Odkąd moje zdolności się ujawniły, unikałam dużych zbiorników wody tak, jak zwykła osoba unika ognia. Stały się moim największym wrogiem. Głównym powodem był fakt, że czułam się w nich jak w zamkniętej metalowej klatce, która z minuty na minutę kurczyła się coraz bardziej. Gdy otaczała mnie woda, moje płuca z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu przestawały normalnie funkcjonować, podobnie jak ręce i nogi, które miały utrzymać mnie na powierzchni. Ale pewnego dnia mój tata postanowił to zmienić.
I to właśnie jego działania były powodem, przez który w tamten zimowy dzień postanowiłam wybrać się na basen. Jak zwykle, w mojej torbie znajdował się jednoczęściowy strój kąpielowy, klapki i ręcznik. Nie planowałam wyczynowo uprawiać tego sportu w najbliższej, ani jakiejkolwiek przyszłości, więc czepek i okulary do pływania nie były mi potrzebne. Jedynym, co chciałam zrobić w wodzie, to wyciszyć i ochłodzić moje moce, które ostatnio dawały się we znaki.
Po wejściu do szatni szybko przebrałam się w strój kąpielowy i weszłam pod prysznic, chcąc mentalnie przygotować się na kontakt z dużą ilością wody. Gdy tylko poczułam pierwsze krople na skórze, moje ciało przeszedł dreszcz. Za każdym kolejnym razem miałam coraz mniejsze obawy, ale nadal coś próbowało zatrzymać mnie przed wejściem do basenu. Pokonując resztki strachu, weszłam do głównego pomieszczenia, gdzie od razu uderzył mnie zapach chloru i widok uśmiechniętych ludzi. Zajęłam jeden z leżaków ułożonych z dala od wody i skierowałam się w stronę basenu.
Moje serce chciało wyskoczyć z piersi, gdy od razu wskoczyłam do wody, nie siląc się na wolne przyzwyczajanie się do jej temperatury. Ale wraz z wypłynięciem na powierzchnię, cały mój organizm ogarnął spokój. Nie przejmowałam się już ilością wody, która mogłaby mnie skrzywdzić, ani odległością między taflą a dnem basenu – te wszystkie myśli, które kontrolował feniks momentalnie ucichły, a ich miejsce zastąpiła moja świadomość.
Zaczęłam powoli płynąć wzdłuż brzegu, chcąc przyzwyczaić moje ciało do pracy w wodzie. O dziwo bardzo łatwo udało mi się przystosować do temperatury wody i do ciągłej pracy by utrzymać się na powierzchni. Wiedziałam, że jakiekolwiek rozproszenie mogłoby prowadzić do złych skutków, przed którymi nic by mnie w tym momencie nie uratowało. Wzięłam głęboki wdech i zanurzyłam się pod wodą. Płynęłam tak przez kilka sekund, w tym czasie myśląc o moich rodzicach, którzy dołożyli wszelkich starań, abym umiała uratować się przed możliwym utonięciem. Przypomniały mi się pierwsze lekcje z moim tatą jako instruktorem, który próbował nauczyć siedmioletnie dziecko w różowym czepku, jak poprawnie ustawiać nogi i ręce w danych stylach pływackich. Te cenne chwile dały mi siłę, żebym mogła przezwyciężyć przeciwności, jakie los stawiał na mojej drodze.
Odepchnęłam się lekko od dna z zamiarem wypłynięcia na powierzchnię – czas spędzony pod wodą powodował, że moje płuca były zmęczone zdecydowanie bardziej niż u normalnych ludzi. Na kilkadziesiąt centymetrów przed taflę wody poczułam mocne uderzenie w plecy, które spowodowało, że mimowolnie wzięłam wdech, a moje płuca wypełniły się wodą.
Liam? ^^
Brak komentarzy
Prześlij komentarz