25.08.2020

Od Kiery do Any

- Matko, która to już godzina? - cicho zapytałam samą siebie, siadając na krańcu łóżka. Na dzisiejszy dzień nie miałam większych planów, w zasadzie zaliczał się do typowych leniwych weekendów. Po ciężkim, wymagającym tygodniu pełnym szkoły i pracy do późnych godzin, doszłam do wniosku, iż czasem dobrze tak odespać. Nie przejmować się trudną teraźniejszością, która momentami chce ściągnąć cie na dno.
Po tych zagwozdkach przetarłam nieznacznie oczy, a później przeciągnęłam się. Niechętnie ruszyłam z pokoju w stronę salonu, gdzie miałam nadzieję znajdę rozweseloną Maddison. Pierwsze co zauważyłam, to małą karteczkę przyklejoną do lodówki. Bez zastanowienia z ciekawością podbiegłam, żeby poznać jej treść.
- Musiałam wyjątkowo koniecznie wyjść do pracy, wrócę wieczorem - jak coś to dzwoń. Buziaki, Madd - nieznacznie wymawiałam pod nosem czytane wyrazy. Nie byłam z tego zadowolona szczerze mówiąc, liczyłam że porobimy we dwie coś ciekawego. Rozejrzałam się jeszcze po mieszkaniu i jego zakątkach czy nie robi sobie ze mnie żartów. Po upewnieniu, leniwym krokiem rozsiadłam się na kanapie. Wzięłam pilot do TV, po czym zaczęłam po nim błądzić palcem. W między czasie szukałam czegoś wartego uwagi do obejrzenia, ale o godzinie trzynastej nie ma już raczej fantastycznych wiadomości z samego rana. Po wyłączeniu, rzuciłam pilota w randomowe miejsce i powróciłam do swoich czterech ścian.
Po zarzuceniu sobie, że warto byłoby się przebrać i mniej więcej wyglądać jak przystało, sięgnęłam po komplet ubrań. Tym razem udałam się do łazienki.

Byłam gotowa, żeby wyjść do ludzi. Związałam włosy w wysoką kitkę, po prostu dla wygody. Musiałam jeszcze przeszukać szafę, w celu znalezienia najlepiej jasnego, beżowego płaszcza. Po wielu poddaniach się, w końcu znalazłam i mogłam to odhaczyć z listy utworzonej jedynie w mojej głowie. Szybko włożyłam buty i nim się obejrzałam byłam na dworze. Jesień może nie jest najlepszą porą roku, ale nie uznaje jej jako najgorszą.
Pogoda niezbyt dopisywała, tak samo jak mój pochmurny nastrój. Szykowało się na porządną ulewę. Tego dnia było też wietrznie, dość zimno. Moim celem było zjedzenie jakiegoś śniadania na mieście. Nie zdarza się to często, ponieważ zazwyczaj czekały na mnie już świeżo przygotowane dania przez Maddison. Tym razem, musiałam zdać się na siebie.
Po dotarciu do centrum Seattle, po drugiej stronie ulicy dostrzegłam schronisko dla zwierząt. Kto jak nie ja, musiałam wejść i poobserwować te urocze mordki, które ostatnio odwiedzam dość często. Przyspieszyłam tempa i przeszłam na pasach, gdy pojawiło się dla mnie zielone.
W środku jak zwykle, były te same biedne kotki i pieski, które tylko czekały na nowy, dobry dom. Przeszłam się po wszystkich alejkach. Chciałam zostać na dłużej, ale głód niestety wzywał.
- Jeszcze kiedyś, któryś z was będzie mój - mruknęłam, pożegnałam się z tutejszymi pracownikami/wolontariuszami i wyszłam.
Postanowiłam wejść do cukierni albo kawiarni, czy może obu na raz. Nazwę Balanchine's kojarzyłam, ale wątpię żeby moja noga kiedykolwiek stanęła w jej środku. Za ladą kasową zastałam bardzo zadowoloną najpewniej kasjerkę, która od razu przywitała mnie wesołym "Dzień dobry". Zapach słodkich wypieków zawitał jednak pierwszy, co spowodowało zwiększenie uczucia głodu. Rozejrzałam się po smakołykach oraz ich cenach, po czym doszłam do wniosku że zakupie kawałek jednego z ciast, które błagalnie prosiło zza szkła o skosztowanie. Nie mogłam mu się oprzeć, a raz na jakiś czas przecież nie zaszkodzi.

Tak jakoś wyszło, że poprosiłam jeszcze o ciastko i babeczkę. Oczywiście, nie z mojej winy.
- Ma pani gorszy dzień dzisiaj? - mój nastrój momentalnie znowu stał się naburmuszony, ale starałam się tego po sobie nie pokazać.
- Owszem, może pogoda tak na mnie oddziałowywuje... - odrzekłam zniechęcona, wyczekując smaku słodkości.
- Tak poza tym jestem Ana, możemy być na "ty". Nie wydaje mi się, że dzieli nas duża różnica wiekowa - powiedziała wysoka blondynka, o dziwo całkiem poważnie. Raczej nigdy nie poznawałam nikogo w takich okolicznościach.
- Skoro tak, nazywam się Kiera, miło mi ciebie poznać, czy coś - odparłam. Starałam się chociaż trochę uśmiechnąć w jej stronę, ale nie wyszło to najlepiej. Pewnie wyglądałam przezabawnie, mimo że zamierzałam wyjść na miłą osobę.

Ana?
Trochę mało pomysłowe, ale coś jest. Mam nadzieję, że jakoś pociągniesz to dalej xd

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics