8.11.2019

Od Any CD Michaela

Obudziłam się z potwornym bólem głowy.
Jęknęłam, próbując się poruszyć, ale okazało się, że głowa to nie jedyna rzecz, której daleko teraz do stanu używalności. Bolał mnie chyba każdy mięsień, do tego dochodziły rany zgarnięte podczas walki...
Kiedy usiosłam rękę, by odgarnąć sobie włosy z czoła, zauważyłam na raz dwie rzeczy.
Pierwsza - ktoś mnie opatrzył. Niemal całą rękę miałam w bandażach, z resztą zaraz przekonałam się, że nie tylko ją. Słowiem - nieźle się poharatałam.
Druga... to że byłam naga.
Zerwałam się jak oparzona, ale zaraz znowu opadłam z jękiem na poduszki, bo odezwał się przeszywający ból głowy. Zdążyłam już nawet uznać, że dobra, pewnie to Mike, albo nawet sama się rozebrałam, w końcu niebardzo pamiętałam ostatnie kilka... godzin, dni? Spojrzałam na zegarek przy łóżku. Od naszej akcji minął cały dzień. Nieźle...
- Królewna już się obudziła? - moje rozmyślania przerwał nagle obcy głos. Choć miałam wrażenie, że już go wcześniej gdzieś słyszałam.
Gdy otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą jego twarz, nagle trybiki w mózgu wskoczyły na swoje miejsce.
Mężczyzna, który w tym akurat momencie znajdował się stanowczo zbyt blisko, jak na przelotną znajomość, jaka nas łączyła, był tym demonem, który nam pomógł. Wszystko super, fajnie, tylko...
- Niezłą masz figurę, swoją drogą - zagaił swobodnie, jakbyśmy się znali od zawsze, a nie zamienili ze sobą raptem kilka zdań...
Zaraz zaraz.
- Czy... - głos miałam schrypnięty, więc odkaszlnęłam i spróbowałam jeszcze raz. - Czy ty mnie...
- Opatrzyłem? Tak - uśmiechnął się do mnie promiennie. A temperatura mojego ciała momentalnie skoczyła. I nie, to nie z podniecenia. - Nie musisz mi dziękować, to była dla mnie...
- Czyli mam rozumieć, że to ty mnie rozebrałeś - każdy, kto mnie choć trochę zna, wyczułby już w tonie mojego głosu ostrzegawczą nutę. Ale on mnie nie znał, więc nawijał dalej.
- Owszem. I miałem co podziwiać - mrugnął do mnie zalotnie.
A we mnie zagotowało się z wściekłości.
Nie zrozumcie mnie źle, generalnie nagość mi nie przeszkadza. Ciężko się tym przejmować, gdy jest się istotą, bądź co bądź, zmiennokształtną. Z czasem po prostu się do tego przyzwyczajasz.
Jednak wizja, że ktoś zupełnie obcy mnie dotykał, gdy byłam nieprzytomna...
Zerwałam się na równe nogi, całkowicie zapominając o bólu. Mężczyzna chciał mnie przytrzymać, położył rękę na moim ramieniu zapewne z intencją popchnięcia mnie z powrotem na materac. Jednak moja skóra zdążyła się już tak rozgrzać, że w odtuchu bezwarunkowym natychmiast zabrał rękę.
Natychmiast dopadłam do szafy, z której wyciągnęłam pierwszą lepszą, zakładaną przez głowę bluzę. Trafiłam akurat na tę, która była na tyle duża, że mogła robić za tunikę. Dość krótką co prawda... ale przynajmniej nie musiałam już dłużej paradować nago.
Wciągnęłam ją szybko przez głowę, po czym natychmiast odwróciłam się na pięcie, by jak najszybciej znaleźć się w innym niż ten pozbawiony skrupułów facet, pomieszczeniu.
Ale on oczywiście musiał poleźć za mną.
- Czy ty się dobrze czujesz? - wrzasnęłam, gdy po dotarciu do salonu nie znudziło mu się łażenie za mną. I gapienie na mój tyłek, czy przynajmniej w jego okolice, bo gdy odwróciłam się z nadludzką szybkością, nie zdążył podnieść wzroku. Krańcem świadomości zarejestrowałam wystraszone popiskiwanie Archera. Jeśli ten debil coś mu zrobił... - Nie masz instynktu samozachowaczego czy co jest z tobą nie tak?!
- Nie rozumiem, o co ci... - zaczął, nagle poważniejąc i marszcząc brwi w konsternacji.
- Och, doprawdy? Nie wiesz, o co mi chodzi? - syknęłam. - To może użyj mózgu i pomyśl! Co mogło mi się nie spodobać?!
Facet postąpił krok do przodu, unosząc ręce w uspokajającym geście. No cóż, niestety na mnie to nie podziałało.
Kątem oka dostrzegłam leżący na stoliku kawowym pistolet, który musieliśmy tam zostawić z Michaelem przed wyruszeniem na akcję.
Poniosło mnie, wiem. Ale złapałam ten cholerny pistolet i wystrzeliłam. Nie w nieznajomego, oczywiście. Tylko w bok. Chciałam tylko pokazać, że nie żartuję.
Trzeba będzie zafundować sobie jakiś obraz, żeby zasłonić dziurę w ścianie...
- Nie dotykaj mnie - syknęłam, gdy huk wystrzału przebrzmiał. Odrzuciłam zabezpieczoną na powrót broń na stolik, z którego ją wzięłam, a w mężczyznę wbiłam mordercze spojrzenie. - Nie masz prawa bez pozwolenia wchodzić do mojej sypialni. Nawet nie próbuj się więcej do mnie...
- Czy was pojebało?
Natychmiast obydwoje spojrzeliśmy w stronę wejścia do salonu. Stał w nich skonsternowany brunet, rzucając nam znaczące spojrzenie ze swojego miejsca.
- Wkradł się do mojego domu...! - warknęłam. I bez mojej zgody rozebrał do naga i chuj jeden wie, co jeszcze robił, gdy byłam nieprzytomna... Ale tego nie zdążyłam już powiedzieć, bo przerwał mi brunet:
- Poczułaś się lepiej? - spojrzał na mnie. - To super, bo gdyby nie on, gryzłabyś piach - dodał, opierając się o kanapę. - Więc z łaski swojej, ogarnij się.
Kilka wymienionych między sobą uwag później byłam już tak wnerwiona na jednego z drugim i w ogóle na całą tę sytuację, że, jak na dorosłą osobę przystało, odwróciłam się na pięcie i, "pierdoląc to wszystko", ruszyłam do mojej sypialni. Czułam na sobie ich spojrzenie, gdy odprowadzali mnie wzrokiem, ale nie zareagowałam na to. Choć mnie korciło. Kątem oka spojrzałam przy okazji na Archera, który leżał w swojej klatce tam, gdzie go zostawiłam. Patrzył na mnie, wzrokiem prosząc, żebym go wypuściła. Później. Trzeba go będzie zabrać na długi spacer. Teraz nie miałam jeszcze na to siły...
Ledwo znalazłam się w swoim azylu, wydałam z siebie tłumiony okrzyk frustracji i zamachnęłam się na stojącą najbliżej rzecz - padło na wielkiego, pluszowego misia, którego... nie, nie dostałam od chłopaka, który z kolei wygrał to w jakimś parku rozrywki czy coś... sama go sobie wygrałam w takim właśnie parku (życie pozbawione jest tego typu romantyzmu, gdy radzisz sobie lepiej w grach zręcznościowych, niż niejeden facet... ech). W każdym razie, miś przeleciał przez pokój i walnął w drzwi szafy wnękowej znajdującej się naprzeciwko wejścia. Jednak rzucanie pluszakiem nie było wystarczająco satysfakcjonujące. Jego los podzieliły więc zaraz przybory plastyczne, zawalające jedną z półek, książki leżące obok...
Osoby, które mówią, że rzucanie przedmiotami w złości nie pomaga, nigdy tego nie robiły.
- Ej, ale nie musisz od razu demolować tak ładnego domu...
Żeliwna statuetka, która akurat znalazła się pod moją ręką, przeleciała przez pokój. Leo, który wypowiedział te słowa, stając w przejściu, w ostatniej chwili zdołał się uchylić przed śmiercionośną, rozpędzoną ozdobą, przez co ta uderzyła z impetem w ścianę za nim, robiąc w niej pokaźnych rozmiarów dziurę.
Trzeba będzie kupić kolejny obraz...
- Wow - zagwizdał rudy, patrząc z podziwem w miejsce, w które przywaliła statuetka. - Parę w łapach to ty masz.
- Mówiłam ci coś o wchodzeniu do mojej sypialni, jełopie - warknęłam, łapiąc kolejną rzecz, jaka się nawinęła. Mianowicie gitarę, którą zamachnęłam się nad ramieniem, gotowa do zadania ciosu, gdyby facet postanowił się do mnie zbliżyć. Na szczęście nie miałam okazji rozwalić instrumentu, bo naszą kłótnię przerwał przesycony irytacją wrzask.
- Zamknijcie się! Niektórzy próbują tu spać! - wydarł się Mike z sąsiedniego pokoju. Obydwoje momentalnie zamilkliśmy. Przez dobrą chwilę trwaliśmy tak w bezruchu, wpatrzeni w siebie - ja z jawną wściekłością, on z rozbawieniem.
Opuściłam gitarę, oparłam jej pudło rezonansowe o ziemię, a dłoń oparłam na główce. Wycelowałam palec w rudego i syknęłam:
- Spierdalaj.
O dziwo wzruszył ramionami i po prostu sobie poszedł, zamykając za sobą drzwi.
Opadłam ciężko na łóżko, gitarę kładąc koło siebie na materacu i wbiłam wzrok w sufit. Ja pierdolę.
Po kilku minutach usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie mając ochoty na konfrontację z żadnym z mężczyzn przebywających akurat w moim domu, postanowiłam udawać, że śpię. Jednak to widać nie zadziałało, bo zaraz drzwi otworzyły się powoli, a do sypialni wsunął się Mike. Zamknął je za sobą i powolnym krokiem podszedł do łóżka od strony, na której leżała gitara. Którą mężczyzna postanowił bestialsko podnieść i odstawić na podłogę (to znaczy, chciał to zrobić delikatnie - sam pomysł odstawienia gitary na ziemię wydawał mi się w tamtej chwili bestialski), by zrobić sobie miejsce.
- Zostaaaaw - jęknęłam teatralnie, łapiąc gitarę i, objąłwszy ją ramionami, przycisnęłam do siebie w uścisku. - To moje dziecko.
- Myślałem, że Archer nim jest - zaśmiał się lekko, a ja na moment przymknęłam oczy, wsłuchując się w tembr jego głosu. Uspokajał mnie. - Swoją drogą, gdzie on jest?
- Pilnuje tego imbecyla, żeby nie narobił kłopotów - mruknęłam, jeszcze mocniej przyciskając do siebie gitarę. - Jak się czujesz? - zapytałam po chwili, gdy w akompaniamencie jęków i postękiwań ułożył się w końcu na wznak koło mnie.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics