17.08.2020

Od Niny do Nathaniela

     Drzwi wejściowe do kawiarni jak zwykle otworzyły się ze skrzypnięciem. Brzęk kluczy w dłoni kobiety był jedynym dźwiękiem w pustej przestrzeni, która za kilka godzin miała się stać jednym z najbardziej obleganych miejsc w mieście. Nina mimowolnie westchnęła. Nadchodzący dzień mógł wydawać się męczący, jednak pogoda na to nie wskazywała. Chmury pokrywały większą część nieba, temperatura wynosiła niewiele ponad dziesięć stopni, a popołudniem miał spaść przelotny deszcz. Nawet jeśli kilkanaście osób przewinie się co godzinę przez kawiarnię, z czego połowa wstąpi, żeby ukryć się przed deszczem, nie będzie można tego nazwać „ruchem”.
     Rutynowe włączanie wszystkich urządzeń było jedną z jej ulubionych czynności, jednak skończyło się tak samo szybko, jak się zaczęło. Nie zaczęła nawet wyrabiać ciasta na croissanty, gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka przy drzwiach i do środka weszła przemoczona, ale nadal uśmiechnięta dziewczyna. Ami, bo tak kazała się do siebie zwracać, nie pracowała tam od dawna – ledwie kilka miesięcy – jednak już na tyle zdobyła zaufanie kierowniczki, żeby zajmować się otwarciem. W końcu było to jedno z najbardziej męczących i wymagających skupienia zajęć, jakie można było tam wykonywać.
     A jednak, Nina z jakiegoś powodu to uwielbiała. Nie była pewna czy to czasochłonne robienie ciasta francuskiego od zera, czy robienie firmowych przecierów z sezonowych owoców dawało jej prawie nieosiągalne w innych warunkach poczucie spokoju; wiedziała, że nie zamieniłaby tego na żadną inną pracę. Ciągłe szczebiotanie Ami po pewnym czasie też przestało jej przeszkadzać. Stało się to swojego rodzaju podkładem muzycznym jej sobotnich i niedzielnych poranków. Oczywiście, zazwyczaj w tle i tak puszczona była cicho muzyka, bo jak każdy wie przy muzyce pracuje się lepiej, ale to połączenie skutkowało czymś, do czego co tydzień chciała wrócić.
     No i było jeszcze robienie kawy. W tym miejscu kawa była głównym produktem, o który pytali klienci przy swoich pierwszych, ale też kolejnych wizytach. Nic dziwnego, gdy tak dużą uwagę przywiązywano do przeróżnych metod jej parzenia i do poprawnego stosunku między pienieniem i podgrzewaniem mleka, które miało się w niej znaleźć. Podejście Niny do kawy było jednocześnie stałe i zmienne. Uwielbiała się o niej uczyć, poznawać nowe techniki parzenia i mieszania różnych jej rodzajów, jednak, żeby wypić nawet małe espresso ristretto musiała mieć pewność, że jest dobrze zrobione, nie parzone za długo i że ma akurat na nie ochotę. 
     Chęć napicia się kawy przychodziła najczęściej zaraz po otwarciu, czyli kilka minut po dziewiątej. Nie ma nic przyjemnego w robieniu własnej kawy, więc Nina zawsze zwracała się z prośbą o jej zrobienie do Ami.
     – Jaka dzisiaj? – pytała za każdym razem. – Wiem, że w zeszłym tygodniu nie mogłaś zaspokoić twojego wewnętrznego głodu na affogato, ale jeśli kolejny weekend mam wkładać lody do twojej kawy, to zobaczysz moje wypowiedzenie jutro z samego ranka. – Po tych słowach odwróciła się w stronę ekspresu i zaczęła czyścić jedną z kolb.
     – Dzisiaj mam ochotę na zwykłe cappuccino – odpowiedziała, po czym szybko poprawiła swój wybór dodając do niego odrobinę syropu karmelowego.
     – Ty i karmel? To może być naprawdę niezłe połączenie, zwłaszcza w taką pogodę. Planujesz zaszyć się na zapleczu pod kocem i uciąć sobie drzemkę w trakcie pracy? Oj, nieładnie – założyła za ucho kosmyk włosów, który wypadł z jej ciasno spiętego koka – nieładnie.
     Ostatecznie Nina i tak napiła się kawy z syropem, który sama wlała sobie do filiżanki, po czym stanęła przy kasie, żeby obsłużyć starsze małżeństwo. Jak zwykle, zamówili dwie małe białe kawy i dwa maślane croissanty. Kilka minut później ich zamówienie było gotowe, więc zaniosła je szybko do stolika, przy którym usiedli. Wracając pozbierała brudne naczynia i przemyła kilka pustych stolików.
     W pierwszych dwóch godzinach po otwarciu przyszło sporo stałych klientów, z których większość była po sześćdziesiątce. Nina bardzo lubiła z nimi rozmawiać przy składaniu zamówień, co zawsze skutkowało sporym uśmiechem na ich twarzach. Przed dwunastą prawie wszystkie wypieki się wyprzedały, jednak wypieczenie kolejnych mogło się okazać słabym pomysłem. Dlatego też kobieta zajęła się sprzątaniem i segregowaniem rzeczy za ladą. Zaczęła od przetarcia blatów i umycia naczyń w zlewie, po czym zajęła się segregowaniem umytych naczyń. Gdy była w połowie, między wykładaniem talerzy na półki a oddzielaniem łyżeczek od widelców, rozległ się dźwięk dzwonka przy drzwiach.
     Do środka wszedł wysoki mężczyzna z parasolem w dłoni. Miał lekko mokre włosy, pewnie deszcz zaskoczył go w drodze. Ściągnął z siebie kurtkę i przeczesał dłonią włosy, po czym podszedł do lady z wypiekami.
     Nina szybko wytarła ręce i ustawiła się przy kasie.
     – Co dla ciebie? – zapytała mając na uwadze, że widzi mężczyznę już któryś raz i dziwne byłoby zwrócenie się do niego per pan.
     Brunet podniósł wzrok i spojrzał na listę kaw wywieszoną za plecami kobiety, jakby chciał faktycznie zastanowić się nad swoim wyborem.
     – To co zwykle – odpowiedział szybko i wyjął z kieszeni portfel, z którego wyciągnął odpowiedni banknot.
     – Z tego co widzę, skończyły nam się maślane croissanty – Zerknęła przelotnie na gablotę z wypiekami. – Mogę zaproponować jakiegoś innego? Może czekoladowy?

Nathaniel? c:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics