, to ja przepraszam, napijesz się czegoś ?
- Tak ...
Suczka cały czas miała mnie na celowniku. Chyba ona sprawiała, że oboje czuliśmy się znacznie bezpieczniej i chwała jej za to.
Położyłem na blacie baru szklankę.
- Wybieraj, tutaj jest samo obsługa, z resztą to już wiesz.
- Przy pierwszym spotkaniu zrugałeś mnie za picie alkoholu a teraz sam mnie częstujesz nim na wejściu.
- Nie musisz pić jeśli nie chcesz.
- Czemu zniknąłeś ? - szybko zmieniła temat, sięgając po jedną z butelek.
- Musiałem dowiedzieć się, czemu tak się stało.
- Dlaczego ?
- Jestem gorszy niż wampiry, działa na mnie każda krew.
- Nadal będziesz na nich polował ?
- Nie chce, jestem gorszy od nich, to oni powinni mnie zgładzić. - oznajmiłem.
- Czyli chcesz aby to na Ciebie polowali ?
- Chciałbym odejść... jednak nie mogę.
- Czemu ?
- Mój szef, się uparł.
- Postaw się im !
- Jestem tylko bronią, a nie człowiekiem, działam w rękach właścicieli, z resztą nie ważne.
- Czemu nie pijesz ?
- Po co ma  otępiać umysł i narażać Ciebie, że coś mi odwali ?
- Czemu miało by ?
Uświadomiłem sobie, że jeśli wyznam jej coś, to ona mnie odrzuci. Dzięki temu, łatwiej mi będzie się od niej odciąć. Musiałem ratować ją i siebie.
- Elizabeth, podniecasz mnie...sama obecność twoja napawa mnie strachem, przed przemianom. Nie chce abyś skończyła pod ziemią. - uśmiechnąłem się lekko.

Elizabeth ?

Od Jugheada CD Angeline

Odwiozłem Angeline do domu, chwile czekałem aby upewnić się, że bezpiecznie wejdzie do mieszkania. Odpaliłem motocykl po czym wróciłem do swojej przyczepy. Odwiesiłem kurtkę na wieszak. Usiadłem na kanapie i wziąłem psa na kolana. Uświadomiłem sobie, że na prawdę polubiłem tą dziewczynę. Przestałem czuć się samotny, chciało mi się wstawać rano z łózka, chodzić do szkoły, pisać. Czułem się szczęśliwszy, gdy była obok mnie, złapałem się na tym, że co jakiś czas zerkałem na telefon czy aby nie napisała. Przeglądałem jej filmiki i nie mogłem doczekać się kolejnego spotkania. Gdy nagle mój telefon zabrzmiał, spojrzałem od razu na wyświetlacz. Tak to była wiadomość od niej.
Angeline: Kiedy nasza 2 próba do nagrywarek ? 
Uśmiechnąłem się sam do siebie, szybko przemyślałem odpowiedź. Nie mogłem zawalić szkoły, ani mojego pisania, opowiadań. Chociaż chciałbym z nią spędzać każdą wolną chwilę. Tak uświadomiłem sobie, że naprawdę ta dziewczyna mi się podoba. 
Jughead: Hmm...Jutro mam zajęcia, potem chciałem popisać trochę opowiadań, gdyż dzisiaj już nie mam na to siły. 
Angeline: Rozumiem, to kiedy by Ci pasowało, nie musi być jutro przecież. 
Jughead: Jeśli chcesz może jutro pójdziemy na spacer z psami wieczorem razem ? 
Angeline: Dobra, tylko nie wiem czy mam wolny wieczór ale spiszemy się jeszcze okey ?
Jughead: Jasne ! 
Odłożyłem telefon na bok wstałem i wyszedłem na dwór wraz z mopsem. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem paczkę papierosów. Wziąłem jednego i zapaliłem. Pies w tym czasie szybko załatwił swoje potrzeby. Wróciłem do środka, wstawiłem wodę na herbatę i poszedłem się wykąpać. Zasiadłem do swoich opowiadań. Moje zdziwienie było ogromne gdy o trzeciej w nocy na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiła się wiadomość od dziewczyny. 
Angeline: Jug śpisz ? 
Jughead: Nie... pisze opowiadania, coś się stało ?
Angeline: Nie, spać nie mogę. 
Jughead: Dlaczego ? 
Angeline: Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, zaczynam się bać. 
Jughead: Może to twoja wyobraźnia ?
Angeline: Nie ...*screen rozmowy z obserwującym*
Czytałem i byłem przerażony, dlaczego nie powiedziała mi o tym od razu. To pisanie z typem trwało dobre kilka godzin i wiadomości były coraz bardziej przerażające. Poderwałem się szybko ubrałem i wsiadłem na motocykl, w tej sytuacji chyba jutro nie zjawie się w szkole. Byłem na miejscu już po kilku minutach. 
Jughead: Otwórz okno !
Zobaczyłem jak dziewczyna podchodzi o otwiera okno, wspiąłem się po rynnie po czym wlazłem do jej pokoju. Coś do mnie mówiła, ale ja od razu zabrałem się do przeszukiwania jej pokoju. Nic nie mogło umknąć mojej uwadze, po chwili znalazłem małą ukrytą kamerkę na oknie była sprytnie schowana w doniczce. W tej samej chwili telefon Angeline zawirował. Spojrzałem na nią.
- To on prawda ? 
Skinęła głową po czym zaczęła czytać wiadomość podglądacza na głos. 

Angeline?

1.06.2020

Od Kangsoo CD Liama

Wziął głęboki wdech, popadając w zamyślenie. Liam poniekąd miał rację – nie wiedział, na co tamtych policjantów tak naprawdę było stać. Jeśli rzeczywiście byli szaleni i mogli zrobić niemalże wszystko, on sam również mógłby w tym całym zamieszaniu oberwać, nawet jeśli w zasadzie nie robił nic. Czy to oznaczało, że na pewien czas on i Liam musieli się od siebie odsunąć? Nie miał pojęcia. W duchu starał się wierzyć, że jest jakieś wyjście z tej sytuacji, tylko jeszcze go nie odnalazł.
Zwilżył językiem dolną wargę. Jakiś czas poświęcił na myślenie o tym wszystkim, w końcu jednak zebrał się w sobie na tyle, by powiedzieć:
– Jeśli przeznaczone mi jest dostanie rykoszetem, to to się wydarzy, czy tego chcę, czy nie.
Miał wzruszyć ramionami, lecz w połowie gestu zastygł w bezruchu. Nieco go zdziwiły jego własne słowa. Nie do końca o to mu chodziło. Musiało to dziwnie zabrzmieć, zwłaszcza z jego ust. W końcu o ile dobrze pamiętał on nie był typem, który z chęcią się pakował w kłopoty – wręcz przeciwnie, starał się je unikać jak tylko było to możliwe. Skąd więc ta nagła zmiana poglądów i myśli?
Otworzył usta z zamiarem cofnięcia swych słów, jednakże nie wydobył się z nich żaden, nawet najcichszy dźwięk. Właśnie w tym momencie pojawiła się dla niego nowa, zupełnie inna droga. Przez tyle lat ukrywał swoją prawdziwą tożsamość najlepiej jak mógł, by inni jej nie odkryli. Ale przecież ludzie nie wiedzieli o nim. Nie zdawali sobie sprawy z istnienia kogoś takiego jak Niebiański Sługa. Kangsoo sam szukał informacji o swoim przypadku gdzie się dało i na nic nie natrafił. On przynajmniej wiedział, czego mniej więcej poszukuje, a co mają powiedzieć inni? Gdyby teraz krzyknął na całą kawiarnię, że jest Niebiańskim Sługą, to chyba nikt by nie zareagował na to w konkretny sposób, wszyscy pomyśleliby sobie: O co mu chodzi?. Ludzie technicznie nie wiedzieli o jego istnieniu.
Ach, czemu nie przyszło mi to do głowy wcześniej?!
Spojrzał na Liama, który właśnie dokańczał swój napój.
– Trudno, najwyżej zostanę aresztowany – rzekł spokojniej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. – I tak po pewnym czasie będą musieli mnie wypuścić, bo nic na mnie nie znajdą.
Słowa te zdziwiły Liama. Mężczyzna uniósł brwi, otwierając szeroko oczy. Chwilę przyglądał się Koreańczykowi, po czym powiedział:
– Ale mówiąc przymkną mam na myśli, że mogliby cię sprzątnąć.
– Nah, nie tak łatwo mnie zabić.
Liam uniósł brwi jeszcze wyżej.
– Nie? – zapytał, bardziej zaciekawiony aniżeli zdziwiony. – Masz jakąś niebiańską zdolność regeneracji?
Kangsoo możliwie jak najciszej prychnął. Niebiańską zdolność...
– Coś koło tego. – Podparł głowę prawą ręką.
– Chwila – Liam nagle zdał sobie z czegoś sprawę. – Ty nie masz szybkiej regeneracji. Jak cię Luna ugryzła, to twoja rana normalnie się goiła – Zmrużył podejrzliwie oczy.
Na te słowa Kangsoo wziął nieco głębszy wdech, jego usta przemieniły się w wąską kreskę. Pokiwał delikatnie głową, po czym się wyprostował. Zgrabnym ruchem podwinął rękaw białej, cienkiej bluzy, by pokazać przyjacielowi prawe przedramię. Tamten przyjrzał mu się, gdy wtem uniósł brwi.
– No tak – rzekł ni do siebie, ni do niego. – Nie zostają blizny.
– Mhm. – Przytaknął Kangsoo, opuszczając rękaw. – Do tego nie da się mnie zabić, przynajmniej w normalny sposób. Nie pytaj, skąd wiem – dorzucił nieco ciszej.
Oparł się o krzesło, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy. Westchnął cicho, przeleciał wzrokiem po kawiarni. Ludzie zajmowali się swoimi sprawami, nikt nie raczył choćby spojrzeć na nich. I dobrze. Tak powinno być. Każdy zajęty sobą, nikt nie wnika w cudze problemy.
– A co z twoją tożsamością? – usłyszał.
Odwrócił głowę, popatrzył na Liama, unosząc brew.
– Ludzie o mnie nie wiedzą – odparł, wzruszając ramionami. – Sam przeszukałem niejedną książkę i niejedną stronę internetową, ale nie natknąłem się na nic konkretnego. Możesz czuć się wyjątkowy, bo należysz do znacznej mniejszości, która zna Niebiańskiego Sługę. – Posłał mu delikatny uśmiech.
Liam lekko przytaknął. Na pewien czas popadł w zamyślenie, w końcu jednak powiedział:
– Dobra, ale co z pierścieniem? Jeśli tamci policjanci zabiorą go tobie, to odkryją, kim jesteś.
– O ile zabiorą – zaznaczył Kangsoo, mrużąc oczy. – Czemu mieliby to zrobić? To tylko element ubioru.
– Sam powiedziałeś, że przyciąga innych.
Na te słowa Koreańczyk zmarszczył brwi. Dobra, masz punkt. Ale się jeszcze nie poddaję.
– Cóż, niektórzy ludzie uznają, że przyciąga, bo wygląda na drogi. Poza tym nie zwraca na siebie aż tak uwagi, dopóki go noszę. – Na chwilę zamilkł. – Dlatego nie będę się pod tym względem ukrywać. Szanse na tragedię są niewielkie. Zresztą, nie jestem aż tak bezużyteczny. Jako Niebiański Sługa muszę mieć jakieś zdolności, nie?

Liam?
Szablon
synestezja
panda graphics