23.01.2020

Od Minho CD Silasa

  Nie wiedział już, co powinien był o tym wszystkim myśleć. Przejmować się? A może przestać w ogóle na ten temat rozmyślać? Tylko dodatkowo naje się stresu i tyle dobrego z tego będzie, co nic. Kręcąc w niedowierzaniu głową, skupił się na kliencie po drugiej stronie baru, tym samym pozostawił Silasa samego. Mimowolnie, rudowłosy rozejrzał się po lokalu, wzrokiem szukając swoich współpracowników, którzy mieli z nim zmianę. Jednego znalazł, obsługiwał klientów, a druga osoba… zaginęła gdzieś. No cóż, nie ma co za wiele się zastanawiać.
Wzdychając cicho, nie zwracał uwagi na dźwięki, jakie rozchodziły się za nim. Skupił się na kliencie, który zaczął go zagadywać. Choć Minho nie miał za bardzo ochoty na rozmowę, z grzeczności, ale i przymusu, starał się odpowiadać, nie szukając żadnej wymówki. Do pewnego momentu. Usłyszał za swoimi plecami tłuczone szkło, a przez to niemalże od razu się odwrócił, dostrzegając, jak ochroniarze zmierzają w stronę Silasa i osób ze stolika osiemnastego, w czym Lee upewnił się przez fakt, iż nikogo tam już nie było, ale… cóż, ochrona za wiele nie pomogła, gdyż Black sam sobie poradził. Barman wyszedł zza baru, aby spojrzeć na to, co tam się wydarzyło, a jednocześnie mogąc sobie pozwolić na posprzątanie szkła.
- Minnie, on jest z tobą? – pytanie Finna spowodowało, że Koreańczyk jedynie przytaknął głową, przykucając w celu posprzątania. Więcej pytań nie padło, ponieważ dwójka mężczyzn zabrała się za wyniesienie, obecnie leżących, poszkodowanych poza lokal, bez możliwości ponownego wstępu tutaj przez najbliższy miesiąc. O tyle dobrze, iż Minho, jako barman, mógł, wraz z innym barmanami, decydować o tym, kto może tutaj przebywać, a kto nie, po takich sytuacjach, jak ta dzisiejsza.
Azjata, po posprzątaniu, przeniósł spojrzenie na swojego towarzysza, każąc mu pójść za sobą, czyli za bar. Miał zamiar upewnić się, że nic, poza tymi ranami, jakie dostrzegł, nie będzie. Oczywiście, także chciał, by ten wytarł krew, jaką miał na twarzy i ubraniu. Choć pozbycie się tego z materiału mokrą ścierką może być ciężkie i nie pozostanie nic innego, jak wypranie. No ale, to najmniejszy problem na tę chwilę. Raczej zastanawiało go to, dlaczego doszło do bójki. Co było tego powodem? Lee zniknął na zaledwie kilka minut, a za jego plecami zaczęła się cała zabawa. Czy chciał w to wnikać? Nie. No ale, to była jego praca tutaj, musiał się dowiedzieć, aby, gdyby szef miał jakikolwiek problem do Blacka, Lee mógłby wytłumaczyć sytuację, jaka miała miejsce. Wysilił się na słaby uśmiech, po czym pchnął wyższego w stronę zaplecza. To tam wskazał jedno z wielu krzeseł, a następnie poszedł wyrzucić pozbierane szkło, po czym udał się po potrzebne rzeczy do wyciągnięcia szkła (bądź jego resztek), no i czegoś do starcia czerwonej cieczy.
Żaden z nich nie mówił za wiele. Minho zastanawiał się nad tym, dlaczego do tego wszystkiego doszło i dlaczego akurat w czasie jego pracy. Naprawdę, zdarzało się to dość często tutaj, więc stawało się to pewnego rodzaju rutyną. A jak wiadomo – rutyna z czasem staje się nużąca i przytłaczająca. Niestety, nie miał na to zbyt wielkiego wpływu. Taka praca. No ale, poza tym, wciąż rozmyślał o niejakim, bądź niejakiej „C”. Po co, dlaczego i na co było jemu, czy tam jej, wysyłanie takiej wiadomości do chłopaka? Co on takiego zrobił? Nic. Tak mu się wydawało. Jedynie co mógł zrobić, to zacząć nawiązywać pewien kontakt z Silasem, który i tak był dość rozgadany, gdy mowa o akcji, jaką zaplanował, lecz także stanowczy, gdy Lee z przerażeniem spoglądał w stronę stolika numer osiemnaście, aby tego nie robił.
Łapiąc za podbródek mężczyzny, poczuł jego dłoń na swojej. Nie przejął się tym szczególnie. Zaczął oczyszczać pozostałości krwi, żeby wzrokiem odnaleźć pozostałości szkła w jego skórze. Cicho wzdychając, pokręcił z niedowierzaniem głową. Tyle pytań, a odpowiedzi brak. No ale, na wszystko przyjdzie czas, nieprawdaż? I tego właśnie trzymał się chłopak, skupiając się na pozbywaniu się pozostałości po kieliszku. Ah. Kolejne straty. Zapomniał o tym, że będzie musiał to spisać.
- Możesz się tak na mnie nie gapić? – westchnął, nie spoglądając na ciemnowłosego ani razu, a jedynie skupiając się na wykonywanej czynności. – I proszę, puść moją dłoń. Nie chce by mi zdrętwiała. Raczej nic Ci nie zrobię. Potrzebuję przytrzymać, abyś nie odwracał głowy. – dopowiedział, a czując, jak ten wykonuje jego prośbę, uśmiechnął się lekko, lecz szczerze. Jednak nie nawiązał z nim kontaktu wzrokowego, nie spoglądał na mimikę twarzy, ponieważ chciał skończyć jedną, dość ważną czynność.
Kiedy w końcu chciał na nowo przemyć ranę, z której dopiero co wyciągał przezroczyste naczynie… zaskoczony był tym, że nic, oprócz pozostałości po krwi, nie zostało. Koreańczyk zamrugał kilkukrotnie oczami, jakby w niedowierzaniu tego, co się właśnie stało. Przyglądając się temu bliżej… poczuł pewnego rodzaju niepokój. Było to niemożliwe… a przynajmniej tak mu się zdawało. Był człowiekiem, więc takie sytuacje nie miewały u niego miejsca. Tak też nie do końca pewien tego, kim tak do końca był Silas, cofnął się o kilka kroków do tyłu, przyglądając mu się z dokładnością. Być może szukał jakiegoś elementu, jaki mógł przeoczyć. Ogon, skrzydła, cokolwiek… ale tego nie było. Nie różnił się niczym, poza tym, iż był lepiej zbudowany, choć to można było wytłumaczyć sobie przez liczne ćwiczenia. Wzrost? Kwestia genów. No ale, może jednak nie wszystko dało się tak logicznie wytłumaczyć, nawet jeśli bardzo się chciało. Zaczesując rudawe kosmyki do tyłu, potrzebował chwili na ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. Właściwie… wszystko łączyłoby się w całość. Istnieje mały problem z wprowadzeniem człowieka do takiego baru typowo dla odmiennych. Teraz już rozumiał dlaczego Silas nie przejmował się sobą samym. Należał do nich.
Ale. Chwila.
Bar, gdzie będzie Nullah, to typowo dla nadnaturalnych, czyli gdzie… oh. Lee zasłonił usta, jak tylko je uchylił w zaskoczeniu tego, co właśnie do niego dotarło. Cóż, za bardzo spostrzegawczy to on nie był, skoro uświadomił to sobie teraz. No ale, lepsze to niż nic, prawda? Dłonie chłopaka lekko drżały, jak całego jego ciało. Nie do końca wiedział na co się pisze, zgadzając się na ten mały akt zemsty na „przyjacielu”. Teraz nie było już odwrotu.
- Czekaj. Powiedz mi tylko, jak niby… ja, taki człowiek, ma wejść do baru, gdzie, kurwa, każdy jest czymś innym. Nie wiem, nie wierzyłem w takie bajki, ale raczej jeden, prosty człowiek nie dałby sobie rady z tyloma napakowanymi osobami. Nawet jeżeli dużo by ćwiczył. I raczej mu się nie wiem… skóra nie zrasta, regeneruje, cokolwiek, po usunięciu szkła. – powiedział, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej, wciąż przyglądając się drugiemu. – To jest… chore, dziwne.
Tak, chłopak zdecydowanie był w szoku, gdy uświadomił sobie tyle rzeczy w ciągu kilkunastu minut, choć miał na to więcej czasu. No ale, zdarza się. Właściwie, co mu się dziwić? Był tylko człowiekiem, który nie wierzył w żadne wampiry, wilkołaki, czy inne nadnaturalne istoty. Miał prawo się zdenerwować, to naturalne, tak samo, jak strach, jaki właśnie go obleciał przed tym wszystkim.

*** 

   Potrzeba było tych dwóch dni, czyli 48 godzin, aby Minho oswoił się z myślą, że będzie wśród tylu obcych stworzeń. Silas przestrzegł go, żeby nie zrobił sobie żadnej rany, ani czegoś podobnego, ponieważ znajdą się tacy, którzy ludzką krwią się pożywiają, jak przykładowo wampiry, choć też zależało od ich diety (przynajmniej tak mówił Black), no ale – Lee musiał uważać. Rzecz jasna, starszy w większym stopniu chciał przystosować swojego pomocnika do tego, iż spotka się dużą ilością odmiennych stworzeń niż ludzie, z którymi miał styczność praktycznie codziennie. Było to dość trudne, zważywszy na to, że chłopak w takie rzeczy wcześniej nie wierzył.
Tak samo proces wprowadzenia go do klubu. Choć wszystko było ustalone już wcześniej, Azjata miał tyle obaw, że coś pójdzie nie tak. To były tak naprawdę minuty przejścia przez bramki. Ochroniarz tylko rzucił okiem na chłopaka, przepuszczając go dalej, wraz ze swoim towarzyszem. Poczuł ulgę, aczkolwiek chwilową, ponieważ po wejściu do środka i zauważeniu tyle… dziwnych istot, doznał kolejnego szoku. Ah. Jak miałby się nie przejmować, czy nie bać? Miał jakieś ubrania od „znajomego Silasa”. Podobno przez to miał odpychać od siebie, jak oni to określali, krwiopijców. Nie wiedział czemu, ale nie wnikał – nie chciał. Trzymając się dość blisko ciemnowłosego, rudowłosy wręcz przylegał do jego boku… aż nie został tak naprawdę sam, gdyż niedaleko znajdował się Nullah. Lee nie miał trudnego zadania do wykonania, aczkolwiek, było to o wiele trudniejsze niż się spodziewał. Narzucając kaptur na głowę, przeszedł między różnymi stworzeniami w ich „naturalnej odsłonie” (co swoją drogą go ciekawiło, ale i obrzydzało jednocześnie). A kiedy dotarł do swojego celu, uśmiechnął się delikatnie, nadal nie pozbywając się swego nakrycia. Choć znajdował się blisko ringu, tak jak miał to zrobić, przeszedł najpierw na bok, wyczekując w kolejce do mężczyzny. Nie chciał wiedzieć, czym dokładnie teraz handlował, teraz musiał skupić się na tym jednym, prostym geście, oczywiście – najpierw chciał odebrać swoje ubranie, jak to nie poskutkuje, przechodzi do kolejnej czynności, tak jak ustalali.
- M-Minho?! Co ty tutaj robisz?! Jak tutaj wszedłeś?! – pytania bawiły, a strach w oczach Nullaha tym bardziej. – Boże, cholero, co Cię podkusiło wejść w takie progi?! Wiesz co się stanie, jak będą wiedzieli… - nawet nie dokończył, ponieważ rudy przyłożył palec do jego ust, uciszając go w ten sposób.
- Przyszedłem odebrać swoją rzecz. Może pamiętasz, jak wystawiłeś mnie z przebraniem się? – mruknął, popychając delikatnie „przyjaciela” do tyłu, na co za plecami usłyszał niezadowolone warknięcia. Choć się przestraszył, nie reagował. Nie miał tego robić. Najpierw doprowadzić to do końca. – Chciałbym chociaż to odzyskać. Wiesz czy nie, co za różnica, kupiłem to na wyjeździe, więc logiczne, że będzie mi zależało na odbiorze. – dodał, lekko się uśmiechając.
- Ah… bluza, jasne! Oddam Ci! Ale… ale jutro! W porządku? Na pewno Ci pasuje! Ale teraz już idź, naprawdę! – odpychając mocniej Azjatę, który wpadł prosto w ręce jednego ze stworzeń nadnaturalnych.
Oh. Panika… nie, nie można… ale bez tego nie wyciągnąłby woreczka, w którym było coś, co na pewno interesowało wszystkich, a raczej większość obecnych tu osób. Nie trzeba było długo czekać na reakcję. Zwrócił na siebie uwagę każdego, a to skutkowało rzuceniem się w stronę Koreańczyka. No ale, tak jak Silas go zapewniał, nic mu się nie stanie. I nie stało. Nim zdołano się rzucić na niego w tak szybkim tempie, w szczególności przez Nullaha, Azjata znajdował się przy boku Blacka, który teraz sam trzymał woreczek z istotną zawartością dla dilerów. Tak, dzień wcześniej sprawdzili to, dla upewnienia się, raz jeszcze, że nie jest to jakaś podpucha.

Silas?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics