7.01.2020

Od Liama CD Claudii

Najpierw zatrzymanie przez Sopp, które dość znacznie rozbiło mój plan dnia, bo te kilka godzin, które spędziłem bezczynnie na komisariacie nic do mojego życia nie wniosły, a mogłem w tym czasie wyjść z Luną na porządny spacer. A potem, gdy postanowiłem odwiedzić siostrę, żeby dać jej znać o zaistniałej sytuacji i żeby szczególnie uważała na to, co robi... do kawiarni wpadł uzbrojony, zamaskowany mężczyzna.
W pierwszej chwili obydwoje z siostrą popatrzyliśmy na niego z jednakowym wyrazem niedowierzania na twarzach. Niedowierzania w rodzaju "co on, do chuja, odpierdala". No bo, bądźmy szczerzy, kto normalny napada na kawiarnię? Ile można zarabiać ze sprzedarzy ciastek i kawy? O tortach nie mówię, bo wiem, że jak się robi je z podobną jak Ana finezją i orofesjonalizmem, to jest to niezły biznes. Ale siostra nie wkłada tych pieniędzy do kasy, tylko przeważnie od razu do portfela.
Tak więc imbecyl, który widać chciał zarobić niewielkim kosztem energetycznym z jego strony (choć i tak się postarał, bo broń znalazł), wszedł do kawiarni jak do siebie, celując w stronę mojej siostry z broni palnej. Odruchowo postawiłem między nimi niewidzialną, nieprzepuszczalną barierę powietrza, choć wątpiłem, żeby wystrzelił. Za napad z bronią w ręku grozi mniej, niż za morderstwo.
Podszedł do kasy, wymachując bronią i żądając pieniędzy. Ana spojrzała na mnie kątem oka niezdecydowana, czy ma go przypalić już teraz, czy jednak jeszcze trochę poczekać. Wzruszyłem ramionami, ale wtedy mój wzrok spoczął na kobiecie, która siedziała w rogu kawiarni, przy drzwiach. Dziwnie znajomej, pięknej kobiecie, którą miałem już dzisiaj okazję poznać...
Zakląłem pod nosem. Wróciłem szybko spojrzeniem na siostrę i energicznie pokręciłem głową. "Nie. Tu jest Sopp." Nie trzeba jej było więcej. Klnąc pod nosem, na czym świat stoi, otworzyła szarpnięciem kasę i, nazbyt demonstrując swoje wkurwienie, by można było uznać jej postawę za wystraszoną i uległą, wepchnęła wszystkie pieniądze do podstawionej jej torby.
Ledwo złodziej odwrócił się, by w pośpiechu opóścić budynek, zerwałem się ze swojego miejsca i ruszyłem na zaplecze, ściskając po drodze siostrę uspokajająco za ramię. Nie powinienem mieć problemu ze złapaniem go, jeśli nie miał zamiaru zwracać na siebie uwagi, idąc środkiem ruchliwej o tej porze dnia. Miał do wyboru tylko jedną boczną uliczkę, na którą, tak się składało, wychodziło tylne wejści z kawiarni.
Miałem go jak na tacy.
I owszem, pojawił się tam, gdzie się go spodziewałem, raptem w kilka minut (i tak za długo, jeśli chciał mieć realne szanse na ucieczkę nawet bez mojej interwencji). Tyle że jednego nie przewidziałem - ta agentka Sopp pobiegła za nim. No ale cóż, mogłem się domyślić, że większość ich oficjalnych pracowników dysponuje czymś takim jak poczucie obowiązku.
Wspólnymi siłami udało nam się powalić złodzieja, choć wcześniej wystrzelił w nas cały magazynek. Przynajmniej jedna kula powinna trafić dziewczynę, a spudłowała wyłącznie dlatego, że gwałtownym ruchem powietrza zmieniłem jej tor lotu i zamiast trafić w ramię, przeleciała bez czynienia żadnych szkód nad głową policjantki. Czy jaką tam funkcję pełniła, bo w sumie nie wiedziałem.
W międzyczasie gliny wpadły w odwiedziny, jak było z resztą do przewidzenia. Zgarnęli niedoszłego kandydata na zbrodnię miesiąca, odbierając mu tym jakiekolwiek szanse na wygraną w tej kategorii. No cóż. Pozostało mu mieć nadzieję na wyróżnienie w pozostałych konkurencjach. Najgłupszy powód aresztowania na przykład...
- To już dzisiaj drugi raz, Balanchine - rzuciła dziewczyna, po tym, jak wróciliśmy razem do kawiarni. Torba z pieniędzmi wyciągniętymi z kasy trafiła już z powrotem do Any, która przestała już psioczyć na cały świat i po prostu wróciła do obsługiwania klientów. - Mam nadzieję, że do trzeciego razu nie dojdzie - dodała, podkreślając wypowiedź uśmiechem.
- Nie miałbym nic przeciwko, gdyby doszło - odpowiedziałem uśmiechem. - Tylko może w nieco innych okolicznościach - dodałem żartem. - A tak w ogóle, ty znasz moje imię, ja nie znam twojego. To trochę nie fair, nie sądzisz?
Patrzyła na mnie przez chwilę, a ja złapałem się na tym, że zbyt wiele uwagi poświęcam podziwianiu koloru jej oczu. Zamrugałem, próbując pozbyć się dziwnego wrażenia. Jak na policjantkę była naprawdę... piękna.
- Claudia Von Treskov - odpowiedziała w końcu, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
- Imię ładne jak jego właścicielka - uśmiechnąłem się lekko, opierając biodrem o ladę, przy której stała. Tym sposobem znalazłem się blisko dziewczyny... zdecydowanie bliżej, niż nakazywałyby dobre maniery.
Jeśli sądziłem, że ją tym speszę... tylko trochę się pomyliłem. Nie zareagowała co prawda rumieńcem czy próbą spoliczkowania mnie za zbytnie spoufalanie się, ale nie odpowiedziała też w żaden sposób na mój komentarz. Po prostu rzuciła mi któtkie spojrzenie i wyszła z kawiarni.
Ciekawa osóbka.

Clau? ;P

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics