27.12.2019

Od Hime cd. Kangsoo

Sally wydawała się dwa rasy weselsza, niżeli jak ją poznałam zaledwie kilka dni temu. Kiedy mnie zobaczyła, od razu wyrwała się Kangsoo ze smyczą i do mnie podbiegła.
- Hime! - zawołała moje imię. Nawet nie zastanawiało mnie, skąd je zna. Pewnie podsłuchała od mojego owczarka.
Ja w odpowiedzi na jej merdający ogon mogłam tylko czule pogłaskać ją po głowie. Z jeszcze większą radością to przyjęła, a następnie wyruszyliśmy na spacer w towarzystwie tego samego jamnika, co ostatnio.
Nie było aż tak zimno, jakby się wydawało. Wszakże słońca nie widziałam, szare chmury skutecznie je zasłaniało, ale brak wiatru sprawiał, że na dworze panowało jako takie ciepło.
Słuchałam tego, co opowiadała Sally. Głównie było to o jakimś wolontariuszu, trochę o Kangsoo i ludziach, oglądających psy do adopcji. Częściowo chyba nawet narzekała, że nikt jej nie chce, ale mówiła to z taką radością w głosie, że już sama nie byłam pewna. Dlatego też głównie przez jej rozmowę siedziałam cicho, chcąc się skupić i w razie wypadku odpowiedzieć na pytanie. Jednak mała zdawała się jakby zapominać o moim istnieniu. W pewnym momencie odezwał się też jej kolega Axel, ale wspominający o tym, żeby suczka „przestała kłapać jęzorem”. Następnie odezwał się Kangsoo.
Częściowo bałam się, że zagada na temat mojego… ponad godzinnego spóźnienia. Cóż, zapomniałam o wysłaniu paczki właścicielowi mojego mieszkania, więc musiałam przeszukać całą sypialnię i salon w poszukiwaniu zepsutego żelazka. Już jakiś czas temu w ogóle nie prasował, napisałam o tym do właściciela i ten nakazał mi odesłać go do niego, bo zna ludzi, którzy naprawiają sprzęty RTV i AGD. A kiedy przedmiot się zepsuł, wcisnęłam go w kąt jakiejś szafy, żeby nie korciła mnie chęć wyprasowania czegoś.
Dlatego poczułam ulgę, gdy Kangsoo wyznał, że cieszy się z naszego kolejnego spotkania i że wzięłam Sally na spacer, bo wyraźnie mnie polubiła. No i przecież ze wzajemnością.
- Ja również się cieszę, że mogę to zrobić – odpowiedziała mu, odwzajemniając jego uśmiech.
No i tym razem nastała cisza. No dobra, niezupełnie. Sally gawędziła sobie z jamnikiem, mimo że ten odpowiadał jej tylko co jakiś czas. Suczka jednak nie rezygnowała z rozmowy, ciągle podejmując się nowych tematów. Teraźniejszy spacer, jego przyszłość, przeszłość… Nie chcąc podsłuchiwać, próbowałam się wyłączyć z ich rozmowy, ale przyznajmy – kiepsko mi szło.
Dlatego postarałam się zająć moją głowę innymi myślami. A dokładnie tego, jak zaprosić Kangsoo na te… wesele kuzyna. NO JAK. Mało brakowało, a zaczęłabym chyba rwać sobie włosy z głowy.
- Coś się stało?
Z dalszych przemyśleń wyrwał mnie w końcu głos chłopaka obok. Otrząsnęłam się z paniki i przeniosłam na niego swoje oczy. Wydawał się zmartwiony. Super, czyli zauważył moje zdenerwowanie. Nie mam odwrotu, kłamać nie będę.
- Tak… jakby… - zaczęłam, nie mogąc znieść presji pod jego spojrzeniem. Przeniosłam wzrok na Sally. - Nie utrzymuję kontaktu z rodzicami od kilku lat – wyznałam. Zamiast czekać, aż szatyn mi przerwie, postanowiłam kontynuować.
- Moi rodzice to ludzie, którzy nienawidzą muzyki. Nie pochwalali tego, że chcę zostać piosenkarką, więc się wyprowadziłam i zerwałam kontakty. Od jakiegoś roku mam spokój… aż do naszego ostatniego spotkania – opowiedziałam, nawet nie mając odwagi, żeby spojrzeć na mojego towarzysza.
Po tamtej kawiarni mama nie zadzwoniła drugi raz. Napisała mi tylko wiadomość, w której umieściła numer do kuzyna Rikiego, aby podać mu imię i nazwisko mojej osoby towarzyszącej.
W domu naszła mnie jeszcze kwestia, skąd Riki znał mój adres. Byłam pewna, że nie podawałam go swoim rodzicom. Jednak po dłuższych przemyśleniach odpuściłam sobie ten temat. Zawsze mogę się go o to zapytać podczas tego całego wesela. I problem rozwiązany!
Wzięłam głęboki wdech, tak dla odwagi, żeby w końcu przejść do sedna – przynajmniej mojej – sprawy.
Stanęłam w miejscu, wiedząc, że nie dam rady zrobić kolejnych kroków pod taką presją.
- Tego samego dnia znalazłam u siebie w skrzynce na listy zaproszenie na ślub i wesele. Od mojego kuzyna. Była w nim mowa o osobie towarzyszącej – Niepewnie podniosłam wzrok na Kangsoo. Nie potrafiłam odczytać emocji z jego twarzy. - Wzięłabym kogoś z Copycat, ale wieść, że na spotkanie z rodziną nielubiącej muzyki przyszłam z muzykiem, nie przyjęłaby się z byt dobrze. Dlatego też moje pytanie, czy… Czy poszedłbyś ze mną? - w końcu wyrzuciłam to z siebie. Przy okazji czułam gorąc na twarzy, więc przy okazji pewnie się zaczerwieniłam ze wstydu. Bardzo fajne spotkanie, nie powiem.

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics