9.01.2020

Od Any CD. Michaela

Leżał przede mną. Bezbronny, sponiewierany... a nad nim górował Demon. Mój przyjaciel.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek do podobnej sytuacji dojdzie. Ale teraz... czułam w pewien sposób ulgę.
- Ana... - z gardła Lysandra wydobył się słaby, błagalny szept. - Ana, nie rób tego... przecież... jesteśmy przyjaciółmi...
Odwróciłam wzrok od szklistych oczu mężczyzny, by przenieść go na niewielki scyzoryk, który trzymałam w dłoni. Byłam zmuszona użyć go podczas walki i jeszcze nie było okazji, by go schować. Poza tym cały był pokryty posoką po tym, jak wbiłam go jednemu z przeciwników w gardło.
Z resztą nie tylko on był cały we krwi. Ja również. Czarny płaszcz, który miałam na sobie, był od niej lepki, czułam, jak jej smuga zastyga mi na policzku, włosy, które wymknęły się z warkocza, skleiły się w czerwone strąki, opadając na twarz...
Dodając do tego lekko obłąkane spojrzenie, musiałam wyglądać przerażająco. A w każdym razie Lys wyglądał na spanikowanego.
- Ana... - spróbował znowu, ponownie bez reakcji z mojej strony. Otarłam ostrze niewielkiego scyzoryka o spodnie. Raczej odruchowo, niż w jakimś konkretnym celu, ale ruch przykuł uwagę mężczyzny. Przełknął zdenerwowany ślinę.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi, Lysander - powiedziałam lodowatym tonem. Nie dało się z niego wyczytać śladu jakichkolwiek emocji, co dodatkowo wyprowadziło piromana z równowagi. Zaczął się cofać, ale szybko oparł się plecami o nogi Mike'a. Nie miał dokąd uciec. - Przez całe lata mnie wykorzystywałeś, bawiłeś się mną... A ja tego nie lubię - ukucnęłam, zbliżając ostrze niepozornego, a jednak śmiertelnie niebezpiecznego scyzoryka do gardła mężczyzny. Wzrok bez wyrazu spotkał się z jego przerażonym spojrzeniem. - Nie zasługujesz na moją litość.
I ruchem zbyt szybkim, by zarejestrowało go ludzkie oko, odjęłam ostrze od szyi mężczyzny, by wbić je w udo mojego byłego. Zawył z bólu.
Przekręciłam ostrze w ranie, nachylając się do chłopaka, by wyszeptać mu do ucha:
- To za Mike'a.
Po czym wyszarpnęłam ostrze z rany i odrzuciłam je gdzieś na bok. Nie chciałam go więcej widzieć, przypominałby mi o zbyt wielu rzeczach, o których wolałam zapomnieć.
Podniosłam się z powrotem na nogi i spojrzałam na mojego przyjaciela, który przyglądał się temu wszystkiemu z boku. Skinęłam ostrożnie głową.
- Chodźmy stąd - zaproponował, wyciągając do mnie rękę, którą przyjęłam, choć z lekkim wahaniem. Ruszyliśmyw kierunku wyjścia.
Zatrzymał nas jednak krzyk Lysandra.
- Proszę... Błagam! - w jego tonie słyszalny był ból. - Nie zostawiaj mnie tu tak!
Przystanęłam, choć wszystko we mnie krzyczało, żebym jak najszybciej opóściła to miejsce. Spojrzałam ponad ramieniem na mężczyznę. Krew z rozciętej tętnicy udowej wypływała w równym rytmie spomiędzy palców, którymi próbował zatamować krwotok. Czekała go powolna śmierć.
- Proszę - nawet moimi smoczymi uszami ledwo dosłyszałam wyszeptane przez niego słowo. Wciągnęłam głęboko powietrze w płuca. Pomieszczenie przepełniał odór krwi, który dodatkowo wyostrzał moje zmysły, budząc ukrytego zazwyczaj drapieżnika.
- Zostaw go - mruknął Mike, nachylając się ku mnie. - Nie jesteś mu nic winna.
Nie byłam. Wiedziałam to. Ale mimo to... zrobiło mi się go żal.
- To będzie mój ostatni prezent dla ciebie, Lys - powiedziałam, powoli sięgając za połę płaszcza, gdzie nadal znajdowała się kabura z bronią. Wysunęłam pożyczony od Mike'a pistolet i wycelowałam w głowę Lysandra. - Chciałabym powiedzieć, że miło było poznać... ale obydwoje wiemy, że to nieprawda.
Pociągnęłam za spust. Trafiłam bezbłędnie tam, gdzie wycelowałam.
Lysander przestał istnieć. W płomiennych oczach, w których kiedyś się kochałam, zgasło życie.
Byłam wolna.
Bez pośpiechu wyszliśmy z magazynu, mijając po drodze porozrzucane dookoła, rozczłonkowane zwłoki. Tak... chyba i mnie, i Mike'a trochę poniosło. Jak na osoby w pewnym stopniu wprawione w zabijaniu, narobiliśmy strasznego bałaganu, którego zatuszowanie mogło sprawić spore problemy.
Na szczęście i w tuszowaniu nielegalnych akcji miałam wprawę.
Mijając ciało Clausa, którego zabiłam własnoręcznie, gdy nie skorzystał z możliwości ucieczki, którą mu dałam, przystanęłam na chwilę. Spojrzałam w martwe oczy starego przyjaciela... po czym nachyliłam się, sięgając do kieszeni pulowera, który miał na sobie. Tak jak podejrzewałam, znalazłam w niej paczkę papierosów i pudełko zapałek (zawsze naśmiewałam się z niego, że nadal korzysta z tradycyjnego sposobu przypalania papierosów, zamiast przerzucić się na zapalniczki; gdy jeszcze często spędzaliśmy razem czas, to ja mu je podpalałam palcami... ach, wspomnienia). Zacisnęłam to drugie w dłoni i wróciłam do Mike'a.
Gdy tylko wyszliśmy przed budynek, otworzyłam pudełko i wyciągnęłam pierwszą zapałkę.
- Co robisz? - zapytał Mike, patrząc na mnie kątem oka.
Przejechałam łebkiem zapałki po szorstkiej części pudełka, zapalając ją. I rzuciłam w stronę kartonów stojących przy wejściu. Podtrzymywany moją mocą, ogień nie zgasł, więcej, suchy karton szybko się zajął.
- Nie możemy zostawić śladów rzezi, którą tu urządziliśmy - odpowiedziałam, zapalając kolejną zapałkę. - Plus tuszujemy sprawę. Dla dobra rodziny - brunet natychmiast zrozumiał, że mam na myśli mafię, bo wzdrygnął się i popatrzył na mnie zdziwiony.
- Ale przecież... oni...
- W brew pozorom byli dla mnie dobrzy - przerwałam mu, sięgając po kolejną zapałkę i wrzucjąc ją przez uchylone okno do środka. Pomyślałam o Papie Joeyu, który niejednokrotnie wyciągał mnie z kabał, w które się wpakowywałam. To nie on nasłał na mnie Lysa. Piroman działał na własną rękę.
Zamknęłam na moment oczy, żeby się uspokoić. Dopiero wtedy sięgnęłam mocą do ognia, który już płonął, podniecając go i zmuszając do objęcia coraz większego obszaru magazynu.
Gdy cały magazyn objęły już płomienie, włożyłam ręce do kieszeni płaszcza i westchnęłam ciężko.
- Wszystko w porządku? - mruknął Mike, trącając mnie ramieniem.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego przeniosłam wzrok z płonącego magazynu na zaparkowany nieopodal samochód bruneta. I na swój płaszcz.
- Pobrudzę ci tapicerkę - mruknęłam.
Tak, unikanie tematu zawsze było czymś, co wychodziło mi doskonale.

Mike?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics