20.02.2020

Od Any CD Michaela

Otworzenie oczu było chyba najtrudniejszą rzeczą, jaką przyszło mi zrobić tego dnia. Ale gdy w końcu mi się to udało, zobaczyłam... Mike'a?
Co on tu robił, do cholery?
Spróbowałam wstać, ale, jak zdałam sobie sprawę poniewczasie, nie byłam w ludzkiej postaci. A że, mimo wszystko, proces wstawania w każdej z moich dwóch postaci odbywa się nieco inaczej, zamiast się podnieść, popisowo przygrzmociłam z powrotem w ziemię.
- Fuck - jęknęłam w myślach, co najwidoczniej dotarło do Mike'a, bo podniósł na mnie wzrok, przerywając głaskanie Archera, który rozłożył mu się na kolanach. Uśmiechnął się lekko.
- Ale żeby od razu sięgać po tak mocne słowa? - zaśmiał się, odsuwając z siebie mojego psa, by móc podnieść się z ziemi. Łypnęłam na niego jednym okiem z irytacją.
- Żebym zaraz mocnych słów nie użyła - syknęłam, pokazując zęby, ale raczej w geście droczenia się, niż agresji.
Mike pokręcił tylko głową z czymś na kształt lekkiego niedowierzania. Zbliżył się, by w końcu ukucnąć przy mojej głowie i podrapać mnie za uchem. Odruchowo przymknęłam oczy z przyjemności, a z mojego gardła wydobył się niski pomruk.
- No proszę, proszę - Mike wydawał się niezwykle zadowolony odkryciem nowego, czułego punktu na moim ciele. - W ludzkiej postaci też tak reagujesz?
- Jest jeden sposób, żeby to sprawdzić - rzuciłam, po części rozbawiona, po części zirytowana tym jego przemądrzałym uśmieszkiem. - Ale ostrzegam: możesz przy tym stracić palce.
- Mmm...  wróć do ludzkiej postaci, to zobaczymy - zaśmiał się, cofając rękę i przysiadając na piętach. Cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby obawiał się czegoś z mojej strony...
No właśnie. Bo tak w zasadzie... to gdzie my byliśmy? Przewróciłam się z leżenia na boku do pozycji, z której mogłam wstać. Rozłożyłam i złożyłam skrzydła, żeby pozbyć się odrętwienia, nim, otrzepując się z resztek snu, wskoczyłam w ludzką postać.
I dopiero wtedy naprawdę zwróciłam uwagę na otoczenie. Na które składała się leśna polana, na której zwykle się przemieniałam i... wykarczowane drzewa. Jakby przewaliły się pod wpływem uderzenia dość dużym i ciężkim przedmiotem... na przykład ciałem drakonida.
Patrzyłam chwilę bez wyrazu w ten dość makabryczny obrazek, nim odwróciłam się do Mike'a i, tonem zbyt nienaturalnie spokojnym jak na targające mną od środka emocje, zapytałam:
- To moja wina, tak?
Całe rozbawienie zniknęło z twarzy mojego przyjaciela, zastąpione smutkiem i niejakim zaniepokojeniem. No tak. Był tutaj. A nie powinien. Mnie nie powinno tutaj być. Zasnęłam w swoim łóżku, a potem... nie pamiętałam, co się stało potem. Aż do pobudki kilka minut temu.
Odruchowo objęłam się ramionami, częściowo, by zasłonić nagie piersi przed chłodnym powietrzem, ale głównie by dodać sobie otuchy. Na niewiele się to jednak zdało, bo gdy tylko dotarło do mnie, co mogło się wydarzyć, zaczęłam się niekontrolowanie trząść.
- Czy... czy będę miała kłopoty? - zapytałam cicho, drżącym głosem. Poczułam jak ciepłe ramiona bruneta otaczają mnie, a jego ciało przylega do moich pleców, dodając mi otuchy, dając poczucie stabilności...
- Na razie nie - mruknął uspokajającym tonem. - Nikt cię nie widział.
- "Na razie" - zaśmiałam się z doskonale wyczuwalną paniką. - Na razie nikt mnie nie widział. Ale mógłby. Jakiś przypadkowy spacerowicz mógłby mnie zobaczyć, ja prowadzona instynktami mogłabym go zabić za naruszanie mojego terytorium... a Sopp zabiłoby mnie, bo stanowiłabym zagrożenie - zaśmiałam się cicho, histerycznie. - Mogłeś mnie po prostu zabić, jak już tu przyjechałeś, wszystkim oszczędziłbyś kłopotu - mruknęłam.

Mike?
Smoczek nie ce żyć :(
XDDD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics