23.01.2020

Od Any CD Michaela

Trening był dla Mike'a, z resztą dla mnie też, doskonałym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości, uporczywych myśli. Widziałam to po uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy zaraz po tym, jak stal spotkała się ze stalą w akompaniamencie charakterystycznego zgrzytu. Jednak, nie ma co ukrywać, mężczyzna nadal nie był w szczytowej formie. Kręgosłup dalej dawał mu się we znaki. Dlatego szybciej niż zwykle musiał zakończyć trening.
- Przepraszam - mruknął, opierając się ciężko na mieczu, który wsparł czubkiem o podłogę. - To nie mój dzień.
- W porządku - poprawiłam chwyt na mieczu i odrzuciłam jeden z dwóch długich warkoczy, w które zaplotłam włosy przed treningiem, na plecy. - Rozumiem.
- Mogę stworzyć kilku cienistych, żebyś mogła jeszcze poćwiczyć - zaproponował, a gdy wzruszyłam ramionami, usiadł powoli na podłodze, opierając się przy tym na mieczu. Oparł się o ścianę, westchnął cicho, jakby z pewną ulgą. Po czym uśmiechnął się do mnie i stworzył grupkę cienistych. - Dajesz, mała.
Rozpoczęłam walkę. Mike co jakiś czas dodawał wskazówki od siebie, zwracając mi uwagę na drobne błędy w postawie. Jednak gdy po kilkunastu minutach zamilkł całkowicie, zatraciłam się w wyuczonych ruchach, raz po raz zadając ciosy mieczem w cienistych przeciwników. I nie wiem, kiedy, nie wiem do końca jak, ale... przed oczami stanęła mi znowu walka w magazynie. Martwy Mike... i wściekłość, którą wtedy przesłonił strach, a teraz uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą.
I nie wiem kiedy... po prostu wskoczyłam w swoją smoczą skórę. A logiczne myślenie się wyłączyło. Pozostał tylko pierwotny, zwierzęcy szał, który drakonidy miały zakodowany w genach. Ale nad którym zwykle potrafiły zapanować...
Jednak nie tym razem. Zdominowana przez silne emocje nie potrafiłam kontrolować instynktów. Rzuciłam się na cienistych przeciwników, atakując zębami i pazurami, rozszarpując ich na strzępy cieni, które niemal natychmiast znikały. A gdy wszyscy przeciwnicy "zginęli", instynktownie skierowałam swoją uwagę na jedyną żywą istotę, która oprócz mnie przebywała w sali.
Wbiłam złote oczy drapieżnika w Michaela, który już połapał się, że coś jest nie tak i podniósł się z podłogi. Przestał tworzyć kolejnych cienistych, ale macki ciemności nadal wiły się dookoła, w każdej chwili gotowe zaatakować. Zamarłam na chwilę, stając wszystkimi czterema łapami na podłodze, rozłożyłam skrzydła na całą ich rozpiętość, przez co ich końce musnęły przeciwległe końce sali. Lekko otworzyłam pysk, pokazując zęby. Ostrzeżenie.
Które Mike skwitował krótkim przekleństwem. Co zwykle mu się nie zdarzało, więc gdybym w tamtym momencie myślała logicznie mogłabym zobaczyć, jak bardzo moje zachowanie go wystraszyło.
- Ana... Co ty robisz? - zapytał, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. Błąd. Niewiele było we mnie w tamtym momencie z człowieka. A patrzenie w oczy każdemu zwierzęciu kojarzy się z rzuceniem wyzwania, atakiem.
I, zapędzone w kozi róg, a tak się w tamtym momencie czułam, zawsze zaatakuje.
Więc warknęłam, doskoczyłam do mężczyzny i kłapnęłam mu zębami przed twarzą. I zaraz poczułam, jak coś się na moim pysku zaciska, uniemożliwiając mi otwarcie go. Szarpnęłam głową, ale nic to nie dało, co wywołało tylko jeszcze większą frustrację z mojej strony. Ale w zasadzie Mike dobrze zrobił, zakładając mi wtedy ten swego rodzaju cienisty kaganiec. Dzięki niemu nie odgryzłam mu głowy.
A ta chwila frustracji, pewnego zawahania, dała mojemu smoczemu instynktowi czas na połapanie się w sytuacji. Do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach bruneta, który mojej ludzkiej formie kojarzył się z bezpieczeństwem. Momentalnie zamarłam z podniesioną w górę głową, łypiąc jednym okiem na mężczyznę. Już się nie rzucałam. Panika powoli mijała, ale umysł jeszcze nie do końca odzyskał kontrolę nad instynktem. Potrzebowałam jeszcze przynajmniej chwili.
Ale przynajmniej Mike'owi nie groziła już utrata którejś części ciała w moich szczękach.

Mike?
Ups xD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics