17.05.2020

Od Any CD Michaela

Obudziłam się w swoim łóżku i pierwsze, co we mnie uderzyło, to charakterystyczny, niezbyt przyjemny na dłuższą metę, zapach stojącej w jeziorze, niezbyt czystej wody. Zmarszczyłam nos, spróbowałam przeczesać palcami włosy, które częściowo opadły mi na twarz w czasie snu, jednak w połowie przesuwania się między wilgotnymi jeszcze pasmami przy głowie, palce utknęły, zablokowane przez zbyt splątane kosmyki. Westchnęłam lekko. No tak. Norma. Tak to wyglądało, jak postanawiałam popływać z rozpuszczonymi włosami.
I wtedy właśnie po raz kolejny stanęły mi przed oczami wydarzenia znad jeziora. Mój skok do wody... Mike podążający za mną, wyciągający mnie na powierzchnię... To, do czego się przyznałam, nie tylko przed mężczyzną, ale i przed samą sobą...
Przyłożyłam wnętrza dłoni do oczu, przyciskając dość mocno, by powstrzymać ponownie napływające do nich łzy. Starczy tego płakania. Co się stało, to się nie odstanie, a ja nie mogę nic na to poradzić. Jedynie wziąć się w garść i żyć dalej.
Wygrzebałam się spod kołdry, w którą prawdopodobne opatulił mnie Mike. Potrzebowałam jak najszybciej pozbyć się zapachu jeziora ze skóry i włosów, bo czułam, że jeszcze chwila wąchania go w tym momencie, w tej konkretnej sytuacji, i żołądek się zbuntuje.

~*~

Gdy po dłuższym czasie wyszłam w końcu z wanny, upewniwszy się kilkakrotnym, dokładnym umyciem całego ciała i włosów, że stęchły zapach wyciągniętych na ląd glonów już nie będzie mnie dzisiaj prześladował, mój zmysł węchu, skupiony do tej pory na tym jednym, wyjątkowo nieprzyjemnym w tym momencie zapachu, wyczuł w końcu jakąś inną woń. Znacznie przyjemniejszą...
Dopiero, gdy zaburczało mi w brzuchu, zdałam sobie sprawę z tego, jaka byłam głodna.
Najszybciej, jak się dało, posiłkując się mocami, wysuszyłam włosy i związałam je w wysoką kitkę, żeby nie leciały mi do oczu. Potem włożyłam na siebie normalne ubrania... To znaczy, normalne. Zależy, co kto uważa za "normalne". Narzuciłam na siebie po prostu przydużą, czarną bluzę zakładaną przez głowę i jeansowe shorty... W takim stroju krwistoczerwony tatuaż na nodze był doskonale widoczny, acz nie zwróciłam na to jakiejś szczególnej uwagi.
Wyszłam z łazienki, kierując się do kuchni, z której dochodziły piękne zapachy gotowanego posiłku. Nadal nie mogłam uwierzyć, że Mike mnie nie zostawił. Że nie odszedł, dowiedziawszy się, co mi się przydarzyło, co mi zrobiono... I byłam mu naprawdę, cholernie wdzięczna za to, że trwał przy mnie, niezachwianie, zawsze gotów dzielić się ze mną swoją bliskością... Momentami nadal zdawało mi się, że może tylko mi się to wszystko przyśniło.
Jednak wszystkie wątpliwości rozwiały się, gdy zobaczyłam go w kuchni. Takiego jak zawsze, lekko uśmiechniętego... cholernie przystojnego. Zakręciło mi się lekko w głowie, musiałam podeprzeć się o framugę przejścia do kuchni, w którym się zatrzymałam. Ale zaraz znowu mogłam już stać prosto.
Te kilka słów, tak zwyczajnych, prostych, można by sądzić - nieistotnych - które wypowiedział, gdy mnie zobaczył, znowu sprawiło, że nogi pode mną zadrżały. Z ulgi. Ze szczęścia. Że faktycznie tu jest, że zrobił dla mnie... to wszystko. Mimo, że sam zmaga się z olbrzymimi problemami, nie zostawił mnie samej sobie. Został. Nie wystraszył się mnie.
Nie pierwszy raz z resztą.
I właśnie ta świadomość omal nie zwaliła mnie z nóg. Zdołałam się jednak opanować, wyprostować... Uśmiechnąć.
Podeszłam posłusznie do stołu, usiadłam na krześle, które mężczyzna dla mnie odsunął. Zwykle nie byłam fanką takiego usługiwania mi przy stole, tym razem jednak nie zaprotestowałam. Z pokorą przyjęłam to, że nałożył mi pysznie wyglądającą potrawę na talerz, nalał soku do szklanki, nawet podsunął mi to cholerne krzesło pod tyłek, żebym sama nie musiała przysuwać się do stołu. Dobrze, że nie wpadł jeszcze na ambitny plan karmienia mnie, bo prawdopodobnie głupio by mi było odmówić. Za dużo dla mnie zrobił, żebym miała na takie głupoty narzekać.
Gdy on jeszcze kończył krzątanie się po kuchni, ja obserwowałam z zamyślonym uśmiechem na ustach ganiające się po pomieszczeniu zwierzaki. Ciri rzecz jasna nieco ostrożniej niż reszta, ale i ona wyszła spod mebli, od czasu do czasu nawet podejmowała pościg w zabawie za Archerem albo Finnem... Na krótko, tak. Ale to już był jakiś postęp. Poza tym cieszyłam się, że zwierzaki moje i Mike'a nie miały ze sobą żadnych problemów. Przyjęły swoją obecność tak naturalnie, jakby od zawsze mieszkali razem...
Odwróciłam od nich uwagę dopiero, gdy mężczyzna usiadł do stołu, naprzeciwko mnie. Odruchowo wyciągnęłam moją długą, gołą nogę, która musnęła nogę bruneta... Chciałam czuć jego obecność. W tym momencie potrzebowałam tego, jak oddychania, miałam wrażenie, że gdy tylko stracę go z oczu, zniknie na zawsze... Choć mózg cały czas mówił mi, że te moje obawy są irracjonalne. I, o dziwo, pod koniec posiłku nawet w to uwierzyłam. Jednak, mimo to, i tak przez cały czas moja stopa stykała się ze stopą Mike'a.
- Dziękuję - odezwałam się, gdy obydwoje kończyliśmy już swoje porcje. Podniosłam wzrok znad talerza, zobaczyłam, że mężczyzna mi się przygląda. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja się uśmiechnęłam. Tak swobodnie, odruchowo, szczerze... Lekko. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Obiad jest pyszny...
- Przygotowałem jeszcze deser - mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja się zaśmiałam. Także odruchowo. Bez skrępowania. Naturalnie.
- Będę gruba przez ciebie - parsknęłam, choć w sumie było to wysoce mało prawdopodobne, bo drakonidy miały zbyt szybką przemianę materii, by znacząco przytyć nawet w sytuacji, gdyby od rana do wieczora nic innego nie robiły, tylko jadły. Rzuciłam to tylko żartem... i nawet sama siebie zdziwiłam, że się na to zdobyłam.
Z każdą chwilą spędzoną w towarzystwie Mike'a czułam się lepiej. Wszystkie zmartwienia zdawały się nie tyle znikać, co odchodzić w niepamięć, stawać się coraz mniej istotne, by w końcu zupełnie zniknąć z moich myśli, wyparte przez emocje towarzyszące chwili obecnej. Radość. Ulga...
Nieco zadumana, zaczęłam bezmyślnie przesuwać nogę w górę łydki mężczyzny.

Mike? ;3

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics