28.12.2019

Od Kangsoo CD Liama

O bogowie, nic mu nie jest. Jak dobrze!
Głośno odetchnął z wyraźnie widoczną ulgą. Praktycznie cały stres z niego opadł, co dało się po nim doskonale zauważyć, zwłaszcza w momencie, kiedy nogi się po nim całkiem ugięły, przez co upadł na kolana. Wyciągnął rękę z klatki papugi, resztki swego opanowania zużył na zamknięcie drzwiczek, żeby Tokka nie uciekła. Wykonał bardzo głęboki wdech i wydech, który zajął mu z dobre parę sekund. Miał dość. Kompletnie. Nie chciał nigdy po raz kolejny zmierzyć się z taką sytuacją. Nigdy. Więcej.
Przepraszam, Liam, ale chyba następnym razem, jeśli będziesz miał coś takiego w domu, nie zgodzę się na pomaganie w karmieniu ani czymkolwiek innym.
Gdy już odrobinę ochłonął, podniósł wzrok znad podłogi na Liama, który mówił:
- Dziękuję. Cholera, gdyby nie ty... Dziękuję.
- Drobiazg - odparł drżącym głosem. - Ale następnym razem nie pomagam ci ze zwierzętami. To nie na moje nerwy.
- Weź, ja chyba nigdy więcej do domu nie wezmę żadnego jadowitego zwierzęcia. Matko, to było straszne!
Liam przejechał ręką po włosach. Podobnie jak Kangsoo, musiał nadal przeżywać to wszystko. Cóż, jego sytuacja była gorsza - to on karmił kobrę i to na niego wąż się rzucił. Jak dobrze, że jednak nic się nie stało. Kangsoo nie wiedział, czy poradziłby sobie z ratowaniem Liama. Jaki wtedy byłby stres! Czy on w ogóle by to wytrzymał? Możliwe, że od tych wszystkich emocji by spanikował i nie udałoby mu się uratować Liama albo gorzej, zemdlałby i nawet nie miałby szansy na udzielenie pomocy. Och, jak dobrze, jak dobrze, że do tego nie doszło! Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby Liam ucierpiał... lub gorzej...
Spuścił głowę, gdy wtem dostrzegł leżące koło niego opakowanie z karmą dla ptaków. Widząc, że część ziarna wysypała się na podłogę, otworzył szerzej oczy.
- Och, wybacz, upuściłem i się rozsypało.
Nie zwlekając, zaczął wszystko zbierać i z powrotem wrzucać do opakowania. Liam zmierzył go wzrokiem.
- Nic się nie stało, serio. - Machnął niezgrabnie ręką. - Taka cena za uratowanie mnie to żadna cena.
Po zebraniu wszystkiego Kangsoo wreszcie postanowił się podnieść. Wstał z pewnym trudem, nogi zadygotały, na szczęście nie stracił równowagi. Wyprostował się, wziął kolejny bardzo głęboki wdech. Już trochę mniej to wszystko przeżywał, czuł, że z czasem było z nim coraz lepiej. Miał tylko nadzieję, że potem nie będzie mu się to śnić po nocach (ani tym bardziej nie zmieni się w koszmary, w których nie udaje mu się ocalić Liama).
Liam wziął pudełko z jedzeniem, dla kobry, które zostało i schował je do lodówki. Odwrócił się, podparł się rękami o blat. Chwilę tak z miną, jakby nad czymś rozmyślał, po czym spojrzał na Kangsoo, który oddał mu opakowanie z karmą. Schowawszy je do szafki, powrócił wzrokiem na Koreańczyka.
- Masz naprawdę świetny refleks - powiedział. - Zareagowałeś szybciej ode mnie, zwłaszcza, że to ja karmiłem kobrę, nie ty.
- Aż mnie to zaskoczyło - przyznał Kangsoo, sam nie wierząc, że udało mu się. - Ale jak raz już mówiłem, tylko z barierą taki szybki jestem. - Wzruszył ramionami.
Nastała między nimi cisza, zakłócana jedynie przez szmer powodowany przez jedzącą Tokkę. Obydwoje stali trochę jak dwa kołki, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Nikt nie miał pojęcia, co powiedzieć, czy dalej ciągnąć temat, czy może jednak go zmienić tak, by choć na trochę zapomnieć o tym wszystkim. Po pewnym czasie w końcu postanowił się odezwać Liam:
- Chcesz się czegoś napić? Kawę, herbatę, sok?
- Herbatę - odparł po krótkim namyśle Kangsoo.
- Może być zwykła?
- Tak. Bez cukru. - Miał potrzebę napicia się czegoś ciepłego i gorzkiego.

Liam?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics