25.12.2019

Od Elizabeth

- Znowu nucisz - z zamyślenia wyrwał mnie szorstki głos Aleksjeja. Przysunął się do mnie na klubowej kanapie, zdecydowanie bliżej, niżbym sobie tego życzyła. Ale nie skomentowałam tego, choć widziałam, jak Tommy patrzy krzywo na mojego byłego znad zerowanego właśnie drinka. Choć mogła to być czysta. Nigdy nie nadążam, co on w siebie wlewa na imprezach, tak niekontrolowane to były mieszanki.
Nie żebym ja robiła inaczej.
- Odruchowo - mruknęłam w odpowiedzi na uwagę mężczyzny. Przerwałam miarowe stukanie paznokciami w swoją szklankę, by złapać ją i, uniosłszy szkło do ust, dopić drinka, który się w niej znajdował. Nie pamiętałam już, co zawierał. Nie obchodziło mnie to.
- Podoba mi się to - usłyszałam w jego tonie uśmiech. A zaraz potem poczułam jego oddech na uchu.
Otworzyłam szeroko oczy, zamierając ze szklanką przy ustach. Nim Aleks zdążył zrobić coś jeszcze, złapałam kontakt wzrokowy z Tommym, który, widząc rodzące się na mojej twarzy przerażenie, momentalnie porzucił butelkę, z której polewał znajomym. Wstał na tyle szybko, na ile pozwalał mu jego stan upojenia alkoholem i, chwiejąc się lekko, wyciągnął do mnie dłoń w zapraszającym geście.
- Zatańczmy, to mój ulubiony kawałek - wybełkotał, udając bardziej pijanego, niż był w rzeczywistości, by zapraszanie mnie do tańca w obecności Aleksjeja uszło mu płazem. Pomógł mi wstać i stosunkowo szybko odciągnął od reszty towarzystwa, by zniknąć w gąszczu ludzi tańczących na parkiecie. Odetchnęłam z ulgą, że udało mi się uniknąć konfrontacji.
- Nie musisz się na to godzić, Lizzie - Tommy złapał mnie za ramiona, przyciągając do siebie i zbliżając usta do mojego ucha, żebym mogła go usłyszeć. - Nie jesteś mu nic winna.
Nie odpowiedziałam, zamiast tego oparłam czoło na jego ramieniu. Cholernie kręciło mi się w głowie, a ustanie na wysokich obcasach stawało się coraz trudniejsze. Zamknęłam na chwilę oczy, skupiając się na dudniącej w uszach muzyce i poczuciu stabilności, jaka biła od bruneta.
- Zadzwonię po Aarona - mruknął mężczyzna po chwili. Natychmiast się wyprostowałam, z zamiarem odepchnięcia go od siebie, ale gwałtowne podniesienie głowy spowodowało utratę równowagi. Musiałam oprzeć się całym ciężarem ciała na chłopaku, żeby nie upaść.
- Nie ma... potrzeby - mruknęłam, jeszcze raz podejmując próbę stanięcia prosto. - Nie jestem dzie... dzieckiem - zmrużyłam oczy, próbując złapać ostrość widzenia, bo nagle twarz przyjaciela mi się rozmyła.
- To ja cię odwiozę - nie dawał za wygraną. - Nie wrócisz sama do domu.
- Nie będę jeszcze nigdzie wracała - warknęłam.
- Ledwo się trzymasz na nogach...
- Nic mi nie jest!
Z mojego gardła wydobyło się głuche, zwierzęce warczenie. Tommy zamarł. Szybko rozejrzał się dookoła, jakby slrawdzał, czy nikt tego nie usłyszał. Choć było to niemożliwe przy tym natężeniu dźwięków, jakie panowało w klubie.
- Słuchaj, naprawdę nie chcę wyprowadzać stąd zaraz wilka. A jeszcze trochę w siebie wpakujesz i nie będziesz w stanie nad sobą zapanować - widziałam, jak jego wzrok powędrował w stronę stolika, przy którym siedziała nasza ekipa. - Wytłumaczę cię jakoś. Ale, proszę, wsiądź w taksówkę i wracaj do domu.
Gdy zobaczył, że błądzę wzrokiem dookoła, nie skupiając się na nim zupełnie, ścisnął moje ramię. Syknęłam z bólu, ale podziałało. Wbiłam nieprzytomne spojrzenie w przyjaciela.
- Nie zadzwonię do Aarona, jeśli nie chcesz, ale, proszę, wracaj do domu.
Skinęłam powoli głową, nagle uznając, że to w sumie dobry pomysł. Szczególnie, jak pomyślałam, że jeśli zostanę tu jeszcze trochę, będę musiała znowu usiąść koło Aleksjeja i dalej znosić jego towarzystwo. I obłapianie mnie.
Tommy odprowadził mnie do wyjścia, szepnął coś napakowanemu gościowi, który pilnował wejścia do klubu. Sądząc po minach i ich spojrzeniach skierowanych w moją stronę, kazał mu mieć mnie na oku, dopóki nie przyjedzie taksówka. Po czym mój "ochroniarz" cmoknął mnie szybko w policzek na pożegnanie i z powrotem zniknął w środku.
Natychmiast ruszyłam chodnikiem przed siebie. Usłyszałam za sobą krzyk bramkarza, który wołał, żebym się zatrzymała. Odpowiedziałam mu uniesieniem środkowego palca ponad ramieniem. Nie ruszył za mną.

~•~

Zaledwie brzecznicę dalej doszłam do wniosku, że spacer to był jednak zły pomysł. Było zimno, na ulicach zalegał śnieg... a ja już od jakiegoś czasu szłam boso, buty trzymając w ręku, bo uznałam, że w moim stanie w szpilkach się zaraz wyjebię. Do tego zdałam sobie sprawę, że, wychodząc w pośpiechu, zapomniałam zabrać komórkę, nie miałam więc jak się z nikim skontaktować, żeby jednak po mnie przyjechał. Plus coraz mniej łączyłam fakty, o orientacji w przestrzeni nie wspominając, i już po chwili nie wiedziałam nawet, gdzie się znajduję.
A na podsumowanie tego wspaniałego wieczoru, czy też już późnej nocy, zaczęło mi się robić niedobrze.
W którymś momencie, zbyt zajęta pilnowaniem, by iść w miarę prosto, żeby zwracać uwagę na otoczenie, wpadłam na kogoś. Zderzenie było tak gwałtowne, że wręcz odbiłam się od czyjejś twardej klatki piersiowej i gdyby nie silna ręka, która zacisnęła się na moim ramieniu pomagając odzyskać równowagę, upadłabym tracąc resztki godności, jaka mi pozostała.
Zanim zdążyłam przeprosić, podziękować czy wydrzeć się na nieznajomego za niepatrzenie, jak łazi - nie miałam okazji zdecydować, która reakcja była najbardziej odpowiednia w tamtej sytuacji - mój żołądek się w końcu ostatecznie zbuntował.
Przeszedł mnie nikontrolowany spazm, zgięłam się niemal wpół i zwymiotowałam prosto na buty nieznajomego.

Ktoś coś?
Lizzie z góry przeprasza za buty XD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics