1.04.2020

Od Isli

- Czego się gapisz?- Spojrzałam na brata mrużąc brwi, a następnie chowając się za swoimi rękami. Moja twarz zapewne przybrała kolor czerwienia. Nie mogę się tak przecież ludziom pokazać.- Natychmiast zaprzestań.

- Daj spokój, przecież masz tylko wejść i spytać, to nic wielkiego. No co w tym może być ciężkiego, co?- Odpowiedział z lekką irytacją, wskazując szklane drzwi. Tak, mimo iż jesteśmy rodzeństwem, znającym się od urodzenia, on dalej zdaje się nie wiedzieć że interakcje z ludźmi powodują we mnie lekkie zdenerwowanie. Po co siać niepotrzebny zamęt? Nie mam ochoty z nikim rozmawiać i nikt mnie do tego nie zmusi.

- No to sam to zrób jak taki odważny jesteś, a nie biedną siostrę na stres narażasz.- Po mojej wypowiedzi mężczyzna zauważył że się nie poddam i sam otworzył drzwi, uprzednio głośno wzdychając. Spojrzeniem rozkazał mi wejść za sobą. Skrzyżowałam ręce i weszłam do pomieszczenia.

- Witam, czy mają państwo może chrupki dla psów z wołowiną i kurczakiem?- Pani kasjerka rozejrzała się po sklepie, jakoś zbyt miło szczerząc się do mojego brata. Cóż, jeśli lubi starsze, to mógłby to być długotrwały, szczęśliwy związek!

- Jakaś konkretna firma Pana interesuje? Mamy kilka, choć wiele się nie różnią.

-Tak, najlepiej <...> - I tu nazwa, której nie potrafię wymówić, napisać a tym bardziej przeliterować, która sprawiła mi tak wiele problemów. Sprzedawczyni schyliła się i wzięła ze stojaka dany przysmak.

- Trzy dyszki poproszę.- Uśmiechnęła się ponownie, a obiekt jej, jak mniemam, adoracji, podał jej odliczoną kwotę, żegnając się przy tym. Wyszliśmy ze sklepu zoologicznego, po czym wsiedliśmy do mojego auta.

- Czasem w ciebie dziewczyno nie wierze.

- Nie musisz, wystarczy że ja to robię. Zapnij pasy i buzię, to dojedziemy bez rozlewu krwi- uśmiechnęłam się ironicznie. To on zawsze kupuje smakołyki dla naszych psów. Dzisiaj poprosił mnie, ale gdy wymówił nazwę konkretnej firmy, którą powtarzał później z dziesięć razy, po prostu spanikowałam.Pewnie powiedziałabym ją źle, pani by się zaśmiała, a ja nigdy bym tam już nie poszła.Głupie to ale prawdziwe. Taka już jestem...A przynajmniej dzisiaj, kiedy wyjątkowo nic mi nie wychodzi, nawet chodzenie. W drodze z domu do auta potknęłam się kilka razy, co już lekko sponiewierało moją pewność siebie.

Gdy w końcu dojechaliśmy do domu, od razu usłyszałam szczekanie. Aram podszedł do drzwi i wraz z otworzeniem ich, odruchowo cofnął się do tyłu, a zza drzwi wyskoczył Bullet, lądując na mnie. Intensywnie obdarował moją twarz pocałunkami, a widząc smakołyki, o mało nie zwariował. Jakoś wygramoliłam się spod niego i weszliśmy do domu. Milo powitał nas machającym ogonem, lecz ożywił się bardziej widząc swój ulubiony przysmak.

-Taki układ. Ja robię obiad, ty wyprowadzasz psy.

- Otóż nie tym razem- energicznie zaprzeczyłam, dając psom wołowinę.- Na odwrót.

- Isla...nie żebym coś sugerował, ale myślę że mój obiad będzie o niebo bardziej jadalny niż twój.- Zasugerował.

- Nie dowiesz się, póki nie dasz mi spróbować- wywróciłam oczami, przemieszczając się do kuchni oddzielonej od wejścia salonem, Odkąd mieszkamy razem, cały czas gotuje. a jak nie ma czasu, zamawia coś. Mam tylko kuchnię dla siebie jeśli gdzieś wyjeżdża na dłużej, ale sam nigdy nie był świadkiem moich kulinarnych umiejętności.

- Może kiedyś jeśli będę robił tu remont, dam ci spalić kuchnię co do cna. Lecz jak na razie, zapraszam panią na zewnątrz.- Pogonił mnie, rzucając w moją stronę dwie smycze. Westchnęłam głęboko, leniwie idąc w stronę drzwi.

-A Państwo na zaproszenie czekają?- Spytałam, uśmiechając się, a psy niemal nie staranowały mnie wybiegając na zewnątrz. Od razu usiadły obok auta. Moim celem na dziś, był park.

xxx

Na miejscu, słońce już zostało zakryte gęstymi chmurami. Miałam nadzieję że dane nam będzie wygrzać się, a zamiast tego, zbierało się na deszcz. Cóż, super nie jest, ale źle też nie! Nic nie powstrzyma nas od zabawy w berka. Uprzednio zapinając psy na smycze, ruszyliśmy przed siebie. Miejsce, które zostało przeze mnie odkryte jakieś cztery dni temu, miało miejsce za górką po prawej stronie oczka wodnego. Tam, psy mogły radośnie biegać skakać i robić wiele innych rzeczy jakie robią psy.

Po znalezieniu nieopodal sporych rozmiarów patyka, cała nasza trójka zaczęła biegać dookoła, wesoło się bawiąc. No, do czasu aż za bardzo zamachnęłam się owym kawałkiem drewna, który niechybnie trafił kogoś, jak mniemam, w głowę. Milo popatrzył w tamtą stronę z zaciekawieniem, natomiast drugi doberman schylił głowę.

- Zostaw.- Pokazałam znak ręką, a ten usiadł. Niechętnie podeszłam do nieznajomej osoby, która musiała dostać dosyć mocno ze względu na to, że zamiast wstać, dalej była w pozycji siedzącej, trzymając się przy tym głowy.- Przepraszam...to nie specjalnie było.- Podrapałam czubek głowy, wyciągając rękę w ramach pomocy.


Ktoś?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics