7.08.2020

Od Elizabeth CD Anzaia

Do wilka we mnie nie przemawiały słowa. Nie znał ludzkiej mowy, nie rozróżniał poszczególnych słów. Jedynie ton. Który może i był spokojny, ale nie wystarczył, by przekonać go do tego, że nie warto traktować stojącego przed nim mężczyznę jako zagrożenie. Jedynie powstrzymał chwilowo przed atakiem. Jednak na jak długo? Mój wilk nie należał do szczególnie... tolerancyjnych. A gdy jeszcze znajdował się w trudnej sytuacji, na obcym terytorium, bez drogi ucieczki, bo za plecami miał tylko ścianę, a wyjście przed nim zablokował jakiś osobnik, do którego osobiście nie żywił żadnych cieplejszych uczuć, w zasadzie go nie znał i w sumie jedyne, co o nim wiedział, to to, że cuchnie wampirem czy czymś łudząco do niego podobnym.
Żaden z tych faktów nie przemawiał za tym, by odpuścić i zdać się na jego łaskę. Poza tym, nie okazał uległości. To też się wilkowi nie spodobało, a że moje ludzkie "ja" było w tej chwili mocno przez niego stłumione, nie mogłam w zasadzie nic zrobić, żeby przekonać go do odpuszczenia. Innemu wilkołakowi nie odpuściłby i tak, ale istocie, która nie znała wilczych zasad, naszej mowy ciała... Czasami się udawało. Namówić go do okazania pobłażliwości głupszemu.
Nie tym razem.
Stał wyprostowany, z postawionymi uszami i uniesionym wysoko ogonem. Nastroszoną sierścią. Próbował łapać kontakt wzrokowy z przeciwnikiem, chcąc zmusić go do okazania uległości przez odwrócenie wzroku. Wtedy by zaatakował.
Nie wiem, czy świadomie, czy tylko dzięki jakiemuś cholernemu szczęściu Anzai nie dał się sprowokować. Patrzył na wilka, ale nie mu w oczy, bardziej skupiał spojrzenie w okolicy jego łopatki. Nie będę z tobą walczył. Jednak choć spojrzeniem dawał taki sygnał, uniesione w górę ręce mogły być odebrane różnorako. I mój wilk nie wziął ich za pokojowy gest.
W gardle wilka zaczął narastać głuchy warkot, błysnęły bielą kły spod uniesionych warg. Uszy opadły, położone płasko po sobie. Anzai przełknął ciężko ślinę. A ja tylko obserwowałam.
Chciałam walczyć. Spróbować coś zrobić, żeby nie dopuścić do tragedii. Wilki alfa są bardzo trudne do opanowania, szczególnie tak dominujące, jak mój. Nie, żebym nie wierzyła w możliwości Anzaia. Po prostu wiedziałam, że faceci miewają generalnie problemy z oddaniem kontroli. Władzy. Dominacji. A Anzai był do tego istotą nadnaturalną, którą bardziej od człowieka kierują instynkty, które nie są najłatwiejsze do przezwyciężenia.
I niby żaden problem, jednak, jeśli skonfrontujemy ze sobą dwie dominujące istoty, które w naturze są wrogami, walczą między sobą o przetrwanie, z czego jedna ewidentnie straciła kontrolę nad swoją ludzką częścią, która zwykle trzyma ją w ryzach... Mój wilk nie odpuszczał. Wolał zginąć, niż okazać komuś uległość. Nie byłam pewna, czy Anzai to zrozumie, czy będzie w stanie odpuścić, gdy wilk postanowi w bardzo dobitny sposób pokazać, kto jest górą. Kto nad kim ma przewagę i kto kogo powinien słuchać.
Posrana sytuacja. Tym bardziej, że mój wilk ewidentnie nie zamierzał dłużej pozostawać w pułapce.
Skoczył na mężczyznę, który blokował mu przejście. Kłapnął zębami na wysokości jego uda, jednak nie zamierzał łapać za nie. To był bardziej atak odstraszający, który miał na celu przekonanie przeciwnika do odsunięcia się, wycofania, dania wilkowi przestrzeni. O dziwo - udało się. Anzai postąpił krok do tyłu, nie wykonując przy tym żadnych dodatkowych ruchów, które wilk mógł potencjalnie uznać za atak na swoją osobę. Dał mu tym samym przestrzeń potrzebną do komfortowego opuszczenia łazienki, a potem udaniu się truchtem w kierunku, z którego dochodziło go ciche skamlenie członka jego stada. Drugi był nieprzytomny, nie okazywał żadnego znaku życia poza tym, że oddychał. Wilk ponownie położył uszy po sobie, zaryzykował spojrzenie za siebie. Czuł na pysku samicy zapach krwi tamtego. To on musiał jej to zrobić.
Zostaw, wiedziałam, że Link żyje. Domyślałam się, co Anzai musiał jej zrobić, a także że nie zrobił tego bez powodu. Link była w pewnych względach niereformowalna. Gdy czuła się zagrożona - atakowała. Nie należała do tych, które czekają, zastanawiają się, czy się im to opłaca czy nie. Po prostu działała. Zanim będzie za późno.
W pewien sposób dobre podejście do życia, nie będę tego ukrywać.
Wilk podszedł najpierw do Ghosta, a upewniwszy się, że wszystko u niego w porządku poza tym, że jest lekko spanikowany, ruszył truchtem do Link, która w jego opinii bardziej potrzebowała pomocy. Położył się przy niej, opierając głowę o jej bok. Pozbawiona przytomności była bezbronna, a przecież gdzieś tu wciąż kręcił się ten podejrzany osobnik. Wilk wiedział, że ma nie atakować, bo o to poprosiłam. Może nie do końca to rozumiał, ale wiedziałam, że nie zaatakuje, co do czego upewniłam się, gdy Anzai wszedł do salonu, gdzie znajdowało się moje małe stado. Mój wilk uniósł tylko lekko głowę, pokazując zęby i warcząc cicho, ostrzegawczo, ale gdy Anzai nie podszedł do niego bliżej, nie wykazał większego zainteresowania nim, odpuścił. Ponownie oparł głowę o Link i tylko śledził uważnym spojrzeniem mężczyznę, gotowy zareagować na każdy nieautoryzowany ruch z jego strony.
Nie wiedziałam, kiedy emocje opadną ze mnie na tyle, bym zdołała jakoś przejąć kontrolę nad wilkiem. Żebym wróciła do ludzkiej postaci. Podejrzewałam, że jak Link odzyska przytomność, choć może być tak, że i wtedy wilk nie będzie chciał oddać mi kontroli nad naszym ciałem. Że będzie wolał pozostać na posterunku, czujny, dopóki uważał, że może nam w jakikolwiek sposób grozić niebezpieczeństwo.
Miałam szczerą nadzieję, że Anzai to przeżyje.

Anzai?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics