4.07.2020

Od Elizabeth CD Anzaia

Dlaczego duża większość mężczyzn, których znałam, zawsze musiała zgrywać bohaterów? Ktoś zbytnio się do mnie zbliżył i już rzucali się na niego jak sfora wściekłych psów... Kiedyś to doceniałam, w końcu pomagali mi, choć wcale o to nie prosiłam, wyręczali mnie w spuszczaniu łomotu, stali za mną murem. Jednak teraz, po serii wydarzeń, które mnie spotkały i z perspektywy czasu, coraz bardziej było mi to nie w smak. No i mój wilk coraz częściej i coraz gwałtowniej na takie akcje reagował, co zdecydowanie nie polepszało sprawy. Niełatwo dominatorowi znosić takie traktowanie go.
Nie ruszyłam się jednak, gdy Anzai kazał mi zostać. Patrzyłam tylko za nim, jak wychodzi, w tle słysząc ciche warczenie Link. Wtedy jednak jeszcze nie zwróciłam na to jakiejś szczególnej uwagi... A może powinnam.
Ledwo mężczyzna opuścił pomieszczenie, poczułam obcy zapach. Zapach człowieka przeżywającego duże emocje... Odwróciłam się gwałtownie na stołku barowym, puszczając smycz Link, którą do tej pory asekuracyjnie trzymałam. Suczka, nie czekając na żaden inny sygnał z mojej strony, szczeknęła ostrzegawczo, zaraz z resztą dołączył się do niej Ghost. Wilk we mnie uniósł wargi, pokazując zęby, a z jego gardła wydobyło się warczenie. Poczułam je gdzieś w gardle, jak chciało wyrwać się na wolność. Nie pozwoliłam mu na to. Utrata kontroli w takiej sytuacji mogła się źle skończyć. Można było walczyć kierując się instynktami, ale nie w przypadku, gdy przeciwnik spodziewa się tego po tobie. Musiałam zachować świadomość, możliwość logicznego myślenia.. jeśli chciałam wyjść z tego cało.
Spojrzenia moje i rosłego faceta, który stał dosłownie naprzeciwko mnie z bronią palną wycelowaną w moją stronę, spotkały się. Czułam, jak wilk we mnie walczy o przejęcie kontroli, jak ciska się, bym pozwoliła mu zrobić z delikwentem porządek.
Ciągle prowadząc wewnętrzną potyczkę z drapieżnikiem, który coraz żywiej protestował, rwał się do walki, podczas gdy ja siedziałam... Śledziłam wzrokiem lufę pistoletu. Widziałam, jak drży. Mężczyzna, mimo, że kilkakrotnie większy, cięższy i na pewno silniejszy ode mnie, prawdopodobnie nigdy wcześniej nie trzymał broni w ręce. A jeśli trzymał, nie celował nią do ludzi. Do tego wcale nie był pewny tego, co zamierza zrobić.
Cóż, widać wybrali złą osobę do tego zadania... Jeśli w istocie chcieli mnie zabić.
Dalej trwałam w bezruchu, czekając na ruch ze strony przeciwnika. Nie uważałam walki za jedyne wyjście z sytuacji. Jeśli zrezygnuje, wycofa się - ja mu nic nie zrobię. Rozejdziemy się i, przynajmniej ja, udam, że nasze spotkanie nie miało miejsca. Tyle że Anzai...
Nie wracał. A broń w dłoni mężczyzny coraz mniej drżała. Dostrzegłam w jego oczach dokładny moment, w którym podjął decyzję. I nie była ona dla mnie przychylna. Dla niego z resztą też, ale nie mógł mieć jeszcze wtedy o tym pojęcia.
Pociągnął za spust. Zareagowałam błyskawicznie, ześlizgując się z dość wysokiego stołka barowego na podłogę, opadając na kolana. Zniknęłam mu na moment z pola widzenia, przesłonięta długim blatem. Kula trafiła natomiast półkę z alkoholami za mną, rozbijając butelki. Szkło posypało mi się na głowę, alkohol się rozlał, zalewając podłogę, tworząc niebezpieczną do poruszania się po niej ślizgawkę. Czułam, jak mikroskopijne odłamki kaleczą mi skórę, słyszałam skamlenie Ghosta i ujadanie Link. Rzucała mi co chwilę spanikowane spojrzenia, szukała we mnie oparcia... Jak zawsze z resztą. Tylko w tym momencie chyba nie byłam jej go w stanie dać.
Nie chciałam ryzykować przemiany w wilka. Mimo, że utrzymanie instynktów na wodzy sprawiało mi z każdą chwilą coraz większy problem. Miałam problemy z widzeniem, obraz zdawał się rozmazany. Czułam się oszołomiona, jakby bodźce z otoczenia docierały do mnie spod powierzchni wody... Jak w zwolnionym tempie widziałam zbliżające się ciężkie buciory przeciwnika, gdy ja próbowałam opanować zawroty głowy na tyle, by móc wstać. Bronić się. Zrobić cokolwiek.
Po prostu pozwól mi przejąć kontrolę. Obydwojgu nam będzie łatwiej.
Chciałam warknąć, że mógłby także z łaski swojej się uspokoić i przestać próbować mi się wyrwać. Wtedy mnie byłoby o wiele łatwiej zrobić coś w ludzkiej postaci.
Nie było jednak czasu na takie przepychanki z wilkiem. Tym bardziej, że widziałam, jak Link rzuca się na przeciwnika. Łapie go zębami za przedramię, to, w którym trzymał broń. Z jego gardła wydobył się mrożący krew w żyłach wrzask bólu. Nie na tym jednak skupiła się moja uwaga.
Tylko na spadającym na ziemię i odbijającym się od niej pistolecie. Do którego zaraz się rzuciłam, dostrzegając w tym swoją jedyną prawdopodobnie szansę...
Pochwyciłam broń i, przewracając się na plecy, leżąc tak u stóp mężczyzny, uniosłam i odbezpieczyłam broń. Celując od dołu w krocze mężczyzny.
Zamarł, z Link nadal memłającą jego rękę. Z jednej strony chciałam kazać jej przestać, bo smród krwi wyciekającej z szarpanej rany stawał się coraz bardziej nieznośny, dodatkowo pobudzając tkwiącego we mnie wilka. Z drugiej strony... Oddychałam zbyt szybko, miałam zbyt ściśnięte gardło, by wydobyło się z niego choć jedno słowo. Całą swoją uwagę i resztki opanowania, jakie jeszcze we mnie tkwiły, skupiłam na mężczyźnie. I na tym, by ręce trzymające pistolet mi nie drżały.
W ostateczności więc trzęsłam się niemal cała, w spazmach, starając się z całych sił powstrzymać przemianę. Tylko ręce zdawały się trwać bez ruchu, z palcem luźno spoczywającym na spuście. Ostrzegając, że najmniejszy ruch ze strony stojącego nade mną mężczyzny wystarczył, bym wypaliła. Kula przebiłaby go od dołu, albo przechodząc od dołu przez sporą część narządów wewnętrznych... Albo przynajmniej pozbawiłaby go męskości. Tak czy tak - lepiej dla niego było pozostawać w bezruchu.
I taka właśnie scena ukazała się Anzaiowi, gdy wszedł do pomieszczenia jakiś czas później. Z tą drobną różnicą, że już ostatkiem sił powstrzymywałam przemianę. Adrenalina, duszący zapach krwi wypełniający pomieszczenie... Zdecydowanie nie wpływały dobrze na utrzymywanie przeze mnie samokontroli.
Dlatego, gdy tylko mężczyzna krzyknął coś do napastnika, wycelował w niego z broni, którą nie wiem, skąd wytrzasnął... Opuściłam tą, którą trzymałam do tej pory ja. Zabezpieczyłam ją, popchnęłam po podłodze w kierunku Anzaia, po czym pozbierałam się z podłogi. Link przestała memłać rękę draba, spojrzała na mnie z zakrwawionym pyskiem. Odwróciłam od niej spojrzenie... I bez słowa wyszłam z pomieszczenia. Nawet nie spojrzałam na znajomego, po prostu wyszłam. Psy zostały. Miałam nadzieję, że po wszystkim nie zagryzą Anzaia.
Po kilku próbach znalazłam w końcu łazienkę. A gdy już znalazłam się w środku... Wilk ostatecznie przejął kontrolę.
Wydałam z siebie cichy jęk bólu, gdy przemiana rozpoczęła się gwałtowniej, niż zwykle, przez to, że powstrzymywałam ją tyle czasu. A potem...
Potem już nie pamiętam. Wilk zepchnął mnie całkowicie na drugi plan. Teraz więc, zamiast uległej, w miarę spokojnej dziewczyny, Anzai miał w swojej łazience wściekłego wilka. Alfę.
Którego naprawdę niełatwo zdominować, więc jeśli mężczyzna się nie dostosuje podczas spotkania z nim... Mogło się to różnie skończyć.

Anzai?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics