9.10.2020

Od Liama CD Kangsoo

Choć historia Kangsoo była cokolwiek... nietypowa, w głowie zaświtał mi pewien plan. Może nie świadczyło to o mnie za dobrze, ale jakoś nigdy nie przejawiałem jakiś szczególnych uczuć czy poczucia sprawiedliwości wobec osób, których nie znałem. A już szczególnie wobec nieznajomych, przez które cierpiały bliskie mi osoby. Tak jak ten osobnik, roboczo nazywany panem X. Jakoś nie miałem nic przeciwko temu, żeby zupełnym przypadkiem stracił palec, czy nawet całą kończynę... I nie, nawet niekoniecznie chciałem angażować w to Lunę. W smoczej formie sam doskonale bym sobie z tym poradził.
Pogrążony w myślach, nie do końca zwracałem uwagę na psa, który plątał mi się pod nogami. Zwykle spacery z czworonogami sprawiały mi przyjemność, dzisiaj jednak nie mogłem znaleźć w sobie wystarczająco dużo spokoju, by móc cieszyć się chwilą. By móc cieszyć się czymkolwiek. W głowie bez przerwy kołatała mi się tylko jedna myśl: co zrobić? Jak wyzwolić Kangsoo z możliwie najmniejszymi stratami po naszej stronie? Nie było co ukrywać - mogło się to okazać prawdziwym wyzwaniem. Szczególnie zrealizowanie punktu polegającego na odnalezieniu źródła problemów, tego niejakiego pana X. Potem raczej powinno być już z górki. Tylko... naprawdę nie wiedziałem nawet, jak się do tych poszukiwań zabrać.
- O czymś myślisz - to nie było pytanie, jednak nie wiem dlaczego, poczułem się w obowiązku na to odpowiedzieć. Nie wiedziałem tylko, jak. Myślę o twojej sytuacji odpadało, bo zaraz by się obruszył, że nie powinienem, że mam swoje problemy, że sam sobie poradzi i takie tam. Nie chciałem się o to kłócić, bo nie o to chodziło. A nie było opcji, żebym nie pomógł przyjacielowi.
- Zastanawiałeś się kiedyś, czy by nie spróbować wprowadzić tym psom jakiegoś treningu? - zapytałem, mając nadzieję, że uda mi się tym uniknąć prawdziwego tematu, który zaprzątał mi myśli. Może trochę zmienić temat. - Wiesz, nauczyć ich podstawowych komend takich jak chociażby "siad". Nie uważasz, że tak szybciej znalazłyby dom?
Kangsoo spojrzał na mnie przelotnie, a w jego oczach dostrzegłem jakąś trudną do zdefiniowania dla mnie w tamtym momencie emocję. Zaskoczenie? Zawiedzenie? Zainteresowanie? Może po trosze każdą z nich... W każdym razie, zamiast czekać na jakąś konkretniejszą reakcję, kontynuowałem monolog o potencjalnych korzyściach dla bezpańskich psów, jakie wynikałyby z nauczenia się przez nie przydatnych w codziennym życiu umiejętności. Oczywiście genialną opcją dla nich byłby behawiorysta, jednak wiedziałem, że to nie takie hop-siup załatwić jakiegoś za względnie przystępną cenę, którą mogłoby pokryć schronisko. Ale nawet przeszkoleni do tego wolontariusze mogliby się tym zajmować...
I tak minęła nam cała droga powrotna do schroniska. A gdy już odprowadziliśmy psy do ich kojców i pożegnaliśmy płaczące już z tęsknoty za człowiekiem zwierzęta, udaliśmy się do budynku służbowego, żeby odłożyć nasz sprzęt do spacerów. Szliśmy w ciszy, jednak nie krępującej, a naturalnej...
Nagle Kangsoo zatrzymał się gwałtownie. Odwróciłem się do niego, gdy poczułem, że nie ma go koło mnie. Mężczyzna spojrzał na mnie z przerażeniem i przełknął gwałtownie ślinę.
- O co chodzi? - zapytałem zaniepokojony, również przystając.

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics