28.11.2019

Od Liama CD Larissy

Uśmiechnąłem się jednym tylko kącikiem ust, podążając wzrokiem za blondynką. Luna nadal wyglądała na mocno zestresowaną, patrzyła z uporem i niezadowoleniem w jedno miejsce, gdzieś przed sobą. Jakby widziała coś, czego ja nie mogłem dostrzec.
Ciekawe.
- Jeśli to nie problem, napiłbym się herbaty - zwróciłem się do dziewczyny, która zniknęła w kuchni. Nie widziałem jej, ale słyszałem otwierające i zamykające się szafki oraz stukot przesuwanych naczyń. Po chwili dopiero oderwałem wzrok od miejsca, na które patrzyła suczka i, potrząsnąwszy głową, jakbym sam siebie chciał przekonać, że tam naprawdę nic nie ma, odpiąłem smycz od szelek owczarka i ruszyłem do kuchni, by tam dołączyć do blondynki. Pies posłusznie podreptał za mną, choć nadal mową ciała dawała mi znać, że jej się tu nie podoba.
No cóż, mnie też przepełniał irracjonalny niepokój, ale chwilowo nie mieliśmy alternatywy. Musieliśmy tu przeczekać, aż na pewno pozbędziemy się ogona.
- A co do tłumaczenia... - podszedłem do dziewczyny, która właśnie, stojąc przy zlewie, nalewała wodę do czajnika elektrycznego, żeby ją zagotować. Przez moment przypomniałem sobie, jak Ana, gdy jeszcze mieszkaliśmy razem w naszym rodzinnym domu, zawsze gotowała wodę na herbatę bezpośrednio w kubku. Przy użyciu własnych dłoni. Niejednokrotnie źle oceniwszy temperaturę rozsadzała naczynie... Zamrugałem szybko, żeby odgonić sprzed oczu widmo wybuchającego kubka. Westchnąłszy, oparłem się biodrem i wyspę kuchenną i założyłem ręce na piersi. - Od czego mam zacząć...? - zapytałem, w zasadzie nie oczekując odpowiedzi. Jednak otrzymałem ją w znaczącym spojrzeniu. Uśmiechnąłem się lekko na widok furii w oczach dziewczyny. No tak, mogłem się tego spodziewać. - Już już, nie krzycz na mnie - zaśmiałem się. Przekrzywiłem lekko głowę, zakotwiczając wzrok na pełnych ustach Larissy.
Szybko spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok, a kąciki moich ust uniosły się w triumfalnym uśmiechu.
Specjalnie zacząłem więc nie od tej części wyjaśnień, niż widocznie dziewczyna oczekiwała.
- Zwojem zajmiemy się, jak już się napijemy - zaproponowałem. - Prawdopodobnie nie będę potrafił ci pomóc osobiście, bo znam raczej tylko języki nowożytne. Ale mam znajomości, dzięki którym na pewno znajdę kogoś, kto będzie potrafił ci pomóc.
Dziewczyna skinęła powoli głową, wbijając wzrok w czajnik, z którego zaczęła się już wydobywać para. Gdy nie podniosła wzroku, dodałem:
- Zważywszy na sytuację najlepiej by było, gdyby o całej sprawie wiedziało jak najmniej osób. Porozmawiam z przyjacielem, może będzie w stanie skierować nas do odpowiedniej osoby bez włączania w to innych pośredników.
Między nami zapadła krępująca cisza. Nie chciałem jej przerywać, wolałem dać blondynce czas na przetrawienie sytuwacji. W końcu byłem dla niej w zasadzie obcy. A wychodziło na to, że będzie musiała zawieżyć mi ważną dla siebie rzecz... czy nawet życie, wnioskując po wydarzeniach mających miejsce raptem kilkadziesiąt minut temu.
- Ktoś za nami szedł - odezwałem się jednak w końcu. Żeby w końcu wytłumaczyć jej moje średnio dżentelmeńskie zachowanie. - Jednak, jak się okazało, nie do końca wiedział, kogo śledzi. Nie mogliśmy okazać zaniepokojenia, bo wzbudzilibyśmy jego podejrzenia. A musiałem zobaczyć, kto to jest, żeby być w stanie go później zidentyfikować albo przynajmniej wiedzieć, czy mam szansę w bezpośredniej walce z nim, czy lepiej od razu uciekać - usłyszałem, jak Luna cicho warczy, ale tym razem ją zignorowałem. Wypowiadając następne słowa, złapałem z Larissą kontakt wzrokowy. Uśmiechnąłem się lekko. - Udawanie zakochanej pary było najłatwiejszym sposobem osiągnięcia mojego celu. Przepraszam - dodałem z grzeczności, ale w głosie nie było słychać skruchy.

Larissa?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics