8.07.2020

Od Any CD Michaela

Gdy Mike zniknął w łazience, ja postanowiłam poświęcić chwilę na przetrawienie emocji. Byś może wzięcie się w garść. Bo kiedyś trzeba. Nie mogłam się wiecznie wściekać na Mike'a... Z perspektywy czasu, dając sobie możliwość pomyślenia nad tym, co się wydarzyło, mogłam spokojnie dojść do wniosku, że w zasadzie... Gdybym była na miejscu Mike'a, prawdopodobnie zrobiłabym to samo. Nie było sensu... Nie mogłam go winić za to, że chciał mnie w pewien sposób pomścić.
Czas, jaki spędziłam na kanapie w salonie, czekając, aż mężczyzna wyjdzie w końcu z łazienki, poświęciłam na ostateczne zakończenie w swojej głowie tej kwestii. Postanowieniu, że już więcej nie poruszę tego tematu, pozbędę się wszystkich negatywnych uczuć, jakie mną targały. Nie było czego roztrząsać.
Do końca dnia już nie wychodziliśmy. Spędziliśmy spokojny dzień w moim domu, na pomoście na jeziorze, spacerując ze zwierzyńcem po lesie... Chciałoby się powiedzieć, że dzień jak co dzień, jednak prawda była taka, że zwykle w naszych życiach o wiele więcej się działo. Ta chwila beztroski dzisiaj... To było coś wręcz niespotykanego. Ale chyba obydwoje tego potrzebowaliśmy.

***

- Mia pisze, czy chcę z nią wyjść do klubu - powiedziałam na głos, sama nie wiem, dlaczego, gdy odczytałam wiadomość od przyjaciółki. Wygasiłam telefon i zaczęłam nim kręcić w palcach, opierając go co każde pół obrotu o blat stołu, przy którym siedziałam, a następnie przesuwając po nim palce w dół, by po podniesieniu go za moment w górę, siła grawitacji znowu obróciła go o sto osiemdziesiąt stopni.
- Mmm... I? - podniosłam wzrok na Mike'a, gdy usłyszałam jego głos tuż za sobą. Wyprostowałam się na krześle, opuściłam podciągniętą do tej pory pod brodę nogę i już chciałam się do niego obrócić, ale uniemożliwiły mi to jego ramiona, które objęły mnie od tyłu, przytrzymując na miejscu. Poczułam na karku jego ciepły oddech, pod którego wpływem całe moje ciało przeszedł dreszcz. Odchyliłam głowę w tył, mrużąc lekko oczy, ciesząc się bliskością bruneta. Zaraz też poczułam, jak muska ustami moje włosy w miejscu, gdzie zaczynało się czoło. Uśmiechnęłam się lekko.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym poszła - zmusiłam się do otworzenia oczu. Choć najchętniej zostałabym w tej pozycji, w jakiej teraz trwaliśmy, nie mogłam za bardzo sobie na to pozwolić. Nie teraz.
Mike zamyślił się, przez chwilę milcząco patrzył mi w oczy. Widziałam w jego spojrzeniu troskę. Nie miałam wątpliwości, że chciał dla mnie jak najlepiej... I że z nim nic mi nie grozi.
Z drugiej jednak strony, nie mogłam wiecznie na nim polegać. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które potrzebowały, żeby ciągle je ratować. Ja potrzebowałam wolności, poczucia, że nie zależę od nikogo... Że potrafię sobie sama radzić. A ostatnio to poczucie bardzo zatraciłam. Coś mnie ciągnęło, by je odzyskać. Nie można przecież pozwolić sobie na wieczny strach przed zostawaniem samym. Musiałam żyć dalej.
- Zrobisz, jak zechcesz, Ana - powiedział w końcu mężczyzna, przyciskając usta do mojej skroni. - Cokolwiek to będzie, możesz na mnie liczyć.
Tak. Wiedziałam to. Już wielokrotnie mi to pokazał... i  to w sytuacjach zdecydowanie mniej trywialnych, niż to, czy iść na imprezę z przyjaciółką, czy nie.
Być może dlatego w końcu zdecydowałam, że pojadę. Mike miał mnie zawieźć i odebrać spod klubu, który wybrała Mia, mówiąc, że "To jeden z najlepszych lokali w mieście". Żebym nie musiała łapać potem taryfy w środku nocy, bo, nie było co ukrywać - jeśli już zdecydowałam się iść do klubu, zamierzałam się urżnąć. A z kolei prowadzenie samochodu po pijaku było naprawdę nierozważne.
Gdy podwiózł mnie pod wejście do klubu, przed którym czekała już na mnie Mia, zanim wysiadłam, złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego z pytaniem w oczach, a on tylko uśmiechnął się lekko i ścisnął moją dłoń.
- Uważaj tam na siebie - uśmiechnął się lekko, przesuwając chyba trochę bezwiednie kciukiem po wierzchu mojej dłoni.
- Zawsze uważam - odpowiedziałam promiennym uśmiechem i nachyliłam się, by obdarzyć go szybkim pocałunkiem w policzek. Nie czekając na jego reakcję, wyswobodziłam dłoń z jego uścisku i wysiadłam z samochodu, kierując się od razu do przyjaciółki.
Zabawę czas zacząć.
Nie mogę powiedzieć, że nasza popijawa nie była udana... Przynajmniej początkowo. Bawiłam się całkiem dobrze, na przemian pijąc i tańcząc z przyjaciółką. Zwracałyśmy uwagę, w końcu byłyśmy dwiema samotnymi dziewczynami. Jednak mało kto pokusił się o coś więcej, niż postawienie nam drinków albo poproszenie którejś z nas o taniec (który niewiele z tańcem miał wspólnego, ale w zasadzie kto by zwracał na to uwagę). W którymś momencie dołączył do nas jakiś znajomy Mii, który mimo panującego w klubie hałasu próbował z czarnowłosą rozmawiać, przez co siedzieli dość blisko siebie... Ja zajęłam miejsce na drugim końcu kanapy, z drinkiem w dłoni przyglądając się parze z zainteresowaniem. Byłam już dość mocno wstawiona, miałam problem z zachowaniem równowagi przy gwałtownych ruchach. Spojrzałam krytycznie na trzymaną przeze mnie szklankę z kolorowym płynem. To ostatni, więcej nie piję.
I właśnie wtedy cały wieczór miał szlag trafić.
Gdy para siedząca przede mną była pogrążona w rozmowie, do mnie dosiadł się jakiś facet. Nie znałam go, jednak mimo ilości wypitego przeze mnie alkoholu kontaktowałam na tyle, by dostrzec jego zamiary, gdy usiadł tak, że jego udo dość mocno przyciskało się do mojego, do tego zarzucił ramię na oparcie kanapy za mną. Zaczął coś do mnie mówić, jedną spoconą łapę położył na moim odkrytym ramieniu, druga spoczęła na kolanie. Nie na długo. Niemal natychmiast zaczęła wędrować w górę, podciągając moją i tak krótką czarną sukienkę, którą dzisiaj założyłam...
Chciałam się zerwać na równe nogi, ale ilości wypitego alkoholu mi to uniemożliwiły. Odpychając faceta od siebie i wstając gwałtownie z kanapy, straciłam równowagę, niemal znowu lądując na kanapie... a raczej na kolanach tego gościa. Chyba tylko cudem udało mi się nie upaść. I uniknąć kontaktu, którego za wszelką cenę chciałam uniknąć.
Szybko złapałam moją kopertówkę, w której miałam telefon. Zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu go, jednocześnie chcąc rzucić błagające o pomoc spojrzenie Mii... Ale nie było jej na jej miejscu. Ani jej, ani jej kolegi. Zmarszczyłam brwi i jak przez mgłę przypomniałam sobie, że mówiła coś o tym, że idą potańczyć i zaraz przyjdą... Pewnie ten obleśny gościu tylko na to czekał.
Kurwa, nigdy więcej nie doprowadzę się do takiego stanu. Przysięgam.
Z braku lepszego rozwiązania, zaczęłam kierować się do wyjścia. Facet nie należał jednak do tych szybko się poddających, pobiegł za mną, złapał od tyłu w pasie, przyciskając do siebie i kładąc ponownie rękę na moim udzie, podsuwając materiał w górę... Żołądek podszedł mi do gardła, a ja zadziałałam instynktownie, podnosząc temperaturę swojego ciała. Do zdecydowanie nienormalnej i definitywnie nie do zniesienia przez zwykłego człowieka.
Odskoczył przestraszony. Odruchowo. Popatrzył z przerażeniem na swoją dłoń, którą prawdopodobnie zdobiły już szybko tworzące się pęcherze po poparzeniu. Nim minął mu szok, wywołany tak niespodziewanym obrotem spraw, zdążyłam mu zniknąć w tłumie. Chwiejąc się mocno, tym bardziej, że byłam w szpilkach, wyszłam z klubu na ulicę, natychmiast zaciągając się zachłannie chłodnym, nocnym powietrzem, próbując nieco ugasić tym ogień, który we mnie zapłonął w reakcji obronnej... Szybko przypomniałam sobie o komórce, którą nadal trzymałam w dłoni. Można powiedzieć, że wręcz rzuciłam się, by wybrać numer przyjaciela... Usłyszawszy pierwszy sygnał wybieranego połączenia, ruszyłam chwiejnie przed siebie, by choć trochę oddalić się od przerażającego faceta, na wypadek gdyby jednak postanowił nadal mnie napastować, jednak nie zaszłam daleko. Kumulacja alkoholu i ciągle świeżego wspomnienia łap tego faceta na moim ciele... to było za dużo dla mojego żołądka. Postanowił się dość gwałtownie zbuntować, wypuszczając swoją zawartość na zewnątrz... Mike odebrał akurat w momencie, gdy torsje wstrząsające moim ciałem jako tako ustąpiły.
- Tak? - rozległo się po drugiej stronie słuchawki, a z mojego gardła momentalnie wydobył się zbolały jęk ulgi. Oparłam się o ścianę pobliskiego budynku i osunęłam się po niej na ziemię, nie zważając na to, że chodnik był lodowato zimny. Moja skóra płonęła.
- Przyjedź po mnie - wyszeptałam. Tylko tyle zdążyłam, bo padł mi telefon. Zaklęłam cicho, patrząc na urządzenie i czym prędzej odkładając je do leżącej obok torebki. Przegrzał się, mam tylko nadzieję, że nie usmażyłam go na stałe. Przyłożyłam dłonie płasko do chodnika, po czym niemal natychmiast usłyszałam syk towarzyszący parującej z chodnika wodzie... Byłam rozpalona. I naprawdę nie wiedziałam, co zrobić, żeby to uspokoić. Choć chłodne powietrze nieco pomagało w moim napadzie paniki.
W takim stanie w każdej chwili równie dobrze mogłam stanąć w płomieniach. Mi nic by się nie stało... Ale o zdrowie i życie innych nie mogłam być tak pewna.
Miałam nadzieję, że Mike się pospieszy.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics