19.11.2019

Od Silasa CD Minho

Po wątpliwie przyjemnym spotkaniu z Rudym, zrezygnowałem z dalszych prób znalezienia w bibliotece czegoś dla siebie. Pod nieobecność starszej bibliotekarki nie było mowy, żebym dostał klucz do archiwum. Ech... będę go musiał sobie kiedyś dorobić, będzie spokój na kilkadziesiąt lat, jak nie więcej. Dopóki nie wymienią zamka.
Byłem już prawie przy drzwiach, kiedy do biblioteki wszedł mężczyzna w ciemnym płaszczu. Strząsnął kropleki wody z ramion (w międzyczasie mojego pobytu tutaj, musiało zacząć padać) i rozejrzał się bez zbytniego zainteresowania.
Aż jego wzrok spotkał się z moim.
Obydwoje zatrzymaliśmy się w pół kroku, mrugając powoli i lustrując nawzajem swoje sylwetki wzrokiem. Dzięki temu mogłem dostrzec w jego postawie, że w tym momencie bardzo chce wziąć nogi za pas...
- Witaj, Nullah - odezwałem się, by go zatrzymać. Nie wiem, czy często miał okazję słyszeć mój głos. Jednak po tym, jak się na jego dźwięk wzdrygnął, mogłem wywnioskować, że raczej się tego nie spodziewał. - Kopę lat, co?
- Silas... - mruknął, wpychając ręce do kieszeni. Możliwe, że powinienem się zastanowić, czy nie po to, by sięgnąć po jakąś broń. Ale nawet jeśli, i tak nie mógłby mi wyrządzić większej krzywdy.
Czekałem na jakiś ciąg dalszy, ale się nie doczekałem.
- Mmm... wiesz, Nullah - zagaiłem, również wkładając ręce niedbale do kieszeni. Tyle że ja na pewno nie miałem w nich broni. - Generalnie nie jestem pamiętliwy, ale nie lubię, jak próbuje się mnie oszukać - złapałem z mężczyzną kontakt wzrokowy.
Ten szybko jednak uciekł spojrzeniem, wbijając je w jakiś punkt za moimi plecami. Zignorowałem to, choć może nie powinienem był. Ale wtedy nie przyszło mi do głowy, że może patrzeć na coś, czy też kogoś, konkretnego...
- Oddam wszystko - wyszeptał konspiracyjnie, z lekką, błagalną nutą, zbliżając się do mnie. - Ja po prostu... nie miałem możliwości spłaty długu. Wiesz, ta cała sytuacja... przerosła mnie, sam rozumiesz...
Kręcił. Nie podobało mi się to. Ale byłem już zmęczony i nie miałem ochoty na dyskusje z jakimś facetem, który najpierw poprosił mnie o pomoc z pozbyciem się niewygodnego świadka, a potem ściągnął na głowę policję. I nie zapłacił za wykonane zlecenie - profilaktycznie ulotnił się zaraz po tym, jak zostałem aresztowany. A gdy ledwie kilka godzin później wyperswadowałem dyżurnemu aresztu, że znalazłem się tam przez przypadek... Gdy udałem się do jego domu, Nullaha już nie było.
- Teraz mam już wszystko, oddam ci co do joty... - kontynuował, z doskonale słyszalną w głosie desperacją.
- Nie tylko o pieniądze chodziło - zauważyłem sucho. - Przez ciebie omal nie trafiłem za kratki - a to byłby problem. Dożywocie, będąc nieśmiertelnym, trwa naprawdę długo...
- Przepraszam - niemalże pisnął. - Ja... ja ci to wynagrodzę. Ale... może spotkajmy się gdzieś... jest taka kawiarnia! Balanchine's. Spotkajmy się tam jutro, powiedzmy... o 22:00?
Późno. Podejrzanie późno. Ale nadal nie dostrzegałem w mężczyźnie zagrożenia. Więc założyłem tylko ramiona na piersi, zmierzyłem rozmówcę wzrokiem i wzruszyłem ramionami. Jemu tyle wystarczyło za odpowiedź.
- To dobrze, wspaniale... to do jutra!
I minął mnie, znikając między regałami.
A ja z westchnieniem opóściłem bibliotekę.
Trzeba się będzie przygotować na każdą ewentualność. Jak miałem już okazję przekonać się podczas naszej wyjątkowo krótkiej znajomości, z Nullahem nigdy nic nie wiadomo...

Minho?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics