19.01.2020

Od Hime cd. Kangsoo

Jak ja dawno nie odczułam takiej ulgi jak teraz.
Najpierw stresowałam się, jak nigdy w życiu, a teraz byłam aż za bardzo wyluzowana. Co się dzieje!
Jednak byłam też bardzo szczęśliwa. Rodzinka nie będzie nagabywać ani marudzić, że przyprowadziłam muzyka. Nawet jakbym zmusiła na przykład Bena, żeby kłamał na temat swoich zainteresowań, to te cwaniaki i tak wyczują. Nie wiedziałam, skąd oni to wiedzieli i nawet nie chcę wiedzieć. To byłoby dla mnie za straszne.
- Zaproszenie dostałam chyba z lekkim poślizgiem, bo wesele ma się odbyć za jakieś dwa tygodnie… Dasz radę załatwić jakieś wolne w pracy, prawda…? - zapytałam z jakąś niepewnością w głosie. Zapomniałam o najważniejszym – sama do końca nie byłam pewna, czy podczas tego wydarzenia nie miałam przypadkiem zmiany w kawiarni. Bo jeśli tak, to będę musiała prędko to zmienić. I Kangsoo również.
- Zobaczę, jak tylko wrócę do domu, obiecuje – odpowiedział. Na te słowa ponownie szeroko się uśmiechnęłam. Aż miałam ochotę go wyściskać! Ale jednak zrezygnowałam z tego pomysłu, nie wiedziałam, czy powinnam. Bo może tak naprawdę chłopak nie lubił być przytulany? No i znowu kwestia tej znajomości. Ledwo zaprosiłam go jako osobę towarzyszącą, a mam się do niego przytulać?
Wtedy poczułam, jak smycz z Sally, którą trzymałam w lewej dłoni, wykręca mi rękę. Momentalnie pisnęłam z bólu, jeszcze szybciej przekładając czarny materiał do prawej dłoni. Przełożyłam ją przez oczko na linię nadgarstka i zajęłam się rozmasowaniem tego drugiego.
- Co się stało? - szatyn stanął zmartwiony obok. Oderwałam wzrok od ręki i spojrzałam w kierunku Sally, która coś obwąchiwała obok krzaków.
- To tylko nadgarstek… - wyznałam, wpatrując się w ciałko suczki, wyraźnie czegoś wypatrującej wśród roślin.
- Alex, zobacz! - zawołała w końcu do jamnika, który zaraz pojawił się obok niej. Ja ze swojego miejsca nic nie widziałam. Muszę podejść.
Podałam chłopakowi smycz, mówiąc, żeby chwilę potrzymał. Podeszłam do psiaków i kucnęłam obok nich. Od razu zasłoniłam twarz dłonią. W krzakach leżało martwe ciało wiewiórki.
Można by też pomyśleć, że normalnie śpi. Ale w krzakach? I z flakami na wierzchu? Wyglądało to strasznie.
Zauważyłam, jak suczka chciała podejść jeszcze bliżej, ale od razu ją zgarnęłam lewą ręką. Zignorowałam piekący ból zranionego nadgarstka i po prostu wzięłam zwierzaki jak najdalej od martwej wiewiórki. Czemu w ogóle tam była? Ktoś musi coś z nią zrobić…
- W krzakach leży zdechła wiewiórka – powiedziałam do szatyna, przekazując mu w dłonie jamnika.
- Co? Skąd się tam wzięła?
- A skąd mam wiedzieć? Trzeba zadzwonić po jakieś służby… Nie może tam zostać. Jakiś zwierzak może podejść i zjeść…
Chwilę później siedzieliśmy na ławce nieopodal z psami blisko, czekając na wezwaną policję przez Kangsoo. Odchyliłam głowę do tyłu, wzdychając.
- Jeden dzień, a tyle wrażeń. A to jeszcze nie koniec – wyznałam. No i dalej czułam bolące pulsowanie lewego nadgarstka. Że też akurat dzisiaj nie wzięłam swoich tabletek. Kazu by na mnie nakrzyczał.

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics