Gdy jasnowłosa odeszła, zatrzaskując za sobą drzwi, mężczyznę ogarnął
jeszcze większy gniew, lecz nie miał już sił tego wyładować. Patrzył
obojętnym wzrokiem na drogę wyjścia, chciał pobiec za kobietą, chciał
jakoś zareagować, przeprosić i wszystko wytłumaczyć, lecz wiedział, jak
to może się skończyć. Na samą myśl oddalił się od drzwi, oparł się o
ścianę od razu osuwając się na podłogę, podciągnął kolana, na których
oparł łokcie, natomiast dłonie wplątał w swoje włosy. Rozwścieczony
oddech powoli się uspokoił, serce wróciło do ludzkiego rytmu, a drżące
ciało rozluźniło się. Pierwszy raz od pół roku Crowley uspokoił swoje
wewnętrzne zwierze. Delikatnie nabrał powietrze, a unoszący się zapach
kobiety spowodował, że na jego twarzy zawitał niewyraźny uśmiech, w jego
głowie rozbrzmiał jej śmiech, a na myśl o jej dotyku przeszły go
dreszcze. I choć był pewny, że minęło kilka minut, że zdąży pobiec za
jasnowłosą żeby z nią porozmawiać, to gdy otworzył swoje zmęczone
ślipia, było już ciemno, a jego ciało dawno przybrało demoniczną formę,
lecz właśnie to zmotywowało go do walki z nowym wewnętrznym
zwierzęciem...
Kilka dni później.
Po pół roku walki z
samym sobą, Crowley wyciszył się i powrócił do medytacji, tworząc
wcześniej krąg diabła. Po zamknięciu oczu, mężczyzna przeniósł się do
całkiem innego świata, lecz nie czuł się w nim obco, a wręcz przeciwnie,
jakby był tutaj już wiele razy. Panująca dookoła cisza jeszcze bardziej
wyciszał mężczyznę, tworząc harmonie pomiędzy światami, tworząc coś,
czego nie było od ponad pół roku.. Michael otworzył oczy, a jedynie co
ujrzał przed sobą, to wielkiego drakonida, lecz nie była to Ana czy
Liam, to było demoniczne wcielenie mężczyzny.
— Jesteś nikim, Crowley. — powiedział gad patrząc prosto w jego oczy.
—
Mylisz się. — odpowiedział nadal będąc w pozycji medytacji — Jestem
Panem, ty moim sługą i nieważnie jak bardzo chcesz mnie zniszczyć, nie
uda ci się tego dokonać. — mówił na tyle poważnym tonem, że zaczął czuć w
sobie siłę — Jesteś kolejnym demonem, kolejną istotą, którą mogę
zniszczyć, zabić, zwrócić do czeluści piekieł i dopilnuje tego, że
będziesz cierpiał do końca swojego istnienia! — wstał szybko i zbliżył
się do gadziego pyska — Czuje twój strach. — szepnął unosząc kącik ust —
Masz dwie opcje do wyboru - stajesz się uległy i to ja mam nad tobą
kontrolę albo wypierdolę cię na zbity pysk pod drzwi samego Szatana. —
mówił groźnie, lecz zachowywał swój spokój, żeby wzbudzić w demonie
jeszcze większy strach.
W odpowiedzi uzyskał jedynie cichy
warkot, lecz mężczyzna czuł jego strach, czuł tą niepewność i zwątpienie
w swoją moc, co Michaela jeszcze bardziej nakręcało, wzmacniało,
dodawało siły oraz energii. Gdy skrzydlaty odleciał bez słowa, Crowley
wrócił do pozycji medytującej, jednocześnie wracając do świata realnego.
Od kontaktu z demoniczną istotą minęło kilka dni, być może nawet
tygodni. Przez ten czas mężczyzna nie miał większych problemów ze
skrzydlatym, lecz zdarzały się napady agresji oraz kolejne próby
samobójcze, a ślady tego pozostaną na dosyć długo. Jak wyglądał teraz
Michael? Jak bezdomny alkoholik, któremu udało się znaleźć kilka ładnych
ubrań. Ciało jego było posiniaczone, poobijane, w kilku miejscach
stłuczone oraz rozcięte. Żywił się głównie tym, co przyniósł mu Erge i
nie mógł na to narzekać, gdyż żywność była prosto ze sklepu lub też
świeżo upieczona. Crowley powoli do siebie dochodził, lecz na tyle
powoli, że zajmie mu to kolejne pół roku, być może rok, albo nawet i
kilka lat. Od czasu do czasu sam przemieniał się w skrzydlatego gada,
sam latał po okolicy i uczył się niczym małe dziecko, lecz oczywiście
nie mogło zabraknąć kolejnych wybuchów gniewu oraz niszczenia pobliskich
lasów. Czasami miał dosyć, ale wtedy myślał o jasnowłosej kobiecie i
nagle chęci do życia powracały. Po tym też wpadł na pomysł, żeby
odwiedzić ją we śnie i tam też z nią porozmawiać..
Wejście do
jej snu było dosyć proste, a znalezienie Any jeszcze prostsze, gdyż ta
znajdowała się w swoim domu. Jako że był to sen, Michael przeniknął do
posiadłości kobiety, lecz gdy ją zobaczył, zamilkł.
— Co Ty tutaj robisz? — spytała raczej niezadowolona z obecności bruneta.
— Ja.. ja chciałem porozmawiać. — odpowiedział spokojnie pomimo stresu.
— We śnie? — zaśmiała się wrednie.
—
Ana, wysłuchaj mnie. To jest o wiele bezpieczniejsza opcja. — lekko
westchnął — Mój gen zmutował, Corson odszedł, a nade mną przejął
kontrolę całkiem obcy demon. Nie kontroluje go w żadnym stopniu.. —
mówił spokojnie — Tak jak Ty nie kontrolowałaś samej siebie ponad pół
roku temu.. — dodał, co chyba ruszyło kobietę, gdyż ta nie patrzyła już
tak oschle na mężczyznę — Ta sytuacja w domu, Ana, kurwa, w życiu bym
nie podniósł na Ciebie ręki — powiedział lekko łamiącym się głosem — Ja
przepraszam, Ana.. Proszę Cię tylko o wybaczenie, po tym zniknę Ci z
oczu, zniknę z Twojego życia.. — dodał zbliżając się do blondynki.
Gdy
kobieta chciała coś powiedzieć, cały sen rozpłynął się w powietrzu
pozostawiając Michaela w pustce. Wtem znów coś w nim pękło, załamał się,
padł na kolana nie otrzymując wybaczenia od kobiety, która była dla
niego bardzo ważna. Cisza.
Crowley obudził się wypoczęty, lecz
znowu czuł pustkę, to spotkanie wypruło go z wszelkich emocji. Nie miał
już siły na okazywanie radości czy smutku, przez co wyglądał jak żywy
trup, a jego wnętrze powoli się rozpadało. Nie mając większego wyboru,
powrócił do medytacji..
Ana? ♥
Brak komentarzy
Prześlij komentarz