24.01.2020

Od Pheobe CD Liama

   Siedząc na zimnym chodniku, ukryta wśród śmietników zastanawiała się co dokładnie zaszło. Klienci Roberta nigdy nie byli w stosunku do niej agresywni. Dokładali wszelkich starań żeby zaimponować dziewczynie licząc na to, że będą mieli u niej szanse. Gdyby którykolwiek z nich zobaczył ją w tej chwili najprawdopodobniej rzuciłaby jej jakieś drobniaki pod nogi i oddalił się żeby przypadkiem za nim nie pobiegła.
– Możesz już wyjść, ma damo w opałach - wyczuła sarkazm, którym była przepełniona wypowiedz nieznajomego. Nie miała zamiaru zaczynać z nim sprzeczki. W końcu zawdzięczała mu życie. Zdjęła szpilki, w których nie miła siły już ustać i wyszła z ciemności. Wyglądała okropnie. Pies podarł nie tylko rajstopy ale i sukienkę. Teraz oczko na rajstopach prezentowało się w pełnej okazałości. Żeby tego było mało cała się wybrudziła, a włosy z pięknego upięcia zmieniły się w istną szopę.
– Dziękuję za - zaczęła jednak warczenie i szczekanie psa przerwało jej wypowiedź. - Za wszystko - mruknęła kiedy na chwile przestał. - Mogę pożyczyć telefon na sekundę? - licząc na to, że dzięki temu pozbędzie się problemu podał jej komórkę. Dziewczyna wybrała telefon do jednego z ochroniarzy ojca i poprosiła żeby po nią przyjechał. Zanim oddała smartfon wybawcy wpisała swój numer „Pheobe, dobra wróżka”.
– Dobra wróżka? - uniósł do góry jedną brew widocznie zdziwiony.
– Spełnię twoje trzy życzenia. Co tylko będziesz chciał. W końcu mogłeś mnie po prostu olać i zostawić na pastwę tych podludzi - wzruszyła ramionami poprawiając rozciętą sukienkę. - Dzwoń kiedy chcesz - i wtedy zauważyła czarny samochód, który zatrzymał się na chodniku. Wyszło z niego dwóch wysokich, umięśnionych i wytatuowanych mężczyzn. Adam i Harry. Podeszli do nich. Widząc w jakim stanie jest dziewczyna od razu zmierzyli wzrokiem nieznajomego. - Spokojnie. Uratował mi życie, tak. Gdyby nie on to jechalibyście do trupa.
– Dasz radę sama iść? - Adam widząc delikatnie zakrwawioną nogę chciał wziąć ją na ręce.
– Tak spokojnie. Podrzucić cię gdzieś? - spojrzała na wybawcę.
– Dokończę przerwany spacer. Nie wpadaj więcej w kłopoty, damo w opałach - sarkazm bijący od jego wypowiedzi dało się wyczuć na kilometr. Dziewczyna tylko westchnęła głośno i ruszyła do samochodu ze swoimi osiłkami.
Kiedy wróciła do posiadłości ojca jeszcze nie było. Rzuciła szpilki w korytarzu co obudziło śpiącego na sofie Connora i Arię. Obydwoje zerwali się na równe nogi. Piesek pobiegł przywitać swoją panią.
– Cześć kochanie. Stęskniłaś się za mamusią? - wzięła ją na ręce. - Mamusia za tobą bardzo - pocałowała ją w nosek i odłożyła na podłogę.
– To smutne, że psa witasz w ten sposób, a mnie totalnie olewasz - przyjaciel westchnął zmarnowany podchodząc do niej - poklepała go po ramieniu.
– Ojciec dzwonił?
– Zero kontaktu. Co się w ogóle stało? Wyglądasz jak bezdomna - rzuciła mu spojrzenie mówiące „jeszcze jedno słowo a przysięgam, że zaboli”.
– Nalej mi wody do wanny. Dużo piany proszę. Idę po wino - musiała się zrelaksować a to była najlepsza opcja. Connor licząc na to, że będzie mógł z nią posiedzieć i bezkarnie popatrzeć na jej cudowne ciało bez protestu poszedł do łazienki. Pheobe wyciągnęła z szafki w kuchni kieliszek i pierwsze lepsze wino, które w niej stało. Silna i niezależna sama je otworzyła, wypełniła nim kieliszek do połowy i na raz wypiła zawartość.
Na górze czekała na nią wanna pełna wody i piany wokół której stały zapalone świeczki.
– Jednak wiesz czego trzeba kobiecie. A teraz się odwróć. Grzecznie wykonał polecenie. Mogła się spokojnie rozebrać i wejść do wanny. Mężczyzna usiadł na ziemi opierając się o nią. Opowiedziała mu dokładnie co się stało. Fakt, że została uratowana przez innego mężczyznę bardzo mu się nie podobał.
– Następnym razem jadę z tobą.
– Nie będzie następnego razu. Nie wiem skąd ojciec wziął tych ludzi ale to był ostatni raz kiedy poszłam z nim na spotkanie. Teraz sama będę dobierać klientów - Connor dobrze wiedział, że to nie byli zwykli biznesmeni.
– Myślę nad założeniem własnej działalności. Jakaś agencja reklamowa na przykład.
– To nie taki zły pomysł. Ojciec ci na to pozwoli?
– To jest właśnie problem - westchnęła chowając twarz do połowy w wodzie. Posiedzieli tak jeszcze chwilę rozmawiając o wszystkim i o niczym dopóki woda w wannie nie zrobiła się zimna. Connor wyszedł z łazienki żeby dziewczyna mogła spokojnie się przebrać. Gotowa do spania rzuciła się na łóżko i zasnęła jak dziecko.
Następnego dnia o świcie obudził ją budzik. Nie miała ochoty na trening ale nigdy go nie odpuszczała. Wyłączyła go i poszła przebrać się w strój do biegania. Kiedy zeszła na dół do kuchni zauważyła torebkę ze swoimi rzeczami. Ochroniarze namierzyli jej telefon i odnaleźli zgubę. Odetchnęła z ulgą.
Po godzinnym biegu wróciła do domu. Zauważyła, że ojeciec wrócił na noc, ponieważ w przejściu leżały jego rzeczy. Pheobe poszła zrobić sobie śniadanie i przyszykować się na zajęcia.
Dzień szybko jej zleciał. Wieczorem wracając z uczelni chciała pojechać coś zjeść. Przerwał jej jednak telefon od nieznanego numeru.
– Pheobe Burton, słucham? - odebrała zatrzymując się na światłach.

<Liam?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics