8.08.2020

Od Liama CD Niny

Zdawałem sobie sprawę z tego, że ta sytuacja z podwożeniem może być dla dziewczyny kłopotliwa. Wzbudzająca pewne obawy, w końcu w zasadzie mnie nie znała, a już miała wsiadać ze mną do samochodu. Z drugiej strony, czym to się różniło od podwożenia przez taksówkę? Chyba tylko tym, że nie każdy taksówkarz był przy okazji przystojnym ratownikiem ta skromność. Mimo to, dziewczyna wspominała, że ma coś do załatwienia na mieście. Jeśli nie była to tylko wymówka, żeby mnie nie fatygować, będzie musiała radzić sobie bez samochodu, plus jutro, tudzież w innym dogodnym dla niej terminie, będzie musiała się tu jakoś dostać, żeby odebrać samochód. Co również, z oczywistych powodów, było średnio wygodne i mogło okazać się dość kłopotliwe.
Mimo to nie miałem zamiaru odpuszczać, wyrażać zgody na to, by dziewczyna miała sama prowadzić samochód w stanie, w jakim była. Szczególnie zważając na reakcję Any, to, jak się wkurzyła na dziewczynę, której w zasadzie nie znała, a z którą łączyło ją tylko tyle, że omal się nie utopiła na warcie mojej siostry. A to, w brew pozorom, zdarzyć się mogło każdemu, nawet najlepiej pływającej osobie. Jeśli nie ma się skrzeli, zawsze istnieje ryzyko utopienia. Smutna prawda.
- Jeśli masz do załatwienia coś bardzo ważnego na mieście, mogę porobić za twój transport, nie ma problemu - zaoferowałem, gdy już zbliżaliśmy się do mojego samochodu. Wyciągnąłem z kieszeni kluczyki do trucka i otworzyłem go zdalnie.
- Nie, nie trzeba, nie chcę robić kłopotu - odpowiedziała szybko. Wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok od dziewczyny i zaczynając kręcić kluczykami na palcu.
- Nie robisz. Sam to zaoferowałem, co znaczy, że mogę sobie pozwolić na pokręcenie się bez celu po mieście, bo aktualnie i tak nie mam co robić - poza nakarmieniem zwierzyńca i wyprowadzeniem Luny. Ale to jakby sprawa drugorzędna, poradzą sobie beze mnie jeszcze przez jakiś czas. I tak zostało mi jeszcze sporo czasu do godziny, o której zwykle wracałem ze sklepu zoologicznego, w którym pracowałem na co dzień. Nie umrą z głodu, jak dostaną jeść godzinę później, a z Luną byłem na długim spacerze rano.
- Naprawdę nie trzeba - Nina uśmiechnęła się lekko, jakby starając się mnie przekonać do tego, co mówi. Nie wiem, czy jej się udało. Wyglądała na zmęczoną, do tego jakby lekko przygaszoną.
Było w niej coś innego, coś dziwnego, coś, nad czym jakaś moja wewnętrzna intuicja kazała mi się zastanowić. Teraz to zniknęło, ale zdaje mi się, że poczułem to, jak dziewczyna wchodziła na basen, choć wtedy nie do końca jeszcze to zarejestrowałem. Co poczuła prawdopodobnie również Ana, a co potem zniknęło, niemal jak ręką odjął. Stłumione... przez wodę?
Wsiadając do nagrzanego samochodu odruchowo przywołałem wiatr, żeby szybciej wydmuchać wręcz gotujące się powietrze ze środka i wspomóc klimatyzację. Dla ciekawskich - tak, mogłem za nią robić, ale było to męczące i raczej nie było zbyt mądrym rozwiązaniem, gdy siedziałem za kierownicą. To już i tak wymagało ode mnie skupienia na kilku rzeczach jednocześnie.
- Dobra, to gdzie cię zawieźć? - rzuciłem, odwracając głowę w stronę siedzącej już na siedzeniu pasażera dziewczyny, jednocześnie odpalając samochód, żeby móc zastąpić stworzoną przeze mnie, wstępną klimatyzację tą normalną, która faktycznie chłodziła, a nie tylko dawała jako taką wymianę powietrza. - Naprawdę mam sporo czasu, więc jeśli serio musisz gdzieś jechać, to nie krępuj się, mogę się pokręcić trochę po mieście.

Nina?
Trochę śpię i nie myślę, ale opowiadania same się nie napiszą... więc jest trochę meh, plasiam ;-;

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics