14.02.2020

Od Silasa CD Minho

Miałem nie brać już udziału w tych walkach. To znaczy... sądziłem, że się bez tego obędzie.
Niestety, pieniędzy od Nullaha jak nie miałem, tak nie mam, a jak nie chciał po dobroci, to trzeba było sięgnąć po inną strategię. Wzięcie udziału w generalnie mało lubianych przeze mnie walkach na ringu było w tym przypadku chyba jedynym rozwiązaniem.
Zostawiłem Minho z poleceniem, by niczego nie próbował jeść ani pić. A najlepiej w ogóle na nikogo nie patrzył dłużej, niż trwało przypadkowe spojrzenie. Po czym sam udałem się w okolice ringu, by znaleźć bukmachera, u którego wcześniej się zapisywałem.
Kilka walk później, które przypłaciłem zaledwie kilkoma siniakami, które i tak niemal od razu zniknęły, byłem bogatszy o całą postawioną dzisiaj sumę. I pewną wysnutą konkluzję: ludzie są jednak głupi. Bo na moją wygraną w ostatniej rundzie nie postawiła ani jedna osoba, mimo że zawodnik za zawodnikiem padali pod moimi ciosami. Jednemu musiałem połamać żebra, bo nie dało się go ogłuszyć, reszta wyszła z pojedynku ze mną zaledwie ze wstrząśnieniem mózgu po tym, jak uderzyłem ich czaszkami o betonową podłogę. Będą ich bolały głowy przez następne kilka tygodni, ale nie było to nic trwałego. Mieli szczęście.
Czego nie mogłem powiedzieć o moim towarzyszu. Ten to miał cholernego pecha.
Gdy zszedłem już z ringu, nadal ubrany w same spodnie, z gołym torsem, bo takie były zasady walk, poza tym łatwiej się tak walczyło, nie znalazłem Minho tam, gdzie go zostawiłem. Natychmiast przystanąłem, napinając wszystkie mięśnie, w każdym momemcie gotowy do działania. Ale chłopaka nigdzie nie było widać.
- Szlag by to - murknąłem, zaczynając przeciskać się między ludźmi. Walki na dziś się skończyły. Było już naprawdę późno... a w zasadzie to wcześnie rano. Niedługo ten przybytek zostanie zamknięty.
A Minho nigdzie nie było.
Przez chwilę podejrzewałem Nullaha. Ale gdy znalazłem go przy barze, po czym przycisnąłem jego twarz do blatu, tłukąc przy tym kilka kieliszków, strasząc jakąś wampirzycę, no i oczywiście irytując barmana-centaura, ze łzami w oczach i osikanymi spodniami przysiągł, że nie ma pojęcia, gdzie chłopak jest. Nie miałem powodu mu nie wierzyć. A na odchodne rzuciłem tylko, że chyba dzisiaj zbytnio się nie wzbogaci. I że dług pieniężny, jaki u mnie zaciągnął, mogę uznać za spłacony. Tylko dlatego, że nie mam teraz na niego czasu.
I gdy miałem już odchodzić... coś mnie tknęło.
Przeniosłem wzrok błękitnych oczu na wampirzycę, którą tak przestraszyłem, gdy zaatakowałem Nullaha. Wycierała chusteczkami alkohol z krótkiej spódniczki. Tak myślałem, że nie chodziło o sam fakt rozruby w barze. Im zawsze chodziło o wygląd.
Ale to nie to mnie zmusiło do odwrócenia się i ponownego spojrzenia na nią. Nie jej wcześniejszy pisk, tylko... jakby znajomy zapach.
Chwilę przyglądałem się jej staraniom usunięcia alkoholu z ciuchu. Nim zrozumiałem, skąd kojarzę ten zapach.
Tak pachniał Minho, gdy do niego dołączyłem po wstępnym rozprawieniu się z Nullahem.
Zgrzytnąłem zębami, starając się rozładować zalążek furii, która już się we mnie gotowała. Zaatakowała człowieka. Nie mogłem jej winić, to jednak instynkty, a Minho był bardzo łatwym celem. Nieświadomy, w tłumie nadludzi. Grzechem byłoby nie skorzystać.
Jednak Rudy był tu pod moją opieką. Byłem za niego odpowiedzialny. Obiecałem, że nic mu się nie stanie. A ta wampirzyca właśnie podwarzyła wagę mojego słowa.
Tylko że... chłopaka tu nie było. To znaczy, że ona mogła rzucić czar. Ale niekoniecznie ona go zabrała.
Cholera.

Minho?
Takie meh, przepraszam ;-;

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics