5.01.2020

Od Pheobe do Liama

- Ile razy mam panu powtarzać, że potrzebuje tej rezerwacji na dzisiaj? Zapłacę podwójnie. Jeśli będzie trzeba to nawet potrójnie. Panie Stain to dla mnie bardzo ważne. Przysięgam, że w ten wieczór zarobi pan więcej niż przez cały tydzień - chodziła po pokoju zdenerwowana. Aria od dźwięku jej szpilek stukających o kafelki nie mogła spokojnie spać. Robert jak zwykle zaprosił klientów na kolację bez rezerwacji w jakiejkolwiek rezerwacji, a martwienie się tym oczywiście zostawił córce.
- Pani Burton oczywiście. Stolik będzie gotowy na szóstą. Jakieś życzenia co do muzyki? - tak jak myślała pieniądze załatwiły sprawę. Dobrze znała właściciela i wiedziała, że ten przystanie na jej propozycję nawet gdyby miał wyrzucić wszystkich ludzi z lokalu.
- To ma być klasyczna, biznesowa kolacja. Fortepian wystarczy.
- Oczywiście. Do zobaczenia wieczorem - rozłączyła się. Głośno wzdychając opadła na sofę obok psa. - Powiedz mi kochanie jak to jest, że ojciec godzinę przed spotkaniem przypomina sobie, że o czymś zapomniał? - głaskała ją delikatnie po głowie. - Jeszcze będę musiała tam iść i się uśmiechać przed jakimiś staruchami. Powinien znaleźć sobie kobietę do dekoracji, a nie mnie.
- Twój ojciec jest świadomy faktu, że zmiękczasz męskie serca. Nie narzekaj tylko idź się lepiej przygotuj - Connor wyszedł z kuchni trzymając w dłoni kanapkę z szynką. Mężczyzna czuł się w posiadłości jak u siebie. Był jak członek rodziny. Usiadł obok niej, a majonez z przekąski kapnął na jej kombinezon.
- Kurwa mać to Channel! - krzyknęła podnosząc się do pionu. - Zabije cię własnymi rękoma jeśli to nie nie spierze - warknęła i mocnym krokiem ruszyła w stronę swojej sypialni. Ten się tylko zaśmiał i włączył sobie telewizję. Minęły dwie godziny. Zbliżała się osiemnasta, a ona dalej siedziała w swoim pokoju. Connor i Robert czekali na nią gotowi do wyjścia.
- Ile można? - starszy poprawił krawat. - Idź sprawdzić czy wszystko z nią dobrze - zlecił wilkołakowi na co ten skinął i poszedł wykonać rozkaz. Bez pukania wszedł do pokoju Pheobe. Dziewczyna gotowa do wyjścia zapinała kolczyki. Ubrana w białą, obcisłą sukienkę z długimi rękawami i odkrytymi ramionami. Włosy zaczesane w prostego koka dodawały jej kreacji elegancji.
- Musimy już jechać - mruknął patrząc na nią. Od dawna był w niej zakochany. Pociągała go pod każdym ciałem. Bał się wyznać swoje uczucia. Wiedział, że jeśli coś poszłoby źle straciłby możliwość patrzenia na nią codziennie.
- Dobrze już dobrze - spakowała do torebki wszystko czego potrzebowała i wymijając go wyszła przodem. - Zajmij się Arią. Byłoby dobrze gdybyś wypuścił ją na chwilę na dwór. Nakarm ją o ósmej - podała mu wytyczne tak jakby mówiła o dziecku.
- Tak jest szefowo - przewrócił oczami idąc za nią.
- Jest i moja księżniczka! Piękna jak zwykle - ojciec przytulił dziewczynę. - Moja duma - uśmiechnęła się delikatnie.
- Tato chodźmy już. Spóźnimy się za chwilkę tak - nie chciała żeby zniszczył jej fryzurę, z którą męczyła się dobre trzydzieści minut.
- Oh tak jasne. Connor zaopiekuj się domem! - krzyknął biorąc kluczyki od czarnego Mercedesa Klasy S.
Zatrzymali się przed wejściem. Robert oddał klucze do wozu obsłudze żeby ten go zaparkował.
- Tym razem siedź i uśmiechaj się grzecznie. Ja zajmę się interesami - przez chwilę zastanawiała się skąd ta decyzja jednak nie sprzeciwiała mu się. Jak zawsze była mu posłuszna. Przy stolików czekało na nich dwóch mężczyzn. Widząc ojca z córką podnieśli się z krzeseł. Tak jak dziewczyna przypuszczała. Jeden z nich był w wieku jej rodzica, a drugi coś około czterdziestki. Ucałowali dłoń dziewczyny i uścisnęli rękę Robertowi po czym ponownie zajęli swoje miejsca.
- Jesteś piękniejsza niż sądziłem - starszy uśmiechnął się do niej na co odpowiedziała tym samym. Poczuła obrzydzenie jednak nie dała tego po sobie poznać. - Proponuję żebyśmy najpierw zjedli kolację i napili się wina zanim przejdziemy do interesów.
Przez następna godzinę rozmawiali o sprawach prywatnych. Wypytywali głównie o Pheobe. Dziewczyna nie mówiła o sobie zbyt chętnie. Nie spodobali jej się. Czuła, że w powietrzu wisi coś złego.
- Czas przejść do sedna sprawy - mruknął Robert.
- Chciałbym jednak porozmawiać w cztery oczy. Danny zajmie się twoją córką. Nic jej z nim nie grozi. Zapewniam - nie był pewien jednak ostatecznie się zgodził. Kontrakt z nim był dla niego cholernie ważny. Potrzebował nowego dostawcy towaru, a od niego nie było lepszych. Przyciągnął ją do siebie.
- Załatwię to szybko. Jeśli coś będzie nie tak daj znać chłopakom. Kręcą się po okolicy - wyszeptał jej do ucha. Przełknęła głośno ślinę.
- Chodźmy - wstała i ruszyła przodem w stronę wyjścia. Położył dłoń na jej plecach i poprowadził ją. Wyszli na ulicę. Mało ludzi kręciło się w tej części miasta. Szatynka czuła ogromny dyskomfort. - Piękny wieczór – mruknęła chcąc jakoś rozładować napiętą atmosferę.
- Nie tak piękny jak ty dziecino - jego dłoń zsunęła się zdecydowanie zbyt nisko. Przełknęła głośno ślinę i ugryzła się w język żeby nic nie powiedzieć.
- Bardzo mi miło - uśmiechnęła się delikatnie.
- Będę musiał niestety przerwać tę cudowną chwilę - nie do końca zrozumiała o co mu chodzi ale po chwili wszystko się wyjaśniło. Wciągnął ją w boczną alejkę zasłaniając usta żeby nikt nie usłyszał jej krzyków. Nie miała pojęcia co się dzieje. - Cichutko - patrzyła mu prosto w oczy. - Miałem cię tylko zgarnąć ale kurwa nie dam rady - sekundy później czarne Audi podjechało po nich. Kiedy prowadził ją w stronę wozu dziewczyna ugryzła go w palec tak, że poczuła krew na swoich ustach i ruszyła biegiem przed siebie. - Ty mała szmato! - warknął i ruszył za nią. Wypadła jej torebka. Nie miała jak zadzwonić po pomoc. Po prostu uciekała. Spojrzała za siebie przez ramię. Biegł za nią z bronią w ręku. Przyspieszyła i skręciła na następnym skrzyżowaniu wpadając przy tym na jakiegoś mężczyznę.
- Błagam pomóż mi - wyszlochała wpatrując się w jego brązowe tęczówki.


<Liam?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics