13.06.2020

Od Elizabeth CD Anzaia

- Nie jestem bezbronną kaczuszką - burknęłam, upijając kolejny łyk trunku. Miałam wrażenie, że już mu to kiedyś mówiłam. Widziałam, jak Link rzuca mi zaniepokojone spojrzenie. Czuła się nieswojo. Jeśli mężczyzna wykonałby teraz jakiś nieautoryzowany ruch, mogłaby zaatakować. Widząc to, powinnam założyć suczce kaganiec... Nadal się jednak obawiałam, że Anzai faktycznie mógłby mi coś zrobić. Szczególnie po słowach, które wypowiedział na końcu...
Nie bez powodu to zignorowałam. Pomijając fakt, że wyskakiwanie z tym jak Filip z konopi było cokolwiek nietypowe. Czułam się po prostu niekomfortowo, słysząc takie słowa, szczególnie z ust mężczyzny, którego w zasadzie nie znałam. Przyzwyczaiłam się do tego, że faceci nie zwracali na mnie uwagi, a nawet jeśli któremuś się zdarzyło, Aaron albo Thommy szybko takiego delikwenta pacyfikowali. Teraz jednak... Nie wiedzieli o Anzaiu. Zaczynałam się zastanawiać, czy to lepiej, czy wręcz przeciwnie.
- Elizabeth... Jeśli stracę kontrolę, nie masz ze mną szans. Widziałaś z resztą - mężczyzna nie dawał za wygraną. Zastanawiałam się, jak bardzo musieli go zniszczyć w tym... Dziale badań, eksperymentów? Cokolwiek to było, dokąd zabrali go ludzie, którzy odciągnęli go ode mnie kilka dni temu. Co mu robili? Jakie bzdury wmawiali? Co sprawiło, że zachowywał się teraz przy mnie jak wrak człowieka...?
Mimo, że sama nie narzekałam na brak problemów w życiu, chciałam mu pomóc. Zrobić coś dla niego, co pomogłoby mu się wyrwać z tego stanu samonienawiści... Bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak parszywe to jest uczucie i nikomu nie życzyłam przeżywania niczego podobnego. A już na pewno nie mężczyźnie, któremu, mimo wszystko, sporo zawdzięczałam.
- Potrafię ugryźć - uśmiechnęłam się krzywo, zachowując całkowity sposób, choć wiedziałam, jak to mogło zabrzmieć. Nie miało to jednak znaczenia. Nie w tej chwili, w tej sytuacji. - Nie tak łatwo mnie zabić, a, uwierz mi, wielu już próbowało.
Patrzył na mnie bez wyrazu, chyba niezbyt zadowolony tym, że średnio się przejęłam tym, co mi powiedział. Ale... co miałam powiedzieć? Przywykłam do podobnych tekstów rzucanych w moją stronę. Fakt, on mógł mnie zabić, większość pozostałych adoratorów, jakich do tej pory spotykałam, raczej nie. Nie skutecznie. Bo próbować oczywiście mogli. Jednak zwykły chłopek roztropek nie był w stanie zrobić mi znaczącej krzywdy. Wilkołaka nie tak łatwo zabić.
- Nie boisz się mnie - nie byłam pewna, czy to było pytanie. Nie byłam pewna, czy mam na to coś odpowiadać. Ale zrobiłam to, rzuciwszy uprzednio ukradkowe spojrzenie na Link, która właśnie próbowała ugryźć siedzącego obok Ghosta w ucho. Warknęłam cicho i natychmiast przestała.
- Tego nie powiedziałam - uspokoiwszy psy, zwróciłam się do mężczyzny. Złapał ze mną kontakt wzrokowy, który wilk we mnie za wszelką cenę chciał utrzymać, pokazać, że nie z nim takie numery, jednak zmusiłam się do odwrócenia wzroku. Dla jego i swojego dobra, żeby go nie prowokować. Bądź co bądź byłam u niego w domu. Nikt z moich bliskich o tym nie wiedział. Nieroztropnie byłoby ryzykować irytowanie go w ten czy inny sposób. - Niemniej, chcę ci pomóc. Powiedz mi tylko, jak.

Anzai?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics