6.04.2020

Od Liama CD Kangsoo

Wpadliśmy... jak śliwki w kompot. Szczególnie Kangsoo, który nie miał kontaktów w każdej możliwej organizacji, mogącej wyciągnąć go z tej mocno nieciekawej sytuacji. Ja miałem szansę sobie z tym jakoś poradzić, miałem w tym pewne doświadczenie, ale on...?
Cholera, dlaczego musiałem się dowiedzieć o tej całej akcji ścigania ludzi Joey'a teraz? Nie mógł zadzwonić, listu napisać, cokolwiek?! Ograniczyłbym wtedy spotkania z Kangsoo do minimum, żeby go nie narażać niepotrzebnie. A tak to... kurwa.
Siedziałem więc teraz na tylnym siedzeniu radiowozu, z Kangsoo obok siebie, nie mając za bardzo pomysłu, co zrobić. Na dobrą sprawę powinni nas wypuścić, gdy nic nie znajdą w samochodzie, ale biorąc pod uwagę to, że od razu założyli, że coś mam... Westchnąłem ciężko. Chyba mimo wszystko czeka nas wizyta na komisariacie. Byleby nie w areszcie, nie lubiłem jakoś szczególnie tego miejsca. Zawsze siedziały tam szemrane typki, które próbowały ci coś wcisnąć na wymianę.
Poruszyłem nieznacznie dłońmi skutymi kajdankami, rozprostowałem i zgiąłem palce. Kajdanki w żaden sposób nie ograniczały moich zdolności, mogłem ich użyć... tylko jak? Nie byłem moją siostrą, nie mogłem wzniecić jakiegoś niegroźnego pożaru dla odwrócenia uwagi, a w międzyczasie się zmyć. Z powietrzem można było zrobić znacznie mniej przydatnych rzeczy... Chociaż?
Wbiłem wzrok w jednego z policjantów, tego, który stał teraz przy radiowozie. Drugi dalej kręcił się z psem przy moim samochodzie, choć czworonóg ewidentne nie wykazywał zainteresowania pojazdem, co powinno być wyraźnym sygnałem, że nic nie znajdą. Ale cóż, widać byli zdesperowani.
Skupiając się na znajdującym się bliżej policjancie, zacząłem powoli zaciskać palce jednej dłoni. Przyciągnęło to uwagę Kangsoo, który rzucił mi pytające spojrzenie, jednak nie odpowiedziałem. Jeśli faktycznie chciałem się pozbyć policji na dobre, nie mogłem teraz doprowadzić do ich śmierci. Ale do chwilowej utraty przytomności... Równie dobrze mogli się po prostu przegrzać. W końcu w tych mundurach musi im być gorąco w taką pogodę jak dzisiaj.
Najpierw policjant się zatoczył, złapał równowagę opierając się jedną ręką o radiowóz. Zamrugał kilkakrotnie, pewnie "łapiąc ostrość". Na nic mu się to jednak zdało, bo już chwilę później padł jak ścięte zboże, tracąc przytomność.
- Liam? - wyrwało się Kangsoo na głos. Pokręciłem głową, nie patrząc na przyjaciela, przenosząc za to wzrok na drugiego policjanta. Znowu powtórzyłem ruch powolnego zaciskania palców... I drugi z policjantów dołączył do kolegi.
Teraz pozostała kwestia otwarcia drzwi, ale wyrywanie zamków w starych radiowozach to moja specjalność... Nie pytajcie, kiedy miałem okazję się nauczyć. Nie było czego wspominać.
Znalazłszy się na wolności, szybko pozbyłem się kajdanek, nie trudząc się nawet do używania klucza, który bez problemu znalazłbym pewnie przy policjancie. Ze smoczą siłą trzeba się liczyć. Potem przyszła kolej na Kangsoo... W sumie to głównie o niego chodziło. Moja ucieczka w tym momencie sprawiłaby mi więcej kłopotów niż pożytku. Zniknięcie jednego z zatrzymanych dało się jakoś wytłumaczyć, ewentualnie wmówić, że nigdy nie było żadnego drugiego i to kwestia przegrzania... Niemożliwe? Pfff, nie takie rzeczy się wmawiało policji...
- Musisz się stąd ewakuować - powiedziałem spokojnie, otwierając kajdanki Kangsoo. - Serio, poradzę sobie. Góra dwie godziny i mnie tam nie będzie, zobaczysz. A po wszystkim spotkamy się u mojej siostry, ogarnę dla nas jakieś darmowe desery, podobno torty lodowe na sprzedaż zrobiła.
- Dlaczego mam cię zostawić? Przecież żadne z nas nic nie zrobiło, nic nam nie mogą zarzucić... - Kangsoo widocznie nie mógł zrozumieć, jak się w tej sytuacji znalazł. No cóż, w sumie nic dziwnego.
- Ty masz czystą kartotekę. Przynajmniej tak podejrzewam, popraw mnie, jeśli się mylę. Po co masz to psuć przeze mnie? - uśmiechnąłem się lekko. - Mi już niewiele zaszkodzi, poza tym bez problemu się wykpię z tej, w zasadzie śmiesznej, sytuacji.
- Skoro nic nie zrobiliśmy, dlaczego mają nam coś zrobić? - mężczyzna nie dawał za wygraną. Pokręciłem lekko głową.
- Więc może niech cię przekona do zmycia się stąd to, że na pewno zrobią rewizję naszych rzeczy osobistych. Masz przy sobie pierścień, prawda? Któryś z nich może go zachachmęcić dla siebie, a tego, jak zgaduję, nie chcesz - przerwałem na chwilę, by wsiąść z powrotem do radiowozu. Nie chciało mi się skuwać z powrotem, i tak nie zauważą, jak stworzę na sobie jakąś lipną iluzję. Iluzję Kangsoo też mogłem stworzyć na tak długo, jak to będzie konieczne. - Rób jak chcesz, ale daję ci szansę na uniknięcie niebezpiecznej dla ciebie sytuacji. Po prostu pójdź, pojedź, jak chcesz, do kawiarni mojej siostry, możesz jej przy okazji powiedzieć, co się stało, może też się wstawi za bratem, a jak nie, to na pewno cię uspokoi, że z nie takich problemów wychodziłem cało... Mówię ci, góra dwie godziny i mnie wypuszczą. Jak nie Joey mi pomoże, to Sopp. Nic nie ryzykuję, ty mógłbyś bardzo dużo, gdybyś mimo wszystko postanowił zostać - i, uśmiechając się krzywo, zamknąłem drzwi radiowozu, zamykając się w nim, a Koreańczyka zostawiając na zewnątrz. Jak Kangsoo pójdzie, pozostanie mi poczekać, aż policjanci odzyskają przytomność. Potem powinno być już z górki... Pod warunkiem, że Kangsoo nie postanowi zgrywać bohatera i zwyczajnie stąd zwieje.

Kangsoo? ;p
Takie ten, ale coś wena nie współpracuje :c

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics