6.01.2020

Od Liama CD Kangsoo

Przygotowałem nam herbatę, z którą przeszliśmy później do salonu. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a po chwili niemal całkowicie zapomnieliśmy o akcji z kobrą.
Od tamtego dnia dziwnie często nasze drogi przypadkiem się krzyżowały. Gdy wychodziłem na spacery z Luną do parku, a Kangsoo akurat też tamtędy przechodził. W schronisku. Raz zaszedł do sklepu po ciastka dla Geuma, bo w tym, w którym zwykle je kupował, nie przyszła tym razem dostawa.
Któregoś dnia Koreańczyk wpadł do kawiarni mojej siostry, gdy akurat zastępowałem Mię przy kasie, bo dziewczyna musiała pojechać odebrać młodszego brata ze szkoły. Podobno coś nabroił, a nie chciał, żeby rodzice się o tym dowiedzieli, więc zadzwonił do siostry. A że akurat byłem w pobliżu... czemu miałbym nie pomóc?
- Jak mogę pomóc naszemu priorytetowemu klientowi? - zapytałem, uśmiechając się szeroko, gdy tylko zobaczyłem przyjaciela w drzwiach. Zwróciłem tym uwagę kilku klientów, którzy siedzieli przy stolikach w kawiarni. Odwrócili głowy w kierunku drzwi, ale zaraz wrócili do przerwanych czynności. A Kangsoo podszedł do lady i też lekko się uśmiechnął.
- Wpadłem w odwiedziny - rzucił, spoglądając na gablotę z bułeczkami drożdżowymi z makiem, których kolejną partkię moja siostra właśnie przygotowywała w kuchni na zapleczu sklepu, bo jej pracownicy, jak powiedziała, zanim zniknęła po tym, jak przejąłem kasę, "nie nadają się do prac tak misternych, jak ta". Bo nie dość, że makowce były piękne, każdy jeden przypominał bowiem kształtem gwiazdę, to jeszcze były przepyszne. Wiem, bo próbowałem. Niekoniecznie za zgodą siostry.
- I jakimś cudem wiedziałeś, że tu będę? - zapytałem, unosząc ze zdziwieniem brew.
- No... nie - Kangsoo z powrotem złapał ze mną kontakt wzrokowy i uśmiechnął się lekko. - Powiedzmy, że stęskniłem się nieco za wypiekami twojej siostry.
- Cóż, to zrozumiałe - pokiwałem głową, przybierając poważny wyraz twarzy i potakując, niby znawca. Mniej więcej wyedy poczułem uderzenie dłoni w potylicę. Aż podskoczyłem zaskoczony.
- Nie wydurniaj się, tylko mi pomóż - zaśmiała się, wskazując ruchem głowy blaszkę, którą przyniosła, pełną kolejnych bułeczek. Spojrzała na Kangsoo. - Hej. Chcesz jedną? Jeszcze ciepłe.
- Oczywiście, że chce - odpowiedziałem za przyjaciela, już sięgając po jedną, ale powstrzymało mnie niezbyt delikatne pacnięcie w dłoń. Zabrałem ją szybko i przycisnąłem do piersi, rzucając siostrze skrzywdzone, pełne wyrzutu spojrzenie.
- Zjadłeś już przynajmniej trzy - przypomniała, nie zmieniając pogodnego tonu. Oparła blaszkę jednym krańcem o blat, żeby mieć wolną rękę i w ten sposób móc przenieść wypieki do gabloty.
- Kolejna mi nie zaszkodzi.
- Zaszkodzi.
Ponad ramieniem siostry spojrzałem na Kangsoo i demonstracyjnie przewróciłem oczami, czym wywołałem rozbawienie na twarzy przyjaciela. Sięgnąłem po papierową torebkę, którą otworzyłem wprawnym ruchem i włożyłem do niej jedną, polukrowaną bułkę, porwaną prosto z blaszki, tym razem bez protestów ze strony siostry. Zawinąłem ją i podałem Kangsoo. I nagle wpadłem na pewien pomysł.
- Ej, a w sumie... - zacząłem, gdy Ana poszła odnieść blaszkę. - Co powiesz na wypad na łyżwy? - posłałem przyjacielowi promienny uśmiech. - Otworzyli lodowisko w centrum.
- Czy ja wiem... - nie wydawał się nie wiadomo jak szczęśliwy tym pomysłem, ale ostatecznie, po chwili namowy, zgodził się. Ukradkiem zabrałem jeszcze jedną bułeczkę z gabloty i szybko schowałem do torby, żeby Ana nie zauważyła. A dla niepoznaki zawołałem - Ana, idziesz z nami?
Choć mogłoby się to pytanie wydawać dziwne, zważywszy na to, że dziewczyny nie było przy naszej rozmowie, to zaraz padła odpowiedź. Przecząca.
- Oj, no nie bądź taka! Daj się namówić. Już i tak skończyłaś na dzisiaj, a Mia zaraz wróci - zrobiłem do niej maślane oczka, gdy wyszła z zaplecza.
Zajęło mi to dobre dziesięć minut, ale w końcu się zgodziła. Po tym, jak wróciła Mia i prawie dosłownie wypchnęła za drzwi mówiąc, że sobie poradzi, a ona ma iść się bawić. Siostra westchnęła tylko ciężko, mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak "Całe życie z wariatami", ale poszła z nami.
- W sumie nie pytałem - zwróciłem się do przyjaciela później, gdy już szliśmy pokrytym ciągle padającym śniegiem chodnikiem. Ana, okutana w szalik tak, że było widać zza niego tylko jej oczy, szła między nami, musiałem więc patrzeć na mężczyznę nad jej głową. - Umiesz jeździć?

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics