5.05.2020

Od Hanne CD Anzaia

Nie zajęło mi dużo czasu, żeby wywnioskować, że istota z którą miałam do czynienia, nie była człowiekiem. Coś mrocznego było w jego oczach, tajemniczo przerażającego, nawet kiedy spokojnym głosem wypowiadał to wdzięczne słowo przepraszam. Robiąc lekki krok do tyłu, zaczęłam przyglądać się mu z góry na dół. Duże było moje zdziwienie, kiedy z jego ust padło moje imię. Spojrzałam podejrzliwie na to czarne, plastikowe urządzenie, które miał w uchu. Ach, te ludzkie ustrojstwa. Nigdy nie uważałam, żeby im to służyło. Co najwyżej doprowadzało do uzależnień i godzinnych posiedzeń za tymi kwadratowymi puszkami zwanymi telewizorami i komputerami. Jeszcze większa była moja frustracja, kiedy powiedział coś o jakimś szefie i nie wiadomo gdzie pociągnął mnie za sobą przy użyciu nadgarstka. Na nic były moje próby uwolnienia się. Silny był, skurczybyk. No więc szłam tak za nim, no bo co innego miałam zrobić? Cała zdążyłam przemoknąć aż do suchej nitki, ale jego zdaje się to w tym momencie nie obchodziło.
Uwaga - szoku ciąg dalszy, kiedy okazało się, że znam miejsce, do którego mnie prowadzi, znam jego pracowników i właśnie poznałam moją najnowszą misję. Nie znałam tylko tego czarnowłosego, w ogóle nawet nie miałam pojęcia, że tutaj pracuje. Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć?
Ze zniecierpliwieniem i nie małą irytacją wysłuchiwałam poleceń Hal'a i odpowiadałam, jeżeli była taka potrzeba. 
-To jak, mogę na was liczyć, czy nie? - z szoku po usłyszeniu odpowiedzi w postaci '' Ponad ośmiu litrów'' wyrwał mnie głos Hal'a. Kto normalny spożywa osiem litrów krwi? Kanibal mi się trafił! Kanibal zabójca!
-Biorąc pod uwagę, że - z tego co rozumiem - mam pilnować żeby nie zabijał tych... jak to mówicie,  wampirów, kiedy on jest dwa razy większy ode mnie, raz od czasu wstrzykiwać mu w nogę jakieś leki, żeby czasem nie poniosła go fantazja, bronić przed żądnymi zemsty wampirami i jeszcze chodzić, jak piesek za swoim panem? - uniosłam prowokująco brew - Hal, czyżbyś bez mojej wiedzy zdegradował mnie do roli jakiejś niani na tym posterunku? Mowy nie ma. Dzwoń, jeśli przyjdzie nowe zgłoszenie. Z chęcią na kogoś zapoluję. - odwróciłam się na pięcie i skierowałam wyjścia z gabinetu - SAMA! - dokończyłam, chwytając za metalową klamkę szklanych drzwi. Pociągnęłam. Raz, drugi, trzeci - bez skutku. Odwróciłam głowę w stronę mojego pracodawcy, po czym bezradnie spojrzałam na mężczyznę - jak mu było? Anzai'a. Ten z kolei swój gniewny wzrok ciągle zwracał w kierunku szefa. 
-Bez dyskusji! - powiedziałam równocześnie z policjantem za biurkiem. Ja oczywiście głosem przedrzeźniającym, a on tym groźnym, w jego mniemaniu oczywiście. Uśmiechnęłam się ironicznie. Był taki przewidywalny. Chociaż przewidując co zaraz od niego usłyszę, wcale nie powinno mi być tak do śmiechu. - Jesteś jedyną osobą na tym posterunku, Hanne, która zawsze odnajduje swoje ofiary i nigdy nikogo nie zabijasz. Chcesz czy nie, od dziś mu pomagasz! 
-No bo nigdy mi nie pozwoliłeś... - mruknęłam. Kto powiedział, że nie zabijam, bo nie chcę?
-No i jemu też nie pozwalam, ale on rządzi się swoimi prawami!
-No to go po prostu wywal! Znajdziesz sobie takiego łowcę wampirów, który będzie słuchał twoich poleceń, Hal! Nawet ja mogę się tym zająć, tylko nie dokładaj mi dodatkowego balastu! - nie wytrzymałam. Co w tym trudnego? W Asgardzie za niepoprawne wykonanie polecenia już dawno poleciałby na łeb. 
-Za kogo ty mnie masz? -  i wampiro-demon włączył się ponownie do dyskusji. 
-Jaki jest twój problem?! Chyba obydwoje nie chcemy ze sobą współpracować, prawda? - spojrzałam na niego. Gdybym miała taką możliwość, to wypaliłabym mu oczami dziury wielkości pięcio-dolarowej monety. 
-A taki, że mnie nikt nie jest w stanie zastąpić! 
-Nie przeceniaj się Hanne, bo nie wiesz z czym masz do czynienia. Sama nie podołałabyś temu zadaniu. I on sam nie poradzi sobie bez ciebie, bo potrzebujemy ich wszystkich żywych! Koniec rozmowy, zapraszam do wyjścia. Mam na głowie więcej spraw niż dwoje dorosłych, którzy nie chcą stawić czoła powierzonemu im zadaniu, bo nie potrafią współpracować! - wykrzyczał. Drzwi gabinetu otworzyły się na oścież. Te słowa  naprawdę we mnie uderzyły. Ja? Nie potrafię zmierzyć się z powierzonym mi zadaniem? Nie podołam tym całym wampirom? Chyba coś mu się w głowie poprzewracało. Gratulacje. Zmotywowałeś mnie, Hal, jak nigdy. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z komisariatu. 
-Idziesz czy nie?!- wydarłam się, spoglądając za przezroczyste drzwi. Nadal padało. Nawet nie patrzyłam za siebie, czy faktycznie idzie. -Musisz mi w końcu wytłumaczyć co to właściwie są te wampiry i dlaczego są aż tak groźne, że Hal posunął się o tak absurdalne stwierdzenie. - oparłam się o ścianę i skrzyżowałam ramiona na piersiach. -Niech ktoś mi przyniesie coś suchego do ubrania! - wydarłam się na całą komendę. Nie powiem, czasem zdarzało mi się korzystać z faktu, że niektórzy ludzie tutaj naprawdę się mnie boją. 


Anzai? 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics