Wiadomo jak to
jest w okresie jesienno-zimowym. Uciążliwe przeziębienia, anginy i inne grypy.
Większość klasy zadowolił fakt z przełożonego egzaminu ze sprawności fizycznej
i początku zajęć koło jedenastej. Również mi to nie przeszkadzało. Większość
nauczycieli, czemu się nie dziwie postanowiło pozostać z katarem pod pierzyną.
Jako iż byłam w pełni zdrowa - jak na razie, zaraz po powrocie wczoraj do domu
zadzwoniłam do szefa. Każdy pieniądz jest ważny oraz istotny dla mnie, a dodatkowe
godziny pracy szczególnie z dość niezdarną i spóźnialską Biancą szła mu na
rękę. Nie zalicza się do osób posiadających mój większy szacunek i jakiekolwiek
pozytywne relacje, ale jej towarzystwo nie było najgorsze. Dość znośne, chociaż
zależy kiedy miała nastrój, dama.
Wstałam rano, wpół
do siódmej i wprost wyruszyłam do kuchni. Zjadłyśmy z Madd śniadanie,
przeglądając jakieś magazyny na różne tematy, począwszy od mody na motoryzacji
skończywszy. Pośmiałyśmy się z paru głupich obrazków zamieszczonych w środku i
idiotycznych, zmyślonych plotek, po czym nastała pora na wychodzenie z domu.
Przebrałam się,
wykonałam rutynę, spięłam włosy w niechlujnego koka i nieco podkreśliłam rzęsy.
Wzięłam najpotrzebniejsze przedmioty i wyruszyłam do auta Maddison. Zazwyczaj,
gdy obie mamy więcej czasu ona mnie podwozi przed pracą, za co jestem wdzięczna.
Szczególnie dziś - pełne ulice, ludzie praktycznie na sobie na chodniku. Nie
wyobrażam sobie przejechać tędy rowerem. Oczywiście mówię o głównych ulicach
miasta - na poboczu jak to zwykle bywa jest dość spokojnie i nie tłoczno.
Uwielbiam to.
Jak można było
przewidzieć, w pracy byłam pierwsza. Moja współpracowniczka
jak zwykle się spóźniła. Powinna być zaskoczona, że kawiarnia jest otwarta.
Szczególnie, że nie bywam tutaj we wczesnych godzinach w ciągu tygodnia.
Zaśmiałam się nieznacznie ze swoich przemyśleń i od razu skierowałam się na zaplecze.
Przebrałam się
w odzież roboczą. W między czasie słyszałam, że ktoś przyszedł, więc
postanowiłam wyjść za ladę, w razie gdyby odwiedził nas pierwszy zainteresowany. Za drzwiami czekała na mnie Bianca, o dziwo z
jednym ze szklanych wazonów w rękach z pozycją do samoobrony. Chciało mi się
śmiać, nie powiem, ale dusiłam to w sobie. Starałam się przynajmniej. Spojrzałam na nią dopiero, gdy
zaczęła głęboko wzdychać.
- Trzeba było
być punktualnie - pomyślałam, przewracając oczami.
- Ty jesteś
niepoważna - odparła brunetka wyraźnie podirytowana.
- Niby
dlaczego? Nie mogę już przyjść z rana do pracy marzeń, jaką jest ta kawiarnia?
- odpowiedziałam.
- Nie powinno
być cię teraz w szkole dziewczynko? - widziałam po niej, że czuje się być na
wygranej pozycji. Nie tym razem słońce.
- Może powinnam
tam być, ale jestem tu. Przeszkadza Ci to? - nie zamierzałam się tłumaczyć.
- Tak -
odpowiedziała krótko i wyminęła mnie kierując się na zaplecze. Ja w tym czasie
wzięłam dla siebie jeden kubek i go wymyłam, aby jak najszybciej nalać sobie
kawy. Potrzebuje tej dawki energii, w sytuacji kiedy nie korzystam z wolnego w czasie
intensywnej nauki, a pracuje na 'lepsze życie'. Dlatego też
kofeina to najlepsze rozwiązanie z możliwych.
Wzięłam ręcznik
papierowy z półki, w trakcie kiedy Bianca rozpoczęła myć stoliki.
Nie powiem, zdziwiłam się. Zazwyczaj jest to ogarnięte już wieczorem, po
zamknięciu. Więc szczególnie w sytuacji kiedy zawsze może pojawić się klient,
kawiarnia powinna być w stu procentach czysta. Szef raczej nie chce zaniżać
sobie opinii wśród miejscowych.
- Dopiero teraz
się za to bierzesz? - zapytałam. W tej z góry się coś zagotowało, rzuciła
ścierką i podeszła bliżej mnie, krzyżując ręce. Ten gest nie czyni jej bardziej
poważną czy zdenerwowaną, ale to tylko moje zdanie. Bardziej jak małe,
rozwydrzone dziecko któremu matka nie chciała kupić drogiej zabawki z
najwyższej półki.
- Też tu
wczoraj byłaś, więc jeśli nie podoba Ci się, że sprzątam dopiero teraz, trzeba
było zrobić to samemu wczoraj - odparła, bardzo wkurzonym głosem. Ja tylko
podniosłam brew, patrząc na nią pytająco.
- Ja w
przeciwieństwie do... - zaczęłam mruczeć pod nosem, gdy do lady podszedł
średniego wieku mężczyzna. Staram się zawsze pałać pomocą z
daleka do nieznajomych, więc moja twarz rozpromieniła się w ciągu sekundy. Bianca musiała wracać do
poprzedniej czynności, rezygnując z dogryzania mojej osobie.
- Tak słucham,
co mogę panu podać? - powiedziałam uprzejmie, czekając na zamówienie.
- Dzień dobry,
poproszę jedną czarną kawę - odpowiedział jednym tchem.
- Oczywiście,
to wszystko dla uprzejmego klienta? - irytował mnie powoli już ten zbytni
optymizm, ale praca jak praca.
- Owszem, młoda
damo - Kiera - harmonia, pamiętaj. Nie zaczynaj bezsensownych sporów, zwłaszcza w pracy.
- Już robię -
wyszczerzyłam się aż nad to, spoglądając na współpracowniczkę.
Podeszłam do
maszyny i zaczęłam przygotowywać gorący napój, przy okazji szykując się na
zrobienie drugiego - dla mnie. Po dłużej chwili sięgnęłam po zamówienie, po
czym postawiłam na ladzie.
- Należy się
5,50 – oznajmiłam, podając rachunek.
- Reszty nie
trzeba, zachowaj dla siebie panienko - odparł mężczyzna kładąc na specjalnym plastikowym podstawku pieniądze. Wziął napój i odszedł w stronę stolika. Przy okazji
zaczerpnęłam już po moją kawę. Niezbyt patrząc przed siebie, wyszłam zza lady. Nie spodziewałam się Bianci
zaraz przede mną. Wpadłyśmy na siebie, a zawartość kubka wylądowała na naszych
klatkach piersiowych. Spojrzałam się na dziewczynie, po chwili zaczynając się
śmiać z jej nieuwagi. Uspokoiłam się, jednakże uśmiech tym razem jak
najbardziej szczery nie zszedł mi z twarzy.
Ta natomiast obarczyła
mnie piorunującym wzrokiem. Już szykowałam się na niezłą aferę, aż ona z
niewiadomych przyczyn dołączyła do mnie. Obie się śmiałyśmy - a to oznacza coś
dziwnego i nienormalnego w naszej jako takiej relacji.
- Jesteś
pojebana - powiedziała.
- Nie bardziej
jak ty - puściłam dziewczynie oczko, kierując się w stronę moich rzeczy.
Niestety koszulka z logiem kawiarni doszczętnie się zalała, więc byłam zmuszona
chodzić w normalnych ubraniach. Po chwili weszła do tego samego pomieszczenia
Bianca. Ja powróciłam za ladę, wykonując powierzoną mi robotę.
- Nie obrażę
się za więcej takich śmiesznych wpadek, czy tam akcji z waszej strony
dziewczęta - odparł widocznie zadowolony ze swojego tekstu klient i wyszedł z
lokalu. Jak można zauważyć poczuł się zbyt pewnie, że nawet nie mam ochoty tego
komentować.
- Robisz mi
następną kawę i nie ma, że nie - oznajmiłam, wskazując na prawie pusty kubek.
Szybko wypiłam resztę odratowanej zawartości.
- Jeszcze
czego, pracuję dla szefa, nie dla ciebie małolato - parsknęła, wracając do
mycia stolików. Przed tym jeszcze zmyła z podłogi niewielki rezultat całego incydentu. Zdecydowanie bardziej oberwało się nam.
- Uważaj kogo
nazywasz małolatą, jestem tylko rok młodsza od ciebie - uśmiechnęłam się
szyderczo, przygotowując znowu taką samą kawę.
- To wystarczy,
by udowodnić kto jest dojrzalszy pod każdym względem - odpowiedziała, siadając
niedaleko mnie. Prawdopodobnie też chciała sobie coś zaparzyć.
- Szkoda, że
gołym okiem można dostrzec kto tutaj jest łamagą i niedorajdą - wzięłam kubek i
tym razem ostrożniej trzymałam z daleka od Bianci. - I ciekawe kto rzucił naukę
dla alkoholu oraz imprez...
- Skąd ty o tym
wiesz? - podniosła się zdziwiona, a ja wpadłam w śmiech. Mina jej
pobledniała, a oczy rozszerzyły się na prawdopodobnie maksymalną wielkość.
- Mniejsza o
to, chciałam podkreślić sam fakt - wzruszyłam obojętnie ramionami, aż zawitała
nasza następna klientka. Ponownie stałam się tą wesołą i kulturalną wobec
obcych Kierą.
- To skoro
jesteś taka mocna w rozmowie, to udasz się ze mną dziś wieczorem i przekonasz
się, że jesteś w błędzie? – powiedziała, biorąc łyka świeżo nalanej herbaty
owocowej. Mnie aż zatkało i musiałam odkaszlnąć, bo prawie bym się udusiła. Czy
ona chce ze mną spędzić wieczór? Postanowiłam zignorować propozycje i ugościć
kobietę.
- Witamy! Czym
pani jest zainteresowana, tego jesiennego, wietrznego dnia? – wstałam i skierowałam się
w jej stronę, wzbudzając zaciekawienie i uwagę klientki. Właśnie tak to się
robi.
- Poproszę
ciastko – wskazała palcem na szklanej szybie, którą teraz ktoś będzie musiał
umyć. – Na wynos najlepiej.
- Pewnie, już
szykuję – sięgnęłam z wystawy po jedno z czekoladowych specjałów i ostrożnie
włożyłam do papierowej torebki. Wydrukowałam paragon i podałam całość na
ladzie. Kobieta zapłaciła i w szybkim tempie ruszyła w drugą stronę alejki na
zewnątrz.
- Do widzenia!
– krzyknęłam, choć na marne. Usiadłam z powrotem, licząc że temat się rozwinie.
- To nie jest
żart, poświęcę się – odrzekła, obijając paznokciami o porcelanowe ucho kubka.
Spojrzałam na jej profil twarzy, wciąż nie dowierzając.
- Dobrze –
odpowiedziałam krótko. – Jesteśmy w kontakcie.
Niedługo po tym
zbierałam się do domu. Gdy już dotarłam taksówką, szybko się przebrałam,
poprawiłam makijaż i wzięłam pod ramie najpotrzebniejsze podręczniki na
dzisiejszy dzień.
Dzień w szkole,
jak zwykle przeminął dość nudno, aczkolwiek szybko. Tym bardziej dziś, kiedy to
miałam zaledwie cztery godziny lekcyjne z dość prostych dziedzin. Dopytywałam różnych osób, czy chcieliby iść ze mną. Niestety, bądź stety większość mnie wyśmiała,
twierdząc że nie starcza im doby w czasie szkoły, a jak ja chce zawalić semestr
to proszę bardzo. Może Madd mi się uda wyciągnąć. Oby… Szczególnie że Bianca z pewnością zajmie się sobą, a ja będę piątym kołem
u wozu, podpierając ściany w najcichszym zakątku. Rzeczywiście, powinnam
podciągnąć oceny, bo sama sprawność fizyczna mi nie wystarczy na wzorowe zdanie
tej szkoły. Przyjdzie i na to pora, mimo że w moim mniemaniu wiedza jest bardzo istotna.
Po wyjściu
szybkim krokiem weszłam do jakiejś piekarenki. Kupiłam mocno tuczącego pączka na przegryzkę.
Nie zdrowo, jednakże smacznie. Pobiegłam na przystanek autobusowy, żeby nie
czekać zbytnio. Tutaj rozkład jazdy różni się bardzo, szczególnie w moje rejony. Gdy
tylko przeleciałam tabliczkę wzrokiem, dostrzegłam godzinę piętnastą
czterdzieści osiem, czyli za dwie minuty. Nim się obejrzałam, podjechał nieduży
bus, szokująco pusty jak na zbliżający się szczyt godzinowy.
W głowie cały
czas miałam zaproszenie Bianci. Czy to oby na pewno dobry pomysł, żeby tam
jechać? Mogłabym zostać w moim domowym zaciszu, pouczyć się, a później może
pooglądać jakieś nowo nagrane materiały eksploracyjne. Ale nie.. Doskonale wiem, że ona
mnie nie trawi. Co jest nie tak?
Prawie
przejechałabym mój przystanek, ale na szczęście w porę się opamiętałam. W
środku jeszcze nie było mojej współlokatorki, zresztą jak zawsze. W tym czasie
jest w pracy, koło dziewiętnastej dopiero wraca. Chociaż różnie bywa z jej
rozkładem godzin oraz zmian w kinie.
Zalałam wrzącą wodą sobie
coś w rodzaju ekspresowych zupek do zjedzenia na szybko, które są jak wiadomo jedynie chemią.
Usiadłam przy biurku i zgodnie z radami rówieśników wzięłam się za notatki.
Przynajmniej odciągnę się od wielu zadawanych pytań bez jasnych odpowiedzi w mojej głowie. Skupie się
na czymś konkretniejszym i co najważniejsze przydatnym.
Sama nie
wiedziałam, że tyle jestem skłonna bez większych przerw przesiedzieć nad
książkami. Zorientowałam się dopiero, gdy usłyszałam dźwięk kluczy, otwieranych drzwi. Co zabawniejsze, Madd przyjechała akurat po dwudziestej. Znajomy poprosił ją o zastępstwo, z tego co zrozumiałam.
Po długich namowach nie
zgodziła się iść ze mną. Moja ostatnia nadzieja przepadła. Klęłam chwilę pod nosem, aż
wzięłam się w garść. Postanowiłam się wyszykować i jakoś w miarę w porządku
wyglądać. Umyłam włosy, które samowolnie rozpuściłam, jedynie poprawiając
grzywkę. Umalowałam się dość naturalnie, oprócz paru aspektów, które wyjątkowo mocniej
podkreśliłam. Założyłam zwykłe spodnie z dziurami oraz biały t-shirt,
dorzucając do tego odzież wierzchnią i eleganckie obuwie. Wrzuciłam parę
najkonieczniejszych przedmiotów do małej torebki. Usiadłam, biorąc parę porządnych oddechów na łóżku.
Już tylko wyczekiwałam odzewu
Bianci. Na początku rozpoczęcia naszej pracy spisywałyśmy do siebie numery, żeby w
razie potrzeby mieć stały kontakt. Wtedy jeszcze w miarę się lubiłyśmy. Przynajmniej ja ją, aż stała się wredna na co dzień i tak popsuła swoją opinię.
Dostałam
wiadomość z adresem. Pozostało mi tylko tam się udać. No i przeżyć, jakoś.
Bianca?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz