28.01.2020

Od Silasa CD Minho

Przez pewien czas zastanawiałem się, czy przed udaniem się do klubu Nullaha nie wpaść w odwiedziny do Callanthii. Zrezygnowałem jednak z tego pomysłu, uznając, że jeśli jej podejście do interesów zmieniło się do tego stopnia, o jakim mówili faceci z baru, to zamiast oczyścić sobie drogę do zemsty, mogę sobie tylko robotę utrudnić. W końcu C mogła ostrzec swojego dilera, że na niego poluję. A wtedy by mi zniknął. Znowu.
Dlatego, gdy dwa dni po burdzie w barze, udaliśmy się w końcu z Minho do klubu, musiałem brać pod uwagę dodatkowe przeszkody w postaci silnorękich na usługach Call. Nie mogłem zabrać ze sobą zbyt wiele broni. Zakładanie cienistej zbroi także nie miało sensu, bo poza ochronieniem mnie przed atakami tylko mi wadziła, gdy przebywałem w ludzkiej postaci.
Podsumowując - jakoś szczególnie dobrze przygotowany nie byłem. Jednak grunt, żeby Minho nic się nie stało, bo miałbym go na sumieniu. Plan był taki, że w razie czego zasłonię go własnym ciałem. Chwilę poboli, ale generalnie nic mi nie będzie. On mógłby zginąć.
- Silas... - usłyszałem szept Minho, gdy zbliżaliśmy się już do wejścia. - A kim tak w zasadzie jest osoba, która wysłała mi tą wiadomość?
- W tym akurat przypadku im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - odpowiedziałem, również ściszonym głosem. Nie łudziłem się: jeden z dwóch mężczyzn przy wejściu był wilkołakiem, gdyby chciał, na pewno usłyszałby naszą wymianę zdań. Ale przyciszony ton w tłumie zwykle mniej zwracał uwagę.
Nim z ust Rudego zdążyła paść jakaś riposta na moją uwagę, nadeszła nasza kolej na wejście do klubu. Machnąłem bramkarzom przed oczami zaproszeniem, które dostałem. Bez zbędnych pytań nas puścili.
Chwilę zajęło nam przeciśnięcie się przez wypełniający klub tłum. Widać cieszył się wyjątkowym powodzeniem. Ciekawe, jak długo.
- Teraz zniknę z widoku, ale cały czas będę w pobliżu - mruknąłem przy uchu Minho, gdy w tłumie, daleko przed nami, mignął mi Nullah. Nie mogłem ryzykować, że mnie zobaczy. Odłączyłem się od Rudego, znikając w gęstym tłumie wypełniający lokal. Mogliśmy mieć problem z szybką ewakuacją, już po fakcie. Nie widziałem żadnych nieobstawionych drzwi, ale jeśli uda nam się nie zwracać na siebie uwagi zbyt dużej liczby osób, nie powinniśmy mieć problemu z wyjściem. W końcu co chwilę ktoś tu wchodził lub stąd wychodził.
Ruszyłem przez tłum nadnaturalnych w kierunku ringu, starając się unikać bezpośredniego kontaktu z mijanymi osobami i jednocześnie nie stracić Minho z oczu. Nie chciałem ryzykować wystąpienia wyładowań elektrycznych, które niemal zawsze przeskakiwały między mną a skórą dotkniętej przeze mnie istoty. Co, nawet jeśli nie było charakterystyczne, na pewno zwracało niepotrzebną uwagę.
Gdy w końcu dotarłem pod ring, dość szybko wypatrzyłem osobę, która wyglądała jak bukmacher, spisujący zakłady do walk. Podszedłem do niego i poklepałem w ramię, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Przyjmujesz zakłady? - zapytałem, a gdy mężczyzna skinął głową, kontynuowałem. - Czy mogę postawić na siebie, a potem wziąć udział w pojedynku?
Facet zmierzył mnie badawczym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na zeszyt, który trzymał i coś w nim zapisał.
- Można - mruknął, schrypniętym od krzyku głosem. - Pańska godność?
- Aaron Black - osób o nazwisku "Black" jest dużo, nie powinno więc zwrócić uwagi. A mojego drugiego imienia Nullah nie znał, wątpliwe było, żeby skojarzył.
Bukmacher naskrobał coś w swoim zeszyciku.
- Ile pan stawia?
- A jaka jest teraz pula?
Zamarł, z długopisem nad kartką. Powoli przeniósł na mnie wzrok, na chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Po czym nabazgrolił jakąś sumę. Z dużą liczbą zer na końcu.
- Żadnej magii - burknął bukmacher, wskazując mi skinięciem ring.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się lekko.
Jednak nie zdążyłem wcielić planu z walką w życie, bo w okolicy, gdzie wcześniej kręcił się Nullah, wynikło jakieś zamieszanie. Ze względu na swój wzrost nie musiałem zbytnio się wychylać, żeby ponad tłumem zobaczyć, co się stało.
Widać Minho dopchał się do naszego kolegi szybciej, niż przypuszczałem.
 - Ym... jednak przepraszam na chwilę - rzuciłem do bukmachera, rozpoczynając już przeciskanie się przez tłum. - Zaraz wracam!
Usłyszałem za sobą, jak mężczyzna wzdycha ciężko z niejaką irytacją, po czym długopisem kilkakrotnie energicznie przesuwa po papierze. Oho. Chyba stracił nadzieję, że będę walczył. Nie mogłem go winić. Z dużym prawdopodobieństwem nie będzie mi to już dane, skoro Minho już teraz zaczął rozróbę.
Dotarłem na miejsce akurat w momencie, gdy gromadka nadnaturalnych zgromadzonych w okół Nullaha, wraz z samym zainteresowanym, rzucili się na Minho. Niemal w ostatniej chwili dopadłem chłopaka, zasłaniając go własnym ciałem i przy okazji sprawnie przejmując od niego woreczek z narkotykiem. Nieszczególnie obchodziło mnie, jakim, ale widać dość cennym, gdyż tłum wokół nas momentalnie zamarł. Albo to w reakcji na moje nagłe pojawienie się. Względnie obydwa powody były trafne.
- Silas - pisnął Nullah. Wszedł przy tym w tak wysokie tony, że nie jedna śpiewaczka operowa mogłaby mu pozazdrościć. - Co... Jak...
- Doskonale wiesz, że mam znajomości - uśmiechnąłem się lekko.
- Tak, ja też mam - mruknął, rozglądając się dookoła z pewną dozą strachu. Jednak tym razem otaczający nas tłum działał na naszą korzyść, bo nie bardzo miał gdzie uciec.
- Ach, wiem. Jesteś nowym pupilkiem Call - westchnąłem lekko, zataczając ręką z woreczkiem krąg w powietrzu. - Pogorszył jej się ostatnio gust, muszę przyznać.
Nullah zbladł. Pewnie nic nie wiedział o moich znajomościach z Callanthią. Cóż, jego problem, nie mój.
- Silas, ja naprawdę... Ja oddam ci te pieniądze - mruknął, mając chyba jakąś złudną nadzieję, że otaczający nas nadnaturalni tego nie usłyszą. Był w błędzie. Jeszcze nim echo tych słów wybrzmiało, już rozległy się wokół nas szepty. "Co? Nie zapłacił mu?"
Dla ciekawskich, skąd takie oburzenie - waluta jest tym, co w półświatku liczy się najbardziej. Tak samo jak wszelkiego rodzaju umowy. A złamanie ich... cóż. Jeśli nie pozbyłeś się osoby, którą okantowałeś, z tego ziemskiego padołu, to musiałeś liczyć się z tym, że może wrócić, by żądać zapłaty. I, o dziwo, nikt w razie konfrontacji nie stanie po stronie kantującego...
- W zasadzie t już ich nie chcę - machnąłem lekceważąco ręką. Po czym nachyliłem się, by spojrzeć mężczyźnie w oczy. - Ale nie zmienia to faktu, że mnie wkurwiłeś. A jeśli myślisz, że kilku wieczna istota zapomni o sytuacji zaledwie po kilku latach... Cóż ci mogę powiedzieć, Nullah. Jesteś w błędzie - ostatnie słowa wręcz wywarczałem.
I wtedy poczułem, jak chłopak za mną zamarł. Przełknął głośno ślinę,a mi przez myśl przeszło pytanie - o co mu chodzi? Ale rzut oka za plecy wystarczył, by się domyślić.
Określenie "kilku wieczna istota" w odniesieniu do mnie chyba go trochę... bardzo zbiło z tropu.
Ups?

Minho?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics