5.01.2020

Od Michaela CD Any

   Gdy ciemnowłosy zaczął się przebudzać, czuł się jak trup, o ile wiedział, jak trup się czuje i czy w ogóle coś czuje. Mało istotne. Ciało mężczyzny były poparzone i skopane, lecz o dziwo nie doszło do żadnego złamania czy zwichnięcia, co rzadko się zdarzało. Czuł jednak czyjąś obecność, że nie jest sam w tym.. kontenerze, w którym się obecnie znajdował.
— Obudziłeś się. — powiedziała spokojnym tonem obca kobieta. — Lys chce Cię zabić. — zaczęła i zbliżyła się do bruneta — I choć mnie nie znasz, pomogę Ci. — odparła poprawiając swoje kruczoczarne włosy.
Wtem kobieta wypowiedziała słowa w obcym języku, a ciało ciemnowłosego sklonowało się co do kropki na pośladku, lecz klon był bardziej nieprzytomny niż sam Michael, który ze zdziwieniem obserwował dość ładną panią.
— A teraz skryj się w cieniu. Nadchodzi. — mruknęła cicho, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
Choć mężczyzna nie posiadał za wiele sił, uczynił słowa kobiety i zniknął w ciemnym zakamarku kontenera, pozostawiając jedynie swojego klona. Po kilku minutach stało to, o czym wspominała czarnowłosa - do kontenera wkroczył Lys i zabrał sobowtóra. Gdy ten zniknął za stalowymi drzwiami, Mike opadł bezsilnie na ziemie w celu regeneracji swoich sił, przechodząc w medytację.
   Gdy w głównej części magazynów rozległ się huk z broni palnej, każdy wiedział co się stało — Michael Crowley nie żyje. Jego przyjaciółka w moment zalała się łzami, a zadowolony z siebie bandzior poszedł w swoją stronę. Jednak był ktoś, kto wiedział, że Mike żyje i ma się prawie dobrze, a był to nikt inny, jak Corson. Rogaty opuścił ciało przyjaciela i niezauważony podszedł do jasnowłosej kobiety.
— Nie płacz, Ana. — powiedział demon, opierając się przed sobą o drewnianą laskę.
— On nie żyje.. — szeptała — Zabili go. — dodała zaciskając dłonie na koszulce mężczyzny.
— Ależ Ana, on żyje. — rzekł demon, po czym ciepło się zaśmiał.
— Przecież on tutaj leży martwy. — spojrzała na rogatego.
— Wskażę Ci drogę do niego, ale musisz mi zaufać, Ana. — mówił patrząc blondynkę — Długo tak nie wytrzymam.. — dodał, tracąc powoli swoją materialność.
Jasnowłosa chyba zauważyła stan demona i nie stawiała oporu, gdy ten wniknął w jej ciało. W ciało drakonida z krwi i kości, tworząc tym niezłą mieszkankę demona ze smokiem.
— A teraz chodź i nie walcz ze mną, bo zabijesz swojego przyjaciela. — mówił w głowie kobiety.
— Czemu nie możesz mi po prostu powiedzieć, gdzie on jest? — spytała w trakcie drogi.
— Wśród tylu kontenerów? To jak szukanie igły w stogu siana. — odpowiedział spokojnie.
Po kilku minutach dotarli do miejsca, gdzie znajdował się nieprzytomny Michael, czekający na swojego demona. Gdy kobieta ujrzała przyjaciela, opadła przy nim na kolana, a gdy Corson wrócił do jego ciała, ten w moment się ocknął, łapiąc łapczywie powietrze w płuca.
— Boże, Mike.. — mruknęła i przyjrzała się ciemnowłosemu — Ale.. przecież on tam leżał.
— To był klon. — odpowiedział zaraz Mike — Ktoś mi pomógł, dla tego ja żyje, a sobowtór leży martwy. — dodał lekko wzdychając.
— Co oni Ci zrobili..
— To co zawsze, Ana. — uśmiechnęła się — A teraz chodź zajebać tego cwaniaka. — dodał, podnosząc się z ziemi.
Pomimo wielu ran na ciele Crowleya, ten miał jeszcze więcej energii i sił przez adrenalinę, która płynęła w jego żyłach. Był niczym wściekły pies na cienkim łańcuchu, który lada moment pęknie. Choć chciał przemienić się w demona, wolał w ludzkim ciele pokazać się człowiekowi, który pewnie opija jego śmierć.
— Ana, proszę tylko o jedno. — zaczął brunet, tworząc w swojej dłoni miecz — Nie powstrzymuj mnie. Jak już wrócić z martwych, to z pierdolnięciem. — dodał z szyderczym uśmiechem.
— Dobrze, ale zabicie tego marnego człowieka należy do mnie. — rzekła stanowczo.
Mężczyzna przytaknął na jej słowa i oby dwoje zatrzymali w głównej części magazynu, w której nadal znajdowało się ciało klona. Gdy jednak przypomniał sobie o kobiecie, która mu pomogła, ciało te zniknęło, rozpływając się w powietrzu.
— Lysandre! — zawołał donośnie ciemnowłosy.
Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się liska, któremu niemalże opadła szczęka na widok Michaela.
— Przecież Cię zabiłem! — warknął niezadowolony.
— Myślisz, że pukawką można zabić demona? — zaśmiał się, przyciągając mężczyznę do siebie — Jestem zły. Jestem bardzo zły za to, co zrobiłeś mojej przyjaciółce. — dodał półszeptem.
— I mam się Ciebie bać? — prychnął obudzony.
— Już się mnie boisz. — uśmiechnął się w odpowiedzi.
Crowley odrzucił lisa kilka metrów dalej i przybrał demoniczną postać, stojąc u boku Any, która była gotów zabić każdego, kto stał dookoła nich.
— Graj muzyko.. — wyszeptał rogaty, oddając się mocy z samych piekieł.
Magazyn stał się istnym polem walki, które przepełnione było mrokiem oraz krwią wrogów, ociekającą ze ścian kontenerów. Corson emanował taką energią, że z jego szczęki wydobywał się czarny dym, a oczodoły zabarwiły się na czerwono, co zdarza się nadzwyczaj rzadko.
Gdy wszystkie misie Lysa były już martwe, większość zwłok było rozczłonkowanych, a podłoga była ufajdana od krwi, nadszedł czas na samego Lysa, którego dopadł rogaty. Oczywiście pamiętał o słowach przyjaciółki i zaciągnął mężczyznę pod nogi kobiety, rzucając nim jak workiem śmieci.
— Czyń honory, Ana. — rzekł demonicznym głosem, kontrolując, aby Lys nie zrobił krzywdy blondynce.

Ana? 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics