27.04.2020

Od Any CD Michaela

- Daj spokój - mruknęłam, uciekając wzrokiem od przyjaciela, by przenieść go na zwierzyniec, który nagle zgromadził się w salonie. A w szczególności na Finna, który, gdy tylko Mike odstawił Siwę na ziemię, zaczął skakać wokół kotki i popiskiwać śmiesznie, jak to lisy miały w naturze. Jak na razie kotce zdawało się zupełnie nie przeszkadzać nowe towarzystwo i nowe otoczenie, jak Finn się nią w końcu znudził, podeszła do Archera, żeby się połasić do jego nóg... Wilczak spojrzał na mnie z niemym błaganiem o ratunek. - Możesz zostać, ile ci się żywnie podoba - wróciłam spojrzeniem na Mike'a, uśmiechając się lekko, choć nadal bez wesołości. Po prostu jakoś... za dużo się wydarzyło. Mimo wszystko. - I nie musisz się w żaden sposób odwdzięczać, uznaj to za przyjacielską przysługę czy nawet obowiązek do pomocy - sprzedałam brunetowi lekkiego kuksańca łokciem w bok. Po czym ruszyłam w stronę kuchni.
- Nie chcę być dla ciebie ciężarem...
- Nie jesteś - rzuciłam przez ramię, nie pozwalając mężczyźnie powiedzieć niczego więcej. - Rozgość się i czuj się jak u siebie w domu. Na górze jest wolna sypialnia, możesz uznać ją chwilowo za swoją.
Podczas gdy mężczyzna poszedł na górę się rozpakować, ja zajęłam się przeglądaniem zeszytu z zamówieniami z cukierni. Usiadłam na siedzisku pod oknem, rozprostowując na nim długie nogi, a plecami opierając się o szafkę, z którą siedzisko graniczyło. Po chwili jednak ugięłam lekko nogi, by móc oprzeć na nich zeszyt i w miarę komfortowo w nim pisać.
Już po chwili dołączył do mnie Finn, pakując się w trójkątną "kryjówkę" pod moimi nogami, zaraz za nim pojawił się Archer, za nim przydreptała Siwa, wskakując na siedzisko i kładąc mi się na stopach... Rav nadleciał i usiadł na oparciu jednego z krzeseł, a gdy już wszystkie zwierzaki znalazły się w kuchni, to i Ciri postanowiła odważyć się w końcu przemieścić z salonu. Niemal natychmiast wpakowała się co prawda pod stół, a całą drogę pokonała niemal czołgając się po ziemi z podwiniętym pod brzuch ogonem, ale przynajmniej wyszła. Widać już załapała chociaż jakąś niewielką więź z resztą ferajny.
Wróciłam uwagą do zeszytu, w którym spisywałam zamówienia i projektowałam torty. Sprawdziłam, które zamówienie ma najbliższy termin wykonania, przejrzałam też daty degustacji tortów, na które się umówiłam, bo trzeba na nie będzie zrobić jakieś próbki... I wszystkie te kalkulacje, plus wstępne szkicowanie kolejnego tortu weselnego, który będę musiała zaprezentować, a potem jeszcze raz wykonać, zajęły mnie do tego stopnia, że nie zauważyłam, jak Mike wszedł do kuchni. Dlatego wręcz podskoczyłam, płosząc przy okazji Finna i Siwę, którzy leżeli bezpośrednio przy mnie, gdy mężczyzna podszedł do mnie i odsunął mi z twarzy kosmyk włosów, który wysmyknął się z warkocza. Zeszyt wyleciał mi z rąk, próbowałam złapać go w locie, jednak nie zdołałam, przez co ostatecznie zsunął się na podłogę, razem z ołówkiem. Usłyszałam, jak łamie się rysik.
Podniosłam gwałtownie głowę na przyjaciela.
- Przepraszam - powiedział cicho, z autentyczną skruchą w głosie. - Nie chciałem cię przestraszyć...
- Nie nie, w porządku - mruknęłam, wstając. Finn został przez to już perfidnie zrzucony na podłogę, Siwa natomiast przeniosła się tylko w drugi kąt siedziska. Schyliłam się, by podnieść upuszczone rzeczy, zamknąć notes i położyć go ostrożnie na blacie. - Zamyśliłam się tylko. Nic się nie stało.
Tyle, że się stało. Nie teraz, ale się stało. A ja, choć naprawdę, naprawdę próbowałam, z całych moich sił psychicznych, nie mogłam o tym zapomnieć.

~•~

W nocy nie mogłam zasnąć. Wierciłam się, przewracałam z boku na bok, starając się znaleźć jak najwygodniejszą pozycję do spania, nic to jednak nie dawało. Nie potrafiłam oczyścić myśli na tyle, by odpłynąć w objęcia Morfeusza... A przez to, że ja nie mogłam zasnąć, była podenerwowana także Ciri, która tradycyjnie już wcisnęła się pod moje łóżko, czuła więc, a już na pewno słyszała, każde poruszenie materaca i szelest kołdry, gdy po raz kolejny zmieniałam pozycję.
Potrzebowałam jakoś oczyścić myśli.
Automatycznie, wręcz bezwiednie, wygrzebałam się w końcu z łóżka. Chłodne powietrze owiało moje gołe nogi i ramiona, które natychmiast zaplotłam na piersiach. Zatrzęsłam się, choć nie wiem, co bardziej się do tego przyczyniło - chłód, do którego zaraz moje ciało się przyzwyczaiło, rozgrzewając się od środka, czy raczej emocje, które mną targały... szczególnie po zmroku. Noc zawsze sprzyjała przemyśleniom, mieleniem w umyśle wspomnień całego dnia, raz za razem, minuta za minutą, powtarzanie sobie każdej wspaniałej... lub, w tym przypadku, przerażającej chwili.
Na moment przymknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech... musiałam się uspokoić.
Moje nogi niemal samoistnie zaczęły się poruszać. Otworzyłam drzwi do mojej sypialni, wyszłam z niej i ponownie zamknęłam drzwi za sobą, żeby Ciri nie nawiała. Moje bose stopy uderzały o posadzkę, gdy szłam korytarzem, ku schodom, na górę... do sypialni gościnnej, którą teraz zajmował Mike.
Przed samymi drzwiami zatrzymałam się na moment, by jeszcze raz wziąć głęboki oddech i uspokoić kołaczące serce. On miał swoje problemy. Nie mogłam go jeszcze obarczać swoimi. Potrzebowałam go jednak, jego bliskości... czułam, że bez niego nie zasnę.
Cholera, do czego to doszło. Nie czułam się bezpiecznie nawet we własnym domu...
Otworzyłam w końcu drzwi i bezszelestnie wsunęłam się do pokoju. W ciemności zobaczyłam ciemniejszą sylwetkę rozłożoną na łóżku... Mike.
Odetchnęłam głęboko, ostatni raz, nim podeszłam do łóżka i, ubrana tylko w luźną, czarną koszulkę, która ledwo zasłaniała mi tyłek, i koronkowe figi, wśliznęłam się do łóżka koło przyjaciela, oplatając go ramionami, przerzucając jedną nogę przez jego nogi i opierając głowę o jego tors...
- Ana? - usłyszałam schrypnięty, zaspany głos, a zaraz potem poczułam jego ramię obejmujące mnie w talii. - Co ty tu robisz...?
- Nie mogłam zasnąć - starałam się włożyć w mój ton tyle nonszalancji, ile się dało. Żeby nie dać mu najmniejszych powodów do zmartwienia. Po prostu, zapragnęłam bliskości drugiej osoby, nic w tym dziwnego, prawda...? - Jak ci przeszkadzam, to sobie pójdę - podniosłam gwałtownie głowę, by spojrzeć mu w oczy, nagle żałując, że tu przyszłam. Po co. Po co go niepotrzebnie martwić...
Tyle, że bez niego nie zasnę. Nie było mowy. Patowa sytuacja... I nagle straciłam resztki pewności siebie.
No kurwa.

Miiiiiiiiikeeeeeee? <3 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics