4.02.2020

Od Liama CD Kangsoo

Światło zmieniło się na zielone, o czym poinformowało mnie zirytowane trąbnięcie kierowcy za nami. Powoli, jakby w pewnym zamroczeniu, przeniosłem wzrok z Kangsoo na drogę przed nami i ruszyłem.
- Wow, to... - mruknąłem, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Musisz mieć przesrane.
Inaczej nie potrafiłem tego podsumować. No bo serio? Niebiański Sługa? Nigdy nie słyszałem o tym gatunku, choć nieco przypominał mi w pewnych kwestiach dżiny. Poza tym, że one miały jakieś ograniczenia, może nie co do samego spełniania życzeń, ale przynajmniej co do ich ilości. Nie można ich było podporządkować sobie na wieczność. A Kangsoo... jeśli wszystko, co właśnie powiedział, było prawdą, to naprawdę musi mieć w życiu przesrane.
Miałem nieodparte wrażenie, że mężczyzna wpatruje się we mnie, gdy w milczeniu pokonywałem kolejne dzielnice, zbliżając się nieubłaganie do mieszkania Koreańczyka. Jego zapach się zmienił, wyraźnie wyczuwałem w nim strach. Pewnie czekał na jakąkolwiek reakcję, może że będę chciał siłą lub podstępem odebrać mu ten pierścień... Nie woadomo dpaczego poczułem z tego powodu irytację.
W ostatniej chwili, gdy znajdowaliśmy się już prawie pod domem mężczyzny, zmieniłem jednak kurs, skręcając w przeciwną stronę, niż znajdował się dotychczasowy cel naszej podróży.
- Gdzie jedziesz? - zapytał, chyba lekko spanikowany Kangsoo, oglądając się za siebie, jakby chciał sprawdzić, czy nie przewidziało mu się, że źle skręciłem.
- Nie podoba mi się, że rozstaniemy się na takim etapie tej rozmowy - zaryzykowałem szybkie rzucenie okiem na Koreańczyka, zanim z powrotem przeniosłem spojrzenie na drogę. - Pojedziemy do takiego jednego, całodobowego baru, napijemy się i porozmawiamy. Na spokojnie.
Bo miałem jakieś takie dziwne wrażenie, że jeśli teraz byśmy się rozeszli, moglibyśmy się więcej nie spotkać...

~•~

- Dobra, zacznijmy od tego, że w zasadzie to mam gdzieś, że jesteś jakimś tam Niebiańskim Sługą - widząc sceptyczne spojrzenie mężczyzny, westchnąłem ciężko. - Naprawdę. To nic nie zmienia.
- I wcale nie chcesz teraz zdobyć pierścienia dla siebie?
- Nieszczególnie - zastukałem palcami w kufel z piwem bezalkoholowym, który chwilę wcześniej przyniosła nam do stolika kelnerka, razem z koszykiem zamówionych przeze mnie popcorn shrimps. - Dość wysoko cenię sobie ogólnopojętą wolność, czy to moją, czy osób w moim otoczeniu. Nie mam zamiaru przyczyniać się do jej utraty przez kogokolwiek, a już szczególnie osoby, którą naprawdę lubię - rzuciłem znaczące spojrzenie mężczyźnie, po czym uniosłem kufel do ust i pociągnąłem z niego spory łyk.
- I nie będziesz teraz próbował zrobić wszystkiego, żeby zdobyć osobistego, nadnaturalnego sługę? - zadając to pytanie, Kangsoo wydawał się mieć nadzieję na coś, choć nie do końca rozumiałem, na co.
- Nie. Wręcz przeciwnie, wolałbym, żeby wszytko pozostało między nami tak, jak dawniej - sięgnąłem po krewetkę, zanurzyłem ją w sosie śmietanowym i, po obejrzeniu jej z każdej strony, włożyłem do ust. Po przegryzieniu chrupiącego ciasta momentalnie zalała mnie fala wrażeń smakowych. Przymknąłem oczy i westchnąłem lekko. Dawno już nie miałem okazji jeść tego typu niezdrowego jedzenia. - Dobrze wiedzieć, kim jesteś naprawdę. I na co mam uważać - spojrzałem spode łba na chłopaka, jednocześnie sięgając po kolejną krewetkę. - Pomyślałeś, co by było, gdybym przypadkiem założył ten pierścień? Albo gdybyś go zgubił i ktoś inny go założył, po czym musiałabyś zniknąć czy coś... a ja nie miałbym pojęcia, dlaczego, gdzie cię szukać... czy w ogóle cię szukać, bo przecież mógłbyś zwyczajnie uznać, że wystarczy ci już tej znajomości... - westchnąłem ciężko, odchylając się na oparcie krzesła. - Podsumowując, dobrze wiedzieć, kim jesteś. Ale nie, nic to w naszej relacji nie zmienia. Nie chcę, żebyś mi służył, a że mam ku temu również inne powody niż czysta przyzwoitość, to naprawdę nie masz się czego obawiać.
Kangsoo wbijał przez chwilę wzrok w stolik między nami. Pewnie zastanawiając się, co dalej. Nim znowu się odezwał, zdążyłem zjeść już połowę zamówionych krewetek.
- Jakie to są te... inne powody?
Powoli przeniosłem na niego wzrok, zastanawiając się, czy mu mówić. Ale... on też niedawno wyjawił przede mną swoją tajemnicę. A mojej nie mógł wykorzystać w żaden sposób. Nawet te wydarzenia nie były jakoś szczególnie znaczące. Po prostu były osobiste.
- Przez pewien czas... chodziłem z dziewczyną, która nie była zwykłym człowiekiem - zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. - Później dowiedziałem się, kim dokładnie była. Dżinem. Oni mają pod wieloma wzgledami lepiej od ciebie, ale... pod równie wieloma jesteście do siebie podobni. Ale do czego zmierzam. Ona nienawidziła tego, że jest, tak naprawdę, uwięziona. Ciągle musiała uważać, pilnować swojej lampy i mieć nadzieję, że nikt jej nie ukradnie, tym samym zniewalając ją. Aż nie spełni dowolnych trzech życzeń posiadacza - zamilkłem na chwilę, by zjeść kolejną krewetkę, nim kontynuowałem. - Ona miała ten limit. Trzy życzenia i sayonara. A już było to dla niej czymś strasznym, czego nie mogła znieść... - westchnąłem cicho, uciekając wzrokiem na bok. - Zabiła się. To było już dobre kilka lat temu, prawie o tym zapomniałem. Ale obiecałem sobie wtedy, że nigdy nie przyczynię się do tego, by ktoś miał cierpieć przez to, kim się urodził, a co ja wykorzystam do własnych celów - uśmiechnąłem się lekko, smutno. - Dlatego nawet mnie nie kusi próba przywłaszczenia sobie tego pierścienia. Że tak powiem: ja podziękuję.
Przeniosłem wzrok na mężczyznę i uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco.

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics