11.01.2020

Od Natashy

Ścisnęłam mocniej torbę przemierzając kolejną z ulic. Lekki deszcz zdążył zmoczyć część moich włosów wystających zza kaptura bluzy. Nigdzie mi się nie śpieszyło - przeciwnie do ludzi mijanych na chodnikach. Zachowywali się, jakby krople spadające z nieba co najmniej sprowadzały ze sobą śmiertelnego wirusa. Przypominali koty wrzucone do wanny z lodowatą wodą; swoim wzrokiem szukali wokół siebie wybawienia od kontaktu z cieczą i jednocześnie zabijali nim każdego na swojej drodze. Szli szybkim krokiem, kotłowali się na przystankach kojących zadaszeniem. Swoimi parasolami zdawali się chcieć wyrządzić innym krzywdę poprzez niebezpiecznie bliskie kontakty z twarzami przypadkowych przechodniów. Wokół zaczęło się przerzedzać - wielu znalazło schronienie w kawiarniach, restauracjach i innych miejscach gwarantujących ochronę przed dalszym moknięciem. Mi deszcz na szczęście nie był w stanie w jakikolwiek negatywny sposób wpłynąć na samopoczucie - między innymi dlatego tak wygodnie patrzyło mi się w tej chwili na to chore od konieczności bogacenia się i zaimponowania sąsiadce luksusowymi wakacjami w Egipcie ,cyrkowe zbiorowisko. Kompletny brak szacunku do drugiego człowieka, gdy w grę wchodzi stawka większa niż ta jak dotąd osiągana. Czasami już nie wiem, co bardziej opłacalne - majątek, popularność, szacunek,... Za pieniądze można wiele kupić. Jednocześnie ludzie zaczynają cię wtedy szanować przez markowe ubrania, drogie kosmetyki. Pieniądze często dają także i władzę, przez co budzi się również i respekt. Szacunek do drugiej osoby jednak nie zawsze idzie w zgodzie z dużym majątkiem. Życie jest popieprzone, tyle w temacie.
W okolicy jestem od prawie dwóch tygodni. Zdążyłam już dobrze zapoznać się z częścią miasta zapuszczając w mało uczęszczane i często zaniedbane miejsca. Aktualnie zanim postanowię rozwinąć na nowo interes, muszę dowiedzieć się jak najwięcej. Wielu na moim miejscu starałoby się o wiele mniej i również mniej martwiło o te wszystkie pierdoły. Jednak dla mnie nie są to tylko pierdoły, a istotne elementy rzeczywistości mające wpływ na całokształt sytuacji. Dlatego właśnie zanim postawię jakikolwiek większy krok, muszę między innymi poznać okolicznych ludzi, znaleźć bezpieczne (dla pewnych działań) punkty w mieście, ogarnąć jak wygląda sytuacja konkurencji i z kim warto się tutaj zapoznać. Mój wzrok w końcu namierzył poszukiwany cel. Uśmiechnęłam się na widok ledwo znanej sobie brązowej czupryny, po czym przytuliłam się z dwójką poznanych parę dni temu osób. Imienia chłopaka dalej nie zapamiętałam, dlatego po prostu zwracałam się do niego po nazwisku. Natomiast imię dziewczyny było takie samo jak moje, łatwo więc zakodować je gdzieś w zakamarkach umysłu. Wyjęłam paczkę z kieszeni kurtki, wyciągnęłam z niej papierosa i potrząsnęłam lekko w ich stronę. Poczęstowali się ładnie, a ja w jakimś stopniu poczułam się jak dawniej. Rozszerzone źrenice i lekko drgające usta Natashy doskonale wskazywały na to, że dobrze trafiłam jeśli chodzi o towarzystwo. Wszystko zaczyna się na nowo, a ja już zdążyłam cholernie zatęsknić za tym, co było. Gdyby moi starzy przyjaciele zobaczyli mnie wśród nowych ludzi, poczuliby z pewnością w dużym stopniu zdradę. Jednak z drugiej strony na sto procent byliby również w stanie zrozumieć sytuację i wręcz konieczność nawiązania nowych kontaktów. To chyba zrozumiałe, że czuję się właśnie jak zdrajca, w dodatku chyba faktycznie nim będąc.
Nie siedzieliśmy długo. Wciąż czułam niedosyt po może dwóch godzinach spędzonych na śmiechu i wygłupianiu się. Potem rozeszliśmy się w zupełnie różne strony. Jestem zdecydowanie nieodpowiedzialną i odpowiedzialną jednocześnie osobą. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak uważnie przyglądałam się całemu światu. Z drugiej strony jednak, czy można nazwać osobą odpowiedzialną kogoś, kto popełnia błędy podobne do moich? W dodatku stale te same, a to chyba nie jest jakoś specjalnie dobry znak.
 Zdawało mi się, że słyszę wszystkie odgłosy wokół siebie. Świat był wyraźny tylko w punkcie, na którym skupiałam wzrok - wszystko inne zdawało się samoistnie poruszać, falować; zupełnie, jakbym patrzyła przez szkło powiększające. Efekt był już i tak o wiele mniejszy. Teraz z mojej twarzy nie schodził szeroki uśmiech, wcześniej natomiast rozluźnienie szczęki było wręcz niemożliwe. Ból zębów pokaże się więc dopiero za maksymalnie godzinę. Płynnym i szybkim ruchem wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni - dochodziła północ.
- Jutro chyba nie pójdę do szkoły - zaśmiałam się sama do siebie, chociaż czułam się tak, jakby to stwierdzenie słyszał cały świat i żył tylko nim. Nie pójdę do szkoły, nie pójdę do szkoły, nie pójdę do szkoły. Powtarzałam to w głowie w kółko niczym jakąś modlitwę. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że słyszę swój własny głos. No tak, zaczęłam faktycznie mówić. Ponownie się zaśmiałam z własnego zachowania. Wszystko wydawało się takie łatwe, nawet zamek drzwi wejściowych do mojego mieszkania ustąpił bez problemu, chociaż wcześniej przeważnie miałam z tym problemy. Ludzie na haju zyskują supermoce, jak widać.
Rano wypiłam dosłownie z litr wody. Z wczorajszego wieczoru i nocy nie pamiętałam praktycznie nic. Jedyne na co miałam na dzieję, to nie natknąć się na żadnego z sąsiadów. Nie przepadam za nimi szczerze mówiąc - chyba z wzajemnością. Zastanawiałam się tylko kiedy kogoś powiadomią o ciągłych hałasach na mieszkaniu. Dzisiejsza noc była pierwszą od czterech dni bez głośno puszczanej muzyki, która rozpoczynała się około dwudziestej, a kończyła grubo po północy. Mieszkanie co prawda nie jest jakieś cudowne; farba odchodząca ze ścian, materac na ziemi zamiast łóżka, nagie żarówki zwisające z sufitu zamiast lamp. Szczerze mówiąc, gdy dodałam tutaj moje gruchoty, zrobiło się dosyć klimatycznie. Mowa o ogromnej ilości roślin, świec oraz świeczek zapachowych, książkach, a nawet i szmacianych dywanach. To mieszkanie jest niezwykle tanie  w spłacie, jednak fakt, że szafę na ubrania musiałam sobie załatwić sama, a jedno pomieszczenie było zupełnie puste, dosłownie zwalił mnie z nóg. Taka oferta jednak nie powtórzyłaby się szybko, więc z niej skorzystałam. Wcześniej wspomniane przeze mnie puste pomieszczenie teraz robiło jako moja pracownia. Oczywiście z tego powodu w oknie wisi ciężka zasłona, a drzwi są stale zamknięte na klucz - nawet gdy przebywam w środku. Pokój jest tak mały, że jego wielkość można by porównać do dwuosobowego łóżka. Siedząc przy biurku, jeśli odsunę zbytnio krzesło do tyłu, uderzę nim o zamknięte drzwi. Takie życie.
Ból głowy nadal nie ustępował. Zaczęłam nakładać pędzlem maseczkę z miodu, cynamonu i jogurtu naturalnego, rozkoszując się jej chłodem i przyjemną kremową konsystencją. Moja cera wręcz błagała o jakąkolwiek uwagę, dlatego postanowiłam poświęcić jej kwadrans i dać nieco odetchnąć. Sucha od nadmiaru alkoholu w ciągu ostatnich dni skóra była nieprzyjemnie napięta i dosłownie mogłam ujrzeć gołym okiem jej nieodpowiednie nawilżenie. Pukanie do drzwi wybiło mnie z rozpaczy nad moim wyglądem. Ktoś wybrał sobie dobrą porę - gdy ja, w maseczce, koszulce na ramiączkach i samych majtkach, stałam sobie pośrodku łazienki ubolewając nad moją twarzą. No, to będzie zabawne.
Pukanie zdążyło się odezwać ponownie, gdy ja zakładając szybko krótkie spodenki, podeszłam do drzwi, po czym otworzyłam je szybkim ruchem.
- Słucham? - odezwałam się pierwsza, opierając ramieniem o drewnianą framugę. Jej chłód wywołał dreszcze na moim ciele, ale nieznajoma mi osoba niespecjalnie zwróciła na to uwagę. Jej wzrok utkwił na mojej twarzy pokrytej gładko rozprowadzoną ciapą. Tak; ciapą.
- Przepraszam, to chyba nie to mieszkanie - nie byłam pewna, czy ta osoba powstrzymywała się od śmiechu, starała ukryć zdumienie, czy też w ogóle nie próbowała zatuszować swoich emocji. Głównie dlatego, że wzrok miałam chwilowo wbity w podłogę; drewno miało bardzo ciekawe wzory. Tak, to zdecydowanie mogło być przyczyną tego niedociągnięcia i nieuwagi.
- Nic się nie dzieje - odpowiedziałam. Jeszcze chwila i nie tylko moja skóra uschnie, ale i ja cała. Nagłe uderzenie pragnienia mogłoby zwalić mnie z nóg za kolejne parę minut. - Miłego dnia życzę w takim razie, cześć! - pożegnałam się, zamykając drzwi. Ciekawe, kogo taka osoba mogłaby szukać.
Po około dwudziestu minutach już schodziłam na dół, musiałam się dotlenić. Jeszcze nie będąc na zewnątrz w ustach trzymałam odpalonego papierosa. Zaciągnęłam się głęboko. No, i o wiele lepiej. Żeby otworzyć drzwi musiałam zużyć moją życiową siłę, która miała zostać mi na resztę tego dnia. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo gdyby to była faktycznie prawda, nie szłabym dalej w stronę parku już chyba piątą minutę. W końcu ukazały mi się ledwo znajome drzewa. Przeszłam na drugą stronę ulicy, jednocześnie wmasowując krem kakaowy w dłonie. Ku mojemu zdziwieniu na jednej z ławek ujrzałam tę samą tajemniczą osobę, która wcześniej obserwowała mnie w tej komicznej sytuacji. Bez wahania skierowałam się w jej kierunku. Gdy zostały mi może dwa metry, odezwałam się radośnie:
- I jak, właściwe mieszkanie odnalezione? - uśmiechnęłam się delikatnie, siadając w bezpiecznej odległości na tej samej ławce. Zasłoniłam nieco dłonią promienie słoneczne, które drażniły mnie bardziej niż kiedykolwiek.

Ktoś?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics