Kiedy zamknęłam za sobą drzwi od niewielkiej sypialni, wręcz jak długa
opadłam na łóżko, zakrywając dłońmi twarz. Głupia, jak mogłaś zacząć się
czerwienić, myśl ta chodziła mi po głowie cały czas, dopóki sama nie
postanowiłam się ogarnąć. Nie raz widziałam tors mężczyzny, ba nawet nie
raz takowy dotykałam, więc dlaczego teraz po prostu go nie
zignorowałam? Nie można mu ująć tego, że jest dobrze zbudowany, ale to
tylko i wyłącznie kompan do walki i ewentualny towarzysz do posiłków.
Ułożyłam się wygodnie w łóżku i założyłam słuchawki, pogrążając się w
muzyce i własnych myślach, które zaczęły krążyć wokół nieznajomego,
który na nas poluje. Pytanie, jak można go pokonać, było dla mnie
największą zagadką. Nagle drzwi od pokoju delikatnie się uchyliły, a ja
ściągnęłam słuchawki, aby spojrzeć na Nathaniela.
Jego pytanie było dla mnie zaskakujące, może i nie czułam się
najlepiej, ale nie byłam najgorszą czarownicą, trochę na podleczeniu
również się znałam, a przynajmniej na tyle, żeby przez kilka godzin czuć
się w pełni sił. Taką przynajmniej mam nadzieję.
- Mamy w ogóle
jakiś plan? - Usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego, przechylając
głowę. Byłam ciekawa, jego koncepcji, w końcu on miał dużo większą
wiedzę na temat naszego kochanego przyjaciela, aniżeli ja.
- Próbować go pokonać - Uśmiechnął się delikatnie, na co pokręciłam głową.
-
Spróbujmy oblać go wodą, jak będzie używał swojej magi, no w końcu wodą
gasicie pożary czyż nie panie strażaku? - Nieco rozbawiona podniosłam
jedną brew, w odpowiedzi uniósł głowę i westchnął ni to rozbawiony, ni
to załamany. - Ej jestem młodsza, nie ma się co śmiać, mam mniejszą wiedzę - Pokazałam mu koniuszek języka.
- Wypominasz mi, że jestem stary? - Oparł się o jedną z szafek.
- Stary to mało powiedziane, Twój syn jest mniej więcej w moim wieku, to z nim powinnam teraz siedzieć jako by nie patrzeć - Zaśmiałam się.
- Tak w sumie to będzie z 10 lat starszy - Na jego twarzy pojawił się nieznośny uśmiech, co spotkało się z moim grymasem.
- Jadłam kolację ze starcami - Prychnęłam - Jeśli to przeżyjemy, wiszę wam przysługę za nocleg - Złapałam za słuchawkę, żeby móc się nią bawić, nigdy nie byłam dobra w dziękowaniu, a tym bardziej w przepraszaniu.
- Przypuszczasz, że możemy nie przeżyć? - Usiadł na moim łóżku, patrząc na mnie, w jednej chwili zrobiło się poważnie.
- Różnie bywa - Wzruszyłam ramionami - Pierwszy
raz będę walczyć z kimś, kto ma w sobie taką moc, sama też nie
rozwinęłam swoich umiejętności do końca, mimo wszystko wciąż się uczę, a
nawet nie mieliśmy czasu na trening, poznanie swoich mocy nawzajem, ale
Ty się nie masz co przejmować, chodzisz po tym świecie ze 100 lat!
Jeśli normalny człowiek tyle przeżyje, to pomniki mu się buduje - Zaśmiałam się, żeby skończyć przykry temat śmierci.
- Jeszcze 100 chciałbym pożyć - Posłał w moją stronę miły uśmiech.
- Taki to ma dobrze. W takim razie nie daj się jutro zabić - Wzruszyłam ramionami.
- To samo tyczy się Ciebie.
- Może mały zakład? - Zaproponowałam z szatańskim uśmiechem - Kto padnie pierwszy, ten stawia pizze.
- Jedzenie jest ważniejsze niż życie? - Zaśmiał się, na co nadęłam policzki.
-
Bez jedzenia i tak umierasz, więc jest ważniejsze niż życie. Jeśli masz
jeden kawałek mięsa i dwóch ludzi co nie jedli 3 dni, to nawet jeśli to
przyjaciele to zabiją się nawzajem, za to jedzenie. Dlatego jest
ważniejsze niż życie - Pokazałam mu język - Pracuje w gastronomii, nie dyskutuj ze mną.
- Śpij dobrze - Posłał mi jeszcze uśmiech na pożegnanie i wyszedł z pokoju, a ja sama ponownie założyłam słuchawki, żeby móc się jeszcze odprężyć.
Rano
wstałam wyjątkowo wcześnie, a co dziwne nie czułam nic. Żadnego
strachu, gniewu, żalu, podekscytowania. Był to zwykły poranek. Szybki
prysznic, ubranie wygodnych czarnych dżinsów i bluzy, czary-mary przed
lustrem dla wzmocnienia organizmu. Stanęłam w salonie, gdzie siedział
już Nat ze swoim synem.
- To co, śniadanie i ruszamy na łowy? - Uniosłam rękę i zacisnęłam pięść "chwaląc" się swoimi mięśniami, a także pokazałam rząd białych zębów.
Nath?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz