28.11.2019

Od Michaela CD Any

   Gdy regeneracja Corsona dobiegła końca, Erge mógł opuścić posiadłość jasnowłosej, choć cała ich trójka zaczęła powoli się dogadywać. Pomimo tego, Harvey wolał wrócić w swoje strony i także odpocząć od we własnym zaciszu. Natomiast dwójka przyjaciół nie marnowała czasu i zaczęła zbierać informację na temat zleceniodawcy.
— Blondyn o obcym akcencie.. — mruknęła kobieta, siedząc wygodnie w fotelu — W sumie nic nam to nie mówi. Dużo jest takich obcokrajowców.
— Musi być to osoba, którą znam.. — westchnął w zamyśle — Zostaje nam zwiedzić okolicę i przyjrzeć się tamtejszym mieszkańcom.
— Praca na cały dzień. — powiedziała Ana, wstając z fotelu — Najlepiej będzie, jak pojedziemy na dwa auta.
— Dobry pomysł. — przyznał brunet — Więc będziemy w kontakcie. — dodał z delikatnym uśmiechem.
Przyjaciele opuścili posiadłość drakonida i wsiedli do swoich aut. Jako, ze Ana posiada auto terenowe, szybciej opuściła zalesiony teren, natomiast Mike musiał ślimaczyć się po drodze, żeby nie uszkodzić podwozia bawarki. Gdy w końcu wyjechał na prostą drogę, sięgnął po telefon i wybrał numer Any, żeby dowiedzieć się, w którym kierunku pojechała.
— Skierowałam się na prawą stronę. — odpowiedziała po chwili — Jedź lewą. Powinniśmy spotkać się przy głównej krzyżówce. — dodała.
— Dobrze. Jeśli coś znajdziesz, informuj. — powiedział spokojnie brunet.
— Się rozumie, kapitanie. — mruknęła z nutką rozbawienia, co spowodowało u mężczyzny lekki uśmiech.
   Po blisko dwóch godzinach krążenia, para przyjaciół spotkała się we wcześniej wspomnianym miejscu. Zatrzymali pojazdy na poboczu i podeszli do siebie w celu wymiany informacji. Okazało się jednak, że to nic nie dało i choć bardzo by chcieli znaleźć zleceniodawce, to jest to prawie niewykonalne.
— Pomyśl Crowley, czyją siostrę zabiłeś tamtego wieczoru.. — usłyszał nagle głos Corsona — Rysopis oraz akcent się zgadza. Rodzina Iryn nie pochodzi stąd.
— Mam pewien trop. — powiedział brunet — Jedź za mną. — dodał i wsiadł do bawarki.
Kobieta bez zbędnych pytań wsiadła do swojego wozu i skierowała się na mężczyzną, który poprowadził kilka kilometrów dalej od skrzyżowania, lecz nadal po za granicą Seattle. Wzrokowo rejestrował wszystkie budynki i próbował sobie przypomnieć dom Iryn, rodziców zamordowanej Maru, siostry Helryka, prawdopodobnego zleceniodawcy. Gdy znalazł tą konkretną posiadłość, zatrzymał się na poboczu i wysiadł z bawarki, lecz i tak coś mu nie pasowało.
— Wygląda na opuszczony. — stwierdziła Ana, która zaraz dorównała kroku brunetowi.
— Bo jest opuszczony. — stwierdził krótko — Po śmierci ich córki, wyprowadzili się z miasta. — dodał, choć tak naprawdę nie znał tych informacji.
— Skąd to wiesz? — spojrzała na przyjaciela.
— Nie wiem. — odpowiedział pół szeptem.
Gdy oby dwoje podeszli bliżej bramy, zauważyli taśmę policyjną, która świadczyła o jakimś morderstwie w owym domu. Pomimo tego, brunet chciał sprawdzić wnętrze domostwa, więc podszedł do drzwi i choć był pewny, że te będą zamknięte, pociągnął za klamkę, a drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. Mężczyzna zerknął na towarzyszkę, która cały czas pilnowała jego zgrabnego tyłu, żeby nie znaleźć się z nożem w plecach. Gdy ich kroki rozniosły się po pustym, drewnianym, salonie, dało się wyczuć Śmierć, która nadal tutaj przebywała. Chłód oraz nieprzyjemny zapach były tego znakiem.
— Co my tutaj właściwie robimy? — zapytała Ana, która przyglądała się zdjęciom na podłodze.
— Szukamy zleceniodawcy. — odpowiedział spokojnie.
— Przecież tutaj nikogo nie ma. — westchnęła wracając wzrokiem na przyjaciela.
— Jesteś tego pewna?
Owe pytanie padło w innym akcencie, które idealnie pasowało do zeznań czarownika. Wtem spojrzenie przyjaciół wylądowało na wysokim, szczupłym, blondynie, którego cera była tak blada, że łatwo było dostrzec zmęczone oczy. Był to sam Helryk Iryn, brat zamordowanej Maru, którą życia pozbawił sam Crowley. Choć było to bardzo dawno, blondyn dobrze pamiętał bruneta, przez co doszło do walki wręcz bez użycia jakiejkolwiek magii, przez co jasnowłosy poniósł dosyć głupią śmierć — uderzył głową o drewnianą półkę i doszło do pęknięcia czaszki.
— Cóż. Umarło mu się. — mruknął Mike, przecierając dłoń o dłoń. — Lepiej stąd chodźmy.
— W domu mi wyjaśnisz, o co mu chodziło. — rzekła Ana.
      Po pozbyciu się czarownika oraz zleceniodawcy, Michael mógł w spokoju odpocząć w swoim mieszkaniu i choć należy do ludzi aktywnych, tak teraz wolał cały dzień leniuchować. Wrócił także do pracy w szkole oraz kawiarni, a mówiąc krótko, wrócił do codzienności. Od czasu do czasu spotykał się z Aną, głównie w kawiarni lub na jej łodzi. Tak też było dzisiejszego wieczoru.
— Jak tam praca? — spytała kobieta, która siadła naprzeciw przyjaciela.
— Jest dobrze. Interesy kwitną i nie zapowiada się na bankrut. — odpowiedział z udawaną powagą, przez co zaraz oby dwoje wybuchli śmiechem — A tak serio, jest po prostu dobrze. — uśmiechnął się delikatnie — A jak mają się sprawy u Ciebie? — spytał poprawiając się na siedzisku łodzi.

Ana?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics