14.01.2020

Od Ashtona CD Eliotta

Seattle nie było już spełnieniem jego marzeń. Może kiedyś tak było. Na samym początku, kiedy wszystko było łatwiejsze. Kiedy nie miał tylu problemów i nie nosił na plecach ciężaru doświadczeń, przeżyć przez jakie przeszedł w swym krótkim stosunkowo życiu. Krótkim, bo przecież miał ledwie dwadzieścia jeden lat. Chociaż dwójka z przodu bolała go nieco, wizja spędzenia chociaż części czasu, jaki mu pozostał z Eliottem trochę podniósł Ashtona na duchu. Kolejnym pozytywem była na przykład pełnoletność - długo wyczekiwanie wyzwolenie, możliwość rozwinięcia skrzydeł i rozpoczęcia życia na nowo. A przynajmniej spróbowanie tego zrobić. Wciąż chodził do szkoły, mieszkał u brata, żył na jego rachunek. Lecz już teraz snuł plany, gdzie się wyprowadzi, kiedy tylko uzyska taką możliwość. Co będzie robił, aby w końcu być w pełni niezależnym. Najchętniej wyjechałby stąd, jeszcze dalej na północ, do Kanady. Bądź jeszcze lepiej, wyprowadził się do Europy. Wielka Brytania? Szkocja? Irlandia? Wszystkie brzmiały równie interesująco. Nie sądził, aby mógł wybrać jedno z tych miejsc. Zawsze może się wybrać w podróż po całym świecie, z pewnym przystojnym ogarem u boku..
Dłoń czarownika przesunęła się w stronę kieszeni rozpiętej kurtki, w jakiej krył się telefon. Korciło go napisanie, czy nawet zadzwonienie do ukochanego, powiedzenie mu o swych planach i być może wspólne zaplanowanie czegoś. Lecz Elly, w przeciwieństwie do Crowley'a, już rozpoczął to całe "dorosłe życie", innymi słowy - był w pracy, a nie spacerował bez celu ulicami miasta, skupiając się na narzekaniu na nudne, monotonne otoczenie, uciekając z zajęć. Nie chciał mu przeszkadzać. Narzucać się. Irytować. 
Bo nie wiedziałby, co by uczynił, gdyby Cartier się na niego obraził, gdyby przestał rozmawiać, pisać co jakiś czas, umawiać na spotkania.
Gdyby po prostu zostawił Ashtona samego. Nie mógłby tego znieść.
Same te myśli sprawiły, że chłopak delikatnie chwycił się za serce, jakby chciał wyrwać z niego wszelkie negatywne myśli. Za bardzo się przejmował. Powoli dochodził do takiego wniosku. Przecież Eliott nie miał powodów, aby zostawić Asha. Miał taką możliwość, czarownik sam to między słowami zasugerował, kiedy rano wyjawił mu ukrywane sekrety.. Lecz nadal, pomimo tego, trwał przy nim.
Dopiero w momencie, kiedy chłopak uniósł nieco głowę, aby spojrzeć przed siebie, na pusty chodnik, co zdziwiło go, ponieważ o tej porze powinno nim iść całkiem sporo mieszkańców miasta, idących czy to na lunch czy po prostu do pracy lub na wykłady, ujrzał migoczącą tuż przed zakrętem ścianę, zniekształcającą nieco zarysy budynków i aut za sobą. Młodzieniec zatrzymał się i rozejrzał wokół, upewniając się, iż został nieświadomie przeniesiony do lustrzanego wymiaru. Westchnął cicho. Miał problem. Tylko nie wiedział jeszcze, jak wielki.
— Bardzo śmieszne, naprawdę — Brunet obejrzał się przez ramię na dwie sylwetki, ubrane wręcz jednakowo, w hebanowe szaty, jakie opadały na chodnik. Nie rozpoznał twarzy przybyszów - kobiety i mężczyzny najpewniej, jednak kiedy na krótką chwilę skrzyżował spojrzenie z jednym z nich, chłodny dreszcz przeszedł po kręgosłupie młodzieńca.
— Złamałeś prawo, ustalone przez Ciemnego Ojca — Głos mężczyzny był szorstki, poznaczony akcentem, według Asha hiszpańskim bądź włoskim — Konklawe nakazało nam sprowadzić cię..
Czarownik nie słuchał więcej tego, co mówił Inkwizytor. Jego niebieskie oczy otworzyły się jeszcze szerzej. Na bogów, przecież zabił Vesa. Zabił go podczas przypływu mocy, z tego wszystkiego ta informacja zupełnie wypadła mu z głowy. W przypływie paniki zebrał na swoich dłoniach magię, jaką w postaci fali energii posłał w stronę wysłanników. Nie widział efektów, gdyż momentalnie odwrócił się i zaczął biec w stronę bariery, aby ją zneutralizować bądź chociaż zacząć to robić. Sądząc po krokach, jakie poczęły się niebezpiecznie do młodziana zbliżać, nie zadziałało to zbytnio na czarowników, przez co kolejny dreszcz wstrząsnął Ashtonem. Nie poradzi sobie z nimi sam, Eliott na pewno nie zdąży przyjść, tak jak Michael.. Nie mówiąc o tym, że by musieli przejść do innego wymiaru.
Chłopak poczuł za swoimi plecami iskry energii, jakby właśnie miał w tamto miejsce uderzyć piorun. Nie będąc pewnym, czy tak przypadkiem się nie stanie, przeniósł się na ulicę, ponownie zaczynając tkać czar. Wtem usłyszał trzask, czy raczej pęknięcie, a z nieba poczęły spadać migoczące jak brokat odłamki materii, jaka wcześniej składała się na lustrzany wymiar.
Ash dostrzegł na twarzy Aleistera, jaki jakby od niechcenia opuścił rękę, cień uśmiechu. Młodzian nieświadomie wyszeptał imię pradziada, który stał na chodniku w swym fizycznym ciele. Widział to po cieniu, jaki rzucał na ziemię, po błysku w wypełnionych jasnofioletową magią oczach. Ludzie też to dostrzegli. Kobieta za kierownicą samochodu, przed jakim właśnie znajdował się Ash, przestała na niego zawzięcie trąbić i spojrzała na Brytyjczyka, a dokładniej na moc w jego rozchylonych dłoniach. Crowley zerknął na swego potomka i skinął głową. Brunet zrozumiał, co mężczyzna ma na myśli, więc poderwał się z asfaltu i zaczął biec w przeciwną stronę od całego zajścia, między budynki i kamienice, gdzie ostatecznie schował się za rogiem jednej z nich. W drżącą rękę wziął telefon i zaczął dzwonić do jedynej osoby, która mogłaby mu teraz pomóc.

***

Czekając na odzew pomiędzy połączeniami, Ashton otoczył się ochronnymi runami. Starał się nie słuchać odgłosów policji czy, co pewniejsze, Sopportare. Nie kontaktował się też z Aleisterem, jaki jeszcze nie powrócił do swej duchowej postaci, miał przeczucie z tyłu głowy, że ktoś może podsłuchać ich rozmowę. Kiedy jednak poczuł wibracje dzwoniącego telefonu, czym prędzej go odebrał, zmuszając się, aby nie wejść w zdanie Elly'ego.
— Mam.. Mam problem. Duży. Nie mogę rozmawiać o tym przez telefon. Gdzie pracujesz? Mogę do ciebie przyjść? — Na jego szczęście, muzyk nie zastanawiał się dłużej i bez większych problemów podał adres. Crowley nieco drżącym głosem zapewnił ukochanego, że wszystko z nim w porządku, że nic mu się nie stanie, dopiero wtedy rozłączając się.
Przy pomocy zdobyczy współczesnych technologii, dotarł pod wskazany adres, wręcz wpadając szybkim krokiem do wnętrza sklepu. Nim się obejrzał, znalazł się w objęciach młodzieńca, którego powitał cichym mruknięciem.
— Przytul mnie i nie puszczaj.. — poprosił szeptem, wtulając się w Eliotta. Przez chwilę milczeli, a Ashton celebrował chwilę, gdy pracownik sklepu oparł podbródek na czubku jego ciemnej głowy.
— Powiesz mi teraz, co się dzieje? — Blondyn położył dłonie na bokach młodszego towarzysza, po czym spojrzał mu w oczy. Czarownik przygryzł z nerwów wargę.
— Nie będę się rozgadywać, bo w sumie sam nie wiem, co dokładnie się stało... Ale chyba ktoś mnie szuka. Musimy jak najszybciej pójść do siedziby sabatu. Źle się czuję, prosząc cię o to.. Ale czy byłbyś gotowy? Na tą noc..?

Eliott? Otwarte zakończenie, przepraszam :c

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics