25.09.2020

Od Any CD Kiery

Wiecie, co jest zabawnego w zbiegach okoliczności i niespodziewanych spotkaniach? Zwykle wcale aż tak przypadkowe, jak mogłoby się zdawać, nie są.
Nie wiedziałam, co powinnam sądzić o tym zbiegu okoliczności. Dziewczynie, która weszła do mojej kawiarni akurat w momencie, gdy na moment zmieniłam Mię przy kasie. Akurat w dzień, kiedy poza Archerem zabrałam ze sobą do pracy Finna, który od początku uskuteczniał tu generalną demolkę (a może chciał urządzić przemeblowanie, bo coś mu w obecnym wystroju wnętrza nie pasowało, generalnie ciężko stwierdzić). A także wtedy, gdy miałam wyjątkowo, mimo wszystkich okoliczności przyrody, całkiem dobry humor. Tak, ostatnio, od dziwnej akcji z Joey'em nie zdarza mi się to zaczęto. Zbyt dużo problemów spadło mi na głowę, bym potrafiła cieszyć się chwilą.
Jednak tego dnia to nie ja byłam tą markotną, spędzającą raczej więcej czasu w kuchni na zapleczu, niż na sali, by nie dołować swoją miną i postawą klientów. W końcu nie o to chodziło, nie po do dbałam o to, by osoby obsługujące klientów były jak najbardziej życzliwe i tak dalej... Zadowolony klient z większym prawdopodobieństwem wróci w miejsce, które mu się spodobało, nie tylko wizualnie czy pod względem jakości. Również atmosfery. Lepiej więc było, żebym schodziła im z widoku.
Oczywiście zasada "wiecznie promienni" nie odnosiła się do klientów a czasami by mogła. Dziewczyna, która zagościła w mojej kawiarni na tyle długo, by Archer się nią zainteresował, wyglądała na właśnie taką - markotną. Nie wnikam, czy miała ku temu powody. Pewnie tak. Mało kto jest markotny dla zasady. Jednak nie to się liczyło. Prawdę mówiąc, gdyby nie to zainteresowanie Archera jej osobą, nawet bym na nią nie zwróciła większej uwagi niż podczas składania przez nią zamówienia. Jednak mój pies wyraźnie coś w niej wyczuł...
I cokolwiek to było, postanowiłam, że do niej podejdę. A co mi tam, raz kozie śmierć. Co mogłam stracić? Nie widziałam jej tu wcześniej, więc raczej nie stałego klienta. Już się nawet zbierałam, by opuścić swoje obecne stanowisko przy kasie. Ubiegła mnie jednak, wstając od swojego stolika i podchodząc do mnie. Kątem oka zobaczyłam, jak mój wilczak porusza się nieznacznie, kierując jedno z uszu na dziewczynę, drugie stale skupione było na lisie, który akurat dla odmiany zamiast latać jak powalony, leżał grzecznie zwinięty w kłębek przy moich rzeczach. Ufałam Archerowi pod względem wyczuwania nietypowych osób, szczególnie, że sama często wyczuwałam w woni ludzi jakieś dziwne nuty, które kazały mi przypuszczać, że całkiem ludzcy nie są. Czasami któreś z nas się myliło w swojej ocenie. Jednak gdy obydwoje coś wyczuliśmy... Niemal na pewno coś było na rzeczy. W przypadku tej dziewczyny nie wiedziałam tylko, co dokładnie.
Gdy zamawiała kolejne słodkości, zagaiłam z nią rozmowę. I tak zamierzałam to zrobić zaledwie chwilę temu, więc... Odpowiadała może nieco chłodno, ale z drugiej strony - jak miała odpowiadać komuś, kogo nie znała? Zupełnie zrozumiałe było, że nie rzuci mi się od razu na szyję i nie zacznie trajkotać wesoło, opowiadając historię swojego życia, tym bardziej, jak od początku widziałam, że miała raczej kiepski humor. Niemniej, nie wiem dlaczego, nie zamierzałam jej tak łatwo odpuścić.
- Pierwszy raz tu jesteś? - zapytałam z ciepłym uśmiechem na ustach, dopakowując do zamówienia zdobiony na kształt żółwia makaronik. Jednocześnie nie nabiłam go na kasę, żeby nie było, że coś komuś wciskam na siłę i każę za to płacić, bez przesady. To w formie takiego prezentu ode mnie. I tak ja się męczyłam, żeby je tak udekorować, więc... - Nie kojarzę, żebym cię wcześniej widziała.

Kiera?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics