5.11.2019

Od Michaela CD Any

   Gdy moc mężczyzny znacznie osłabła, czarownik wykorzystał ten moment i z premedytacją zadał mu kolejny cios, co spowodowało chwilowe oszołomienie ciemnowłosego. Czuł, jak jego własne wnętrzności przewracają się z jednej strony na drugą, a ciało oblane jest krwią, która sączyła się z otwartych ran. Choć przebywał w znacznej ciemności, a Corson podtrzymywał mężczyznę przy życiu, jego rany nie goiły się. Pomimo tego, walczył. Gdy jednak Michael wydobył z siebie krzyk bezsilności, jego stan psychiczny zachwiał się, co spowodowało pełne wniknięcie rogatego w duszę mężczyzny. Corson przejął walkę, która szła mu znacznie lepiej, a szła ona sprawniej, gdy u jego boku ukazał się kolejny demon. Rogaci sprawnie osłabili czarownika, dzięki czemu Ana w smoczej postaci mogła go obezwładnić, przyszpilając jego ciało do ściany. Nastała cisza. Cisza, która została przerwana przez śmiech wroga.
— Nie spodziewałem się współpracy demonów z gadem. — prychnął, wypluwając krew z ust. 
— Kto Cię wynajął? — rzucił Corson, który oparł się o swój miecz. 
— Tylko po to tutaj przyszliście? — zaśmiał się oschle, zerkając na drugiego demona. 
— Ja jestem tutaj od zadawania pytań. — nacisnął słownie rogaty, przez co łapa smoczycy znacznie się zacisnęła — Mów więc, kto Cię nasłał na Crowley'a. — dodał Cor. 
— Nie znam.. nie znam gościa. — rzekł tracąc powoli dech.
— Ana, rozluźnij uścisk. — zerknął na smoka, lecz ta nie słuchała. — Musimy mieć go przy życiu. — dodał, szykując się do osłabienia smoka. 
Gad ani trochę nie reagował na słowa demona, a jeszcze bardziej zbliżała swój pysk do ciała czarownika. Wyglądała na zaklętą lub pochłonięta zemstą, przez co rogaci musieli od razu reagować. Łapy smoczycy owinęły się ciemnymi pnączami, a że czyniły to dwa demony, siła była znacznie większa, dzięki czemu gad ocknął się ze wcześniejszego stanu i puścił słabego już czarownika. 
— Ochłoń. — rzucił Corson, patrząc uważnie w oczy smoka — W tej postaci nie wyjdziesz spod ziemi. — dodał, po czym wrócił do wrogiego osobnika. 
Jak się okazało, zleceniodawcą na Crowleya był jakiś mężczyzna, który przesiaduje w okolicy Seattle. Wysoki blondyn, którego akcent kompletnie nie pasuje do tutejszego języka i pewnie czarownik powiedziałby coś więcej, gdyby nie wykrwawiłby się na śmierć. 
— Zakończ jego żywot. — powiedział Corson do drugiego demona, który z przyjemnością uczynił owe polecenie. 
Ciało wrogiego osobnika zamieniło się w popiół i zniknęło wraz z podmuchem rogatego, co zakończyło wszelką walkę na dzień dzisiejszy. Rogate stworzenia spojrzały na siebie, lekko przytaknęły, po czym obcy demon zakręcił w dłoni podwójnym ostrzem, a gdy ten wbiło się w ziemie, demon zniknął. Corson spojrzał na gada i pokręcił przecząco łbem. 
— Masz czas i lepiej się skup. Nie dam rady tak długo przytrzymać Mike przy życiu. — powiedział, po czym usiadł na ziemi w celu wygodniejszego czekania na ruch Any. 
  Gdy kobieta wróciła do ludzkiej formy oraz ubrała na siebie wcześniej ściągnięte ubranie, rogaty poprowadził na górę i choć zawsze używał do tego mocy, tak teraz nie był w stanie nawet się przed czymkolwiek obronić. Osłabiony demon jest gorszy od głodnej kobiety, choć Cor należy do najspokojniejszych rogaczy. 
Gdy oby dwoje znaleźli się na zewnątrz, nie trzeba było długo czekać na reakcję czarta, który opadł na ziemie, pierwszy raz okazując swoje osłabienie. Kobieta nie mogąc uczynić nic więcej, usiadła zmęczona obok niego, przyglądając mu się. 
— Musimy wracać. — rzekła jasnowłosa — Tutaj nie jest bezpiecznie. — dodała osłabionym głosem. 
Choć oby dwoje przebywali w lesie, wyglądali, jakby umierali na pustyni bez wody, lecz nawet jakby czart chciał wstać, to po prostu nie posiadał na to sił. Nie chciał tak skończyć i gdyby nie zależało mu na brunecie, odszedłby w niepamięć, lecz teraz Mike jest najważniejszy. 
— Tak myślałem. — rozległ się nagle głos demona, który jeszcze chwilę temu pomagał im w walce. — Zabiorę was w bezpieczniejsze miejsce. — dodał w ludzkim języku. 
W tym momencie nastała ciemność, totalna ciemność ciemnej nocy, której żaden promień nie zdoła rozświetlić. Ciemność gorsza od śmiertelnej ciemności. Ciemność, której boi się sam szatan. Ciemność mroczniejsza od Śmierci.. Jest jednak coś silniejszego od Ciemności — życie. To też nastąpiło, gdy sam Michael otworzył przekrwione oczy, a zgniecione klatka piersiowa zaczęła się ruszać, pozwalając brunetowi zaczerpnąć świeżego powietrza. Jego spojrzenie zaczęło rejestrować pomieszczenie, w którym się znajdował i choć pamięta tylko podziemną grotę, tak teraz znajdował się w.. domu Any. Gdy brunet chciał się podnieść, poczuł tylko silny ból, który prawie go sparaliżował. 
— Nie ruszaj się, bracie. — usłyszał męski głos, zbyt męski, by należał do Asha. — Twoja towarzyszka jest cała i zdrowa, ale nie przytomna. — dodał w celu wyjaśnienia. 
— Skąd Ty tutaj.. — zaczął zachrypniętym głosem. 
— Corson mnie nakierował. — odpowiedział — Odpoczywaj. 
Choć Michael nie zna rudego mężczyzny, tak poczuł się bezpieczniej, gdy ten wypowiedział imię swojego demona. Podświadomość mu podpowiedziała, że nie stanowi on zagrożenia dla ich dwójki. 
   Kolejne przebudzenie bruneta nastąpiło, gdy do jego uszu dobiegł głos kłótni kobiety z mężczyzną oraz wystrzał z broni palnej, co zdecydowanie nie spodobało się mężczyźnie. Choć powinien on odpoczywać, tak teraz musiał zareagować, więc wstał z miękkiego łóżka i kulejąc udał się do salonu. Tam zastał rudego z Aną, którzy skakali sobie do gardeł. 
— Czy was pojebało..? — mruknął znacznym tonem, spoglądając na ich obu. 
— Wkradł się do mojego domu..! — warknęła Ana, która pomimo licznych bandaży, stała na nogach jak nowo narodzona. 
— Poczułaś się lepiej? — spojrzał na kobietę — To super, bo gdyby nie on, gryzłabyś piach. — dodał, opierając się o kanapę. — Więc z łaski swojej, ogarnij się. 
— Znasz go..? — spytała jasnowłosa. 
— Erge. — odpowiedział Mike — Demon, który pomógł nam w walce. 
— Ogólnie nazywam się Leo, lecz ten pomiot szatana nie pozwolił mi dojść do słowa. — rzekł rudy.
— Grzeczniej o niej mów. — spojrzał na mężczyznę. — Jesteśmy po trudniej walce i ledwo ją przeżyliśmy, a to i tak początek góry lodowej. Leo, dzięki za pomoc. Na tym etapie damy sobie radę. 
— Nie byłbym tego taki pewny. — westchnął — Twój demon.. — zaczął, lecz lekko westchnął, gdy poczuł na sobie mordercze spojrzenie bruneta — On.. osłabł do takiego stopnia, że muszę go regenerować i choć jej się nie przydam, tak Tobie muszę pomóc. 
Gdy spojrzenie obu mężczyzn wylądowało na jasnowłosej, ta uniosła ręce na wysokość klatki piersiowej i bez słowa opuściła salon, udając się do sypialni. 
— Dobra, ale staraj się nie wchodzić nam w drogę. — rzekł Mike i sam udał się na odpoczynek. 

Ana?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics