19.02.2020

Od Kangsoo CD Liama

Zmierzył wzrokiem Liama, spojrzał na promienny uśmiech malujący się na jego twarzy. Tak bardzo się starał poprawić mu humor, nie w sposób wszystko będzie dobrze, a zróbmy coś niezwykłego, coś, dzięki czemu choć na chwilę zapomnisz o problemach. Pod tym względem przypominał Sungkoona. Ten to zawsze proponował coś niecodziennego, jak Kangsoo miał zły humor.
Niespodziewanie wpadł w nostalgiczny nastrój. Działo się tak, gdy zaczynał wspominać dawnego przyjaciela. Spuścił głowę, przygryzł dolną wargę. Wyraźnie posmutniał, co od razu zauważył Liam. Mężczyzna zmierzył Koreańczyka wzrokiem, wziął nieco głębszy wdech.
– No już, oczyść umysł – rzekł pokrzepiającym tonem. – Charlie na nas czeka.
Kangsoo podniósł na niego wzrok. Trochę niepewnie pokiwał głową. Musiał się posłuchać Liama. Sam nie chciał już myśleć o niczym, co by mu popsuło humor. Przyjaciel tak się dla niego starał, to on również musiał się przyłożyć.



Nieco się nabiegał za koniem, aczkolwiek znacznie mniej niż przewidywał. Luna bardzo pomogła, Kangsoo specjalnie starał się nie wchodzić jej w drogę, by się czasem nie zdenerwowała. Wziął sobie do serca słowa Liama, żeby dać suczce więcej czasu. Usuwając się z drogi, ilekroć pies nadbiegał, próbował dać znać, że nie jest złym człowiekiem.
Strasznie się przykładał do czyszczenia konia. Dokładnie przejeżdżał szczotką po jego sierści, po kilka razy w jednym miejscu. Wiedząc, że to koń Any, chciał dobrze o niego zadbać, tak, żeby nie można było się do niczego przyczepić.
Stojący po drugiej stronie ogiera Liam spojrzał na Kangsoo. Chwilę mu się badawczo przyglądał, popatrzył na jego twarz pełną skupienia. Po pewnym czasie rzekł:
– Bardzo się starasz. Zajmowałeś się kiedyś koniem? – Uniósł jedną brew.
Koreańczyk zamrugał, jakby wyrwał się właśnie z transu. Popatrzył na przyjaciela. Dopiero w tym momencie przypomniał sobie, że już raz jeździł konno. I znowu przed jego oczami pojawił się Sungkoon. Wow, dlaczego ostatnio tak wiele rzeczy mu o nim przypominało? Zmierzył wzrokiem Liama. Aż miał wrażenie, że obaj by się dogadali. Pod pewnymi względami byli do siebie podobni.
Na szczęście tym razem nie posmutniał. Ku kego zdziwieniu, w miarę obojętnie odgonił myśli powiązane z Sungkoonem. Liczy się tu i teraz.
– Raz mnie ktoś zabrał na przejażdżkę – powiedział po chwili namysłu. – Prawie cały dzień z koniem. Aż właściciel powiedział, że to był dzień życia dla klaczy, którą wtedy się zająłem.
– O, czyli nie jesteś takim nowicjuszem – odparł Liam. – Będziemy mogli więc trochę zaszaleć. Okolica jest naprawdę dobra na przejażdżki konne. – Uśmiechnął się wesoło.
Kangsoo mimowolnie odwzajemnił uśmiech, na co kąciki ust Liama uniosły się jeszcze wyżej. Zapewne cieszył się, że poprawił humor przyjaciela. Koreańczyk zaś cieszył się, że mężczyzna tak się o niego troszczył. Gdyby był bardziej wrażliwy, to by się prawdopodobnie popłakał ze wzruszenia.
– Ile minęło odkąd dosiadłeś wtedy konia? – spytał po chwili Liam.
– Jakoś niecałe dwa lata – odpowiedział Kangsoo.
– Pamiętasz jeszcze coś? Pytam tak dla pewności, nie chcę, by ci się cokolwiek stało – dorzucił.
– Raczej tak.
– To dobrze. Ale w razie czego na początek sobie pojeździmy trochę po padoku.
– Jasne.
Oporządzanie trochę im zajęło, zwłaszcza, że po Charlie'm przyszła kolej na drugiego ogiera, którego wybrał Liam, chcąc, również się przejechać. Nikt jednak nie narzekał, obydwoje starannie się zajęli końmi, aż wreszcie nadszedł upragniony moment.
Kangsoo kilka razy sprawdził, czy dobrze założył lejce, jednocześnie delikatnie gładził głowę Charlie'go, by zbudować z nim jakąś relację. Ogier się niecierpliwił, wyglądał, jakby zaraz miał się zerwać i pogalopować w tylko sobie znanym kierunku. Na szczęście do tego nie doszło. W końcu Kangsoo podszedł do siodła. Postawił stopę na strzemieniu, chwycił ręką za przedni łęk, po czym wybił się z drugiej nogi i dosiadł wierzchowca. Wyprostował się, jeszcze poprawił kask i wziął do rąk lejce.
– Gotowy? – usłyszał.
Odwrócił głowę, spojrzał na siedzącego już na drugim koniu Liama. Pokiwał głową.
Luna biegała w tę i wew tę, co jakiś czas zatrzymując się, by coś obwąchać, podczas gdy Kangsoo i Liam jeździli po padoku. Po pewnym czasie przyjaciel uznał, że już mogą wyruszyć w teren. Zawołał Lunę i cała brygada ruszyła trasą w stronę pobliskiego lasu.
Między przyjaciółmi trwała cisza. Kangsoo chciał się na razie bardziej skupić na jeździe, przyzwyczaić się do niej. Wyglądał spomiędzy uszu Charlie'ego na drogę, która oddzielała niewielki las od pól. W pewnym momencie ogier nieco przyspieszył. Pewnie uznał, że skoro jest prosto i łagodnie, bez żadnych przeszkód, to może się rozpędzić. Koreańczyk ścisnął trochę mocniej lejce, nie pociągnął jednak za nie, co zaciekawiło Liama. Mężczyzna przyspieszył, by być z nim na równi.
– Co, mały wyścig? – zapytał rozbawionym głosem.
Słysząc to, Kangsoo spojrzał na niego z pewną niepewnością w oczach. Nie był kimś, kto lubił ryzyko, aczkolwiek trzeba przyznać – brakowało w jego życiu dreszczyku emocji. Dlatego nie odmówił, tylko pogonił konia. Charlie nastawił uszu, wyglądał, jak gdyby tylko na ten moment czekał. Nie minęła chwila, jak zerwał się i zaczął galopować przed siebie.
Liam nie zamierzał zostać w tyle, machnął lejcami, dając swemu wierzchowcowi znak, żeby również przyspieszył. Obydwoje pędzili w stronę końca linii drzew, Kangsoo schylił się, by stawiać mniejszy opór. Charlie był naprawdę szybki. Zapomniał o tym, że to był pierwszy raz, kiedy z taką prędkością jechał na koniu. W tym momencie zapomniał o wszystkim.
W pewnym momencie ogier Liama nieco zwolnił. Koreańczyk od razu to spostrzegł, zaskoczony spojrzał za siebie.
– No co ty, fory mi dajesz? – zapytał, uśmiechając się złośliwie.
– Skądże! – zaprzeczył Liam z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy. – Po prostu robię ci zbędną nadzieję.
Nie zwlekając więcej, przyspieszył. Kangsoo spojrzał przed siebie, również popędził Charlie'go. Słyszał, że tętent ogiera za nim staje się coraz głośniejszy – Liam go doganiał. Przygryzł dolną wargę.
Przyjaciel już prawie był z nim na równi, gdy nagle coś wyskoczyło zza drzew. Niewielkie zwierzątko przemknęło tuż przed nimi. Koń Liama był od niego dalej, dlatego zdążył w miarę zgrabnie się zatrzymać. Niestety Kangsoo nie miał tyle szczęścia. Zwierzę znalazło się na tyle blisko, że Charlie w jednej chwili się zerwał, rżąc. Stanął na tylnych nogach, zrobił to na tyle szybko i gwałtownie, że Koreańczyk nie zdążył zareagować. Nim się spostrzegł, już spadał z siodła.
Kolejne wydarzenia nastąpiły w zawrotnym tempie. Pośladki zaliczyły bolesne spotkanie z twardą ziemią, plecy z kolei natrafiły na coś miękkiego, co go zaniepokoiło. Nie zdążył jednak odwrócić głowę, jak usłyszał przeraźliwy pisk. Dostrzegł kątem oka ruch czegoś białego, w tym momencie poczuł narastający niepokój, jego tętno momentalnie się zwiększyło.
Pecha miał ogromnego, ponieważ Luna akurat była z tyłu, do tego w takim miejscu, że zahaczył o nią plecami. Suczka wystraszyła się, podkuliła ogon, kładąc po sobie uszy. Odskoczyła, wydawało się, że ucieknie. Ale zrobiła coś zupełnie innego. Odwróciła się, otwierając pysk, a mniej jak sekundę później zatopiła kły w prawym przedramieniu Koreańczyka.
Kangsoo poczuł potworny wręcz ból. Byłby się zerwał, jednak w ostatniej chwili się przed tym powstrzymał. Bał się, że gdyby to zrobił, Luna zaczęłaby szarpać, co tylko pogorszyłoby sprawę. Zastygł w bezruchu, wstrzymał powietrze. Spuścił wzrok na rękaw szarej bluzy, który momentalnie zaczął nasiąkać krwią. Luna spojrzała na niego, Kangsoo czym prędzej odwrócił głowę, krzywiąc się z bólu. To było okropne, czuł wyraźnie zęby zatopione w jego ciele, miał nawet wrażenie, że kły dotykały kości. Spróbował nieco rozluźnić rękę, ale nie potrafił – odruchowo mięśnie były napięte, co tylko zwiększało ból i pieczenie.
– Kangsoo!
Usłyszał wrzask. Odwrócił głowę, akurat w tej samej chwili Luna puściła rękę. Próbując nie patrzeć na suczkę podniósł wzrok na Liama, który biegł do niego. Mężczyzna zatrzymał się, oddychał płytko, oczami biegał po sylwetce Koreańczyka.
– O Boże, Kangsoo! – zawołał przerażony.
Kangsoo wziął głęboki wdech, głośno przełknął ślinę.
– Nic mi nie jest – odruchowo powiedział.
Wbrew pozorom aż tak bardzo się nie przejął. Bolało strasznie, aczkolwiek myśl, że jakoś się z tego wyliże, nieco łagodziła sytuację. Tak, to nic wielkiego. Zagoi się i nawet nie pozostanie blizna. Bycie Niebiańskim Sługą miało jednak swoje zalety.

Liam?
Wydłużyło się :T

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics