17.04.2020

Od Michaela CD Any

   Gdy Crowley wybudził się z głębokiego snu, u jego boku siedziała jasnowłosa kobieta, która kurczowo trzymała swojego lisiego towarzysza. Na jej widok mężczyzna szybko się cofnął, lecz gdy w swojej głowie połączył kilka faktów, a jego dziki instynkt w pewnym stopniu się uspokoił, przypomniał sobie kim jest owa kobieta. Odetchnął głęboko przymykając na chwilę oczy, po czym wdał się z nią w krótką wymianę zdań. Wtem brunet przypomniał sobie o skaleczeniu na boku swojego ciała, i choć minęło kilka godzin, rana nawet nie dała rady się zakrzepnąć, przez co nadal sączyła się niewielka ilość krwi. Michael jak to Michael, wielki samiec nie czujący bólu, który i tym razem nie chciał pokazać swojej słabej strony. Wstał gwałtownie z kanapy w mniej znanym mu celu, po czym zaraz znowu na nią opadł cicho przy tym sycząc. Czuł ogromy ból i wiedział, że sam nie da rady pozbyć się kawałku włóczni, lecz jego męskie ego nie pozwalało mu na chwilę słabości. Zacisnął dłonie w pięści aż do krwi, lecz powstałe tam rany szybko się zabliźniły, a gniew uleciała wraz z kroplami bordowej cieczy.
— (...) Chodź, pomogę Ci. Sam tego nie wyciągniesz. — stwierdziła jasnowłosa, wcześniej wyciągając do bruneta pomocną dłoń.
Nie mając większego wyboru, mężczyzna chwycił za przedramię kobiety i pociągniętym jednym ruchem wstał na równe nogi. Cichym westchnięciem stłumił wszelkie oznaki bólu, po czym podążył za blondynką, która skierowała się do sypialni. Pewnie gdyby Michael miał humor, zarzuciłby jakimś sucharem, lecz tym razem panowała grobowa cisza, która momentami powodowała dziwny ból.
— Połóż się. — rzekła wskazując na łóżko. — Pójdę tylko po apteczkę. — dodała, znikając zaraz za drugimi drzwiami.
Gdy mężczyzna wykonał prośbę przyjaciółki, ta po chwili wróciła z pomarańczową skrzyneczką i siadła obok bruneta, spoglądając na półnagie ciało. Jej wzrok zatrzymał się na jego skaleczeniu, po czym delikatnie, a zarazem stanowczo, obróciła jego ciało na bok, żeby mieć lepszy wgląd na kawałek włóczni. Michael przygotował się na wszystko, ponownie zacisnął dłonie w pięści, ściskając przy tym kawałek kołdry.
— Byle szybko. — powiedział spokojnie, przymykając powieki, żeby skupić się na swoim opanowaniu.
Gdy kobieta sprawdziła z bliska jego zadrapanie, chwyciła za odpowiedni przyrząd i jednym ruchem wyjęła grotę z ciała przyjaciela. W ułamku sekundy poczuł jeszcze większy ból, co spowodowało utratę tchu, przez co nie był w stanie wydusić z siebie nawet krzyku. Odruchowo obrócił się twarzą do poduszek i skupił się wyłącznie na swoim ludzkim genie, żeby nie wysadzić posiadłości w powietrze. Po kilku sekundach wrócił mu oddech, a napięte mięśnie lekko się rozluźniły, lecz wtedy coś kazało mu użyć węchu, skupić się na trzymanej poduszce, a gdy to uczynił, poczuł przyjemny zapach Balanchine. Głęboko odetchnął, w pewnym stopniu się uspokoił, a gdy odwrócił się na plecy, ponownie widział swoją jasnowłosą ratowniczkę.
— Szybko się regenerujesz. — rzekła z powagą, spoglądając na blizny. — To dobrze. — dodała, wstając przy tym z łóżka.
— Ana, czekaj.. — mruknął brunet podnosząc się do siadu. Kobieta zatrzymała się i spojrzała na niego pytająco, czekając na ciąg dalszy wypowiedzi. — Dziękuję za.. pomoc, ale też chciałem przeprosić, raz jeszcze przeprosić za moje kretyńskie zachowanie. Musisz wiedzieć, że nie byłem wtedy sobą.. — mówił, trzymając z nią kontakt wzrokowy — To cud, że teraz się nie przemieniłem.. — zaśmiał się nerwowo. — Proszę Cię tylko o wybaczenie, później mogę zniknąć Ci z oczu. — dodał, prostując się w siadzie.

Ana? ♥

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics