1.11.2019

Od Any CD Michaela

Odruchowo spojrzałam obcemu mężczyźnie w oczy. Efekty mieszkania z wykazującym skłonności do dominacji samcem wilczaka czechosłowackiego. Choć nie polecam patentu rzucania psu wyzwania wzrokiem, jeśli nie jest się nadnaturalnym o sile wystarczającej, by oprzeć się psim szczękom.
W każdym razie, ten odruch patrzenia przeciwnikowi w oczy w swego rodzaju walce o dominację, tym razem mnie zgubił. Bo gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, poczułam, jak tracę władzę nad ciałem. Nie byłam w stanie się poruszyć, choćby drgnąć, a zaraz potem nadeszło... cholera wie co.
Podejrzewam, że był to jakiś rodzaj hipnozy czy czegoś podobnego, bo nagle przestałam kontaktować. Niby wiedziałam, gdzie jestem, w jakiej sytuacji i co ten człowiek zaledwie chwilę wcześniej zrobił Michaelowi, a jednak... jakoś nie przeszkadzał mi fakt, że właśnie zbliżał się do mnie z niejasnymi intencjami, dzierżąc podejrzanie wyglądającą, prawdopodobnie magiczną laskę.
Na szczęście Mike odwrócił jego uwagę na chwilę wystarczającą, bym się otrząsnęła. I pojęła swój początkowy błąd.
Wzdrygnęłam się i natychmiast wbiłam wzrok w podłogę. Czułam, jak ogień buzuje w moich żyłach, gotowy w każdej chwili wybuchnąć i pochłonąć niepokojąco opanowanego przeciwnika. Który skupiał się teraz całkowicie na Michaelu.
Dostrzegłam w tym moją szansę zaatakowania. Ale gdy tylko sięgnęłam do paska, gdzie przywieszoną miałam kaburę z bronią, którą dostałam od bruneta, ponownie straciłam kontrolę nad mięśniami. Syknęłam zirytowana.
- Panienka się nie zapędza - zaćwierkał, nie odwracając spojrzenia od mojego przyjaciela. Rzucali sobie wyzwanie wzrokiem i wszystko wskazywało na to, że, na całe szczęście, hipnotyczne umiejętności naszego przeciwnika nie miały na mężczyznę wpływu.
Znowu spróbowałam się poruszyć, znowu z tym samym, marnym skutkiem.
Szlag by to.
Skupiona na szamotaninie z "powietrzem", nie zwracałam uwagi na nieruchomy pojedynek mężczyzn. Aż nie rzucili się na siebie.
A ja, nagle uwolniona, omal nie runęłam zaskoczona na ziemię. Dość szybko udało mi się jednak odzyskać równowagę, sięgnąć w końcu po broń pulsacyjną i wystrzelić.
To, że trafiłam naszego przeciwnika, a nie Mike'a, było efektem czystego przypadku. Choć przed przyjacielem nigdy się do tego nie przyznam.
Ładunek wpakowany w plecy rozproszył i osłabił mężczyznę na tyle, że Mike mógł wykonać swój ruch. Otoczył przeciwnika cieniami, jednocześnie również sięgając do swojej broni, by się go ostatecznie pozbyć.
W ostatniej chwili, gdy ładunek już miał dosięgnąć faceta, ten się uchylił. A że akurat stałam tuż za nim, gdybym miała gorszy refleks, oberwałabym ja.
- Ja pierdolę - sapnęłam, gdy poczułam na skórze lekkie wyładowania elektryczne. Echo tego, czym mogłabym oberwać, a co, na szczęście, uderzyło tylko w ścianę za mną.
Chyba jednak za stara już jestem na tego typu akcje.
Przeciwnik tymczasem odzyskał panowanie nad sytuacją. Wyrwał broń z rąk bruneta i, z niesamowitą siłą, cisnął nią o ścianę. W kontakcie z twardą powierzchnią roztrzaskała się.
Czyli zostaliśmy z moją bronią i naszymi, będącymi już na wyczerpaniu, mocami przeciwko temu czemuś, co w każdej chwili mogło przejąć nade mną kontrolę... Oj, coś nie wróżę nam sukcesu...
Znowu automatycznie podwyższyłam temperaturę ciała. Szum ognia dudniącego w uszach i pełzającego pod skórą zagłuszył odgłosy walki, która rozpętała się teraz między mężczyznami. Widziałam ich jak przez mgłę, skupiając się na powolnym oddechu, starając się uspokoić. Nie mogłam teraz stracić nad sobą kontroli, bo Mike nie miałby się jak obronić. Może i spaliłabym przeciwnika, ale bruneta przy okazji prawdopodobnie też. Nie chciałam ryzykować.
Na szczęście szybko okazało się, że nie będę musiała tego nawet brać pod uwagę.
Już miałam rzucać się w wir walki, żeby pomóc Mike'owi na ile będę w stanie, gdy tuż koło mnie, z cieni, zmaterializowała się czyjaś sylwetka. Wystraszona odskoczyłam kawałek na bok, sięgając bo broń, żeby móc się obronić przed niespodziewanym atakiem... który nie nadszedł.
Bo mężczyzna, który pojawił się znikąd, spojrzał na mnie... i mrugnął.
Mrugnął, kurwa.
A zaraz potem, przeniósłszy wzrok na toczącą się przed nami walkę, ruszył w tamtą stronę. Nagle w jego dłoni pojawił się miecz, a sylwetkę otoczyły cienie. Dziwnie podobne do tych, którymi posługiwał się Mike...
Co jest? Kolejny demon?
Nie było jednak czasu na roztrząsanie tego. Nie wątpiłam, że we dwoje sobie poradzą, o ile nieznajomy nie postanowi nagle zmienić frontu. Ale dla pewności... Pomieszczenie było całkiem spore, a sufit, mimo że znajdowaliśmy się w piwnicy, był dobre parę metrów nad naszymi głowami.
W ekspresowym tempie zrzuciłam z siebie ognioodporną kurtkę i spodnie, potem pancerz wspomagany... I zgrabnie przeszłam w moją prawdziwą formę.
Machnęłam ogonem, rozprostowałam skrzydła, zdrętwiałe po długim czasie nieużywania. Po łuskach przebiegły niewielkie linie ognia, który w tej postaci stawał się jeszcze bardziej dziki, choć, o ironio, łatwiej było mi się teraz kontrolować. Rzuciłam krótkie spojrzenie na walczących, którzy byli tak pochłonięci sobą, że nawet nie zauważyli, że w pomieszczeniu nagle pojawił się sporych rozmiarów, latający gad. I skoczyłam w ich stronę, łapami, zakończonymi ostrymi pazurami, celując w maga, czy kim tam był gościu, który tu na nas czekał.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics